Jubad zdumiony skinął głową.
– Tak.
– Ważne są dwie sprawy – przykazał mu władca. – Po pierwsze trzeba pokazać moje zwłoki na wszystkich kanałach medialnych, udowodnić, że jestem martwy. Wystawcie je na pokaz w upokarzającej pozycji, na przykład zawieście je za stopy. Nie możecie mieć żadnych oporów, to byłoby na nic. Pamiętaj o tym, że przede wszystkim musicie wstrząsnąć wiarą w cesarza. Musicie pokazać, że ja także byłem tylko śmiertelnym człowiekiem, mimo długiego życia. I musicie udowodnić, że to naprawdę moje zwłoki – dlatego nie uszkodź głowy. Nie myśl, że macie przed sobą łatwe zadanie. Nic nie jest trudniej wyplenić niż religię, choćby była nie wiem jak fałszywa.
Jubad przytaknął.
– Druga sprawa dotyczy nas obu, ciebie i mnie – kontynuował starzec i spojrzał badawczo na rebelianta. – Jest bardzo ważne, żebyś tajemnicę tej rozmowy zabrał ze sobą do grobu.
– Dlaczego?
– Ludziom potrzebna jest wiara, że wolność wywalczyli sobie sami; muszą móc być dumni ze zwycięstwa – ta duma pomoże im przetrwać nadchodzące trudne czasy. Nie mogą zorientować się, że to nie było ich zwycięstwo. Nigdy. Nie mogą dowiedzieć się, iż tak zupełnie utracili wolność, że trzeba było mojej interwencji, aby im ją zwrócić. Musisz milczeć dla dobra przyszłych pokoleń, dla dobra przyszłości wszystkich ludzi.
Jubad, rebeliant, patrzył w oczy cesarza i widział w nich nieusuwalne zmęczenie. Skinął głową, było to jak uroczysta obietnica.
Gdy pół roku później rebelianci zdobyli pałac, Jubad ukradkiem oddalił się od swego oddziału. Straże pałacowe były całkowicie zaskoczone. Wszędzie wokół strzelano, ale wynik walki nie budził wątpliwości. Jubad bez przeszkód dotarł do skrajnych obszarów ogromnego pałacu i wreszcie wszedł do pomieszczenia, w którym czekał na niego cesarz.
Stał w tym samym miejscu, w którym Jubad widział go poprzednio. Tym razem miał na sobie odświętny mundur, a na ramiona zarzucił cesarski płaszcz.
– Jubadzie – powiedział, gdy rebeliant wszedł. – Jesteś gotów?
– Tak – odpowiedział Jubad.
– Więc doprowadźmy rzecz do końca.
Jubad wyjął miotacz promieni i z ociąganiem ważył go w dłoni. Patrzył na cesarza, który stał spokojnie i przyglądał mu się.
– Żałujesz tego, co zrobiłeś? – spytał rebeliant.
Cesarz podniósł głowę.
– Nie – odrzekł. Wyglądał na zaskoczonego pytaniem.
Jubad nic nie powiedział.
– Nie – powtórzył w końcu cesarz. – Przyszedłem na świat nie wiedząc, co znaczy żyć. Władza zdawała się być jedyną rzeczą, która kryła w sobie obietnicę spełnienia, więc dążyłem do niej – doszedłem dość daleko, by przekonać się, że obietnica była kłamstwem i że ta droga prowadzi donikąd. Ale próbowałem. Gdy nie otrzymujemy już odpowiedzi na nasze pytania, każda żywa istota ma przecież niezaprzeczone prawo ich szukać; wszystkimi środkami, na wszelki sposób i ze wszystkich sił. Miałem prawo postępować tak, jak postępowałem.
Jubad zadrżał, czując surowość tych słów. Cesarz był nieubłagany dla wszystkich, także dla samego siebie. Nawet w ostatniej chwili nie zaniechał twardych zasad, dzięki którym trzymał władzę sto tysięcy lat. Nawet w chwili śmierci i po niej decydował o losie ludzkości.
Ma rację, pojął oszołomiony Jubad, nigdy nie pozbędzie się władzy, którą zdobył.
Poczuł w ręce ciężar broni.
– Sąd może zdecydowałby inaczej.
– Musisz mnie zabić. Jeśli zostanę przy życiu, wasze powstanie nie powiedzie się.
– Może.
Jubad był przygotowany na gniew cesarza, lecz ku swemu zaskoczeniu widział w jego oczach tylko wstręt i przesyt.
– Wy, śmiertelnicy, macie szczęście – powiedział powoli władca. – Nie żyjecie dostatecznie długo, by zrozumieć błahość wszelkiego bogactwa i bezsens życia. Jak myślisz, dlaczego zrobiłem to wszystko, zadałem sobie tyle trudu? Mógłbym zabrać ze sobą w śmierć wszystkich ludzi, gdybym zechciał. Ale nie chcę. Nie chcę już nic, nie chcę mieć do czynienia z istnieniem.
