Nagle jazda lidyjska przegalopowała przez rynek. Grzywa jednego konia płonęła, podobnie jak długie warkoczyki jeźdźca. Jakby ożywieni jedną myślą jeździec i koń zanurzyli się w rzece.
Na szczęście pojawił się głównodowodzący wojsk Artafernesa. Nie zapamiętałem jego imienia, co świadczy o mojej niewdzięczności, zważywszy, że uratował nam życie. Pamiętam tylko, że był to rosły człowiek i że trzymał w ręku krótki bicz, którym z satysfakcją okładał zarówno wojowników, jak cywilów.
– Zbiórka w szeregu! Na miejsca! Jazda na lewo, pod mur. Piechota kompaniami wzdłuż brzegu rzeki! Z dala od płonących drzew! Wszyscy cywile na drugą stronę!
Ku mojemu zdumieniu staliśmy się nagle znowu zdyscyplinowanym wojskiem. Pamiętam, że pomyślałem: Spalimy się teraz żywcem w doskonałym ordynku. Ogień jednak nie przekroczył murów rynku. Zrobili to natomiast Grecy. Wrzeszcząc jak opętani wpadli na rynek. Kiedy jednak zobaczyli perskie oddziały i lidyjska jazdę ustawione w bojowym szyku, stanęli jak wryci.
Podczas gdy mieszkańcy Sardes w popłochu szukali schronienia, perski dowódca dał rozkaz do ataku. Grecy cichcem wycofali się tą samą drogą, którą przyszli. Jazda usiłowała wprawdzie ścigać ich przez płonące kręte uliczki, ale Grecy okazali się dla niej za szybcy, a płomienie za groźne.
W południe następnego dnia dwie trzecie Sardes stanowiło już tylko kupę popiołu – popiołu, który tlił się jeszcze przez wiele tygodni. Ale to miasto, zbudowane bez ładu i składu, zostało odbudowane z zadziwiającą szybkością, toteż po sześciu miesiącach można je było uznać za takie samo jak dawniej, a może nawet ładniejsze. Tylko świątynię Kybeli pozostawiono w ruinach, co okazało się dla nas korzystne, bo chociaż Lidyjczycy żywili w zasadzie sympatie progreckie, to znieważenie bogini Kybeli tak ich wzburzyło, że połowa wojsk greckich została wybita przez jazdę lidyjska na drodze do Efezu.
Mimo to w sumie strategia grecka okazała się zwycięska. Grecy zdołali zagrozić Wielkiemu Królowi w samym sercu jego imperium. Spalili stolicę Lidii. Zmusili Artabazanesa do zrezygnowania z próby zdobycia Miletu i ruszenia do obrony Lidii. Na morzu zaś zjednoczone floty Aristagorasa i Ateńczyków stanowiły wielką siłę i były przez długi czas niezwyciężone.
Późną zimą Cypr przyłączył się do zbuntowanych miast jońskich i Persja znalazła się w stanie wojny przeciwko nowej i potężnej koalicji, zwanej Radą Miast Jonów.
Pozostałem w Sardes przez dwa lata. Pełniłem tam funkcję członka Rady Wojskowej. Wysyłano mnie na liczne wyprawy w głąb kraju. W pewnym momencie próbowaliśmy bezskutecznie odbić północne miasto Byzantion. Znajdowałem się w Sardes, gdy dotarła tam wieść o śmierci Hystaspesa. Zmarł nadzorując budowę grobowca Dariusza. Opłakiwałem go. Był najlepszym z ludzi.
W Sardes fetowałem wraz z Mardoniosem jego zwycięstwo na Cyprze, który zdobył ponownie dla Persji, a następnie małżeństwo z Artazostrą, córką Wielkiego Króla. Według Lais, była to ładna dziewczyna, ale od urodzenia głucha jak pień. Mardonios miał z nią później czterech synów.
Na krótko przed moim powrotem do Suzy Histiajos zbuntował się przeciwko Wielkiemu Królowi, a Lais uznała, że nadeszła pora na odwiedzenie rodziny w Abderze. Zawsze wiedziała, kiedy należy się wynieść i kiedy się znowu zjawić. Wkrótce potem Histiajos został pojmany i skazany przez Artafernesa na śmierć. W tym czasie Lais nie potrafiła sobie nawet przypomnieć jego imienia.
