Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Mury Hebronu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mury Hebronu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Szóste wydanie debiutu książkowego Andrzeja Stasiuka. Proza więzienna. Jeden z krytyków nazwał te opowiadania epifaniami spod celi.

Mury Hebronu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mury Hebronu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Słodkie jest życie na nierobach, małolat, dolcze wita. Całe dnie można było grać w karty, a jak się talia wpierdoliła, to zaraz robiło się nową z tektury albo innego fajansu. Można było jeszcze w kości, w gazetach, co je czasami kopsali, były krzyżówki, książki też dawali. No i gniłem na tych nierobach. Gniłem i czekałem, aż mi się wyrok uprawomocni. A jak się uprawomocnił, to czekałem na transport, co miał mnie powieźć do jakiegoś przyzwoitego kryminału. Tak sobie myślałem, żeby to nie była od razu jakaś Iława albo inny Mielęcin, bo te małolatowskie, a ja przecież byłem jeszcze małolat, były wyjątkowo przejebane. Ciężko tam było, zwłaszcza grypsującym. Tutaj też nie było wesoło, frajerstwo współpracowało z administracją na całego, klawisze jak wściekłe psy, żarcie takie, że załamać się szło. Jak dostawałeś zupę z makaronem, to długo musiałeś grzebać łyżką, zanim ten makaron między takimi długimi jak kluski robakami znalazłeś. A zieleniny to nie widziałem przez całe trzy miesiące, jak tam siedziałem. Kasza, jakieś szare kartofle i rozgotowane liście kapusty, co się nazywały bigos. A, i jeszcze słynne białe szaleństwo. Kluchy z białym serem. Czasem na wypiskę można było trafić cebulę, jakąś rybną puchę. Ale ja nie miałem żadnego szmalu na koncie, bo i niby skąd miałem mieć. Jak mnie skręcili, to przy sobie miałem może dwieście złotych, a przysłać też nie miał kto.

Pofarciło mi się niedługo przedtem, jak poleciałem w transport. W niedzielę rano klawisz otworzył klapę i zawołał mnie po nazwisku. Co się stało? – myślę. W niedzielę są tylko widzenia, żadnych innych historii. Myślę i myślę, ale nic mądrego mi do głowy nie przychodzi. No bo kto niby miałby mnie odwiedzić? Jarecka na pewno nie, prędzej swojego śledczego z wałówką bym się spodziewał. Młyn mam w głowie, ale idę. Idę i widzę, że rzeczywiście idę na widzenie i w dodatku nie do tej sali, gdzie rozmawia się przez telefon i przez pleksę, ale do tej, gdzie patrzonka są przy stolikach. Ja miałem wtedy rygor zaostrzony i żadne tam widzenia przy stoliku mnie nie dotyczyły. Ale klawisz mnie prowadzi i pokazuje miejsce w samym rogu. A tam, no zgadnij, kto siedzi przy stoliku, no zgadnij. Nie zgadniesz. Ja sam nie mogłem uwierzyć. Za stołem wystraszona i blada siedziała moja kochana pani doktor. Ta sama. Przyszła za mną aż do kryminału. Normalnie mnie zamurowało. Podchodzę wystraszony chyba bardziej niż ona, siadam na brzegu krzesła, patrzę na nią i nic nie mówię, no bo co niby mam nawijać. Ona tak samo nic, tylko gapi się na mnie, a z oczu łzy jej lecą jak fasole. Łapie mnie w końcu za rękę, ściska i zaczyna nadawać. – Jak oni mogli, jak mogli… to jakieś straszne nieporozumienie… ciebie… do takiego miejsca… to podłe, niesprawiedliwe, okropne… to jakieś straszne nieporozumienie. – I tak w kółko. Ale dobrze jest, myślę sobie, kochająca kobieta nigdy nie uwierzy, że jesteś bandytą. Wszyscy dookoła to skurwysyny i złodzieje, ale ty jesteś niewinny jak łza.

Patrzę na nią i zaczynam bajerować: – No widzisz, tak to już jest i nic się na to nie poradzi. Tragiczna pomyłka wymiaru sprawiedliwości. Nic już się nie da zrobić. Jakoś to będzie. To tylko kilka lat. – I dalej wstawiam jej bajer, same miłe słówka, kochanie, najmilsza, zły los nas rozdzielił. Tak nawijam i czuję, że i mnie łzy do oczu napływają. Trochę się opamiętałem, ale nie za bardzo. Pozwoliłem, żeby kilka spadło na nasze splecione dłonie. To ją rozłożyło zupełnie. – I ty płaczesz, biedaku, nigdy nie myślałam, że zobaczę cię płaczącego. Jak oni musieli cię skrzywdzić, mój Boże. – No, pomyślałem, jest ugotowana. Okazja sama wpadała w moje złodziejskie ręce. Już widziałem te wszystkie paczki pełne żarcia i papierosów, zawijane jej pachnącymi łapkami. Już widziałem te listy pełne wyznań i obietnic. Już widziałem, jak wychodzę za parę lat i mam się gdzie zaczepić. Nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Taki fart, małolat, taki fart!

