Posada kelnera wystarcza mi, by związać koniec z końcem. Zresztą nie mam wielkich potrzeb. Żywię się chińskim makaronem, który pęcznieje po zalaniu wrzątkiem.
Mona Lisa II jest zachwycona, że oglądam z nią telewizję. Jest przekonana, że to dzięki niej trafiłem na właściwą drogę.
Myślę, że Szczury to dobra książka. Jeśli jednak wydawcy nie są w stanie tego pojąć, trzeba uznać, że cała moja praca poszła na marne, równie dobrze mogę więc przestać robić cokolwiek.
Jeśli nadal będę tył w tym tempie, obżerając się makaronem, niedługo zmienię się w ludzką wersję Mona Lisy. Z lenistwa nie golę się i zapuszczam brodę.
Powoli, wciąż skacząc pomiędzy programami, opuszczam sobie intelektualną poprzeczkę. Z wiadomości przerzucam się na filmy, z filmów na telefilmy, potem na seriale, wreszcie na rozpaczliwe poranne teleturnieje, których uczestnicy próbują jak najszybciej odpowiedzieć na idiotyczne pytania w stylu: „Jak nazywa się psi przysmak?".
Psy kompletnie mnie nie obchodzą, bo mam kota, ale i tak oglądam.
Myślę, że dałbym radę żyć w ten sposób przez najbliższe czterdzieści lat. Poddałem się. A jednak, któregoś dnia, audycja telewizyjna sprawiła, że wyrwałem się z odrętwienia.
Był to program o literaturze. Cotygodniowy. Zazwyczaj ignorowałem go, ale dzisiaj coś przyciągnęło moją uwagę.
Tematem dyskusji jest miłość. Pierwszym gościem jest starszy aktor, który przeżył swoje chwile chwały już jakiś czas temu. Wspomina z szelmowskim uśmiechem aktorki, które – jak to nazywa – uhonorował. Prowadzący, z równie wesołą miną, wciąż żartuje i robi sprośne aluzje.
Drugi gość: chłopak w moim wieku. Zostaje przedstawiony jako Auguste Mérignac. Przystojniak. Dobrze ubrany. Uśmiechnięty. Wydał właśnie powieść autobiograficzną, której bohater zwie się, niby przypadkiem, Auguste i cechuje się tym, że wszystkie kobiety ulegają jego urokowi. Po kilku libertyńskich anegdotkach Auguste Mérignac oznajmia, że według niego miłość nadaje sens każdemu dziełu literackiemu.
Trzeci gość programu: kobieta w aksamitnej masce, piętnastocentymetrowych szpilach i z ustami pomalowanymi krwistoczerwoną szminką. Pracuje w pewnym bardzo popularnym lokalu oferującym usługi sadomasochistyczne, lecz pragnie zachować anonimowość. Większość klientów stanowią osoby publicznie znane – mówi – politycy, ludzie show-biznesu, biznesmeni. W życiu zawodowym terroryzują innych, w życiu prywatnym uwielbiają, by nad nimi dominować. Kobieta opisuje cielesne tortury, jakie oferuje swoim klientom i jak bardzo jest zdegustowana ekstrawaganckimi życzeniami niektórych gwiazd.
Ostatni gość to seksuolog, którego rola ma polegać na naświetleniu problemu od strony naukowej. Ludźmi kierują hormony – zapewnia, cytując kilka przedziwnych fantazji, z jakimi zetknął się podczas wykonywania swojego zawodu. Pewien pacjent szczytował tylko po przebraniu się za królową angielską, inną znów kobietę zaspokoić mogło jedynie dziesięciu mężczyzn, zaś wielu celebrytów (których nazwisk seksuolog woli nie wymieniać) nie potrafi osiągnąć pełni rozkoszy bez pomocy zwierząt, warzyw lub innych najdziwniejszych przedmiotów, a także bez najbardziej osobliwych scenerii.
Wyłączam telewizor, czując, że robi mi się niedobrze. Żadna historia nie jest wymyślona, żadna z postaci nierzeczywista, zero napięcia. Oto dlaczego moje szczury nikogo nie interesują.
Całkowicie pobłądziłem w wyborze zajęcia. Postanawiam zaprzestać pisania. Rozpoczynam pisarską żałobę. Zostanę kelnerem w restauracji i telewidzem, to mi w pełni wystarcza.
