Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu
Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Stasiuk - Mury Hebronu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Mury Hebronu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Mury Hebronu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mury Hebronu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Mury Hebronu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mury Hebronu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Na koniec posprzątała ze stołu i poszliśmy do niej. Słuchać muzyki, jak to powiedziała. Żeby nie katowała mnie tymi pewexami, zabrałem ze sobą flaszkę wyborowej. Ona też żłopała zdrowo, najpierw wino, a potem przerzuciła się na cięższe paliwo i jakieś kolorowe gorzałki zaczęło sobie w szklance mieszać. Wyszła na chwilę do łazienki, a jak wróciła, to te swoje blond długie włosy, co je wcześniej miała spięte z tyłu, miała teraz rozpuszczone. – Oho, coś się kroi – pomyślałem sobie. Siedzieliśmy tak na tym tapczanie, ale ona co wstała, to siadała coraz bliżej. No i w końcu nie wiadomo jak miałem ją na kolanach. A potem to już wiesz. Zasnęliśmy o siódmej rano. Zerżnąłem ją z pięć razy na wszystkie sposoby. Tak jej się podobało, że chciała jeszcze i jeszcze. Na koniec przepytałem ją z ustnego i zasnęliśmy jak dzieci po pierwszej komunii. Zbudziliśmy się po południu i trzeba się było żegnać. No to pożegnałem ją jeszcze ze dwa razy i jak wychodziłem, to czułem, że panienka bardzo mnie lubi. Dała mi numer telefonu i prosiła, żeby zadzwonić już jutro i że matka często wyjeżdża.
Było mi tak dobrze, że się mało pod tramwaj nie wpierdoliłem. Czego mi było więcej trzeba. Miałem dupę, pełny barek, a w planie niezły skok. Najbardziej to się chyba z tego skoku cieszyłem. Myślałem sobie, że kobitki to dobra rzecz. Kobitki i pieniądze zawsze mnie w życiu najbardziej interesowały. Pojechałem na Stalową. Wszedłem i już chciałem krzyknąć na Pakera, że trzeba się napić i obgadać robotę, bo z nim chciałem ten numer wykręcić, ale jak go zobaczyłem, to zesztywniałem od razu. Leżał w tym swoim barłogu i mordę miał taką, że nigdy bym go nie poznał. Siną i zakrwawioną. Przykląkłem przy nim i pytam: – Paker, dzieciaku, kto cię tak urządził? – Otworzył usta i zobaczyłem, że dwu zębów z przodu nie ma. – Spokojnie, wafelek. Na Cyryla mnie skręcili. Ze Wschodniego mnie skręcili. – I opowiada mi, że wczoraj wieczorem poszedł na Wschodni, bo tam zawsze łatwiej o pieniądze i kolesi, żeby jakąś flaszkę zrobić. No i zrobił flaszkę z jakimś znajomkiem z Grochowa. Jedną, a potem drugą. Na pierwszą mieli, a na drugą uzbierali. Trafili jakiegoś bejca w elektrycznym składzie z Pruszkowa, co na Wschodnim miał ostatnią stację. Ucieszyli się, bo tego grosza było przynajmniej na trzy flaszki. Klient się nawet nie obudził, jak mu skroili piter. U bagażowego, co trzymał metę, kupili gołdę i poszli ją rozpić w barze pod jakieś flaki czy inny bigos. Polewali elegancko, z rękawa, do szklanek po oranżadzie, i w pięć minut byli znokautowani. No i poszli połazić po dworcu i wrażeń poszukać. No i znaleźli. Patrol ich zwinął, trochę się szarpali, przyleciało jeszcze dwóch i skręcili ich na dołek na dworcu. Jak ich spisywali na dyżurce, to chłopaki chcieli przykozaczyć i wtedy dostali pierwszy wpierdol. Ot, taki sobie, parę lol na grzbiet i parę razy w ryj. Uspokoili się trochę i nawet nie pytali, za co ich zwinęli. Zamknęli ich w celi na komisariacie, a za godzinę przyjechała radiola z Cyryla, skuli ich i powieźli na komendę. Tam, na dole, pewnie wiesz, małolat, tam od podwórka od cerkwi zholowali ich do aresztu. Jak im wywracali kieszenie i spisywali depozyt, znów w ryj, w ryj i oddzielnie pod celę.
