Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Mury Hebronu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mury Hebronu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Szóste wydanie debiutu książkowego Andrzeja Stasiuka. Proza więzienna. Jeden z krytyków nazwał te opowiadania epifaniami spod celi.

Mury Hebronu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mury Hebronu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Czekaj, frajerze, myślałem, czekaj, że będzie odwrotnie, parowo! Jeszcze brakowało tego, żebyśmy się mieli miejscami zamieniać. Trochę mnie ta jego gadanina zdenerwowała, ale spuściłem głowę i patrzyłem, jak carmen dopala mi się w palcach. Świrowałem deczko załamanego. Mizdrzył się jak sześćdziesięcioletnia lancpudra. Czekałem, kiedy wstanie i będzie chciał mnie uściskać. Frajer zabiedzony. Zaryzykowałem i bez pytania skasowałem papierosa z jego paczki. Nawet nie mrugnął. Podał mi ogień. Rozumiesz, małolat, zerwał się i przez biurko wyciągnął łapę z zapalniczką. – No to jak będzie? Dasz się przekonać do złożenia dokładnych zeznań? Zaprotokołujemy wszystko. Od razu. – I pokazał na maszynę do pisania, z wkręconym czystym formularzem, co stała na stoliku pod oknem. – Aleś ty pewien swego, koleś, myślałem sobie, aleś pewien. – A ja ci mogę solennie obiecać, że podłożę w sądzie wniosek, że pomagałeś nam w śledztwie. – Znów się we mnie zagotowało. Ale siedziałem cicho. Znowu nadawał i powoli zaczynał tracić cierpliwość. – Nie bądź głupi, bo tylko sobie zaszkodzisz. Wiem, że nie jesteś strachliwy, ale po co to wszystko powtarzać od nowa. Jak zobaczą, że nie potrafię cię przekonać, znowu zabiorą mi sprawę i przekażą tamtym. – W tym momencie nie wytrzymałem i pierwszy raz się odezwałem: – Panie śledczy, co pan mi tu za ciemnotę wciska? Co oni mają panu odbierać? I jakim tamtym przekazywać? Jacy tamci? Co za tamci? A pan to co, z milicji pan nie jesteś? Z opieki społecznej? A tamci to gestapo, nie? – Nie głosuj mi tutaj! Za mądry trochę jesteś. Ja tutaj do ciebie jak do człowieka, a ty podskakujesz. Chcesz kozaczyć? Nie radzę. – Głos mu się od razu zmienił i te wyskubane wąsy zaczęły się ruszać w jedną i w drugą stronę. No, pomyślałem, nie zapalisz ty już z jego paczki, nie zapalisz. No i się zaczęło. Jak zwykle. – Gadaj po kolei i nie trać pamięci! Szybko! Ty wszystko obmyśliłeś, ty ich namówiłeś, a sam chciałeś mieć czyste rączki? Chciałeś patrzeć, jak koledzy gniją w kryminale? A sam co? Chciałeś z dziwkami się bawić za pieniądze, które oni skubnęli… – Dobra, frajerze, kończ tę głupią gadkę i wołaj swoich goryli, bo mi się pod celę na obiad spieszy. – Tak go przystopowałem. Popatrzył na mnie tak, jakby mnie chciał wzrokiem zabić. – Sam tego chciałeś. – I sięgnął po telefon. – Panie poruczniku, nic z tego nie będzie. Musi pan tu przyjść.

Czekaliśmy ze dwie minuty. Przylazł ten wieprz w rozpiętym mundurze. Razem z nim przyszło dwóch znajomych sierżantów. Teraz mnie nawet nie kuli. We czterech wzięli mnie w kółeczko i potańczyliśmy sobie. Niedługo. Coś z pół godziny. Grubas napierdalał lolą, a reszta piachami. Elegancik na tę okazję wyjął z szuflady czarne, skórzane rękawiczki od munduru. Jestem pewien, że miał coś w łapie, jakiś kawałek ołowiu albo coś podobnego, bo za każdym razem, jak mnie dobrze trafił, to zaliczałem parkiet. Któryś kopnął mnie w żołądek, a potem w szczękę, jak byłem nachylony. Jak leciałem na podłogę, to specjalnie wystawiłem głowę do przodu. Poskutkowało.

Ocknąłem się pod celą. Koleś od mokrej roboty przecierał mi twarz ścierką zmoczoną w zimnej kawie. Nie mieliśmy już szlugów. Dał mi zapalonego skręta z tych petów, co je sobie odkładał. Miałem spokój. Jakoś nie wzywali mnie na przesłuchania. Przyszedł jakiś frajer i przyniósł mi akt oskarżenia. Nie przeczytałem go nawet. Był na cienkim papierze. Cały poszedł na skręty.

Sprawę miałem jakoś tak na początku listopada. Pamiętam, że tego dnia była ładna pogoda. Słońce i niebieskie niebo. Drzewa jeszcze trochę kolorowe. Wprowadzili mnie na salę. Kumple już byli. Swojego i ich adwokata zobaczyłem dopiero na sali. Zrobiliśmy do siebie oko. Ja i moi kumple, znaczy. Wszystko szło jak z płatka. Akt oskarżenia. Zeznania chłopaków. Że sami zrobili skok od początku do końca. Że mnie znają, bo dlaczego by mieli nie znać, skoro z tej samej ulicy jesteśmy. Zeznania świadków. Jasne, małolat, doktorowa też była i płakała. Zaklinała się na wszystko, że jestem niewinny i że to jakaś pomyłka, ale sędzia ją uciszył. Bidna kobita. Trochę mi jej żal było.