O ZNACZENIU ŻAŁOBY: W naszych czasach tradycja żałoby powoli zanika. Po śmierci członka rodziny wszyscy starają się jak najszybciej wrócić do swych codziennych zajęć. Odejście drogiej osoby staje się coraz mniej tragicznym wydarzeniem. Czerń przestała być kolorem żałoby. Styliści uczynili z niej element mody ze względu na jej właściwości wyszczuplające.
A przecież wyznaczanie kresu danej epoki czy życia ludzkiego ma ogromne znaczenie dla równowagi psychicznej każdego z nas. Jedynie tak zwane prymitywne społeczności wciąż podkreślają doniosłość żałoby. Na Madagaskarze, gdy ktoś umiera, w całej wiosce nie tylko przerywa się wszelkie zajęcia, by uczestniczyć w żałobie, lecz także organizuje się aż dwa pogrzeby. Podczas pierwszego ciało zostaje pochowane w atmosferze smutku i skupienia. Nieco później odbywa się druga ceremonia, połączona z zabawą – jest to tak zwane odejście ciała.
Tym sposobem strata bliskiej osoby jest akceptowana dwukrotnie.
Nie chodzi też tylko o śmierć. Istnieją jeszcze inne „wydarzenia końcowe": odejście z pracy, odejście od partnera życiowego, odejście z rodzinnego domu.
Żałoba stanowi wtedy swego rodzaju formalność, którą wielu uważa za niepotrzebną, choć taką nie jest. Bardzo ważne jest wyznaczanie etapów. Każdy ma prawo do własnych rytuałów żałobnych. A te mogą być od najprostszych, jak na przykład zgolenie wąsów, zmiana fryzury lub stylu ubierania się, po najbardziej szalone: zorganizowanie wielkiego przyjęcia, upicie się do nieprzytomności, skok ze spadochronem…
Gdy żałoba nie jest odpowiednio przeżyta, poczucie braku swobody zakorzenia się w nas niczym uciążliwy chwast.
Być może należałoby uczyć o znaczeniu żałoby już w szkole. Zaoszczędziłoby to, w przyszłości, wielu lat cierpienia.
Edmund Wells,
Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej , tom IV
Jeden z moich kolegów z pracy chce wezwać policję, gdyż pewna klientka restauracji nie ma pieniędzy, żeby zapłacić za posiłek.
Przyglądam się jej. Jest wątła, delikatna, cała ubrana na czarno. Przypomina mi pisklę, które wypadło z gniazda. W ręce trzyma książkę Kwiaty dla Algernona Daniela Keyesa.
Reguluję za nią należność i pytam, o czym jest jej książka. Ona dziękuje mi, mówi, że nie powinienem był tego robić, a następnie zgadza się porozmawiać ze mną na temat książki. To opowieść o mężczyźnie, kompletnym idiocie, który staje się inteligentny dzięki specjalnej terapii farmakologicznej, która zadziałała na mysz zwaną Algernon. Chory psychicznie człowiek opowiada historię swojego życia i ozdrowienia w pierwszej osobie. Czytając, mamy wrażenie, że uczestniczymy w odzyskiwaniu przez niego zmysłów. Sposób pisania ewoluuje w trakcie powieści. Gdy jeszcze był idiotą, robił błędy ortograficzne niemal w każdym słowie, nie używał znaków przestankowych, ale w miarę postępu kuracji widzimy, jak się rozwija.
Dziewczyna przedstawia się. Nazywa się Gwendoline. Dodaje, że o ile jej wiadomo, pisarz ów, Daniel Keyes, napisał tylko tę jedną książkę, lecz stworzenie takiego arcydzieła daje mu prawo, by umrzeć w spokoju. Jego „misja dla ludzkości" została wypełniona. Zrealizował dzieło, dla którego został stworzony. Gwendoline uważa, że każdy z nas ma swoje dzieło do wykonania i dopiero gdy wypełni swoją funkcję, może umrzeć.
Patrzę na nią. Jej oczy w kształcie migdałów błyszczą, ma bardzo jasną skórę. Moim zdaniem dziewczyna, która czyta science fiction, musi być interesującą osobą. Ma jeszcze jedną cechę, która mi się w niej podoba – wygląda na bardziej zagubioną ode mnie.
Idziemy razem. Wyjaśnia mi, że jest przeklętą poetką. Mówię, że dobrze się składa, bo ja jestem przeklętym pisarzem.
Gwendoline jest przekonana, że znajdujemy się na tej Ziemi po to, by cierpieć i uczyć się na własnych błędach.
Читать дальше