Ci, którym przeszczepiono wątrobę, dyskutują z tymi, którym wszczepiono nowe serce. Dzieci mające pretensje do rodziców, którzy ich nie znaleźli, podczas gdy one, bawiąc się w chowanego, ukryły się po prostu w lodówce.
Między zmarłymi nie ma żadnych napięć. Wszędzie panuje wieczny spokój. Bośniacy z sympatią odnoszą się do Serbów. Korsykańskie klany dochodzą do zgody. Rozbitek ze statku na morzu rozmawia z rozbitkiem z przestrzeni kosmicznej.
Freddy przypomina nam jednak, że nie możemy tracić czasu na zabawę. Zbieramy się wokół niego w gotowości do przyjęcia figury, do której przygotowywaliśmy się w laboratorium. Podtrzymując jedni drugich i uważając, by nie uszkodzić pępowin, tworzymy piramidę. Na szczycie Freddy, Raoul i Amandine trzymają mnie na swoich ramionach.
Komunikuję Rose, że jesteśmy tu, by sprowadzić ją do domu. „Po co?" – odpowiada. Uważa, że jej godzina już nadeszła. Trzeba wiedzieć, kiedy skończyć z egzystencją, a ona jest zadowolona ze swojego końca: umarła po udanym życiu. Odeszła, kiedy była szczęśliwa, a jej plany się zrealizowały. Czegóż można więcej chcieć?
Odpowiedziałem, że umarła, zanim zdążyła urodzić dziecko, a ja pragnę mieć z nią potomstwo. Ona na to przypomina zdanie wypowiedziane kiedyś przez Stefanię: „Problem w tym, że ludzie wyobrażają sobie, iż są na tej ziemi niezastąpieni i nie potrafią wszystkiego zostawić, cóż za pycha!".
Uważa, że na świecie jest wystarczająco dużo ludzi, żeby nie musiała żałować, iż nie zostawia po sobie potomstwa. W końcu, żeby już nie musieć wysłuchiwać moich napomnień, bierze nogi za pas i rozpychając się łokciami, wydostaje się z tłumu stojących w kolejce umarłych.
Moja żona i my wszyscy, którzy za nią pędzimy, przekraczamy w ten sposób czwartą barierę komatyczną, dostając się do krainy poznania.
Wcale o to nie prosząc, od razu potrafię zrozumieć, dlaczego E=mc 2, i uważam to za zupełnie genialne. Rozumiem też, dlaczego ludzkość wciąż rozdzierana jest przez wojny. Widzę nawet, gdzie włożyłem kluczyki do samochodu, których szukam od tak dawna.
Uzyskałem odpowiedzi na pytania, których sobie nawet nigdy nie zadawałem. Na przykład jak to możliwe, że bąbelki nie ulatują z szampana, jeżeli do butelki włoży się srebrną łyżeczkę (jak to się dzieje, pozostawało dla mnie zawsze wielką tajemnicą!).
Rozumiem, że trzeba pogodzić się bez żalu z tym, że świat jest taki, jaki jest, i że nie należy nikogo oceniać ani osądzać. Rozumiem też, że jedyną ambicją człowieka może być tylko ciągłe dążenie do tego, by stawać się coraz lepszym. Moja inteligencja rozpływa się, czuję, że za chwilę rozsadzi mi mózg. Wiem wszystko – o życiu, o ludziach o przedmiotach. Jakże przyjemnie jest wszystko zrozumieć! Tak szczęśliwy musiał być Adam, gryząc jabłko poznania, i Newton, kiedy jabłko spadło mu na głowę!
O tak, spotkanie z wiedzą być może jest próbą najtrudniejszą ze wszystkich.
Podążam dalej przez krainę wiedzy. Tej wielkiej i tej całkiem małej. Wiedza absolutna i wiedza względna. Zatrzymuję się zaskoczony nagłym objawieniem: uświadamiam sobie, że nigdy nie kochałem. Owszem, odczuwałem współczucie, bywałem też wzruszony. Czułem się dobrze wśród przyjaciół, z ludźmi, z którymi lubiłem przebywać i rozmawiać. Czy jednak naprawdę ich kochałem? Czy w ogóle jestem w stanie kochać? Kochać kogoś, kto jest poza mną i kto nie jest mną? Mówię sobie, że z pewnością nie jestem w tym osamotniony i pewnie wielu jest takich ludzi, którzy nigdy naprawdę nie kochali, ale to nie jest dobre wytłumaczenie. Nie jest to dla mnie ani usprawiedliwieniem, ani pociechą. Doświadczenie śmierci otworzyło mi przynajmniej oczy na kwestię, która zawsze wydawała mi się skażona głupawym sentymentalizmem: trzeba kochać, żeby być szczęśliwym.