Zacząłem ją wypytywać, kto jej załatwił to widzenie, bo przecież ani ona moja żona, ani inna rodzina. – Och wiesz, stukałam tu i tam, chodziłam, wypytywałam, sam wiesz, ilu ludzi przez moje ręce w szpitalu przeszło. Od człowieka do człowieka dotarłam do prokuratury i załatwiłam widzenie. Nie mogli się nadziwić, że chcę cię widzieć po tym wszystkim, co się stało. W głowie im się to nie mogło pomieścić. A ja przecież nawet na chwilę nie uwierzyłam, że mógłbyś z tym wszystkim mieć cokolwiek wspólnego. Kochanie…

No to ja świruję załamańca i nawijam: – Nie mówmy już o tym. Stało się. Koniec. Kropka. Nie chcę do tego wracać. To było okropne. Aresztowanie, potem śledztwo. – Bili cię, biedaku… – Eee, tyle o ile, trochę poszturchiwali. – To bydlęta. Jak oni mogli podnieść na ciebie rękę.

Idiotka, gdyby tylko mogła zobaczyć, jak chodziłem po ścianach podczas przesłuchań. Gdybym opowiedział jej to wszystko, rzuciłaby się na pierwszego z brzegu mundurowego i wydrapała mu oczy. Ale nie powiedziałem. Wystarczyło, że mogła się domyślać. To było znacznie lepsze.

Zacząłem świrować sercowego. – Myślę wciąż o tobie. To męczarnia. Wciąż myślę o tobie i nie mogę zapomnieć, jacy byliśmy szczęśliwi. Tylko we dwoje. – Tak jej nawijałem. Ja, co już dawno zapomniałem, jak wygląda jej twarz. To był kit nad kity, małolat. Prawie o niej nie myślałem. A jak myślałem, to byłem wkurwiony, że tak beznadziejnie się wpierdoliłem. Bardziej myślałem, żeby w łaźni wydymać jakiegoś cwela, niebrzydkiego i niestarego. Tak, małolat, jak się siedzi, to niezdrowo jest myśleć o dziwkach. Głupieje się od tego, a w nocy można sobie kutasa urwać. A w kryminale jak w kryminale, tylko cwel popuści ciasnej. Ale nie tylko.

Pamiętam raz, to już było sporo później, w zupełnie innym kryminale. Siedzieliśmy w siedmiu pod celą i strasznie chciało nam się ruchać. Nawijaliśmy o tym dzień i noc i kutas stał jak ułańska dzida, a cweli nie było na lekarstwo. Wtedy jeden z nas, taki całkiem pierdolnięty koleś, całe życie przesiedział we wszystkich możliwych kryminałach, przyczaszkował, że jak nie ma cwela, to trzeba posunąć coś innego. To było stare więzienie, takie baraki jeszcze z wojny. Niemcy tam mieli jakiś obóz pracy czy coś innego, no i zostawili nam to w prezencie. A jak baraki, to wiadomo, że wszystkie cele były na parterze. Między barakami były spacerniaki, takie prostokątne place, nawet trochę trawy tam rosło. Na tych placykach były wróble i wrony. Kupa dzikiego drobiu przylatywała, bo sypaliśmy okruchy. Przyłaziły też bezpańskie koty na polowania. Po jakimś czasie jeden z tych kotów zakolegował się z nami. Wskakiwał na parapet, potem nawet właził pod celę. Dostawał mleko, resztki z obiadu. Ten kot to była kotka, wielka szarobura kotka. Właśnie tę kotkę upatrzył sobie ten świr z naszej celi. Nikt mu na początku nie wierzył, ale on twardo upierał się, że kota da się wyruchać. Któregoś wieczoru przywołał ją i zapowiedział, że teraz będzie czas miłości. Wszyscy się śmiali, a część przestała, gdy okręcił jej łeb szmatą i zawołał dwu małolatów do pomocy. Podniósł się raban, bo wszyscy lubili zwierzaka. Ale on miał odgibane więcej niż my wszyscy razem i nie szło go przekonać. Zresztą penialiśmy trochę, bo to był prawdziwy wariat i jak ktoś go zdenerwował, to się robił niebezpieczny. W dodatku tym dwóm trzaśniętym małolatom spodobała się zabawa. Wsadzili kotce przednie łapki do drewnianego pudełka po szachach i mocno przytrzasnęli. Pisków prawie nie było słychać, bo szmata na łbie była grubo zawinięta. Patrzyłem na to wszystko, małolat, i myślałem, że chyba już nic na świecie mnie nie zdziwi. Wyrzucili potem zwierzaka za okno i przez pół nocy było słychać, jak zdycha. Wszystkie bebechy musiał mieć porozrywane. Nikt nie mógł spać i wszyscy byli wnerwieni, bo nie trzeba było półżywego wyrzucać, żeby się męczył. Rano był już sztywny.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Mury Hebronu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mury Hebronu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrzej Bursa - Killing Auntie
Andrzej Bursa
Andrzej Stasiuk - On the Road to Babadag
Andrzej Stasiuk
Andrzej Sapkowski - La Dama del Lago
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Żmija
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Ostatnie życzenie
Andrzej Sapkowski
Andrzej Pilipiuk - Zaginiona
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Stanislaw Budzinski - L'Allenamento Della Motivazione
Andrzej Stanislaw Budzinski
Andrzej Stanislaw Budzinski - Il Mondo Dei Bestemmiatori
Andrzej Stanislaw Budzinski
Отзывы о книге «Mury Hebronu»

Обсуждение, отзывы о книге «Mury Hebronu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x