Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Mury Hebronu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mury Hebronu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Szóste wydanie debiutu książkowego Andrzeja Stasiuka. Proza więzienna. Jeden z krytyków nazwał te opowiadania epifaniami spod celi.

Mury Hebronu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mury Hebronu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jak wyszedłem z kicia, a odsiedziałem cały wyrok, to prowadzałem się z nią jeszcze przez jakiś czas. Zamieszkałem nawet u niej. Nie pamiętam, ile to trwało. Parę miesięcy. Zaczynałem mieć jej dość. Starzała się na potęgę i robiła się coraz bardziej namolna. Wydawało się jej, że świata poza nią nie powinienem widzieć. A ja miałem dwadzieścia parę lat i chciałem mieć wszystkie dziwki i wszystkie wieczory wolne. Ale z nią się nie dało. Pilnowała mnie jak milicyjny pies, śledziła, nie odstępowała na krok. Zaczęła mi robić awantury, a ja po pierdlu zrobiłem się ciut nerwowy.

Przyszedłem kiedyś nad ranem, a ona czekała na mnie. Widziała mnie tego dnia w knajpie z jakąś siksą. Rozdarła się strasznie, ale wszystko może by się skończyło na zwykłej kłótni, gdyby nie zaczęła mi wypominać, ile to dla mnie niby zrobiła. Te odwiedziny, te paczki, cała ta pierdolona troskliwość, te wszystkie dni, kiedy na mnie czekała. Tego nie mogłem znieść. Byłem trochę trącony i powiedziałem jej, żeby zamknęła mordę, bo ją strzelę. Na to ona w jeszcze większy krzyk, że mnie z rynsztoka wyciągnęła i tak dalej. Macnąłem ją raz i padła na fotel, ale nie przestała się rozdzierać. Wziąłem ją za wszarz i strzeliłem jeszcze parę razy z jednej i z drugiej. A ona wciąż to samo. Patrzyłem na nią, osmarkaną, zapłakaną, starszą o dwadzieścia lat, rozmamłaną, i krew mnie zalała. Tłukłem ją chyba z pół godziny, a ona już nic nie mówiła, tylko wyła jak opętana. Zdarłem z niej szmaty, zawlokłem do łóżka i zerżnąłem, aż poleciały wióry. Zaraz później zasnąłem.

Zbudziłem się koło południa. Nie było jej w domu. Myślałem, że chyba musiała zgłupieć do reszty, jeśli poszła do pracy ze ślipiami fachowo podzelowanymi moją ręką. Wstałem, ogoliłem się, wziąłem prysznic. Znalazłem jakąś torbę i wrzuciłem do niej swoje rzeczy, swoje, to znaczy te, które mi kupiła przez ostatnie miesiące, bo ja nie splamiłem się przez ten czas ani złodziejstwem, ani uczciwą pracą. Swoich kolesi też prawie nie widywałem. Odpoczywałem wtedy. Szmal brałem od niej. Cały był do mojej dyspozycji.

No więc wrzuciłem do torby maszynkę do golenia, szczoteczkę do zębów, parę jakichś ciuchów, ręcznik. Potem poszedłem na górę, do jej pokoju, otworzyłem biurko i skasowałem coś koło dziesięciu kawałków. Zostawiłem jej na papierosy. Chciałem zostawić jej jakąś kartkę, ale zapytałem sam siebie – po co? Na biurku położyłem swój komplet kluczy i wyszedłem.

A jak wyszedłem, to nie wiedziałem, dokąd mam pójść, i oczywiście poszedłem do rodzinnego domu. Zamknięte było na głucho. Stukałem i stukałem, aż otworzyły się drzwi do mieszkania sąsiadki. – Ooo, to pan już wrócił. – Kobiecina zdziwiła się, jakbym przynajmniej miał odsiadywać dożywocie. Zapytałem o matkę, na co szczęka babie opadła i ze smutkiem mi wyznała, że matuś moja, kurewska jej pamięć, od paru miesięcy siedzi w głupiejowie, bo jej się gorzała na mózg rzuciła. Tak jej się rzuciło, że ostatnio próbowała się rzucić z czwartego piętra, ale kiedy tłukła szyby, przylecieli sąsiedzi i nie pozwolili jej zrobić tego, co powinna zrobić już parę ładnych lat temu. Baba się trochę opierała, ale w końcu kopsnęła mi klucze od mieszkania. Rany boskie, małolat, jaki tam syf panował, nie do opisania. Wszystko się lepiło, mebli prawie niet, tylko flaszek tyle, że można by za nie przyjęcie na dwanaście osób urządzić. Łaziłem po moim rodzinnym domu i ledwo go poznawałem. Z przyzwyczajenia zajrzałem do kredensu, co stał na cegłach i oczywiście znalazłem flaszkę tylko co nadpitą. Grzdylnąłem sobie zdrowo, była trochę zwietrzała, ale zawsze. Usiadłem na krześle i pomyślałem trochę nad sobą, nad moją matulą i jeszcze nad światem w ogóle, ale z tego myślenia tylko wkurwienie wynikło i postanowiłem spierdalać z tego prawie portowego miasta, bo nic do roboty w nim nie miałem. Miałem jeszcze zapytać sąsiadkę, gdzie posadzili moją matkę, ale machnąłem ręką, bo i niby do czego by mi to mogło być potrzebne. Zamknąłem drzwi, klucz oddałem i wyszedłem. Poszedłem sobie do śródmieścia. Usiadłem w jakiejś knajpie, wypiłem piwo i rozłożyłem gazetę. Potem zaliczyłem kino i wciąż nie wiedziałem, co dalej. Musiałem się zerwać, to wiedziałem na pewno. Oskubałem moją lekarkę i mogłem podejrzewać, że poleci z mordą na skowernię. Chociażby przez babską zemstę. Chodziłem i chodziłem po mieście. Tak mnie zastał wieczór, a potem nocka. Przecknąłem się z tego czaszkowania gdzieś na jakimś nowym osiedlu. Zobaczyłem, jak do krawężnika podjeżdża biały fiat, wyskakuje z niego facet coś koło pięćdziesiątki i idzie w ciemne zaułki. Nawet nie zdążyłem pomyśleć, jak go najechałem w takim jakimś wąskim przejściu. Założyłem mu od tyłu krawat. Szarpał się może z pół minuty, a potem sflaczał. Przewróciłem mu karmany i skasowałem portfel i kluczyki. Na dobranoc dostał jeszcze kamieniem w czachę dla lepszego snu. Ukłoniłem się mu i hyc do bryki. Wyskoczyłem za miasto i grzałem równo sto dziesięć do samej Warszawy. Nie, nie mam prawka. A jeździć nauczyła mnie ta moja pinda. Dawała mi czasem poprowadzić, jak byliśmy gdzieś za miastem.

