Demokryt chce wiedzieć, dlaczego Mądry Pan stworzył Areimaniosa. Jest to dobre pytanie, które mój dziadek raz na zawsze rozstrzygnął.
W chwili tworzenia świata Mądry Pan powiedział o swoim bracie bliźniaku: „Ani nasze myśli, ani czyny, ani sumienia, ani dusze nie są ze sobą w zgodzie.”
Demokryt twierdzi, że to nie jest wyczerpująca odpowiedź. Ja zaś, że tak. Mówisz, że to tylko sformułowanie istniejących przeciwieństw. Ja na to, że kryje się w tym głębszy sens. Mówisz, że Mądry Pan nie wytłumaczył, dlaczego stworzył złego brata. Przecież powstali równocześnie. A kto ich stworzył? Jesteś bardzo dociekliwy, jak wszyscy Grecy. Zaraz ci wszystko wytłumaczę.
W momencie stworzenia świata istniał tylko nieskończony czas. Wtedy Mądry Pan postanowił zastawić pułapkę na Areimaniosa. I stworzył w obrębie nieskończonego czasu czas długiego panowania. Rodzaj ludzki trwa teraz w czasie długiego panowania niczym mucha w bryle bursztynu. Pod koniec długiego panowania Mądry Pan pokona bliźniaka i wszelką ciemność strawi światło.
Demokryt chce wiedzieć, dlaczego Mądry Pan zadał sobie tyle trudu. Dlaczego w ogóle zgodził się na powstanie Zła? Ponieważ Demokrycie, nie miał wyboru. Pytasz więc: czyj to był wybór? Poświęciłem całe życie próbom znalezienia odpowiedzi na to pytanie, pytanie, które stawiałem Gośali, Buddzie, Konfucjuszowi i wielu innym mędrcom na Wschodzie i na wschód od Wschodu.
Usiądź wygodnie, Demokrycie. Mam dobrą pamięć i chętnie jej folguję. Podczas gdy czekać będziemy w tym pełnym przeciągów domu na nadejście armii spartańskiej – jeżeli o mnie chodzi, to nie może ona przybyć ani o chwilę za wcześnie – zacznę od początku i opowiem ci, co wiem o stworzeniu tego świata i innych światów także. Wytłumaczę ci również, dlaczego Zło istnieje i dlaczego go nie ma.
Czasy Wielkiego Króla Dariusza
Na początku był ogień. Zdawało się, że wszystko, co żyje, płonie. Napiliśmy się świętej haomy i świat wydał nam się tak eteryczny i jasny jak ogień płonący na ołtarzu.
Było to w Baktrze, stolicy prowincji Baktria. Miałem wtedy siedem lat. Stałem u boku mojego dziadka, Zoroastra. Trzymałem w jednym ręku rytualne gałązki i przyglądałem się, jak Zoroaster zapala ogień na ołtarzu. Gdy słońce zaszło i ogień zapłonął, magowie zaczęli śpiewać jeden z hymnów, które Zoroaster otrzymał bezpośrednio od Ahura Mazdy, Mądrego Pana. Kiedy mój dziadek miał trzydzieści lat, ubłagał Mądrego Pana, by wskazał mu sposób, jak człowiek ma żyć w Cnocie, żeby zapewnić sobie wieczne i czyste istnienie. I właśnie wtedy nastąpił cud.
Mądry Pan ukazał się Zoroastrowi. Powiedział mu dokładnie, co trzeba zrobić, by on – i cała ludzkość – oczyścili się przed końcem czasu długiego panowania. I podobnie jak Mądry Pan oświetlił ogniem drogę Prawdy, którą musimy podążać, żeby nie ulec Kłamstwu, tak Zoroaster i ci, którzy przyjęli prawdziwą wiarę, zapalają święty ogień w miejscach zaciemnionych.
Wciąż jeszcze widzę blask ognia płonącego na ołtarzu padający na rząd złotych dzbanów ze świętą haomą. Wciąż słyszę magów śpiewających hymn na cześć Mądrego Pana. Pamiętam wciąż, którą strofę hymnu śpiewano, gdy śmierć nadciągająca z północy nas zaskoczyła.
Śpiewaliśmy wersy opisujące koniec świata; „kiedy wszyscy ludzie jednym gromkim głosem chwalić będą Mądrego Pana, nastąpi stworzenie świata i nic już do roboty mu nie pozostanie.”
Haoma zrobiła swoje i czułem się tak, jak gdybym był i nie był jednocześnie w swoim ciele. Toteż nie jestem całkiem pewny, co się potem stało. Pamiętam charakterystyczne drżenie rąk mojego dziadka, kiedy po raz ostatni podnosił dzban z haomą do ust. Zawsze budził we mnie nabożną cześć. Któż zresztą nie czcił Zoroastra? Wydawał mi się szalenie wysoki. Ale byłem wtedy dzieckiem. Później dowiedziałem się, że Zoroaster był średniego wzrostu i miał skłonność do tycia.