Z zewnątrz dobiegały krzyki i odgłosy strzałów. Walczono coraz bliżej.
– Strzelaj! – rozkazał ostro cesarz.
I Jubad odruchowo, nie zastanawiając się, podniósł broń i strzelił cesarzowi w piersi.
Później wielbiono go jako oswobodziciela, jako tego, który pokonał tyrana. Uśmiechał się do kamer, przyjmował triumfujące pozy i wygłaszał owacyjnie oklaskiwane mowy, lecz cały czas nie opuszczała go świadomość, że tylko odgrywa zwycięzcę. Jedynie on wiedział, że nim nie jest.
Do końca życia będzie zadawał sobie pytanie, czy nawet jego ostatnia chwila też została zaplanowana przez cesarza.
To rozsądek nie wytrzymuje próby czasu; zmienia się i przemija. Wstyd natomiast jest jak rana, nigdy nie odkryta, dlatego nigdy się nie goi. Dotrzyma obietnicy i dochowa milczenia, ale nie z rozsądku, lecz ze wstydu. Będzie milczał z powodu tego momentu, tego mgnienia oka: w którym on, rebeliant, był posłuszny cesarzowi…
Jeszcze cię kiedyś zobaczę
Atak nastąpił bez uprzedzenia. Obce okręty pojawiły się nie wiadomo skąd i zbliżyły do stacji kosmicznej, nie wysyłając sygnałów rozpoznawczych i nie reagując na wezwania. A gdy latające roboty bojowe, pierwsza linia obrony stacji, otworzyły ogień, obcy odpowiedzieli gęstym ostrzałem.
Udało się zmusić ich do odwrotu, a nawet ciężko uszkodzić jeden z okrętów. Jednak należało liczyć się z powrotem obcych. Szkody, jakie atak wyrządził na stacji, trzeba naprawić tak szybko, jak to możliwe, by następnym razem nie dać się zaskoczyć i stawić czoła wrogowi w pełnej gotowości.
Ludkamon został przydzielony do prac naprawczych w sekcji bazowej 39-201, byli z nim sami zwykli ładowacze i z miejsca znienawidził tę pracę.
Sekcja Bazowa 39-201, płaski moduł budowlany o kształcie obszernej hali, pełniący rolę całkowicie zautomatyzowanego magazynu kontenerów, został trafiony jednym z pocisków i od tej pory nie nadawał się do użytku. Naprawiono uszkodzenia powłoki zewnętrznej i ponownie napełniono sekcję powietrzem, mimo to wciąż nie działała.
– Słuchajcie wszyscy uważnie – grzmiał szef brygady naprawczej, głosem nawykłym do wydawania rozkazów. – Podzielimy się na dwójki i zaznaczymy wszystkie elementy, które nie działają poprawnie. Potem zredukujemy w całym obszarze siłę ciężkości i ręcznie rozładujemy niedostępne kontenery. I pospieszcie się, jeśli łaska; statek tunelowy czeka!
Gródź podniosła się i otwarła dojście do ogromnej, mrocznej hali pełnej regałów i szyn transportowych, z których niektóre były pogięte lub nadtopione. Rozszedł się zapach chłodu i kurzu.
Dla Ludkamona zabrakło pary, wyruszył więc sam. To mu odpowiadało. Nie cierpiał ładowaczy, nie znosił ich, odkąd Iva…
Nie chciał o tym myśleć. Może i dobrze się stało, że otrzymał do wykonania zadanie, na którym może się skupić. Dobył markera i z pełnym zaangażowaniem począł sprawdzać transportery rolkowe: trącał ręką każdy wałek, słuchał odgłosu i zatrzymywał wałek. Na tych, które nie obracały się albo wydawały podejrzany dźwięk, rysował z boku znaczek.
Wtedy odkrył przewrócony kontener.
W hali było ich wiele. Ten jednak spadając podczas ostrzału z transportera, uderzył w rozszarpany bok regału, który rozciął go jak otwieracz do konserw.
Ludkamon wstrzymał oddech. Otwarty kontener!
Przez całe życie zadawał sobie pytanie, co też jest w pojemnikach, przywożonych tu codziennie tysiącami i przeładowywanych na statki tunelowe. Tego nie wolno im było wiedzieć. Kontenery – o długości i szerokości równej wzrostowi mężczyzny, sięgające mniej więcej na wysokość bioder – były zawsze zamknięte i zapieczętowane. Na temat ich zawartości kursowały niesamowite pogłoski.
Читать дальше