Joanne Harris - W Tańcu

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanne Harris - W Tańcu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W Tańcu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Tańcu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Spójrz na świat oczami Joanne Harris, a życie stanie się ciekawsze. Może do buta przyklei ci się szczęśliwy los na loterię? Może znany od lat sąsiad zaskoczy cię swoim hobby? Harris przedstawiając znajomą, codzienną rzeczywistość, pokazuje równocześnie jej drugą stronę: magiczną, groteskową, paradoksalną, zachwycająco piękną i potwornie przerażającą.

W Tańcu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Tańcu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pewnego dnia, kiedy wracałam z zakupów, pan Tamaoki czekał na mnie na podeście. Stał bez koszyków, a drzwi jego mieszkania były otwarte na oścież. Mimowolnie zerknęłam do środka i zobaczyłam surowo urządzone wnętrze, wypełnione blaskiem popołudniowego słońca.

Juzo Tamaoki skinął głową i przemówił, po raz pierwszy od początku naszej znajomości.

– Cha – powiedział.

Nie wiedziałam, o co mu chodzi.

Ponownie skinął głową.

– Prosie. Prosie. – Gestem zaprosił mnie do środka i szerzej otworzył drzwi. Oszołomiona postąpiłam za nim z wahaniem.

Pokój był prawie pusty. U sufitu wisiał czerwony lampion. Na przeciwległej ścianie umieszczono bambusowy kalendarz. W rogu leżał tradycyjny, cienki materac. Ciasną przestrzeń kuchni niemal doszczętnie wypełniała staroświecka, różowa lodówka. Obok niej zobaczyłam dużą, ciężką deskę do krojenia oraz kolekcję noży przeróżnej wielkości. Na środku pokoju stał niski stół z serwisem do herbaty. Zamiast krzeseł po obu stronach ułożono czerwone maty. Pan Tamaoki wskazał mi jedną z nich, po czym nalał herbatę z wprawą wskazującą na lata praktyki.

Nigdy nie piłam czegoś podobnego: napar miał zielonkawy kolor i ostry zapach. Pan Tamaoki ostrożnie nalał herbatę do małych czarek i zamieszał ją bambusową trzepaczką. Jej smak przypominał woń skoszonej trawy: był ciepły, odrobinę cierpki. Od czasu do czasu pan Tamaoki z uśmiechem kiwał do mnie głową. Siedzieliśmy w milczeniu; jego angielszczyzna nie pozwalała chyba na swobodną wymianę zdań. Między nami wirowały drobiny kurzu. Po raz pierwszy w życiu poczułam się nieskrępowana obecnością drugiej osoby i jej milczeniem.

Wreszcie pan Tamaoki wstał. Z uśmiechem zaprowadził mnie do kuchni, a następnie otworzył lodówkę i wskazał jej zawartość. Zajrzałam do środka.

Półki były pełne ptaków. Pomarańczowych, żółtych, zielonych, szkarłatnych. Istna ptaszarnia wypełniona mnogością kształtów – niektóre z ogonami jak wachlarze, inne smukłe i opływowe, z nastroszonym grzebieniem, długim dziobem i paciorkami oczu spoczywały w tropikalnej obfitości kwiatów oraz liści, wszystkie ciche i osobliwie nieruchome.

Gdy spojrzałam uważniej, zrozumiałam, że mam przed sobą warzywa dostarczane co rano o godzinie piątej trzydzieści, zaklęte w owe misterne i niepowtarzalne kształty. Tutaj rzodkiewka puszyła bajkowe pióra, kabaczek stał się łabędziem, marchew zaś zyskała pierzasty ogon rajskiego ptaka. Ich oczy wykonano z główek od szpilek, pióra wycięto scyzorykiem. Widziałam miękką fakturę grzbietu, zgrabny łuk karku, skrzydło; na wpół otwarty dziób obnażał skrawek języka. Lodówka skrywała ponad setkę warzywnego ptactwa, które z gracją obsiadło półki, czekając, aż twórca umieści je w koszykach i zaniesie do restauracji, gdzie ozdobią talerz z jaśminowym ryżem bądź krewetki w imbirze, a ktoś zachwyci się w przelocie lub, co bardziej prawdopodobne, w ogóle nie zaprzątnie sobie nimi uwagi…

Oto cały sekret pana Tamaokiego. Siedlisko magicznych ptaków. Zapewne dotrzymywały towarzystwa urodzonemu w niewoli. Patrzyłam na nie jak urzeczona. Czarodziejskie ptaki, doskonale nieruchome, zaklęte w milczenie, ale krzyczące kolorami.

– Są piękne – powiedziałam.

– To bardzio miłe – odparł pan Tamaoki z błyskiem w oczach.

Wkrótce potem wyjechał bez pożegnania. Któregoś dnia uświadomiłam sobie po prostu, że wóz dostawczy nie przyjechał; obudziłam się o siódmej czterdzieści, mrużąc oczy w świetle sączącym się przez żaluzje. Potem zauważyłam, że nazwisko na domofonie zniknęło.

Jego nieobecność dziwnie mi doskwierała. I choć ciężarówka przestała mnie budzić, nadal cierpiałam na bezsenność. Odczuwałam ciągły niepokój. Zrozumiałam, że brakuje mi odgłosu kroków pana Tamaokiego na schodach, koszyków z warzywami, szelestów dochodzących z sąsiedniego mieszkania. Przestałam rozkoszować się ciszą, a chłodna atmosfera Mortimer Street straciła wiele ze swej atrakcyjności. Spojrzałam na sąsiadów łaskawszym okiem – na państwa Hadleigh z nieśmiałym synem, pannę Hedges ze sklepu ze starociami, państwa McGuire z gromadką wesołych dzieci. Może mieli rację, uznałam; może powinnam była dać im szansę.

