Wewnątrz Chli-pou-kan wszyscy czekają. Czekają w posępnej rezygnacji. Fizyczna siła ma jednak skuteczność, której technologia nie zdołała pokonać…
Hodowcy niewolników nie ruszają jednak do ataku. Niczym Hannibal u bram Rzymu – wahają się. Wszystko wydaje się zbyt proste: musi tu być jakaś pułapka. Reputacja morderczyń znana jest aż tutaj, ale wieści o sile rudych również dotarły daleko. W obozie najeźdźców mówi się, że są zdolne do zastawiania niezwykle zręcznych pułapek. Podobno wchodzą w układy z najemnikami, którzy pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie. Potrafią też ponoć poskramiać dzikie zwierzęta i produkować tajemną broń, zadającą ból nie do wytrzymania. A poza tym, o ile hodowcy niewolników czują się pewnie na otwartej przestrzeni, o tyle nienawidzą być w zamknięciu, otoczeni ścianami.
Nie nacierają zatem na barykady ustawione przy wejściach. Czekają. Mają czas. W końcu noc zapadnie nie wcześniej niż za jakieś piętnaście godzin.
W mrowisku panuje zdziwienie. Czemu wróg nie atakuje? Chli-pou-ni nie podoba się ta strategia. Niepokoi się, gdyż wróg działa, „wykraczając poza jej sposób rozumowania”, a przecież nie ma ku temu żadnego powodu – jest znacznie silniejszy. Niektóre z córek wysuwają nieśmiało hipotezę, iż może próbuje się je zagłodzić. Taka możliwość dodaje rudym odwagi: dzięki podziemnym oborom, hodowlom grzybów i spichlerzom z mąką, zbiornikom wypełnionym spadzią są w stanie przetrwać nawe dwumiesięczne oblężenie.
Chli-pou-kan nie wierzy jednak w taką możliwość. Jedyn czego chcą te na górze, to gniazdo na noc. Wspomina słynną wy powiedź Matki: Jeśli przeciwnik jest silniejszy, działaj, starając się wyjść poza jego sposób rozumowania. Tak, w obliczu tych brutali tylko najnowocześniejsze techniki mogą przynieść ocalenie.
Pięćset tysięcy Chlipoukanijczyków poddaje się PA. Wreszcie pojawia się ciekawy wątek dyskusji. Maleńka robotnica nadaje:
Błędem z naszej strony było reprodukowanie broni i naśladowanie strategii używanych w Bel-o-kan. Nie możemy ich kopiować, musimy tworzyć własne rozwiązania swoich problemów.
Po pojawieniu się tego feromonu umysły odblokowują się natychmiast i bardzo szybko zostaje podjęta decyzja. Wszyscy zabierają się do pracy.
JANCZAR: W XVI wieku sułtan Murad I stworzył specyficzne oddziały wojska, nazwane janczarami (z tureckiego „yeni tcheri”- nowe wojsko). W ich szeregach walczyły jedynie sieroty. Tureccy żołnierze, grabiąc armeńskie lub słowiańskie wioski, porywali małe dzieci i zamykali je w specjalnej szkole wojskowej, w której żyły odcięte całkowicie od reszty świata. Uczone jedynie sztuk walki, dzieci te stawały się najlepszymi wojownikami w całym Imperium Osmańskim i niszczyły bezlitośnie wioski zamieszkane przez ich prawdziwe rodziny. Nigdy żadnemu z janczarów nie przyszło do głowy, by stawić czoło porywaczom u boku własnych krewnych. Rośli w siłę, aż wreszcie zaniepokoiło to sułtana Mahmuta II, który w 1826roku kazał ich wszystkich zgładzić i podpalił szkołę.
Edmund Wells, Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej
Profesor Leduc przytaszczył dwie wielkie skrzynie. Z jednej wyjął zadziwiający model spalinowej wiertarki udarowej. Zabrał się czym prędzej do burzenia muru postawionego przez policjantów, aż wreszcie udało mu się oczyścić okrągły otwór umożliwiający zejście do piwnicy.
Kiedy ustał hałas, babcia Augusta podeszła, by zaproponować mu ziołową herbatkę. Profesor odmówił jednak, tłumacząc, iż mogłoby to wzmóc potrzebę oddawania moczu. Odwrócił się do drugiej skrzyni i wyjął z niej pełen zestaw sprzętu speleologicznego.
– Myśli pan, że tam jest aż tak głęboko?
– Szczerze mówiąc, droga pani, przed przyjściem tutaj przeprowadziłem badania dotyczące tego budynku. W czasach odrodzenia zamieszkiwany był przez protestantów, którzy wykopali sekretne przejście. Jestem niemal pewien, że przejście to kończy się w Lesie Fontainebleau. Tą właśnie drogą protestanci uciekali przed swymi prześladowcami.
