Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu
Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Mury Hebronu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Mury Hebronu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mury Hebronu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Mury Hebronu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mury Hebronu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Myślałem sobie, małolat, i myślałem o tym wszystkim, i dobrze wiedziałem, że takich rzeczy nie można nauczyć się na wolności. Ten idiota musiał sporo przesiedzieć, żeby wpaść na coś takiego. Wiesz, te moje świnie to była zupełnie inna sprawa, chociaż on być może zaczynał właśnie od czegoś takiego.
No dobra, małolat, miałem ci bajerować o miłości, a bajerze o trupach i dymaniu kotów. Która to może być godzina? Pierwsza, druga. Do rana jeszcze od cholery czasu. Nic się nie martw. Wyśpisz się. Grunt, że jest czaj i szlugi. Reszta jest nieważna. Jak posiedzisz dłużej, to się przekonasz, że tak jest. Reszta niewiele znaczy. Całkiem niewiele. No, liczą się jeszcze sztywne chłopaki, żeby żadnych afer nie było, żeby wszystko szło prawilno. Tak, tak, małolat, kryminał to takie samo życie jak na wolności, tyle tylko, że masz mniej miejsca do chodzenia i dziwek brak. Ale są cwele. Właśnie, małolat, widziałeś tego spod czternastki, przyleciał niedawno. Jeden człowieczyna mi nawinął, że gibał z nim w Sztumie i on tam nieźle naciągnął druta. Tylko tutaj jakoś nie chce się przypucować. Pewnie chce zapomnieć. Ale my mu przypomnimy. Jak został cwelem, to na całe życie. Fama idzie za nim od kryminału do kryminału. Tutaj nic się nie ukryje. Kolesie od nas już zadbają o prawidłowy przepływ informacji – elegancko się wysłowiłem, nie? Na tym wszystko polega. Trzeba wiedzieć, kto jest kurwą, a kto człowiekiem. Tu się nie siedzi dla zabawy. To nie pączki u cioci, nie możesz wyjść, jak ci się balanga nie podoba. Trzeba dbać o to, żeby nie było żadnego smrodu. Patrz, komu ufasz. Widziałeś, co mam wydziarzone na plecach. Vide cul fide, to po łacinie, małolat. Patrz i ucz się. Może i ty strzelisz sobie kiedyś taki wzorek. Ech, te wzorki. Kiedyś to jeszcze coś znaczyło. A teraz? Byle jaki pętak powali się teraz do puszki, ma odgibane trzy miesiące z przejściówką i już sobie dziabnie majora. Same skakańce. Och, niechby się powalili wtedy, gdy ja odsiadywałem pierwszy wyrok, wydziabaliby mu majora. Dechą z koja na szyi. Tydzień by nie mógł taki usiąść. Małolat, jak ja siedziałem swój pierwszy wyrok, to mnie nikt o te trzy lata zakładu nie pytał, chociaż to była niezła szkoła. Nikt mnie nie pytał. Wszystko zaczynałem od początku, od zera. Mordę miałem trzymać króciutko, przy samym parkiecie, nie odzywać się, tylko słuchać i uczyć się. Cała ta Ameryka zaczęła się, jak poleciałem do normalnego kryminału. Nikt mnie tam nie znał. Wszyscy mnie obserwowali. Myślisz, że pozwolili mi usiąść do blatu tylko dlatego, że się przypucowałem, że grypsuję. Nie świruj! Dwa miesiące obcinali mnie bez przerwy. W każdej sytuacji. Słuchali każdego słowa. Jak coś przykaleczyłem w bajerze albo zrobiłem coś nie tak, to dostawałem taką blachę, że mnie z glanów wyrywało. A wiesz, jak mnie przywitali, kiedy przyleciałem ze śledczaka? Posłuchaj. Więc przyleciałem z tego śledczaka dokładnie trzy dni po tym, jak mnie ta zakochana pizda odwiedziła. Wszystko tak jak zwykle: przejściówka, lekarz, komisja, przydzielenie do roboty i dopiero drugiego dnia poszedłem na swój oddział. Wknajam pod celę i się pytam, czy siedzą tutaj grypsujący. Patrzę, a tam siedzi ośmiu zakapiorów, mordy bandyckie, tydzień nie golone, sami twarzowcy. Siedzą i nic. Patrzą na mnie, obcinają mnie jak komornik szafę i nic nie nawijają. No to ja dalej swoje – czy siedzą tu grypsujący, bo ja grypsuję. Na to wstaje zza blatu taki jeden i podchodzi do mnie, i pyta: – Pewien jesteś, że grypsujesz? – Na to ja, że pewien, i nawet nie zdążyłem rąk podnieść, jak leżałem na betonce i czułem się, jakby mi ktoś pięciokilową pucką przypierdolił przez beret. Chciałem wstać, ale mi w oczach pociemniało. – No co, jeszcze grypsujesz? – Jasne, i będę grypsował. – No, rebiata, on jeszcze grypsuje. – Skoczyła reszta kolesi. Dwu mnie podniosło i trzymało, a reszta napierdalała: szczena, żołąd, szczena, żołąd. Myślałem, że tam ducha wyzionę i film mi się urwał, jak w objazdowym kinie. A już byłem w domu. Między jedną piąchopiryną a drugą wymyśliłem sobie, że gdyby to było frajerstwo, to już po pierwszym liczeniu wzięliby mnie na glany i odjazd. Kolesie zwyczajnie mnie sprawdzali. Człowiek człowieka nigdy pod obcas nie weźmie. A oni dalej lutowali i pytali, czy jeszcze grypsuję. W końcu się zmęczyli i jeden z nich powiedział: – No dobra, dzieciaki, zostawcie go, bo jemu chyba naprawdę się wydaje, że grypsuje. – I zostawili mnie. Pokazali mi kojo, powiedzieli, że na razie będę szamał oddzielnie i mam mieć uszy i oczy otwarte. Tak, tak, małolat, to nie jest kit, tak kiedyś było. Pierwszy raz przykirzyłem czaju, jak miałem pół roku odgibane.
