Kiedy wyruszamy? Ilu wojowniczek potrzeba, by zaatakować karłowate?
Przedstawia się. 103 683 bezpłciowa z letniego lęgu. Wielka błyszcząca głowa, długie żuwaczki, niemal nieistniejące oczy, krótkie nóżki – to będzie cenna wspólniczka. Okazuje się również urodzoną entuzjastką. Samica 56 musi wręcz ostudzić nieco jej zapał.
Informuje ją o istnieniu szpiegów w samym sercu Federacji, być może najemników zaprzedanych karłowatym. Szpiedzy mają za zadanie uniemożliwić Belokanijkom rozwiązanie zagadki tajemnej broni.
Rozpoznaje się je po charakterystycznym zapachu skały. Trzeba działać szybko.
Możecie na mnie liczyć.
Rozdzielają między siebie strefy wpływów. 327 będzie próbował przekonać niańki z solarium. Są zazwyczaj dość na-j iwne.
103 683 spróbuje przeciągnąć na ich stronę więcej wojowniczek. Będzie wspaniale, jeśli uda jej się stworzyć oddział.
Mogę również przepytać zwiadowczynie, spróbować zdobyć dodatkowe informacje na temat tajemnej broni karłowatych.
56 odwiedzi zaś miejsca uprawy grzybów i obory, aby uzyskać tam wsparcie strategiczne.
Zbiórka w celu podsumowania działań, w tym miejscu, przy 23°.
W ramach cyklu Kultury świata telewizja nadawała tym razem reportaż o obyczajach japońskich.
„Japończycy, naród wyspiarski, przyzwyczajeni są od wieków do gospodarki samowystarczalnej. Według nich świat dzieli się na dwie części: na Japończyków i innych, obcych, o niezrozumiałych zwyczajach, barbarzyńców, których nazywają Gaijin. Poczucie przynależności narodowej zawsze odgrywało u nich dużą rolę. Kiedy Japończyk wyjeżdża, na przykład do Europy, automatycznie zostaje wykluczony ze wspólnoty. Jeśli wróci po roku, rodzina nie będzie go już traktować jak swojego. Życie wśród Gaijin jest równoznaczne z przesiąknięciem innym sposobem myślenia, a to oznacza zatem stanie się Gaijin. Nawet przyjaciele z dzieciństwa nie odezwą się do niego inaczej niż jak do turysty”.
Na ekranie przesuwały się obrazy różnych świątyń i innych miejsc kultu w Shinto. Głos z telewizora podjął:
„Ich wizja życia i śmierci jest inna niż nasza. Tu śmierć jednostki nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Niepokojące jest tylko zniknięcie komórki produkcyjnej. Aby oswoić śmierć, Japończycy uprawiają sztukę walki. Kendo naucza się w szkole już od najmłodszych lat…”
Na ekranie pojawia się dwóch wojowników, ubranych w stroje dawnych samurajów. Ich torsy okrywają czarne, łączone w stawach zbroje. Na głowach mają owalne kaski ze zwisającymi przy uszach długimi piórami. Rzucają się jeden ku drugiemu, wydając okrzyk wojenny, i rozpoczynają pojedynek na długie miecze.
Kolejny obraz: klęczący człowiek trzyma oburącz krótki miecz z ostrzem wycelowanym w brzuch.
„Rytualne samobójstwo, seppuku, jest kolejną cechą charakterystyczną kultury japońskiej. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego…”
– Telewizja, ciągle telewizja! Tylko ogłupia! Wpycha nam wszystkim te same obrazy do głowy. Zresztą opowiadają same bzdury. Nie macie tego dość? – wykrzyknął Jonatan, który wrócił do domu zaledwie kilka godzin wcześniej.
– Zostaw go. To go uspokaja. Od śmierci psa nie jest z nim zbyt dobrze… – powiedziała Lucie głosem bez wyrazu.
Jonatan pogładził syna po podbródku.
– Coś nie tak, synu?
– Ciii… słucham.
– Hej! Jak to się teraz do nas odzywasz?
– Raczej, jak się do ciebie odzywa. Trzeba przyznać, że nie widujecie się zbyt często, nie dziw się zatem, że traktuje cię chłodno.
– Nicolas, udało ci się ułożyć cztery trójkąty z zapałek?
– Nie, to mnie wnerwią. Nie przeszkadzaj, teraz słucham.
– No dobra, skoro tak… Jonatan, z zamyśloną miną, zaczął układać zapałki rozrzucone po stole.
– Szkoda, to… pouczające. Nicolas nie słuchał, jego mózg podłączony był bezpośrednio do telewizora. Jonatan poszedł do swojego pokoju.
