Joanne Harris - W Tańcu

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanne Harris - W Tańcu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W Tańcu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Tańcu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Spójrz na świat oczami Joanne Harris, a życie stanie się ciekawsze. Może do buta przyklei ci się szczęśliwy los na loterię? Może znany od lat sąsiad zaskoczy cię swoim hobby? Harris przedstawiając znajomą, codzienną rzeczywistość, pokazuje równocześnie jej drugą stronę: magiczną, groteskową, paradoksalną, zachwycająco piękną i potwornie przerażającą.

W Tańcu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Tańcu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Szeregowce stoją w równych rzędach; ich mieszkańcy żyją jak ptaki w klatkach, walcząc o miejsce na parkingu i łypiąc na siebie zza firanek. Oficjalną walutą jest plotka, im bardziej oszczercza, tym lepiej. Samotnicy nie mają tu łatwego życia.

Wiem, bo sama należę do tej grupy. Wszystko nie na miejscu: twarz, głos, ubranie. Reprezentuję zupełnie inny gatunek niż moi sąsiedzi. Ich zdaniem to bardzo podejrzane, że zamieszkałam wśród nich, na drugim piętrze dużego szeregowca przebudowanego na cztery kawalerki.

Z instynktowną pogardą maskującą strach biorą mnie za studentkę. W rzeczywistości żacy stronią od tanich kwater, wybierają stancje w Stanbury, blisko teatru, kina oraz rzędu hałaśliwych pubów. Na Mortimer Street panuje chłód; wyczuwa się tu ogólną niechęć do wyrażania emocji.

Ów chłód początkowo mi odpowiadał. Dwa lata w szpitalu psychiatrycznym obudziły we mnie gwałtowną potrzebę ciszy i prywatności. Radowałam się samotnością w swojej klitce, spokojem spędzanych tu nory. Godzinami okupowałam łazienkę i celebrowałam posiłki sporządzane w maleńkiej kuchni. Czasem pracowałam wieczorami jako wolontariuszka dla ruchu samarytańskiego. Jest to dość żmudna praca; wytrwałam tylko dzięki namowom psychoterapeuty. W pozostałe wieczory dorabiałam jako kelnerka, co również przyjmował z aprobatą. Krótko mówiąc, nie miałam czasu na wybryki.

Lecz w domu – o ile Mortimer Street można nazwać domem – zazdrośnie strzegłam swojej prywatności. Plotki puszczałam mimo uszu. Sąsiedzi patrzyli, jak wieczorami idę do pracy w zgrzebnym płaszczu zapiętym pod szyję, i byli przekonani, że uczę się pielęgniarstwa. Nie wyprowadzałam ich z błędu. Zyskałam reputację snobki, pewnie dlatego, że odmówiłam opieki nad dzieckiem sąsiadki, której prawie nie znałam. I tak po kilku niemrawych próbach sforsowania zasieków okoliczni mieszkańcy zostawili mnie w spokoju.

Wreszcie, ku memu niezadowoleniu, ktoś wprowadził się do sąsiedniego mieszkania. Napis na skrzynce na listy głosił, że to niejaki pan Juzo Tamaoki. Kolejny cudzoziemiec, oznajmili zgodnie mieszkańcy z ledwo skrywanym niezadowoleniem. Mnie było wszystko jedno. Miałam tylko nadzieję, że okaże się niekłopotliwym sąsiadem i nie zakłóci mojej prywatności.

Moje nadzieje się spełniły. Przez kilka pierwszych dni nie dawał znaku życia. Z mieszkania nie dochodziły żadne odgłosy. Nie było żadnych próśb o pożyczenie herbaty, hałaśliwego trzaskania drzwiami, odwiedzin przyjaciół. Sąsiad mógł być tym, kim ja: istotą bezosobową, pustką, a nawet duchem.

Pierwszy raz zobaczyłam go po tygodniu. Spotkaliśmy się na podeście; wymieniliśmy przelotne spojrzenia i ukłony. Ku własnemu zdziwieniu patrzyłam na niego z nieśmiałym zaciekawieniem. Drobny, schludny, w nieokreślonym wieku: oto intruz, który dzielił moją milczącą przestrzeń.

Przypominał ptaka, którego widziałam kiedyś w ogrodzie zoologicznym. Mały i pospolity, wbił się w róg klatki i zastygł bez ruchu, jakby zawstydzony nadmiarem uwagi. W jego wiekowym spojrzeniu czaił się bezbrzeżny smutek. Na klatce widniał napis: URODZONY W NIEWOLI. Twarz pana Tamaokiego miała identyczny wyraz. Wyraz, który dobrze znałam, gdyż co rano widywałam go w lustrze. Nadal widuję, lecz już nie tak często.

Przybycie nowego lokatora jak zwykle wzbudziło przelotne zainteresowanie mieszkańców Mortimer Street. Od kogoś usłyszałam, że pan Tamaoki jest specjalistą od warzyw w restauracji w Stanbury, choć nikt nie mógł tego potwierdzić. Nigdy nie zamienił z nikim słowa. Kiedy mijaliśmy się na podeście, z uśmiechem stawał pod ścianą, żeby mnie przepuścić. Owe spotkania zdarzały się dość często – po upływie pierwszego tygodnia odkryłam, że prowadzi równie uregulowany tryb życia jak ja. Nocą, kiedy padałam na łóżko po powrocie z pracy, z sąsiedniego mieszkania dobiegały ciche odgłosy krzątaniny oraz potok japońskich słów. Przeważnie jednak panował spokój. Pan Tamaoki nie miewał gości. Nie słuchał głośno muzyki. Odnosiłam wrażenie, że godzinami siedzi w ciszy i bezruchu. I chociaż byłam świadoma jego obecności (mam bardzo wyczulony słuch), wbrew moim obawom pan Tamaoki okazał się mało kłopotliwym sąsiadem. Osoba o moim temperamencie powinna w sumie uznać go za ideał.