No dobra, teraz będzie o miłości. Rzuć mi szluga. No więc tam, na tym widzeniu, świrowałem zakochanego do niemożliwości. Patrzyłem jej w oczy i trzymałem za rączkę, wzdychałem co chwilę, tak żeby widziała. W końcu przysunąłem się do niej i położyłem jej rękę na udzie, a potem wepchnąłem w majtki. Za chwilę była taka mokra, że myślałem, że spłynie z tego krzesła. I tak siedzieliśmy, małolat. Ona przewracała oczami i coś tam szeptała, a ja myślałem, że kutas urwie mi nogę. Na koniec przysięgliśmy sobie wierność, a ona zaklinała się, że przyjdzie, jak tylko załatwi następne widzenie. A ja myślałem tylko o tym, żeby doczekać nocy i zabranzlowac się na śmierć.
Na dyżurce u oddziałowego czekała na mnie paczka. Czego tam nie było, małolat. Ona musiała chyba dać dupy wojewódzkiemu prokuratorowi, żeby to wszystko przepuścili. Samych szlugów było ze trzydzieści ramek. I to nie byle jakich, były carmeny, były i zagraniczne. Wędlina, owoce, konserwy, ciasto i diabli wiedzą co jeszcze. Bałem się z taką rakietą iść pod celę, żeby chłopaki sobie czego nie pomyśleli. Chłopaków rzeczywiście zamurowało. Nijak nie mogło im się w cabanach pomieścić, że ofiara złodziejowi przynosi camele do pudła. Opowiadałem im, że ona mnie zajebiście kocha i w moją, niby przez sąd udowodnioną winę, nie wierzy. Kręcili głowami i pewnie se myśleli, że na wolności musiałem być jakaś straszna szycha. Ale te camele im mordy pozamykały i jaraliśmy do późnej nocy, a ja nie mogłem się doczekać chwili, kiedy będę mógł spokojnie zakręcić śmigłem.
Trzy dni później poleciałem w transport. Nowe więzienie i nowe układy.
O powitaniu już ci opowiadałem. A potem było zwyczajnie. Jak to w kryminale, od wypiski do wypiski.
Pracowaliśmy w takiej ogromnej hali. Przywozili nam odlewy kawałków silnika do żuka. Skrzynia biegów, głowica, gaźnik, a my je czyściliśmy pilnikami. Piłowaliśmy krawędzie, bo na takim odlewie zawsze zostają jakieś zadziory, nierówności, taki hutniczy fajans. Trzeba się było nieźle natyrać, żeby na szlugi przy wypisce stykło. Latem było w tej hali ze trzydzieści parę stopni i robić się nie chciało, ale zimą było coś koło zera i trzeba było zasuwać, żeby nie zamarznąć. Zimą wypiski zawsze były większe. To znaczy my mieliśmy więcej forsy, ale towaru prawie nie było. Szlugi, grzebienie i cebula. A latem odwrotnie. Ja tam zawsze byłem do przodu. Pani doktor dbała o mnie jak o rodzonego syna i zawsze podesłała parę groszy. Na widzenia przywoziła tyle żarcia, że przez tydzień nie braliśmy pod celę ani śniadań, ani kolacji. Tylko smutniak. Listy też dostawałem. Za każdym razem jak je czytałem, stawał mi niemiłosiernie. Bez przerwy wspominała nasze szczęście, to znaczy to, jak dmuchałem ją na wszystkie możliwe sposoby. Nie wiem, co w tym było, ale ona rzeczywiście dawała mi jak żadna. Jestem ciekaw, co się dzieje z nią teraz. Już się pewnie z niej trociny sypią – stara raszpla. To już tyle czasu, małolat, tyle czasu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Mury Hebronu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mury Hebronu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Mury Hebronu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.