A ja? Ja, małolat, jak na swojej pierwszej sprawie. Zamknąłem dziób i siedziałem jak król na imieninach. Jakbym nie wiedział, gdzie i po co jestem. Za mnie gadał prokurator. Że w świetle znanych faktów moja wina jest bezsporna i w ogóle. Całe to prokuratorskie pierdolenie. A dowodów, małolat, dowodów żadnych nie było. Same poszlaki. Znałem chłopaków, znałem lekarkę i znałem willę. Byłem karany. To wszystko. Adwokat się nawet nie odzywał. Coś tam wymruczał o młodym wieku i daniu szansy poprawy. Wszystko. No, a potem był wyrok. Ten od magnetofonu dostał trzy lata. Tamtych dwóch dostało po cztery. Ja też dostałem cztery. Papuga coś tam mruczał, że wpływ środowiska, że z rozbitej rodziny, że prawie sierota. Takie tam pierdolenie adwokata z urzędu. To był jakiś sklerotyczny dziadek, chyba nawet nie wiedział, za co nas sądzą. Potem jeszcze mruczał, że niby się udało i że nas wyciągnął, mruczał i pakował do aktówki tę swoją wyszmelcowaną togę, czy jak to się tam nazywa.

A potem? Potem to już chyba wiesz, sam widziałeś. Ładnie i pięknie. Wychodzisz z tej pustawej sali, dwóch psów z konwoju zakłada ci bransoletki i ładują cię do suki, co aż się trzęsie z radości na wybojach.

Nie pojechaliśmy już na dołek, na komendę. Nie, małolat. Pierwszy raz w życiu miała trzasnąć za mną brama kryminału. Jechałem tą suką może z piętnaście minut, nie więcej. Miałem ze sobą trzy paczki szlugów. To wszystko. Rodzinne miasto patrzyło i nie grzmiało. Ja też nie grzmiałem. Byłem spokojny, małolat, zupełnie spokojny. Wiedziałem, że taki mój los i nic nie można zrobić. Bać się nie bałem, bo i niby czego. Te parę lat w zakładzie zrobiło swoje. Zresztą nie wiem, małolat, może żenię ci kit, może się i bałem. Przypuśćmy, że się bałem. W końcu miał to być prawdziwy kryminał. Zakład to zakład, a kryminał to kryminał. To było parę lat temu, małolat, i kryminał wyglądał trochę gorzej niż dzisiaj. Każdy kić wyglądał gorzej niż dzisiaj. Nasłuchałem się różnych historii, to może się i bałem. Przypomnij sobie, jak sam peniałeś przed bramą.

Brama była wielka, stalowa, pomalowana na szaro. Wszystkie więzienne bramy, jakie widziałem, pomalowane były na szaro. Oni tej farby muszą mieć do chuja i jeszcze trochę. Tej i jeszcze czerwonej. Pomyśl – cały kraj ciepnięty na dwa kolory.

Gliniarz zadzwonił i w maleńkim okienku pokazała się gęba klawisza. Obejrzał nas dokładnie i dopiero wtedy otworzył małą furtkę w wielkich wrotach. Gliniarze weszli ze mną. Dali klawiszowi na bramie kopertę z moimi papierami i cicho zniknęli. Pewnie pojechali po moich kolesi. Klawisze patrzyli na mnie bez słowa. Potem jeden z nich podniósł słuchawkę i coś zagadał. Zjawił się jakiś plutonowy i kazał mi iść za sobą. Wyszedłem z tej dyżurki. I wtedy psy rzuciły się jak oszalałe. Tam, zaraz obok tej ich budki, była taka zagroda ze stalowej siatki, tam trzymali swoje brytany. Owczarki alzackie, jeden w drugiego odpasione, tłuste i wściekłe. W nocy puszczali je na pas śmierci. Później się dowiedziałem, że taki bydlak zżera dziennie dwa razy tyle co zwykły złodziej, tyrający osiem godzin w jakiejś ciemnej i śmierdzącej sali.

Skoczyłem wystraszony do tyłu, a klawisz się śmiał, mało się nie udusił. – Spokojnie. Są za płotem, ale jak przyjdzie czas, jak podskoczysz, to ci jaja z korzeniami powyrywają – i wciąż się rechotał. Szliśmy dalej. Parę kroków za pierwszą bramą była druga, mniejsza, właściwie nie brama, tylko szeroka furtka w siatce ogradzającej pas śmierci. Klawisz coś krzyknął i z koguta nad wejściową bramą wychylił się strażnik. Popatrzył na nas, nacisnął guzik i elektryczny zamek odskoczył. Potem była jeszcze trzecia brama w trochę niższym niż zewnętrzny murze. Tę klawisz otworzył własnym kluczem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Mury Hebronu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mury Hebronu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrzej Bursa - Killing Auntie
Andrzej Bursa
Andrzej Stasiuk - On the Road to Babadag
Andrzej Stasiuk
Andrzej Sapkowski - La Dama del Lago
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Żmija
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Ostatnie życzenie
Andrzej Sapkowski
Andrzej Pilipiuk - Zaginiona
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Stanislaw Budzinski - L'Allenamento Della Motivazione
Andrzej Stanislaw Budzinski
Andrzej Stanislaw Budzinski - Il Mondo Dei Bestemmiatori
Andrzej Stanislaw Budzinski
Отзывы о книге «Mury Hebronu»

Обсуждение, отзывы о книге «Mury Hebronu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x