No i doleciałem do tej waszej Warszawy, jakby mnie kto gonił. Chyba tylko cudem nie rozbiłem siebie i gabloty. Ten fart, że była noc i ruch niewielki. Tuż przed miastem znalazłem jakąś boczną drogę i dojechałem do lasu. Potem na piechotę dotelepałem się do autobusu i bladym świtem wylądowałem w śródmieściu. Pierwszy raz byłem w Warszawie i czułem się, jakbym ze wsi przyjechał. No bo co ja, małolat, w swoim życiu oprócz swojego miasta i kryminału widziałem. Zacząłem czaszkować i przypomniałem sobie, że w Warszawie mieszka taki jeden mój kumpel, z którym prawie rok przesiedziałem w jednej celi i nawet się wariowaliśmy. Poszukałem w swoich rzeczach adresu i znalazłem. Ty, małolat, jesteś szemraniec, to pewnie wiesz, gdzie jest Stalowa. Ja szukałem ze dwie godziny. Chodziłem na piechotę, bo co tylko wsiadałem do jakiegoś tramwaju albo autobusu, to od razu wiózł gdzie indziej niż chciałem. No, ale w końcu dotelepałem się jakoś na tę waszą Pragę i znalazłem Stalową. Od razu mi się spodobało. Koleś mieszkał zaraz koło tramwajowej pętli. Wlazłem do takiej starej kamienicy i potem aż prawie na sam strych. Znałem takie domy i dzielnice, sam się w takiej wychowałem. Stukam w jakieś zasyfione drzwi z numerem 13, stukam i słucham. Cisza. Znowu stukam i słucham. Cisza, ale jakby coś się ruszyło. No to ja mocniej i jeszcze z glana w te drzwi. I otworzyły się nareszcie. Stoi jakiś zakapior, z mordy widać, że kaca ma jak stąd do Katowic, i patrzy, patrzy i nie poznaje. Jak zacząłem nawijać, to oprzytomniał, poznał mnie, morda mu się ucieszyła i mnie wpuścił na ten swój kwadrat. Obraz nędzy i rozpaczy, jakby granat w śmietnik pierdolnął, małolat. Jedno skopane wyro, na podłodze gazety zamiast dywanów, jeden stół nie sprzątany ze dwa lata i smród, jakby kto okno gwoździami pozabijał.

– Paker – mówię do niego, bo on miał w kryminale ksywę Paker, bo ważył ze czterdzieści kilo w zimowym ubraniu i podobny był do oskubanego koguta – nawijałeś, że ty taki król życia w tej swojej Warszawie, bajerzyłeś, że piękne kobiety, długie papierosy, szybkie samochody, a ja tu widzę, żeś zwykły oleander. – Patrzył na mnie oczami jak królik i coś tam zamruczał. – Dałbyś spokój, wafel, nie farci się ostatnio. Trzy dni temu wyszedłem. Przypierdolili mi trzy miesiące kolegium i wczasowałem na Białołęce, a teraz te wszystkie uroczystości powitalne nie mogą się skończyć. Ale dziś chyba się będą musiały, bo grosza niet. Nawet na browar. – Na to ja: – Nic nie dygaj, Paker. Mamy na browar i jeszcze na coś więcej. – Bo rzeczywiście mieliśmy. Oprócz tego co skubnąłem mojej damie, to miałem jeszcze prawie trzy kawałki od tego automobilisty.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Mury Hebronu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mury Hebronu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrzej Bursa - Killing Auntie
Andrzej Bursa
Andrzej Stasiuk - On the Road to Babadag
Andrzej Stasiuk
Andrzej Sapkowski - La Dama del Lago
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Żmija
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Ostatnie życzenie
Andrzej Sapkowski
Andrzej Pilipiuk - Zaginiona
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Stanislaw Budzinski - L'Allenamento Della Motivazione
Andrzej Stanislaw Budzinski
Andrzej Stanislaw Budzinski - Il Mondo Dei Bestemmiatori
Andrzej Stanislaw Budzinski
Отзывы о книге «Mury Hebronu»

Обсуждение, отзывы о книге «Mury Hebronu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x