Czuję zbliżający się kryzys „pocotowszystko". Jedynym lekarstwem, jakie znam, jest zamknięcie się w toalecie i oddanie rozmyślaniu. Czy to źle, że piszę? Czy to źle, że nie wspieram wszystkich nieszczęśników tego świata? Czy to źle, że nie walczę przeciwko tyranom i wyzyskiwaczom?
Ostatecznie wysyłam czek do pewnej organizacji charytatywnej i siadam znów do pisania. Tak bardzo kocham moje zajęcie, że gotów jestem płacić za święty spokój.
Wydawca dzwoni do mnie.
– Dobrze by było, gdybyś wyszedł od czasu do czasu z domu, podpisał parę książek, zjadł kolację z dziennikarzami…
– Czy to konieczne?
– Absolutnie. Właściwie to od tego powinieneś był zacząć. Poza tym spotkania z ludźmi poddadzą ci trochę pomysłów. Postaraj się. Potrzebujesz prasy, księgarzy, kontaktów z ludźmi z branży, powinieneś pojawiać się na targach książki… Żyjąc jak mnich, skazujesz się na krótkoterminowość.
Jak do tej pory rady Charbonniera zawsze były słuszne. Ale robienie z siebie klauna na salonach, z kieliszkiem szampana w dłoni i słuchanie najświeższych branżowych ploteczek… to nie dla mnie.
Zgoda na podpisywanie książek na targach. Nie łudzę się specjalnie, że dzięki temu rozkwitnie moja kariera, ale być może kontakt z ludźmi zainteresowanymi moją książką i z pisarzami pozwoli mi lepiej zrozumieć, dlaczego nie udaje mi się dotrzeć do szerokiej publiczności we Francji.
Mona Lisa II wpatruje się we mnie, jakby chciała powiedzieć: „Wreszcie zadajesz sobie właściwe pytania". Zasypiam samotnie. Pościel jest taka zimna.
– Igor, mam dla ciebie fantastyczną nowinę.
Spodziewam się miłej niespodzianki, czuję obecność Tatiany. Zamykam oczy. Całuje mnie. Ryzykuję pytanie:
– Jesteś w ciąży?
– Nie, to coś lepszego.
Przytula się do mnie cała rozpromieniona.
– Igor, mój przyjacielu, mój kochany… zostałeś wyleczony. Czuję się jak rażony gromem.
– Chyba żartujesz?
Odkładam książkę i spoglądam przerażony na promienną minę mojej lekareczki.
– Mam tutaj wyniki twoich ostatnich badań. Przekroczyły moje najśmielsze oczekiwania. Rak pępka nie trwa wiecznie. Twoje ozdrowienie otwiera nowe drogi dla badań medycznych. Myślę też, że zawdzięczasz to również poprawieniu się twoich warunków życia. Tak, z pewnością, rak pępka ma wyjątkowo psychosomatyczne cechy.
Czuję ogień w płucach. W ustach brakuje mi śliny. Kolana mi się trzęsą. Tatiana otacza mnie ramionami i przytula.
– Mój najdroższy, wyzdrowiałeś, wyzdrowiałeś… To cudowne! Pędzę powiedzieć o tym wszystkim z ekipy medycznej. Urządzimy imprezę, żeby uczcić twój powrót do normalnego życia.
Odchodzi tanecznym krokiem.
„Normalne życie", znam je aż nazbyt dobrze. Nie podobam się kobietom. Właściciele nie chcą mi wynajmować mieszkania bez zaświadczenia o zarobkach. Pracodawcy nie chcą mnie zatrudniać, bo uważają, że byli komandosi to brutale. Jeśli zaś chodzi o pokera, to Piotr umieścił mnie na czarnej liście wszystkich najlepszych kasyn w kraju.
W całym swoim życiu miałem tylko dwa azyle: szpital i Tatianę, ale oto i stąd zostanę wyrzucony. Muszę kogoś zabić, żebym mógł iść do więzienia. Tam odnajdę „normalne życie". Jednak mieszkanie z Tatianą sprawiło, że straciłem wolę walki. Dzięki niej posmakowałem spokoju, uprzejmości, książek i żywych dyskusji. Być może teraz, kiedy jestem zdrów, już nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Znajdzie sobie innego pacjenta z jeszcze rzadszą chorobą niż moja. Z gruźlicą ucha albo niedorozwojem nozdrzy. Wypędzi mnie.
Już od jakiegoś czasu zanudza mnie opowieściami o pewnym nosicielu nieznanej bakterii. Pewnie już z nim sypia.
