Czasami we śnie znowu widzę ten ogień, czuję zapach dymu i patrzę, jak grube ramię turańskiego wojownika wysoko unosi topór i opuszcza go na kark Zoroastra. Podczas gdy złocista krew pieni się i tryska, wargi starca nadal poruszają się w modlitwie, a barbarzyńca spogląda nań w tępym zdumieniu. A potem Zoroaster podnosi głos i słyszę każde jego słowo. Zazwyczaj Zoroaster stawiał Mądremu Panu obrzędowe pytania. Lecz teraz sam Mądry Pan przemówił przez usta umierającego proroka: „Iż Zoroaster Spitama odrzucił Kłamstwo i poznał Prawdę, Mądry Pan ofiaruje mu teraz chwałę wiecznego życia po nieskończone czasy i pobłogosławi tych wszystkich, którzy podobnie jak on wybiorą Prawdę.”
Turańczyk po raz drugi opuścił topór. Kiedy Zoroaster padał na ołtarz, przycisnął rozmyślnie do piersi żarzące się węgielki, wszystko, co pozostało po ogniu synu Mądrego Pana.
Zostałbym również zamordowany, gdyby jakiś mag nie wyniósł mnie w bezpieczne miejsce. Na moje szczęście spóźnił się na picie haomy i dzięki temu, że był przytomny, mógł mnie uratować. Spędziliśmy noc wśród dymiących ruin rynku.
Tuż przed świtem barbarzyńcy wynieśli się, zabierając tyle łupów, ile mogli unieść. Spalili wszystko, z wyjątkiem cytadeli, w której znalazła schronienie moja matka wraz z kilkoma członkami naszego rodu.
Niewiele pamiętam z następnych kilku dni. Nasz satrapa Hystaspes pośpiesznie powrócił do miasta. Po drodze wziął do niewoli licznych Turańczyków. Matka opowiedziała mi później, że proszono mnie, bym rozpoznał wśród jeńców mordercę Zoroastra. Nie potrafiłem tego zrobić. W każdym razie nie przypominam sobie jasno niczego. W owym czasie byłem wciąż jeszcze w pół drogi między snem a jawą, w stanie zamroczenia haomą. Pamiętam tylko, że przyglądałem się, jak za ruinami bramy miejskiej wbijano na zaostrzone pale turańskich jeńców.
W kilka tygodni później Hystaspes osobiście zawiózł moją matkę i mnie na dwór w Suzie, gdzie nie zostaliśmy dobrze przyjęci. Gdyby nie Hystaspes, to bardzo wątpię, czy żyłbym dzisiaj, ciesząc się każdą chwilą mojej pięknej starości i pobytem w tym wspaniałym mieście, którego nigdy nie spodziewałem się zobaczyć, a cóż dopiero w nim zamieszkać.
Demokryt uważa, że Ateny są cudowne. Ale ty nie znasz cywilizowanego świata. Mam nadzieję, że kiedyś zaczniesz podróżować i przestaniesz być taki strasznie grecki. Demokryt przebywa ze mną od trzech miesięcy. Próbuję go czegoś nauczyć. On próbuje mnie czegoś nauczyć. Lecz zgadza się ze mną, że po mojej śmierci – myślę, że nastąpi ona wkrótce – powinien pojechać na Wschód. Na razie jest na to za grecki, zbyt ateński. Zapisz to.
Lubiłem starego Hystaspesa. Jeszcze gdy byłem dzieckiem, traktował mnie jak dorosłego. Traktował mnie też jak jakiegoś świętego – w wieku siedmiu lat! Co prawda, to ja słyszałem ostatnie słowa Zoroastra, a zarazem pierwsze słowa wypowiedziane ustami człowieka przez samego Mądrego Pana. W rezultacie po dziś dzień ci magowie, którzy podążają drogą Prawdy, a nie drogą Kłamstwa, uważają mnie za istotę nie całkiem z tego świata. Z drugiej strony nie jestem następcą Zoroastra w pełnym tego słowa znaczeniu, mimo że pewna liczba osób przyjaznych – jak też i nieprzyjaznych – chciałaby zrobić ze mnie najwyższego kapłana.
Demokryt przypomina mi, że wciąż nie wytłumaczyłem, kim są magowie. Herodot oczywiście całkiem to poplątał w czasie swojego beznadziejnie długiego wystąpienia w Odeonie.
Magowie są dziedzicznymi kapłanami Medów i Persów, podobnie jak bramini są dziedzicznymi kapłanami Indii. Z wyjątkiem Greków każde aryjskie plemię miało kastę kapłanów. Grecy, jakkolwiek zachowali aryjski rytuał i panteon bogów, nie mają dziedzicznych kapłanów. Nie wiem, jak to się stało, ale choć raz Grecy okazali się mądrzejsi albo mieli więcej szczęścia od nas.