– Co tam robisz? – spytała Lucie.
– Przecież widzisz, przygotowuję się, wracam tam.
– Co? O nie!
– Nie mam wyboru.
– Jonatan, powiedz mi, cóż tam jest takiego fascynującego? W końcu jestem twoją żoną!
Nic nie odpowiedział. Odwrócił wzrok. I nadal miał ten nieprzyjemny tik. Zmęczona Lucie westchnęła:
– Zabiłeś szczury?
– Sama moja obecność wystarcza, że trzymają się z daleka. A jeśli próbują się zbliżyć, wyjmuję to.
Zamachał przed nią wielkim, zaostrzonym nożem kuchennym. Drugą ręką chwycił halogenową latarkę i skierował się ku drzwiom od piwnicy, z plecakiem i torbą pełną jedzenia i na-, rzędzi ślusarskich. Ledwie rzucił na odchodnym:
– Do widzenia, Nicolas. Do widzenia, Lucie.
Lucie nie wiedziała już, co robić. Chwyciła Jonatana za ramię.
– Nie możesz tak odejść! To zbyt proste. Musisz ze mną porozmawiać!
– Och, przestań!
– Jak mam do ciebie mówić? Odkąd zszedłeś do tej przeklętej piwnicy, zmieniłeś się. Nie mamy już pieniędzy, a ty na narzędzia i książki o mrówkach wydałeś z pięć tysięcy franków.!
– Interesuje mnie ślusarstwo i mrówki. Mam do tego prawo.
– Nie, nie masz do tego prawa. Masz syna i żonę na utrzymaniu. Jeśli wszystkie pieniądze z zasiłku dla bezrobotnych przepuścisz na książki o mrówkach, to ja…
– Rozwiedziesz się ze mną? To chcesz powiedzieć? Puściła jego ramię, przybita.
– Nie.
Ujął ją za ramiona. Znów ten grymas ust.
– Musisz mi zaufać, bo ja muszę dotrzeć do końca. Nie zwariowałem.
– Nie zwariowałeś? Spójrz tylko na siebie! Wyglądasz jak żywy trup, jakbyś cały czas miał gorączkę.
– Moje ciało się starzeje, głowie za to ubywa lat. – Jonatan! Powiedz mi, co się tam dzieje na dole!
– Pasjonujące rzeczy. Trzeba schodzić niżej, coraz niżej, jeśli się chce któregoś dnia wyjść… Wiesz, to tak jak w basenie, jeśli odbijesz się od dna, możesz wypłynąć na powierzchnię.
Wybuchnął obłąkańczym śmiechem, który pół minuty później rozbrzmiewał jeszcze ponuro w głębi kręconych schodów.
Piętro +35. Cienka warstwa gałązek daje efekt witraża. Promienie słońca migoczą, przedzierając się przez ten filtr, a następnie opadają rozgwieżdżonym deszczem na ziemię. To solarium miasta, swego rodzaju fabryka produkująca belokanijskich obywateli.
Panuje tu skwar. 38°C. Nic dziwnego, solarium jest wystawione na południe, by móc jak najdłużej korzystać z żaru białej gwiazdy. Czasami, dzięki katalizatorowi, którym są gałązki, temperatura dochodzi do 50°C!
Tysiące nóżek biegają w tę i z powrotem. Najliczniejszą tutaj kastę stanowią niańki. Układają w stosy jajeczka składane przez Matkę. Dwadzieścia cztery stosy stanowią pryzmę, dwanaście pryzm tworzy rząd. Rzędy ciągną się daleko. Kiedy chmura rzuci cień, niańki przestawiają stosy jajeczek. Najmłodsze muszą być zawsze najlepiej ogrzane. „Wilgotne ciepło dla jajeczek, suche ciepło dla kokonów” – oto stary myrmeceński przepis na śliczne maluchy.
Z lewej widać robotnice odpowiedzialne za ogrzewanie. Układają jeden na drugim kawałki czarnego drewna akumu-lującego ciepło i grudki fermentującej próchnicy, która je wydziela. Dzięki tym „grzejnikom” w solarium może utrzymać się stała temperatura od 25°C do 40°C, nawet gdy na zewnątrz jest zaledwie 15°C.
Artylerzystki krążą w pełnej gotowości. Gdyby znów pojawił się dzięcioł…
Po prawej widać starsze już jajeczka. Długotrwała metamorfoza: pod wpływem czasu i zabiegów nianiek, małe jajeczka rosną i żółkną. W zależności od pogody, po okresie od jednego do siedmiu tygodni przeobrażają się w złotowłose larwy.
Читать дальше