Odwrócił się i podszedł do niewielkiego pulpitu sterowniczego, przy którym stały dwa fotele, oba zwrócone ku ścianie. Spokojnym, pełnym gracji ruchem wyciągnął rękę i dotknął przełącznika, na co część ściany bezgłośnie odsunęła się i odsłoniła widok na ogromną trójwymiarową panoramę gwiazd. Jubad rozpoznał kontury imperium. Zdawało się, że pokazano każdą gwiazdę, co do jednej i blask galaktyk napełnił pomieszczenie upiornym światłem.
– Często siedzę tu godzinami i patrzę na wszystko, nad czym mam władzę – powiedział cesarz. – Wszystkie te gwiazdy i ich planety są moje. Na całej tej nieogarnionej przestrzeni dzieje się moja wola i moje słowo jest prawem. Ale władza, prawdziwa władza, to nie panowanie nad przedmiotami, nawet nie nad słońcami i planetami. Prawdziwa władza to panowanie nad ludźmi. A moja władza nie polega tylko na przewadze zbrojnej i przemocy; mam także władzę nad sercami i umysłami ludzi. Biliony i biliony bilionów ludzi żyje na tych planetach i wszyscy oni należą do mnie. Żaden z nich nie przeżywa nawet jednego dnia bez myśli o mnie. Czczą mnie, kochają; jestem centralnym punktem całego ich życia. – Spojrzał na Jubada. – Nigdy wcześniej cesarstwo nie było tak wielkie, jak za mego panowania. Nigdy żaden człowiek nie miał więcej władzy ode mnie.
Jubad wpatrywał się w cesarza, tego człowieka, którego rysy twarzy zmieniały się wolniej niż konstelacje gwiazd na firmamencie nieba. Po co mu to opowiadał? Co zamierzał?
– Zadajesz sobie pytanie, dlaczego ci to opowiadam i jakie mam wobec ciebie zamiary – mówił dalej cesarz. Jubada ogarnęło przerażenie, że tak szybko i łatwo został przejrzany. – Pytasz się też, czy możliwe jest, bym potrafił czytać myśli… Nie, nie potrafię. To zresztą niepotrzebne. Myśli i uczucia masz wypisane na twarzy.
Jubad czuł niemal fizycznie, o ile słabszy jest od tego wiekowego człowieka.
– Zresztą, nie mam też zamiaru poddawać cię przesłuchaniom. Możesz się odprężyć. Opowiadam ci to wszystko, bo chcę, żebyś coś zrozumiał… – Władca skierował na niego nieprzeniknione spojrzenie. – Wiem już wszystko, co chcę wiedzieć. O tobie też, Berenko Kebarze Jubad…
Jubad nie mógł zapobiec temu, że zadrżał, gdy usłyszał swoje imię w ustach cesarza.
– Urodziłeś się dwadzieścia dziewięć lat temu na Lukdarii, tajnej bazie rebeliantów, jako pierwszy syn Ikany Wero Kebar i Ubana Jegetara Berenko. Pierwsze zadania jako wywiadowca wypełniałeś, mając dwanaście lat, potem przeszedłeś szkolenie w zakresie ciężkiego uzbrojenia i dział pokładowych, zostałeś mianowany komendantem łodzi zwiadowczej, potem komendantem statku, w końcu powołano cię do sztabu Rady Rebeliantów. – Przez twarz cesarza przemknął jakby drwiący uśmieszek, gdy popatrzył na oszołomionego Jubada. – Mam opowiedzieć ci jeszcze pikantne szczegóły twojego romansiku z tą młodą nawigatorką? Skończyłeś akurat 16 lat, jej było na imię Rheema…
Jubad był przerażony.
– Skąd… skąd to wiecie? – wyjąkał.
– Wiem o was wszystko – powiedział cesarz. – Znam nazwy, pozycje i rodzaj uzbrojenia wszystkich waszych baz planetarnych – Lukdaria, Jehemba, Bakion i jak tam się one wszystkie nazywają. Wiem o waszym gabinecie cieni na Purat, waszych tajnych związkach na Naquio i Marnaku, znam nawet waszą tajną bazę na Niobai. Znam każdego z was po imieniu, wasze cele i plany.
Równie dobrze mógł wbić Jubadowi w ciało rozżarzony miecz. Przerażenie niemal go zabiło. Spodziewał się, że będą mu próbowali wydrzeć te informacje torturami i był gotów umrzeć, nie zdradzając nawet jednego imienia.
Ugięły się pod nim nogi. Nie zdając sobie z tego sprawy, opadł na jeden z foteli. Po wszystkim, co przeszedł, był bliski utraty zmysłów.
– Ach – powiedział cesarz i z uznaniem skinął głową. – Widzę, że naprawdę jesteś rebeliantem…
Trwało dłuższą chwilę, nim Jubad zrozumiał, co cesarz miał na myśli: usiadł, gdy imperator stał. Normalnie zostałoby to uznane za śmiertelną zniewagę. Mimo to siedział dalej.