Paker walnął się na dechy, a że był wypity, przekomarował spokojnie do szóstej rano. Gdzieś o ósmej klapa się otworzyła i wzięli go na przesłuchanie, nie na górę, tylko właśnie tam na dole, do takiej kanciapy po lewej stronie korytarza. Pies spisywał go po kolei, nazwisko, imię i te wszystkie głupoty. A potem z grubej rury: – Dlaczego skopaliście wczoraj w kiblu na dworcu tego człowieka? Co zrobiłeś z pieniędzmi? Twój koleżka nam wszystko wyśpiewał. – Na to Paker, że on nikogo nie kopał i nic nie wie o żadnych pieniądzach. Na to pies, żeby Paker sobie przypomniał, bo on mu zaraz odświeży pamięć. Na to Paker, że nie ma co odświeżać i że się nie da za damski chuj ugotować. Wtedy dostał parę razy w ryj, ale pies się szybko zmęczył i znowu zaczął swoje. – Gdzie są pieniądze, gdzie jest zegarek? – Na to Paker znowu leci w zaparte, że nic nie wie o żadnym pobiciu, a że wóda mu jeszcze szumiała deczko w głowie, sypnął gliniarzowi wiązankę. Nic wielkiego, że jest końska pyta barchanowym kutasem w aksamitne podniebienie łaskotana i że szuka jelenia, bo nie może znaleźć winnego, a paru punktów mu do premii brakuje. Psa to chyba zdenerwowało, bo otworzył drzwi i coś krzyknął, i za minutę weszło dwu mundurowych, i Paker zaczął chodzić po ścianach. Chodził tak przez pół godziny, dopóki się łobuzeria nie zmęczyła, a Paker nie stracił przytomności. Nic nie powiedzieli, tylko rzucili go pod celę, gdzie nie było nikogo, i chłopaczyna pomyślał, że już po wszystkim. Ale nie było po wszystkim, bo za pół godziny przyszedł śledczy i zapytał, czy wróciła mu już pamięć. Paker coś tam odmruknął, że nic mu nie wróciło i że mogą go tu nawet zabić, bo mu wszystko jedno. I prawie mu było. Mógł się tylko pochlastać, żeby mu dali spokój, ale nie miał mojki, a szyba była za siatką, żarówka też. Pies zaczął go straszyć, że żywy stąd nie wyjdzie, a jak zechcą, to przypucuje się nawet do zabójstwa Kennedy’ego. Na to Paker nic nie powiedział, tylko wcisnął się głębiej w kąt i splunął własnym zębem w stronę śledczego. Na to śledczy do Pakera, że jak się przyzna po dobroci, to go puszczą, a jak nie, to przypomni im się jeszcze parę spraw i będą chcieli, żeby Pakerowi też się przypomniały. Na to Paker, że on dobrze wie, co oni potrafią, ale on nie ma zamiaru za grzechy nie popełnione cierpieć, więc jak są tacy mądrzy, to niech go pytają o te, co popełnił, a najlepiej niech spierdalają, bo on nie jest z pierwszej łapanki i swoje wie. Niech go katują, ale szkoda czasu. Ale im nie było szkoda. Wpadło trzech do celi. Rozłożyli go na tym tapczanie z dykty, gdzie czasem śpi i dziesięciu. Przewrócili go mordą w dół, zdjęli mu buty i zaczęli napierdalać lolą po piętach. Paker mówił, że nie krzyknął ani razu, bo prawie natychmiast zemdlał. Zawsze był sprytny… Jak się przecknął, to śledczy przystawiał mu do twarzy lufę tetetki i mówił, że teraz go rozwali i nawet pies z kulawą nogą o niego nie zapyta. Na to Paker przyświrował, że znowu mdleje. Dostał parę razy kopytem po ryju i go zostawili. Za