Kochać kogoś to największy spośród aktów egoizmu, najpiękniejszy prezent, jaki możemy sprawić samemu sobie. Do tej pory jednak nie byłem do tego zdolny!
No a Rose? W końcu wydawało mi się, że ją kocham, ponieważ umarłem dla niej. Tymczasem nie kocham jej wystarczająco mocno. Rose, jeśli uda nam się ciebie z tego wyciągnąć, ogłuszę cię miłością. Miłością potężną i bezinteresowną! Bidulka, zdziwi się pewnie przeogromnie tym, co się jej przydarzy. Nie ma nic bardziej przerażającego niż wielka miłość, którą nagle okazuje ktoś, kto zawsze starał się ukrywać swoje uczucia. Będzie to straszne i jednocześnie cudowne! Ach, jak bardzo chciałbym jej powiedzieć, że potrafię zrozumieć, co znaczy kochać naprawdę!
Przyspieszam lot, pozostali robią to samo. Rose jest na końcu tunelu. Kiedy podobnie jak my zatankowała wiedzę do pełna, przekroczyła piątą barierę komatyczną i wchodzi teraz do krainy idealnego piękna.
Chlup!
Co za wstrząs!
Po spotkaniu ze strachem, pragnieniami, czasem i wiedzą oto roztacza się przed nami wspaniała zielona kraina pełna kwiatów, roślinności, przepięknych drzew o mieniącym się listowiu, podobnym do skrzydeł motyla. Jak inaczej jeszcze opisać to, co niemożliwe do opisania? Dostrzegam kobiecą twarz o doskonałych rysach, unoszę się nad jej ciałem, a ono przeobraża się w kwiat, którego płatki są witrażami w katedrze. W przezroczystych jeziorach uśmiechają się do nas ryby o długich kryształowych płetwach. Ciemnoczerwone gazele przeskakują nad zorzą polarną.
Nie są to żadne halucynacje. Idealne piękno sprowadza na powierzchnię wszystkie najpiękniejsze wspomnienia, doprowadzając je do ostatecznych granic. Moi współtowarzysze także przeżywają własne wizje. Czarne fosforyzujące motyle unoszą się wokół Raoula. Srebrzyste delfiny bawią się u boku Stefanii. Freddy otoczony jest zielonymi i białymi sarenkami o grzbietach pokrytych pianką. Gdzieś z oddali dochodzą dźwięki „Popołudnia Fauna" Claude'a Debussy’ego. Piękno to także muzyka. I zapachy, czuję, że wszędzie unosi się delikatny zapach mięty.
Przede mną Rose zwalnia odrobinę, a po chwili znowu wyrusza w stronę przyciągającego ją i znajdującego się w środku światła, które zachwyca także mnie, tak bardzo bowiem te świetlne fale są przyjazne.
Moja żona dotarła już do szóstej bariery. Do Moch 6, którego żadnemu tanatonaucie na świecie nie udało się jeszcze przekroczyć!
Ależ się śpieszy, nie przeszkadza jej już pępowina w biegu w nieznane!
Chlup!
Jest już po drugiej stronie. Dotarła do Terra incognita !
Freddy pokazuje nam, że trzeba teraz zmienić figurę. Domaga się bardziej rozbudowanej podstawy i bardziej zaostrzonego wierzchołka. Mówi nam, że tylko on i ja podejmiemy próbę przejścia na drugą stronę. On dlatego, że ma ze wszystkich największe doświadczenie, a ja dlatego, że nikt inny nie będzie w stanie przekonać mojej żony, aby wróciła.
Raoul dodaje mi otuchy.
– No, ruszaj! Prosto przed siebie, wciąż prosto w nieznane!
„Pochodzę od duszy, od której każda dusza pochodzi
Jestem z miasta tych, którzy miasta nie mają.
Droga do tego miasta nie ma końca, idź więc,
Strać wszystko, co masz, i to właśnie jest wszystkim.
W morzu wierności rozpływam się jak sól
Nie pozostały we mnie ani bezbożność, ani wiara, ani pewność, ani wątpliwość
W moim sercu lśni gwiazda
A w gwieździe tej kryje się siedem niebios".
Dżalal ad-Din Rumi, „Rubajjaty"
Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka
Читать дальше