Anioły instruktorzy latają wokół nich niczym muszki wokół fosforyzujących, wiszących melonów.
– Wstęp tutaj mają teoretycznie jedynie anielscy instruktorzy. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że tak bardzo chcieliście zobaczyć coś, czego pozostałe anioły nie mają prawa ujrzeć – i czego zresztą nawet nie próbują – postanowiłem zaspokoić choć w niewielkim stopniu waszą ciekawość.
Podchodzimy bliżej.
Cztery kule są identycznej wielkości, lecz różnią się zawartością.
W pierwszej kryje się dusza świata mineralnego.
Druga zawiera duszę świata roślinnego.
Trzecia – duszę świata zwierzęcego.
Czwarta – duszę świata ludzkiego.
Podchodzę do pierwszej. Pośrodku drga migoczące jądro. Czyżby to była dusza Ziemi? Słynna Gaja? Starożytna Alma mater!
– A więc ziemia posiada duszę?
– Oczywiście. Żyje, a wszystko co żywe, obdarzone jest duszą – odpowiada Edmund Wells.
Po chwili od niechcenia dodaje:
– A wszystko co posiada duszę, ma potrzebę ewoluowania.
Zafascynowany odrywam wzrok od kul.
– Wszystko żyje? Nawet kamienie?
– Nawet góry, potoki, kamyki – lecz ich dusze należą do niższego poziomu. By go zmierzyć, wystarczy przyjrzeć się natężeniu świetlistego jądra, wtedy instynktownie poznamy wartość duszy.
– A więc – stwierdzam – przyjmując tę kosmogonię, minerał znajdujący się na poziomie I powinien otrzymać 100 punktów, roślina – 200, zwierzę – 300, a człowiek – 400.
– Sam zmierz!
Dostrzegam istotnie duszę Ziemi, lecz liczba jej punktów nie jest równa 100 – przekracza ją znacznie… ma 163 punkty! Druga kula, obejmująca lasy, pola i kwiaty, również posiada nie 200, lecz 236 punktów! Dusza zwierząt ma 302 punkty. Ludzkość zaś znajduje się na poziomie 333 punktów.
– Co? – wołam zdziwiony – ludzkość nie ma nawet 400 punktów?
Edmund Wells potwierdza:
– Jak już ci mówiłem, na tym właśnie polega nasza praca. Mamy dążyć do podciągnięcia ludzkiej średniej, by ludzie wreszcie stali się… ludźmi. Prawdziwymi „czwórkami". Ale jak sam możesz właśnie stwierdzić, człowiek nie znajduje się jeszcze na należnym mu miejscu. Nie można też powiedzieć, że znajduje się w połowie drogi pomiędzy zwierzęciem na poziomie 3 a mędrcem z poziomu 5. To człowiek jest owym „brakującym ogniwem". Ech, i pomyśleć tylko, że Nietzsche używa pojęcia „nadludzie"! Nim człowiek stanie się „nadczłowiekiem", niech lepiej stanie się najpierw człowiekiem!
Nachylam się nad kulą ludzkości i spoglądam na nieco ponad sześć miliardów kuleczek, z których każda mieści w sobie świetliste jądro.
Raoul Razorbak milczy, lecz domyślam się, że i on jest pod wrażeniem; wraz ze mną kontempluje ludzkie dusze.
Edmund Wells zbliża się do kuli.
– Oto cała gromada naszych „klientów", tutaj toczy się najważniejsza gra. Moim zdaniem jeśli ludzkość nie podąży nagle w stronę autodestrukcji, może już za kilkaset lat ludzie staną się prawdziwymi ludźmi, prawdziwymi „czwórkami".
Potrzebny jest jednak wielki nakład pracy, naszej anielskiej pracy, by wydźwignąć ich na właściwy poziom.
Mój instruktor emituje do naszych umysłów obraz wykresu. Jest nastawiony optymistycznie. Postęp ludzkości to funkcja wykładnicza. Dzięki nowoczesnym środkom transportu, a więc dzięki zwiększeniu się liczby podróży, komunikacji globalnej, rozprzestrzenianiu się kultury na skalę światową i dzięki mediom – coraz liczniejszym i coraz bardziej dostępnym – mędrcy (czyli „piątki") wywierają coraz większy wpływ na resztę ludzi.