Pamiętam, jak w blasku ognia jego długa, biała broda zdawała się uprzedzona ze złota. Pamiętam też, jak w blasku ognia jego krew przypominała płynne złoto. Tak, pamiętam doskonale, jak zabito Zoroastra przy ołtarzu ognia.
Jak do tego doszło?
Prowincja Baktria znajduje się na północno-wschodnich rubieżach naszego imperium. Jej stolica, Baktra, leży mniej więcej pośrodku nie tylko pomiędzy Persją i Indiami, lecz także pomiędzy północnymi plemionami łupieżców a prastarymi cywilizacjami u brzegów południowych mórz.
Jakkolwiek od kilku tygodni chodziły słuchy, że plemiona północne wyruszyły na podbój, nie czyniono żadnych przygotowań do obrony Baktry. Przypuszczam, że ludzie czuli się bezpieczni, ponieważ naszym satrapą – albo namiestnikiem – był Hystaspes, ojciec Wielkiego Króla Dariusza. Obywatele Baktrii myśleli, że nie ma plemienia, które zdecydowałoby się zaatakować miasto ojca Dariusza. Mylili się. Podczas kiedy Hystaspes wraz z większą częścią swoich wojsk znajdował się w drodze do Suzy, Turańczycy opanowali miasto. Czego nie zagrabili, to spalili.
My przy ołtarzu ognia nie wiedzieliśmy o niczym, aż nagle i bezszelestnie Turańczycy znaleźli się wśród nas. Byli to olbrzymi o jasnych włosach, czerwonych twarzach i bladych oczach. Kiedy rozmodleni magowie wreszcie ich zauważyli, zaczęli krzyczeć. A gdy spróbowali ucieczki, zostali wyrżnięci. Złocista haoma wypływając z rozbitych dzbanów zmieszała się z ciemnym złotem krwi.
Demokryt pyta, co to jest haoma. Nie mam pojęcia. Tylko magowie mają prawo ją sporządzać, a ja nie jestem magiem, to znaczy dziedzicznym kapłanem. Wiem tylko, że podstawowy składnik tego świętego, mistycznego, podniecającego napoju stanowi roślina pochodząca z perskiego pogórza i, jak mi mówiono, podobna do tej, którą wy tu nazywacie rabarbarem.
Z biegiem lat powstały najrozmaitsze legendy o śmierci Zoroastra. Ponieważ był tak wielkim przeciwnikiem starych dewów, czyli bogów-demonów, czciciele tych ciemnych mocy przypisywali zabicie proroka Mądrego Pana temu czy innemu demonowi. To nonsens. Płowe bestie z północy po prostu rabowały i paliły bogate miasto. Nie miały pojęcia, kim jest Zoroaster.
Ja nie ruszyłem się z miejsca, które przydzielono mi na początku uroczystości. Nie wypuszczałem z ręki gałązek. Przypuszczam, że byłem nadal w ekstazie wywołanej haomą.
Jeżeli zaś chodzi o Zoroastra, to nie zwracał najmniejszej uwagi na morderców. Nie przerwał czynności liturgicznych i ani na chwilę nie przestał wpatrywać się w płonący na ołtarzu ogień. Chociaż nie ruszyłem się z miejsca, to jednak obawiam się, że nie wpatrywałem się już w ogień, tak jak nakazywał rytuał.
Patrzyłem ze zdumieniem na odbywającą się dokoła mnie rzeź. Dzięki haomie nie czułem strachu. Widok pobliskich domów, ogarniętych nagle żółtym płomieniem wydał mi się niezwykle piękny. Zoroaster wciąż podsycał święty ogień na ołtarzu, a z jego ust otoczonych białą brodą padły po raz ostatni słynne pytania:
„Pytam Ciebie, Ahuro, wyjaw mi zaprawdę:
Któryż z onych, ku którym mowę zwracam swoją,
Sprzymierzeńcem jest Cnoty? Kto Kłamstwa stronnikiem?
Po czyjej wróg stoi stronie? Wrogiem czy ten, kto Kłamstwu sprzyja?
Jakże mi z nim postępować? Za wroga uznawać Twego?” *
Zoroaster padł na kolana.
Przez niemal siedemdziesiąt lat tylekroć opowiadałem to, co się następnie zdarzyło, że myślę często, iż jestem jak uczeń bez końca powtarzający wyuczony, lecz nie całkiem dlań zrozumiały, tekst.
Читать дальше