– Skoro jednak ludzie, którzy zeszli do piwnicy, wychodzili w lesie, nie rozumiem, dlaczego już więcej się nie pokazali? Tam jest mój syn, mój wnuk z żoną… kilkunastu policjantów i żandarmów. Żadna z tych osób nie miała powodu, by się ukrywać. Mają przecież rodziny, a wojny religijne już dawno się skończyły.
– Jest pani tego zupełnie pewna?
Wbił w nią wzrok z dziwnym wyrazem twarzy.
– Religie przybrały teraz inne nazwy. Zwą się teraz filozofiami lub… naukami. Ale nadal są równie dogmatyczne.
Profesor przeszedł do sąsiedniego pokoju, by przebrać się w strój speleologa. Gdy pojawił się ponownie, ruchy krępował mu ekwipunek, a głowa wciśnięta była w jaskrawoczerwony kask ozdobiony na przedzie lampką. Augusta omal nie parsknęła śmiechem. On jednak ciągnął dalej, jak gdyby nigdy nic.
– Po protestantach mieszkanie zajmowali członkowie przeróżnych sekt. Niektórzy oddawali się starym pogańskim kultom, inni czcili cebulę albo czarną rzodkiew, kto wie?
– Cebula i czarna rzodkiew są bardzo zdrowe. Mogę zrozumieć kogoś, kto je czci. Zdrowie jest w życiu najważniejsze. Proszę spojrzeć: jestem głucha, wkrótce będę całkowicie zramo-lała – każdego dnia zbliżam się do śmierci.
Leduc chciał dodać jej otuchy:
– Proszę się nie martwić, całkiem dobrze jeszcze pani wygląda.
– A właśnie, ile by mi pan dał lat?
– Nie wiem… sześćdziesiąt, może siedemdziesiąt.
– Sto lat, proszę pana! Tydzień temu skończyłam sto lat. Całe moje ciało jest schorowane, życie jest z każdym dniem coraz bardziej nieznośne, szczególnie od czasu, gdy straciłam wszystkich, którzy byli mi bliscy.
– Rozumiem panią, starość jest ciężką próbą.
– Ma pan jeszcze wiele takich sentencji w zanadrzu?
– Ależ…
– No, proszę szybko schodzić na dół. Jeśli do jutra pan nie wróci, dzwonię po policję, a oni z pewnością postawią mi gruby mur, którego nikt już nie zburzy.
Drążona bez przerwy od wewnątrz przez larwy gąsienicznika 4000 cierpi na bezsenność, nawet podczas najchłodniejszych nocy. Czeka zatem spokojnie na śmierć, oddając się pasjonującym ryzykownym działaniom, na które nigdy nie odważyłaby się w innych okolicznościach – odkrywaniu krańca świata, na przykład.
Idą jeszcze ciągle w kierunku pól żniwiarek. Po drodze 103 683 stara się przypomnieć sobie niektóre z lekcji przekazanych jej przez niańki. Tłumaczyły jej, że Ziemia jest sześcianem niosącym życie jedynie na górnej płaszczyźnie.
Co zobaczy, gdy dotrze wreszcie na koniec świata, na jego krawędź?
Wodę? Pustkę innego nieba?
Ona i jej skazana na śmierć towarzyszka dowiedzą się więcej niż wszystkie badaczki, niż wszystkie rude mrówki od zarania dziejów!
Czując na sobie zdziwione spojrzenie 4000, wojownicza 103 683 rusza nagle stanowczym krokiem.
Kiedy po południu hodowczynie niewolników decydują się sforsować otwory wejściowe Miasta, są wielce zaskoczone, nie napotkawszy żadnego oporu. Wiedzą przecież doskonale, że nie zgładziły całej armii rudych, nawet biorąc pod uwagę małe rozmiary Miasta.
Należy być czujnym…
Posuwają się tym ostrożniej, że przyzwyczajone są do życia na dużych przestrzeniach, gdzie korzystają ze swego wspaniałego wzroku, w podziemiach natomiast są kompletnie ślepe. Bezpłciowe rudnice również nic nie widzą, ale przynajmniej są przyzwyczajone do poruszania się wąskimi kiszkami korytarzy tego świata ciemności.
Wróg dociera do Zakazanego Miasta. Wszędzie pusto. Na ziemi leżą nawet nietknięte stosy pożywienia! Zwolennicy niewolników schodzą dalej w głąb. Spichlerze są pełne – ktoś musiał tu być bardzo niedawno, to pewne.
Читать дальше