Mieszkanie pana Tamaokiego przez kilka tygodni stało puste. Dyskutowano o przyjeździe nowej lokatorki, lecz mało kto coś o niej wiedział. Panna Hedges widziała ją tylko raz.

– Dziwna kobieta – powiedziała mi któregoś razu, krzywiąc się z dezaprobatą. – Nie odezwała się ani słowem. Jakaś gburowata.

Jej słowa nie wzbudziły we mnie spodziewanej ulgi.

Dzień przed przyjazdem nowej lokatorki zastałam drzwi mieszkania pana Tamaokiego otwarte na oścież. Pokój pachniał proszkiem do czyszczenia. Stół, lampion i materac zniknęły. Kuchnia świeciła pustką. Wnętrze zostało idealnie wysprzątane, zlew wytarty do sucha, ścierka rozłożona na kranie do wyschnięcia. Obok zlewu leżała mała paczuszka, owinięta papierem ryżowym. Widniało na niej moje nazwisko, skreślone chwiejnym charakterem pisma.

Papier szeleścił w dotyku. Kiedy otworzyłam paczkę, uderzył mnie nieoczekiwanie silny zapach, woń drewna i spalenizny, niczym w święto upamiętniające spisek prochowy [Święto, obchodzone 5 listopada, dla upamiętnienia nieudanego spisku mającego na celu wysadzenie angielskiego Parlamentu w roku 1605. (Przyp. tłum.).]

. Niepewnie dotknęłam zawartości i okazało się, że to herbata.

Zaparzyłam ją tamtego wieczora, usiłując odtworzyć rytualne czynności Juzo. Rozwiałam dłonią parę, aby uwolnić aromat. Napój okazał się pyszny, nieco odurzający. Czułam, że zasnę po nim bez trudu. Rankiem zaproszę nową sąsiadkę, nieprzyjazną, milczącą kobietę, i uraczę ją resztką herbaty. Może się ucieszy, że ktoś pierwszy wyciąga do niej rękę. Dopijając napar, zobaczyłam w półmroku, że para zastygła na kształt rozpostartych skrzydeł ptaka gotowego do lotu.

Śniadanie w Tesco

Wszyscy czasem dostajemy trzęsionki. Jednak dla niektórych z nas Tiffany zawsze pozostanie niedostępny.

– Dzień dobry, panno Golightly. To co zwykle?

Uwielbiam ową życzliwość oraz sposób, w jaki Cheryl zwraca się do mnie i przynosi to co zwykle. Ja oczywiście nazywam ją Cheryl, jest taka młoda. Może któregoś dnia poproszę, żeby mówiła do mnie Molly.

Dwie porcje grzanek, dżem truskawkowy, drożdżówka porzeczkowa oraz imbryk herbaty Earl Gray. To co zwykle. Cheryl zawsze pamięta, żeby postawić tacę na moim stoliku przy oknie i podać mleko jak należy, w dzbanuszku – nie cierpię plastikowych pojemników – z dwiema kostkami cukru na talerzyku. Przychodzę tu w każdy sobotni ranek, zamawiam ten sam zestaw, po czym siadam na moim ulubionym miejscu i obserwuję przechodniów. Powtarzalność rytuału daje swoiste poczucie bezpieczeństwa. Mała nagroda za tygodniowy trud i zmartwienia.

Cheryl ma dwadzieścia dziewięć lat, tlenione włosy i przekłuty nos. Nosi adidasy na grubej podeszwie, podobne do ortopedycznego obuwia Doris Craft z domu opieki Meadowbank. Chyba można zaryzykować stwierdzenie, że wygląda tandetnie. Specjalnie dla mnie przyniosła jednak własny dzbanuszek do mleka (w Tesco nie dają), malutki i ceramiczny; później wyznała, że pochodzi z serwisu dla lalek. No i zawsze nazywa mnie panną Golightly.

Nie wszyscy są równie mili. W zakładzie Meadowbank, dokąd chodzę dwa razy w tygodniu w odwiedziny do siostry, pielęgniarki zwracają się do mnie per skarbie. Wypowiadają to z ohydną, lisią przebiegłością, jakby wiedziały, że prędzej czy później dołączę do grona ich podopiecznych, tak jak biedna Polly, która od dawna nie zawraca sobie głowy imionami i często nie pamięta nawet mojego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W Tańcu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Tańcu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanne Harris - Blackberry Wine
Joanne Harris
Joanne Harris - Runas
Joanne Harris
Joanne Harris - Zapatos de caramelo
Joanne Harris
Joanne Harris - Chocolat
Joanne Harris
Joanne Harris - Jeżynowe Wino
Joanne Harris
Joanne Harris - Czekolada
Joanne Harris
Joanne Harris - Runemarks
Joanne Harris
Joanne Harris - Holy Fools
Joanne Harris
Joanne Harris - Sleep, Pale Sister
Joanne Harris
Joanne Sefton - Joanne Sefton Book 2
Joanne Sefton
Отзывы о книге «W Tańcu»

Обсуждение, отзывы о книге «W Tańcu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x