Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu
Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Mury Hebronu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Mury Hebronu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mury Hebronu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Mury Hebronu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mury Hebronu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Przeczołgałem się później na to betonowe kojo, pomalowane tą samą farbą co brama więzienna. Leżałem i w głowie mi się wszystko mieszało. Raz drzemałem, raz nie. Jakieś zwidy i zjawy wyłaziły z kątów. Próbowałem nawijać do siebie, ale morda bolała mnie jak nagła śmierć, a język ledwo się w niej mieścił. Jak pragnę wolności, nie wiem, ile czasu leżałem na tym cementowym katafalku i nie wiem, ile dni i nocy minęło, bo i skąd niby miałem wiedzieć. Nikt nie otwierał, nikt nie przynosił jedzenia. A nawet jakby przyniósł, to nie przełknąłbym ani kawałka. Tylko pić mi się chciało zajebiście. Po jakimś czasie wstałem, żeby się odlać do kibla, co stał w rogu celi. Smród był taki, że musiałem przytrzymać się ściany, żeby się nie obalić. Te łobuzy uprzyjemniały pobyt w kabarynie na wszelkie sposoby. Szczyny w bombie miały z pół roku. Była prawie pełna, jeszcze trochę, a syf wylałby się na podłogę. Na szczęście nie bardzo mogłem się odlać.
No i znów leżałem, patrzyłem w brudny sufit, czasem spałem, a czasem majaczyłem, jak w gorączce. Oni wiedzieli, co robią. To było gorsze od wpierdolu. Czasami myślałem, że zwariuję, a czasami, że już można mnie odwieźć do głupiejowa. I jeszcze to światło prosto w oczy. Cały czas. Nawet we śnie widziałem żarówę.
Z czasem próbowałem chodzić. Trzy kroki w jedną trzy kroki w drugą, taka to była cela. Byle jak mi szło, ale jakoś szło. Bolało mnie całe ciało, a najbardziej nery. Człapałem zgięty wpół i jęczałem przy każdym kroku, ale wiedziałem, że się muszę ruszać, żeby nie zgnić przy tym betonowym koju. I chciało się palić. Jezu! Małolat! Jak chciało się jarać! Przekipiszowałem całą celę. Wszystko, co było do przekipiszowania. Złodzieje zostawiają czasem jakiegoś skręta, przyhara, pół żarki, draskę. A tutaj nic. Sprawdziłem wszystkie miejsca. A było tylko, kurwa jego mać, tylko jedno takie miejsce, gdzie można było coś przykitrać, ten druciany telewizor z żarówką, nad samymi drzwiami. Wdrapałem się na kojo, ale było za nisko. Zdjąłem katanę, sztany, koszulę, glany, wszystko, co miałem na sobie, i złożyłem w kostkę, w stertę jak najwyższą, i stanąłem na niej. Telewizor był pusty. Myślałem, że zwariuję. Usiadłem goły na betonie i chyba się rozpłakałem. I chyba miałem ochotę napierdalać głową w ścianę. Jeszcze mnie trzęsie, jak sobie o tym przypomnę.
W końcu zabrzęczało coś za drzwiami. Otworzyła się klapa i zobaczyłem klawisza. Taki mały frajerzyna w wygniecionym mundurze i czapce, co mu coraz to spadała na oczy. Za nim widziałem te drugie dźwiękochłonne drzwi. Stał i w trzęsącej się ręce trzymał kubek. Rozejrzał się na boki, jakby bał się śmiertelnie. – Masz, pij. – Wziąłem kubek, wypiłem. To była ciepła i słodzona kawa, małolat. – Chcesz coś jeszcze? – Tak. Szluga. – Wyjął papierosy, dał mi jednego, przypalił i trzasnął drzwiami. Jarałem jak małpa dynamit. Zakręciło mi się w cabanie tak, że musiałem klapnąć na ten mój katafalk. Wypaliłem całego, nie zostało nic a nic. Nawet nie poczułem, jak przypalam sobie palce. Od razu zasnąłem głębokim snem. Zapamiętałem tego klawisza. Nazywali go Herod. To był po chuju gad, żaden złodziej złego słowa na niego nie powiedział. Ja bym go raczej nazwał Jezus Chrystus. Pewnie dlatego, że był taki, jaki był, na te swoje pięćdziesiąt lat miał tylko kaprala.
Potem znowu była cisza. Ani jednego dźwięku i znów myślałem, że dostanę świra. Zacząłem się więcej ruszać i to mnie jakoś trzymało.
