Jonatan siedział cicho, pod wrażeniem opowieści. Tymczasem profesor jakby przeżywał ponownie całą scenę, gestykulując z energią młodego człowieka, którym już nie był.
– Próbowaliśmy je przepędzić, ale przyciągał je nasz oddech i pot. Wszyscy ćwiczyliśmy jogę, żeby umieć wolno oddychać i kontrolować strach. Staraliśmy się nie myśleć, zapomnieć o tych czarnych kiściach wojowniczek, chcących nas zabić. Zrobiliśmy dwa filmy zdjęć, z tego niektóre z lampą. Gdy skończyliśmy, szybko wyskoczyliśmy z rowu. Wszyscy oprócz Edmunda. Mrówki zakryły go łącznie z głową, zamierzały go pożreć! Szybko wyciągnęliśmy go za ramiona, rozebraliśmy i zeskrobaliśmy z niego wszystkie wbite w ciało żuwaczki. Byliśmy pogryzieni, ale nie do tego stopnia co on, bez butów. I przede wszystkim przestraszył się, wyemitował feromony strachu.
– To potworne.
– Nie, to wspaniałe, że uszedł z życiem. To go zresztą wcale nie zniechęciło do mrówek. Wręcz przeciwnie, zaczął je badać jeszcze bardziej zapamiętale.
– A potem?
– Wrócił do Paryża. Nie mieliśmy od niego więcej wieści. Nawet nie zadzwonił do starego Rosenfelda! I w końcu przeczytałem w gazecie, że nie żyje. Pokój jego duszy.
Podszedł odsłonić okno i spojrzał na staroświecki emaliowany termometr.
– Hmm, 30°C w połowie kwietnia, to niewiarygodne. Z roku na rok robi się coraz cieplej. Jak tak dalej pójdzie, za dziesięć lat Francja stanie się krajem tropikalnym.
– Myśli pan, że do tego rzeczywiście dojdzie?
– Nie widzimy tego, bo wszystko dzieje się stopniowo. Ale my, entomolodzy, dostrzegamy konkretne szczegóły: w Basenie Paryskim pojawiają się gatunki owadów typowe dla obszarów okołorównikowych. Zauważył pan, że motyle stają się coraz bardziej kolorowe?
– Rzeczywiście, nawet wczoraj znalazłem jednego, odblaskowego, czarno-czerwonego siedzącego na samochodzie…
– To z pewnością kraśnik pięcioplamek. Jadowity motyl, którego dotychczas można było spotkać jedynie na Madagaskarze. Jak tak dalej pójdzie… Wyobraża pan sobie koczujące w Paryżu? Niezła panika. To byłoby zabawne…
Po oczyszczeniu czułek i zjedzeniu kilku ciepłych jeszcze kawałków ciała dozorcy z wydrążonego otworu, samiec bez zapachu drepcze dalej drewnianym korytarzem. Matczyna komnata jest już niedaleko, czuje ją. Na szczęście jest 25°C i przy tej temperaturze niewiele istot kręci się po zakazanym Mieście. Powinien wślizgnąć się bez trudu.
Nagle wyczuwa zapach dwóch wojowniczek idących z naprzeciwka. Jedna duża i jedna mała. A małej brakuje kilku nóżek…
Węszą wzajemnie z daleka swoje fluidy.
Niewiarygodne, to on!
Niewiarygodne, to one!
327 umyka, licząc, że uda mu się je zgubić. Krąży po trójwymiarowym labiryncie. Wychodzi z zakazanego Miasta. Mrówki stróże nie zatrzymują go, gdyż nie zostały zaprogramowane, by kontrolować wychodzących na zewnątrz. Stąpa teraz po sypkiej ziemi. Bierze zakręt za zakrętem. Lecz tamte są równie szybkie i nie zostają w tyle. Nagle samiec potrąca i przewraca robotnicę obarczoną gałązką; zrobił to niechcący, lecz dzięki temu pościg morderczyń o zapachu skały został przyhamowany. Trzeba wykorzystać tę zwłokę. Szybko chowa się w szczelinie. Kulawa jest coraz bliżej. 327 wciska się nieco bardziej do kryjówki.
Gdzie on się podział?
– Znowu zszedł na dół.
– Jak to zszedł?
Lucie ujęła Augustę za ramię i zaprowadziła ją do drzwi piwnicy.
– Jest tam od wczorajszego wieczora.
– I do tej pory nie wyszedł?
– Nie, nie wiem, co tam się dzieje, ale stanowczo zabronił mi wzywać policję… Schodził tam już wiele razy i zawsze wracał.
Augusta była oszołomiona.