Kiedy wróciłem do Suzy, zdumiało mnie – odznaczałem się wtedy jeszcze naiwnością – że mało kto chce słyszeć o powstaniu jońskim. Spalenie Sardes było wprawdzie wstrząsem, ale dwór wierzył, że Grecy zostaną wkrótce ukarani. Na razie interesował wszystkich najnowszy pretendent do tronu babilońskiego. Nie pamiętam takiego okresu, w którym nie istniałby taki czy inny pretendent do tego starożytnego tronu. Jeszcze dziś od czasu do czasu wyłania się z którejś z babilońskich wsi jakiś dzikus i oświadcza, że jest prawowitym spadkobiercą Nabuchodonozora. Jest to zawsze ambarasujące dla resztek starej królewskiej rodziny i niepokojące dla Wielkiego Króla. Mimo wrodzonej indolencji Babilończycy miewają napady gwałtowności. Dotyczy to zwłaszcza chłopów, szczególnie kiedy wypiją zbyt wiele palmowego wina.
– Wysyłają mnie, żebym zdusił powstanie – powiedział Kserkses. Znajdowaliśmy się na tym samym placu ćwiczeń, na którym spędziliśmy większość naszego dzieciństwa. Niedaleko nas nowe pokolenie szlachty perskiej ćwiczyło strzelanie z łuku. Pamiętam, że pomyślałem przelotnie, jacy jesteśmy starzy, i ucieszyłem się, że nie muszę już słuchać nauczycieli-magów.
– Czy buntownicy mają duże poparcie?
– Nie. Oko Króla twierdzi, że rozgromię ich w kilka dni… – Kserkses zachmurzył się. Nie widziałem go nigdy tak zafrasowanego. Niebawem zrozumiałem przyczynę. – Mardonios odniósł wielkie zwycięstwo, prawda?
– Cypr jest znowu nasz. – Nie po to spędziłem życie na dworze, żeby nie wiedzieć, jak pocieszyć zazdrosnego księcia. – Ale Mardonios wcale nie był sam. To Artafernes ułożył plan inwazji. A dowodzący flotą…
– Mardoniosowi jednak przypadła zasługa. Tylko to się liczy. Tymczasem ja siedzę tu i nic nie robię.
– Ożeniłeś się. To też ma znaczenie. – Kserkses poślubił niedawno Amestris, córkę Otanesa.
– To nie ma żadnego znaczenia.
– Twój teść jest najbogatszym człowiekiem świata. To nie bagatela.
Normalnie Kserkses byłby się rozchmurzył. Ale nie dziś. Był naprawdę zmartwiony.
– Wszyscy jesteście prawdziwymi wojownikami.
– Niektórzy w mniejszym stopniu niż inni – powiedziałem, chcąc go rozweselić. Lecz nawet mnie nie słyszał.
– Właściwie jestem wręcz eunuchem. Utknąłem w haremie – rzekł.
– Posyłają cię do Babilonu.
– Bo to bezpieczne.
– Jesteś następcą Wielkiego Króla.
– Nie. Nie jestem jego następcą.
Byłem tak zaskoczony jego słowami, że mogłem się tylko na niego gapić.
– Nastąpiła zmiana – oznajmił.
– Artabazanes? Kserkses skinął głową.
– Doskonale poczyna sobie w Karii. Tak przynajmniej twierdzą. Ojciec mówi o nim bez przerwy.
– To jeszcze nic nie znaczy.
– Wielki Król oświadczył z wysokości lwiego tronu, że zdecyduje o sukcesji dopiero po zburzeniu Aten.
– A jeśli umrze wcześniej?
– Wielki Król jest wszechpotężny. Sam wybierze czas swojej śmierci. – Tylko wobec mnie Kserkses pozwalał sobie mówić z goryczą o ojcu. Bo też w pewnym sensie byłem mu bliższy niż którykolwiek z jego braci. Nie mam w sobie królewskiej krwi. Nie stanowiłem dla niego zagrożenia.
– Co mówi królowa Atossa?
– Czego ona n i e mówi! – Kserkses zdobył się na uśmiech. – W życiu nie zobaczysz takiej procesji magów, kapłanów i czarownic, jaka przechodzi przez jej komnaty.
– Czy Dariusz… też przechodzi przez jej komnaty?
– Nie. – Odpowiedź była krótka, ale niezupełnie przekonująca. Atossa przez eunuchów haremowych sprawowała kontrolę nad znaczną częścią administracji imperium, toteż często zdarzało jej się wpływać na Dariusza, i to z dyskretnej odległości.
– Pójdę do niej – obiecałem.
– Kiedy rozmówisz się z nią, mnie już tu nie będzie. Zajmę się podbojem Babilonu. – Kserkses próbował żartować, ale bez powodzenia. Nagle dodał: – Cyrus zrobił swojego syna królem Babilonu, zanim umarł.
Nie skomentowałem tego. Nie miałem odwagi.
Читать дальше