Jednakże pojawił się pewien problem. Każdego ranka o godzinie piątej trzydzieści przychodziła dostawa warzyw dla Juzo Tamaokiego. Czerwona ciężarówka z japońskimi napisami wjeżdżała na Mortimer Street i stawała pod naszym domem, po czym dwaj mężczyźni wyładowywali na chodnik przykryte bibułą skrzynie. Jeden z nich dzwonił do drzwi, podczas gdy drugi nawoływał pod oknem. W chłodne dni nie gasili silnika; obłoki spalin dryfowały ku górze, zabarwione na pomarańczowo światłem pobliskiej latarni. Moje nieśmiałe protesty napotkały mur obojętności. Kiedy próbowałam się skarżyć, mężczyźni sprawiali wrażenie, jakby w ogóle nie docierał do nich sens moich słów. Stawiali skrzynie na progu i czekali, aż Juzo Tamaoki zejdzie na dół. Marchewki, papryki, rzodkiewki, selery, pietruszki oraz jaskrawożółte, purpurowe i czarne kabaczki lśniły egzotycznie spod szeleszczącej bibuły. Potem rozlegał się huk skrzyń obijanych o ściany; z korytarza dobiegała wrzawa podniesionych głosów i wykrzykiwanych instrukcji oraz tupot. Wreszcie skrzynie z hałasem lądowały na podłodze i dawał się słyszeć wyczekiwany turkot odjeżdżającej ciężarówki.

Nikt prócz mnie nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Od lat cierpię na bezsenność; najlżejszy hałas wyrywa mnie ze snu. A gdy już się obudzę, za nic nie mogę znowu zasnąć. Z uwagi na charakter mojej pracy kładę się nad ranem, co w najlepszym wypadku daje pięć godzin snu. Poranne dostawy do pana Tamaokiego ograniczały go do niespełna czterech.

Próbowałam przemówić sąsiadowi do rozsądku, on jednak uprzejmie mnie zbywał. Kartki przypinane do jego drzwi pozostawały bez odpowiedzi. Moja niechęć przybierała na sile. Podświadomie szukałam jej odpowiednika w łagodnym spojrzeniu pana Tamaokiego, lecz twarz mężczyzny nie wyrażała żadnych emocji. Jego uśmiech i moje skinienie głową stanowiły jedyną nić porozumienia.

Co wieczór o szóstej, kiedy wychodziłam do pracy, pan Tamaoki opuszczał mieszkanie z ciężkim bambusowym koszem w każdej dłoni. Nie miałam pojęcia, co w nich niesie. Może warzywa? Dlaczego jednak nie przywożono ich bezpośrednio do restauracji? Ciekawość niemal brała górę nad urazą. Mijając sąsiada na schodach, próbowałam nawiązać rozmowę, ośmielona jego brakiem reakcji. Pan Tamaoki uśmiechał się i grzecznie kiwał głową, niezrażony moją narastającą irytacją.

Gdy po kolejnych tygodniach nie zaszły żadne zmiany, doszłam do wniosku, że być może pan Tamaoki nie mówi po angielsku. I przechodząc obok sąsiada, lekkomyślnie mamrotałam pod jego adresem obraźliwe komentarze. Moje podejrzenia okazały się słuszne, kiedy usłyszałam, jak mozolnie ćwiczy przy magnetofonie angielskie słówka i wyrażenia, powtarzając je w nieskończoność do późnej nocy. Prosie… Psieprasiam… Dzieńkuje… To bardzio miłe. Kiedyś doszły mnie też zgrzyty starej płyty analogowej z utworem „Oh, for the Wings of a Dove”.

Tamtego lata panował upał nie do wytrzymania; grunt parzył stopy, powietrze falowało nad rozgrzanym chodnikiem. Godzinami leżałam bezsennie w dusznej kawalerce, w straszliwym oczekiwaniu na poranną dostawę warzyw, co z biegiem czasu stało się prawdziwą udręką. Wzdrygałam się, słysząc najlżejszy szmer z mieszkania pana Tamaokiego, odgłos kroków pod drzwiami budził dreszcz. Jego obecność, nawet cicha, doprowadzała mnie do furii. Nocą obserwowałam jego okno, próbując zajrzeć za bambusową roletę. Kilkakrotnie stawałam pod drzwiami sąsiada z uniesioną ręką, gotowa zapukać. Stwierdziłam z goryczą, że byłoby dużo lepiej, gdyby prowadził hulaszczy tryb życia albo grał na jakimś głośnym instrumencie. Wszystko byłoby lepsze od tajemniczego życia tego człowieka z warzywami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W Tańcu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Tańcu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanne Harris - Blackberry Wine
Joanne Harris
Joanne Harris - Runas
Joanne Harris
Joanne Harris - Zapatos de caramelo
Joanne Harris
Joanne Harris - Chocolat
Joanne Harris
Joanne Harris - Jeżynowe Wino
Joanne Harris
Joanne Harris - Czekolada
Joanne Harris
Joanne Harris - Runemarks
Joanne Harris
Joanne Harris - Holy Fools
Joanne Harris
Joanne Harris - Sleep, Pale Sister
Joanne Harris
Joanne Sefton - Joanne Sefton Book 2
Joanne Sefton
Отзывы о книге «W Tańcu»

Обсуждение, отзывы о книге «W Tańcu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x