– Skoro wiecie to wszystko – powiedział, z trudem kontrolując własny głos – ciekaw jestem, czego oczekujecie ode mnie.
Cesarz spojrzał na niego wzrokiem niezgłębionym jak przepaść między gwiazdami.
– Chcę, żebyś wrócił i doprowadził do zmiany planów.
Jubad poderwał się oburzony.
– Nigdy! – zawołał. – Prędzej umrę!
Po raz pierwszy usłyszał, jak cesarz śmieje się głośno.
– Myślisz, że w ten sposób coś zdziałasz? Nie bądź głupi. Widzisz przecież, że wiem o was wszystko. Mógłbym cały ruch oporu całkowicie zdławić z godziny na godzinę, aż po ostatniego członka, tak, by nie został nawet ślad. Ja jeden wiem, ile było już powstań i rebelii, i zawsze podobało mi się je stłumić i wyplenić. Tym razem jednak tego nie zrobię, bo ruch rebeliantów gra ważną rolę w moich planach.
– Nie pozwolimy, byście zrobili z nas wasze narzędzie!
– Może to ci się nie spodoba, ale od początku byliście moim narzędziem – spokojnie odpowiedział cesarz i dodał:
– To ja stworzyłem ruch oporu.
Myśli Jubada zatrzymały się, by już nigdy, jak mu się zdawało, nie ruszyć.
– Co? – usłyszał swe bezsilne mamrotanie.
– Znasz historię ruchu – powiedział cesarz. – Równo trzysta lat temu na krańcach imperium pojawił się człowiek, który wygłaszał buntownicze mowy i zdołał podburzyć wielu ludzi przeciw władzy cesarza. Stworzył zalążki ruchu rebeliantów i napisał książkę, która na stulecia stała się ich biblią, manifestem. Od jej tytułu pochodzi nazwa ruchu – Bezgłośny wiatr , a ten człowiek nazywał się Denkalesar.
– Tak.
– Ten człowiek to ja.
Jubad przebijał cesarza wzrokiem. Zdawało mu się, że podłoga osuwa mu się spod stóp, odpadając kawałek po kawałku.
– Nie…
– To była interesująca przygoda. W przebraniu podżegałem przeciw cesarzowi, a potem wracałem do pałacu i zwalczałem rebeliantów, których sam podburzałem. Niezliczone razy w życiu podróżowałem w przebraniu, ale to było największe wyzwanie. I udało się, ruch rebeliantów nieprzerwanie rósł i rósł…
– Nie wierzę.
Cesarz uśmiechnął się ze współczuciem.
– Popatrz tylko na imię. Denkalesar – to przecież anagram mojego imienia, Aleksander. Nigdy nie zwróciłeś na to uwagi?
Podłoga ostatecznie umknęła spod stóp Jubada. Rozwarła się głębia i chciała go pochłonąć.
– Ale – dlaczego?! – wydobył z siebie słowa. – Po co to wszystko?
Znał już odpowiedź. Wszystko było tylko grą, w którą cesarz z nudów grał sam z sobą, dla zabicia czasu. Wszystko, w co on, Jubad, wierzył każdą cząstką swej istoty, w rzeczywistości służyło jedynie rozrywce nieśmiertelnego, wszechmocnego władcy. To on powołał do życia ruch rebeliantów, on go ugasi, gdy mu się znudzi.
Wyglądało na to, że nie ma żadnej nadziei, żadnej szansy przeciw jego wszechobecności. Ich walka od początku nie miała perspektyw powodzenia. Może, myślał tępo Jubad, rzeczywiście jest on bogiem, za jakiego się go uważa.
Cesarz długo przyglądał mu się w milczeniu, ale zdawał się go nie widzieć. Patrzył nieobecnym spojrzeniem. Na jego twarzy odbijały się wspomnienia sprzed tysięcy lat.
– Już bardzo dawno temu, może trudno to sobie wyobrazić, ale ja też byłem kiedyś młodym człowiekiem, jak ty dziś – zaczął opowiadać – uświadomiłem sobie, że mam tylko jedno życie, że cokolwiek chcę w nim osiągnąć, muszę zdążyć, nim ono zgaśnie. A miałem wielkie pragnienia. Chciałem wszystkiego. Moje marzenia nie znały granic, byłem gotów na wszystko, by je urzeczywistnić, nawet posunąć się do ostateczności, byle osiągnąć szczyty. Chciałem dokonać tego, czego nikt nigdy nie dokonał, chciałem zostać mistrzem wszechwag, zwycięzcą we wszystkich dyscyplinach, chciałem trzymać w ręce wodze wszechświata, a do tego jego przeszłość i przyszłość.
Читать дальше