Biję się mocno w brzuch, wiedząc jednak, że ten cholerny nowotwór i tak robi to, co sam chce. Wkradł się niczym złodziej do mojego ciała i kiedy już, już, zacząłem go akceptować, a nawet lubić – wyniósł się.
Wyzdrowiałem! To prawdziwa tragedia! Czy nie mógłbym oddać mojego ozdrowienia komuś innemu, kto by na nim bardziej skorzystał? Hej tam! Mój aniele, jeśli mnie słyszysz, nie chcę wyzdrowieć. Chcę znów być chory. Oto moja modlitwa.
Klękam na podłodze i czekam. Zawsze czułem, kiedy mój anioł mnie wysłuchiwał. Teraz wiem, że mnie nie słucha. Nawet święty Igor przestał się mną interesować. Cały mój świat się wali.
Wiele byłem w stanie znieść, ale „ozdrowienie" to już dla mnie zbyt wiele. Przelała się czara goryczy.
Czekam na korytarzu na Tatianę, która właśnie oznajmia dobrą nowinę całemu personelowi szpitala.
– Igor wyzdrowiał! Igor wyzdrowiał! – podśpiewuje sobie nieświadoma niczego.
– Proszę cię, mój aniołku, ześlij na mnie jakiś przerzut na znak zgody. Pomagałeś mi w drobnych sprawach, jeśli więc zamierzasz mnie teraz opuścić w tak ważnej chwili, powiem z całkowitym przekonaniem, że jesteś zwyczajnie nieodpowiedzialnym aniołem.
Okno jest otwarte. Wychylam się. Szpital mieści się w wysokim budynku. Upadek z trzydziestego piątego piętra powinien załatwić sprawę.
Muszę działać bez namysłu. Przede wszystkim bez namysłu, bo w przeciwnym razie nie znajdę w sobie wystarczającej odwagi. Skaczę. Lecę w dół jak kamień.
Przez okna widzę zajętych wewnątrz ludzi. Niektórzy dostrzegają mnie i ich usta układają się na kształt litery „o".
„Bądź szybki albo martwy"? W tej chwili jestem wyjątkowo szybki i wkrótce będę też martwy.
Ziemia zbliża się z zatrważającą prędkością. A może popełniłem głupstwo? Może powinienem był jednak pomyśleć przez chwilę?
Ulica znajduje się teraz dziesięć metrów pode mną. Zamykam oczy. Ledwie mam czas poczuć nieprzyjemną chwilę, w której moje kości roztrzaskują się o asfalt. Ze stanu stałego zmieniam się w ciecz. Tym razem mnie nie odratują. Przez sekundę przeszywa mnie ból, który zdaje się trwać całą godzinę, a potem wszystko się zatrzymuje. Czuję, jak opuszcza mnie życie.
Rozwiodłam się z Richardem. Umawiam się teraz z moim prawnikiem, Murrayem Benettem, słynnym tenorem ławy adwokackiej. W ciągu jednego tygodnia zawładnął moim życiem, sercem, ciałem, moimi meblami i umowami.
Związek z nim przypomina swego rodzaju stały kontrakt. Murray uważa, że życie we dwoje, czy to w konkubinacie czy to w małżeństwie, powinno być uregulowane przez system trzy – sześć – dziewięć, jak przy wynajmie mieszkań. Co trzy lata, na życzenie partnerów, należy przejrzeć i poprawić warunki umowy lub też, jeśli wspólne życie im odpowiada, przedłużyć kontrakt na zasadzie cichej zgody.
Na ten temat Murray może mówić godzinami. „Klasyczne" małżeństwo uważa za głupotę. To umowa na okres całego życia, podpisywana przez strony, które nie rozumieją poszczególnych klauzul z powodu zaślepienia uczuciami i strachem przed samotnością. Jeśli małżonkowie zdecydują się na jej ratyfikowanie w wieku, powiedzmy, dwudziestu lat, umowa ta będzie obowiązywać przez mniej więcej sześćdziesiąt, bez możliwości wprowadzenia jakichkolwiek zmian. Tymczasem społeczeństwo, zwyczaje i ludzie ewoluują. Nieuchronnie nadchodzi chwila, gdy kontrakt się unieważnia.
Kpię sobie z całej tej prawniczej gadaniny, wiem tylko, że Murray uwielbia się kochać w szalonych pozycjach. Przy nim doświadczam tego, czego nie pokazano nawet w Kamasutrze. Zabiera mnie w najdziwniejsze miejsca, gdzie za każdym razem możemy zostać nakryci przez pierwszego lepszego przechodnia. Niebezpieczeństwo to niesamowity afrodyzjak.
Читать дальше