godzinę przyszli i zabrali go do suki. Jak zapytał, dokąd teraz, może na Pawiak, to mu tak ścisnęli bransoletki, że pierwszy raz zawył. Wtedy ścisnęli mu jeszcze mocniej i zamknął mordę. Powiedzieli mu, że jadą na Rakowiecką, bo już wiedzą wszystko, co chcieli wiedzieć. Ale Paker skumał, że to kit, bo tak łatwo się nie jedzie na Rakowiecką, i już o nic nie pytał, tylko siedział i w trzy minuty byli pod jego kamienicą. Odczekali, aż ulica będzie pusta, weszli na górę, otworzyli jego kluczem, posadzili go na krześle i zaczęli rewizję, bo myśleli, że znajdą coś, co wpierdoli Pakera na mukę. Ale nic nie znaleźli, bo Paker prawie nic w mieszkaniu nie miał. Stół, dwa barłogi, szafę, trochę ubrań, radio sprzed pierwszej wojny i butelkę wódki na parapecie. Zabrali tę połówkę, dali mu jeszcze parę razy w ryj, rozkuli i powiedzieli, że jak go jeszcze raz spotkają na Wschodnim, to mamę jego widoki i już zadbają, żeby śpiewał tak, jak mu zagrają, bo dzisiaj im się nie chce i żeby lepiej nie opowiadał o tym, co go spotkało, bo i tak nikt mu nie uwierzy. Poszli sobie, a Paker obalił się w szmaty i leżał, bo nie bardzo wiedział, po co ma wstawać.
Popatrzyłem na niego, posłuchałem i płakać mi się chciało, małolat. Naprawdę chciało mi się płakać i chciałem z gołymi łapami lecieć na komendę i im flaki powypruwać. Ale co ja mogłem poradzić, biedny żuczek. Mogłem tylko zejść do sklepu po gorzałę, bo akurat tego Pakerowi było najbardziej potrzeba. Jak tam szedłem, to przypomniał mi się taki jeden koleś, z którym gibałem. Odsiedział w sumie z piętnastaka, a wszystkie wyroki miał za pobicia milicjantów. Takie miał hobby. Jak siedział ze mną, to był jego chyba szósty wyrok, jakaś grubsza pajda, bo psa ledwo odratowali. Wszystko było czarno na białym w akcie oskarżenia. Sam czytałem. To był spokojny człowieczyna, tylko gliniarze kiedyś skatowali mu brata tak, że został kaleką do końca życia. Dzieciak miał siedemnaście lat. Chcieli go wylegitymować na ulicy, a on głupi próbował się zerwać. No to go pogonili po ulicy. Ale nie zwyczajnie, tylko radiowozem. Zwyczajnie wzięli go pod koła. Przejechali. Ten koleś, z którym siedziałem, to nie był żaden złodziej. Żona, dzieci, dom, jakieś ogrodnictwo. Tylko czasem go brało, jak widział milicjanta. Ten ostatni to podszedł do niego w knajpie i coś nie tak się odezwał. No to wziął go za te niebieskie klapy, pozamiatał nim podłogę w lokalu, wyrzucił go przez witrynę na ulicę, potem odłamał od stołu nogę i wyszedł do niego na świeży luń. Ludzie go odtargali na bok, jak pies zaczynał rzęzić. Potem poszedł do domu i spokojnie czekał. Przyjechały po niego trzy radiowozy, a on jak małe dziecko pozwolił sobie włożyć bransoletki. Co później robili z nim na komendzie, nie chciał opowiadać.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Mury Hebronu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mury Hebronu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Mury Hebronu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.