Według zwyczaju perskiego wszystkie ceremonie religijne winni odprawiać magowie. Wytwarza to wielkie napięcia. Chociaż większość magów nie wyznaje zoroastryzmu, zwyczaj wymaga, żeby asystowali przy naszych świętych obrzędach. Mój dziadek robił wszystko, co mógł, by nawrócić ich z kultu demonów na monoteizm. Ale wszystko to okazało się niewystarczające. Chyba tylko jeden z dziesięciu magów podąża za Prawdą; reszta czci otwarcie Kłamstwo.
Ojciec mój był trzecim i najmłodszym synem Zoroastra. Walczył u boku Wielkiego Króla Dariusza w czasie kampanii scytyjskiej jako dowódca jazdy. Został ranny w potyczce nad Istrem. Wrócił do domu do Baktry i wkrótce umarł. Byłem wtedy zbyt mały, żeby go zapamiętać. Mówiono mi, że był ciemnowłosy, jak większość Spitamidów, miał błyszczące jak onyks oczy i urzekający głos proroka, przynajmniej tak twierdzi moja matka Lais. Jest Greczynką…
Demokryt dziwi się, że używam czasu teraźniejszego. Ja też. Ale tak jest. Lais mieszka obecnie na wyspie Tasos, położonej dokładnie naprzeciwko nadbrzeżnego miasta Abdera. Tam urodziła się w rodzinie jońskich Greków.
Ojciec Lais był lojalnym poddanym Wielkiego Króla. Wtedy jeszcze nie wymyślono wstrętnego terminu „medyzm”, głównie dlatego, że wszystkie greckie miasta Azji Mniejszej i większość tych położonych wzdłuż Hellespontu i na wybrzeżu trackim chętnie płaciły daninę Wielkiemu Królowi. Trudności powstały później, i to z winy Ateńczyków.
Demokryt pyta, ile lat ma Lais i jak to się stało, że poślubiła mojego ojca. Najpierw odpowiem na drugie pytanie. Spotkali się wkrótce po wstąpieniu na tron Dariusza. W niespokojnych czasach. W Babilonii, Persji i Armenii trwały powstania. Dariusz potrzebował pieniędzy, sojuszy, wojowników. W tym celu wyprawił mego ojca jako posła na wspaniały dwór Polikratesa, tyrana wyspy Samos.
Przez wiele lat Polikrates był sojusznikiem faraonów egipskich przeciw Persji. Ale kiedy zrozumiał, że Egipt nie jest już zdolny do przeciwstawienia się naszym wojskom, stanął – albo udawał, że staje – po naszej stronie.
Do zadań mojego ojca należało uzyskanie od Polikratesa pieniędzy i wojowników. Negocjacje były długie i przykre. Ilekroć rozchodziły się plotki, że Dariusz przegrał jakąś bitwę, nakazywano ojcu opuścić Samos. Ale właśnie kiedy przygotowywał się do podniesienia żagli, zjawiał się posłaniec z pałacu. Proszę wracać. Tyran zasięgnął rady wyroczni i… Innymi słowy, Dariusz wygrał bitwę, nie przegrał.
Podczas tych żmudnych negocjacji ojciec otrzymał znaczną pomoc od Megakreonta z Abdery, właściciela licznych kopalni srebra w Tracji. Megakreont był przyjacielem Persji i mądrym doradcą chytrego Polikratesa, a także ojcem jedenastoletniej Lais. Kiedy ojciec poprosił o jej rękę, Megakreont się ucieszył. Dariusz za to nie. Nie popierał mieszanych małżeństw, chociaż sam ze względów politycznych zawarł ich kilka.
Ostatecznie Dariusz udzielił zgody, ale pod warunkiem, że ojciec mój szybko pojmie za żonę co najmniej jedną Persjankę. Lecz stało się tak, że ojciec nie ożenił się ani z Persjanką, ani z żadną inną kobietą. W tym samym miesiącu, w którym się urodziłem, ojciec zmarł. Lais miała wówczas trzynaście lat… a więc teraz ma około osiemdziesięciu ośmiu. To jest odpowiedź na twoje pierwsze pytanie.
Lais mieszka spokojnie na Tasos w domu zwróconym w stronę Abdery. Oznacza to, że dom jej jest stale wystawiony na północny wiatr. Ona jednak nigdy nie odczuwa chłodu. Jak Scytowie. I wygląda jak oni. Ma – albo miała – jasne włosy i niebieskie oczy, takie same jak ja. A raczej takie jak były moje, zanim ich błękitu nie przykryło bielmo.
Raz przynajmniej zgubiłem wątek nie z powodu nowej myśli, ale przez ciebie, Demokrycie.
Читать дальше