W jakiś czas potem drzwi otworzyły się na dobre. Wypuścił mnie ten sam klawisz, co mnie zamykał. Ryj miał ucieszony od ucha do ucha. – No i co? Zmiękłeś? – Nie odpowiedziałem ani słowem, bo niby co na głupie gadanie miałem odpowiadać. Policzyłem sobie, że przesiedziałem trzy dni, myślałem, że trzy tygodnie. To jest najgorsze ze wszystkiego, małolat, taka cela, w której nie wiesz, czy jest dzień, czy noc. Teraz już nie robią takich rzeczy. Wtedy robili. Bunkier to przejebana sprawa. Czasem wpierdalali cię tam w samych gatkach i nie zawsze była póła do spania. To załamywało facetów. Bardziej niż łomot. Niektórzy wariowali ze wszystkim. Tam nawet nie było się jak pochlastać, bo niby czym? A jak który chciał się targnąć na linę i skręcił sobie postronek z własnej koszuli, to i tak nie miał go do czego przywiązać. Co sztywniejsze chłopaki napierdalały głową w ścianę tak, żeby stracić przytomność i wtedy była jakaś szansa, że ich powiozą na szpitalkę. Ale to trzeba mieć charakter, małolat, żeby rąbnąć głową w ścianę, aż film się urwie i krew poleje. A jak cię kręcili do takiego bunkra, to kipisz miałeś taki dokładny, że kawałka złamanej mojki nie przemyciłeś, nawet pod językiem. Kaplica, małolat.
No i zaprowadził mnie ten klawisz na dyżurkę, gdzie mój mandżur leżał na podłodze. Skopany i wywrócony do góry nogami, widać było od razu. – Bierz ten majdan. Pójdziesz pod celę. – No to wziąłem i poszedłem za nim. To była druga cela od dyżurki, sam początek korytarza, przejściówki zawsze są na początku. O tym wiedziałem od kolesi na wolności. Nawijali mi, że najpierw na parę dni idzie się pod taką bałaganiarską celę, gdzie nie wiadomo, co jest co. Nawijali mi o przejściówce, ale o tej celi, gdzie wylądowałem na dzień dobry, to mi nikt nie przybajerował. Potem to już wiedziałem, że nie każdy tam trafia. Tylko wariaci i kozacy. A ja chyba bardziej wariat byłem.
Gad otworzył klapę i wknaiłem pod celę. Z początku nie widziałem nic. Ciemno od dymu, a żarówka najwyżej sześćdziesiątka. Cela była spora. Jak sobie policzyłem później, to łóżek było osiemnaście, ustawione po trzy piętra, ale klientów było ze trzydziestu. Nie było gdzie nogi postawić. Siedzieli wszędzie, na kojach, na taboretach, na ułożonych pod ścianami materacach. Jakiś frajer posadził nawet dupę na stole, chociaż blat święta rzecz.
Stałem i patrzyłem na ten szary dym i szare mordy, i przyzwyczajałem oczy do tego mroku. Smród był taki, że zatykało. Śmierdziały skarpety, śmierdziała przerdzewiała bomba za blaszanym parawanem, śmierdziała cebula, śmierdziały skręty, śmierdziała pościel. Śmierdziało wszystko, dosłownie wszystko, małolat. Patrzyłem po tych ryjach i widziałem, że wszyscy tutaj to jakaś taka zbieranina, że ani jednej przyzwoitej bandyckiej facjaty nie widać. Zapytałem, czy ktoś grypsuje. Gdzie tam! Popatrzyli na mnie jak na idiotę i cisza. Pomyślałem sobie, że jak na początek to raczej niewesoło, i skitrałem się w kącie. Usiadłem na stercie brudnych materacy, wyjąłem szluga i zacząłem jarać, jarać i słuchać, co nawijają dookoła.
Tak, małolat. Jak się wpierdolisz do puszki, to pierwsza zasada – słuchać, jak najwięcej słuchać. Słuchać i uczyć się. Wszystko się przydaje. O kryminale, w którym się gibie, trzeba wiedzieć wszystko. Im ty więcej wiesz, tym klawisze wiedzą mniej. Szkoda bajery.
No to słuchałem tego rozhoworu dookoła. Niedługo się przekonałem, że wszyscy tutaj to przypadkowa zbieranina. Połowa siedziała za kury, za kaczki, jakaś drobna złodziejka, znęcanie się nad rodziną, kilku za kolegia za rzyganie na dworcu czy inne zbrodnie, jakiś żołnierz, co zapomniał wrócić do jednostki, jakiś czereśniak za nieuzasadnione użycie kłonicy, jakiś cynk. Najweselszy z tego towarzystwa był siedemdziesięcioletni dziadek, co próbował swoją pierdolichę, jak ją nazywał, znaczy swoją ślubną, rozerwać koniem. Przywiązał ją za jedną nogę do jabłonki na podwórku, do drugiej już zaprzęgał kopytniaka, ale sąsiedzi mu przeszkodzili, bo pierdolicha mordę piłowała tak, że w powiecie było słychać. Tak, on był najweselszy. Czasem, żeby zabawić kolesi, wyjmował sobie szklane oko. Palił skręty grube jak rolka papy i opowiadał o pięćdziesięcioletnim szczęśliwym pożyciu z małżonką.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Mury Hebronu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mury Hebronu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Mury Hebronu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.