– Ależ to szaleństwo! Wuj zabronił mu przecież stanowczo…
– Zabiera teraz ze sobą swoje narzędzia, stalowe elementy, betonowe płyty. A jeśli chodzi o to, co on tam robi…
Lucie ukryła twarz w dłoniach. Była wykończona, czuła, że ponownie jest na skraju depresji.
– I nie można po niego zejść?
– Nie. Założył zamek, który zamyka od wewnątrz. Augusta usiadła przygnębiona.
– No cóż, gdybym mogła przewidzieć, że przywołanie wspomnień o Edmundzie tyle zmieni…
SPECJALISTA: W wielkich współczesnych mrówczych miastach podział ról, niezmienny od milionów lat, spowodował mutacje genetyczne.
Jedne mrówki rodzą się więc z olbrzymimi nozyco-watymi żuwaczkami i zostają wojowniczkami, inne wyposażone są w żuwaczki mielące, by produkować mąkę zbożową, inne obdarzone zostały wyjątkowo rozwiniętymi gruczołami ślinowymi, by nawilżać i dezynfekować młode larwy.
To tak, jakby nasi żołnierze rodzili się z palcami w formie noży, chłopi z nogami w kształcie szczypiec, by wspinać się i zbierać owoce z drzew, a niańki przychodziły na świat z dziesięcioma sutkami.
Ale ze wszystkich tych „zawodowych” mutacji najbardziej spektakularna jest mutacja „miłosna „. Aby popęd płciowy nie rozpraszał pracowitych robotnic, rodzą się one bezpłciowe. Cała energia rozrodcza skoncentrowała się na specjalistach: samcach i samicach, książętach i księżniczkach tej równoległej nam cywilizacji.
Ich życie i narządy, w które zostały wyposażone, mają jedną tylko funkcję – funkcję miłosną. Posiadają rozliczne gadżety, mające im pomóc w kopulacji: skrzydła, przyoczka, czy też czułki emitujące i odbierające abstrakcyjne emocje.
Edmund Wells, Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej
Jego kryjówka nie jest ślepym zaułkiem, prowadzi do małej groty. 327 zaszywa się w niej. Wojowniczki o zapachu skały przechodzą, niczego nie zauważając. Jak się jednak okazuje, grota nie jest pusta. Jest w niej ktoś ciepły i pachnący. Ktoś, kto emituje sygnały. Kim jesteś?
Zapachowe pytanie jest jasne, precyzyjne, rozkazujące. Dzięki przyoczkom 327 dostrzega duże zwierzę. Na pierwszy rzut oka jego masa musi przekraczać dziewięćdziesiąt ziaren piasku. A jednak to nie jest wojowniczka. To coś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie czuł, nie widział.
Samica.
Ale jaka samica! Przygląda się jej dłuższą chwilę. Delikatne kształtne nóżki ozdobione są maleńkimi włoskami rozkosznie wysmarowanymi hormonami płciowymi. Szerokie czułki tryskają silnymi zapachami. Oczy o czerwonych refleksach są jak dwie jagody. Ma masywny odwłok, gładki i wrzecionowaty. Duży pancerz osłaniający tułów zwieńczony jest pięknym, ziarnistym mesotonum. Ma także wreszcie długie skrzydła, dwa razy większe niż te, które on sam posiada.
Samica otwiera swoje śliczne, maleńkie żuwaczki i… skacze mu do gardła, by odciąć głowę.
327 ma trudności z przełykaniem, dusi się. Ponieważ brak mu identyfikatorów, samica nie zamierza zwolnić uścisku. Dla niej jest obcym ciałem, które trzeba zniszczyć.
Dzięki swym niewielkim rozmiarom, samcowi udaje się jednak uwolnić. Wspina się na grzbiet samicy, ściska jej głowę. Fortuna kołem się toczy. Teraz ona ma kłopoty. Broni się. Gdy już wyraźnie słabnie, 327 wysuwa czułki. Nie chce jej zabić, chce tylko, żeby go wysłuchała. Ale sprawa nie jest taka prosta. Chce z nią mieć PA. Tak, Porozumienie Absolutne.
Samica (zidentyfikował jej numer jajeczka, to 56) cofa czułki, unika kontaktu. Następnie podnosi się, żeby się go wreszcie pozbyć. Lecz on trzyma się ze wszystkich sił jej mesontum i zwiększa uścisk żuwaczek. Jeśli ona nie zrezygnuje, wyrwie jej głowę jak chwast.
Samica nieruchomieje. On również.
Przyoczkami, którymi obejmuje pole widzenia do 180°, widzi wyraźnie swojego napastnika, usadowionego na jej plecach. Jest malutki.
Читать дальше