– Zauważcie, jak ludzie żyli dawniej i jak żyją dzisiaj. Niegdyś obawiali się drapieżników. Dziś zamykają je w ogrodach zoologicznych. Dawniej skazani byli na częste głodowanie, zmuszeni byli pracować w pocie czoła. Teraz człowiek ma coraz więcej wolnego czasu, który może poświęcić na rozmyślanie. A gdy człowiek myśli, zadaje sobie pytania. U progu trzeciego tysiąclecia możemy śmiało stwierdzić, że szansa na podciągnięcie średniej świadomości gatunku ludzkiego nigdy jeszcze nie była tak duża. Kiedyś, na przykład w antycznej Grecji, szanowano jedynie „obywateli", czyli osoby wolne lub wyzwolonych niewolników. Z biegiem czasu pozostali „marginalizowani" ludzie zyskali sobie prawo do obywatelstwa.
TOLERANGA: Za każdym razem gdy ludzie poszerzają pojęcie „pobratymca" o nowych członków, oznacza to, iż odtąd uważają te istoty, dotychczas uznawane za gorsze, za wystarczająco do nich podobne i zasługujące na ich współczucie. Możemy też przyjąć, że wówczas nie tylko nowi członkowie plemienia robią krok do przodu, lecz także cała ludzkość pokonuje kolejny etap ewolucji.
Edmund Wells,
Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej , tom IV
Kula ludzkości… Domyślam się, że to tutaj powracają jaja znajdujące się pod moją opieką za każdym razem, gdy oddalają się na północny wschód. Rozumiem też, że dusze wchłonięte przez jedną wielką kulę oddziaływają na siebie i szukają wspólnej harmonii. Pewne zdanie Edmunda Wellsa dzwoni mi cały czas w uszach: „Wystarczy jedna dusza, by unieść całą ludzkość". Czyżby chodziło tu o słynną „noosferę" Teilharda de Chardin? Miejsce, w którym mieszają się wszystkie ludzkie świadomości?
– Ale gdybyśmy my, anioły, nie robili niczego, czy ludzie nie ewoluowaliby sami z siebie?
– Jesteśmy pasterzami kierującymi nasze stado na właściwą drogę. Choć zapewne dzięki pracy, jaką anioły wykonały do tej pory, ludzie tak czy owak zmierzają już we właściwym kierunku.
– W takim razie może moglibyśmy ich zostawić…
Edmund nawet nie komentuje tej uwagi.
Raoul nalega:
– A jaki kolejny stopień ewolucji czeka nas, anioły? Świat bogów?
Edmund Wells unosi brwi ze zdumieniem.
– Jesteście zabawni, wy młodzi. Chcecie wszystko wiedzieć od razu. Nie umiecie pozbyć się starych, ludzkich nawyków. Popatrzcie lepiej uważnie na wasze kule, a zdacie sobie sprawę, że cały ten osad zwyczajów typowych dla śmiertelników przeszkadza wam i ciąży. Zamiast zasypywać mnie gradem ludzkich pytań, spróbujcie zachowywać się, jak przystało na anioły!
Po tych słowach nasz mentor odwraca się na pięcie i odmaszerowuje wielkimi krokami. Biegnie w stronę Matki Teresy, by natrzeć jej uszu. Z tego co udaje mi się usłyszeć z tej odległości, Matka Teresa ma wśród swoich klientów jednego z szefów państw, którego nakłania do ciągłego zwiększania podatków od wzbogacenia. Edmund Wells tłucze jej do głowy, że biednych nie uszczęśliwia się poprzez szykanowanie bogatych.
Podchodzę bliżej, żeby lepiej słyszeć.
– Droga Matko Tereso, chwilami nadmiernie pani wszystko upraszcza. Jak mawiał jeden z moich przyjaciół, „nie wystarczy odnosić sukcesy, trzeba też umieć czerpać przyjemność z patrzenia na porażki innych". On żartował, ale pani naprawdę podziela tę opinię. Jest pani przekonana, że ludzka bieda będzie łatwiejsza do zniesienia, jeśli cała ludzkość będzie ją klepać. A powinniśmy przecież, wręcz przeciwnie, dążyć do tego, by wszyscy ludzie byli bogaci!
Matka Teresa robi minę upartego uczniaka, przekonana, że to mimo wszystko ona ma rację.
Jeśli o mnie chodzi, uważam, że Matka Teresa, spędziwszy całe życie wśród biedaków, próbuje odtworzyć swoje dawne środowisko i odnaleźć jakieś punkty orientacyjne. Biednych ludzi znała od zawsze. Z bogatymi sprawa już nie jest taka łatwa. Święta kobieta została zmuszona do zainteresowania się kursami giełdowymi, kolekcjami odzieży, kolacjami na mieście, modnymi restauracjami, depresjami, alkoholizmem, cudzołóstwem, talassoterapią, krótko mówiąc – wszystkimi problemami bogatych.
Читать дальше