Z cienia u stóp domu wynurzył się nieśmiało chłopiec, spojrzał w górę na Opura, odrzucając chustę, która osłaniała mu twarz. Mistrz zobaczył jasne loki okalające oblicze, którego nie spodziewał się zobaczyć już nigdy w życiu. – Ty?!
– Pomóżcie mi, mistrzu – wyszeptał wychudły chłopak. – Uciekłem.
Nagła radość, która wypełniła serce staruszka, ustąpiła miejsca bolesnemu otrzeźwieniu. Przez jedno mgnienie oka zdawało mu się, że będzie znowu tak, jak dawniej.
– Czekaj – powiedział. – Już schodzę.
Ten chłopak, co on najlepszego narobił? Opur smutno potrząsał głową, spiesząc schodami w dół. Ściągnął na siebie nieszczęście. To nie skończy się dobrze. Opur wiedział o tym, jednak w głębi serca pragnął uwierzyć w coś dokładnie przeciwnego.
Otworzył ciężką zasuwę. Przed nim stał chłopiec, drżący i przerażony patrzył na niego wielkimi, niebieskimi oczyma, niegdyś pełnymi zaufania i natchnienia. Teraz ta twarz była naznaczona strachem i niedostatkiem.
– Wejdź – powiedział stary flecista, wciąż niepewny, czy powinien się cieszyć, czy bać. Ale gdy chłopak wszedł do wąskiej, ciemnej sieni, schylając się pod niskim sufitem, wziął go po prostu w ramiona, nie zastanawiając się więcej.
– Mistrzu Opurze, musicie mnie ukryć – wyszeptał łamiącym się głosem chłopiec. – Gonią mnie. Szukają.
– Pomogę ci, Piwano – wymruczał Opur i wsłuchał się w brzmienie tego imienia, którego nie wymawiał od dnia, gdy cech właśnie tego chłopca, najlepszego z jego uczniów, najzdolniejszego wirtuoza trójfletu, jaki kiedykolwiek grał na tym instrumencie, wyznaczył do służby na cesarskim statku.
– Chcę znów grać na trójflecie, mistrzu. Będziecie mnie uczyć? – Broda chłopca drżała. Był u kresu sił.
Opur miękko i, miał nadzieję, uspokajająco, poklepał go po ramieniu.
– Oczywiście, mój chłopcze. Ale najpierw musisz się wyspać. Chodź.
Zdjął wielki obraz, za którym ukryte były drzwi do piwnicy i odstawił go na bok. Piwano zszedł za nim schodami do pomieszczenia, którego podłogę stanowiło gliniane klepisko, a ściany były z surowej cegły. Jeden ze starych, zakurzonych regałów obracał się na niewidocznych osiach, otwierał dojście do drugiej, ukrytej piwnicznej izby, w której postawiono łóżko, olejną lampę i trochę zapasów żywności. Nie pierwszy raz w życiu sędziwy nauczyciel gry na flecie miał ukrywać uciekiniera.
Nie minęło kilka chwil, a chłopiec już zasnął. Spał z otwartymi ustami, chwilami wstrzymywał oddech, by potem dysząc łapać powietrze. Jedna ręka kurczowo dygocząc, drapała niewidoczną przeszkodę, rozluźnił ją dopiero po dłuższej chwili.
Opur z westchnieniem pokiwał głową. Ostrożnie podniósł olejną lampę i przestawił ją w bezpieczne miejsce. Potem zostawił śpiącego chłopca samego, zamknął ukryte drzwi i wrócił na górę. Przez moment wahał się, czy sam też ma się jeszcze położyć, w końcu jednak zdecydował inaczej.
Zamiast spać, przygotował sobie śniadanie i zjadł je w milczeniu o pierwszym brzasku dnia, załatwił kilka domowych obowiązków, potem poszedł na górę do pokoju ćwiczeń, by zasiąść nad starymi zeszytami nutowymi.
Tego dnia pierwsza uczennica przyszła krótko przed południem.
– Przykro mi z powodu opłaty za lekcje – zaczęła paplać, gdy tylko otwarł drzwi. – Wiem, że dziś jest termin, myślałam o tym już w zeszłym tygodniu, przez cały czas. Chcę przez to powiedzieć, że nie zapomniałam…
– Tak, tak – niechętnie przytaknął Opur.
– Chodzi o to, że muszę czekać na mego brata; lada dzień przyjedzie do miasta – właściwie już dawno powinien tu być. Trzeba wam wiedzieć, że jeździ z handlarzem Tertujakiem i zawsze, gdy wraca z trasy, daje mi pieniądze, ile tylko potrzebuję. A na handlarza Tertujaka już tu czekają, możecie spytać, kogo chcecie…
– W porządku – przerwał niecierpliwie nauczyciel i ruchem głowy wskazał schody prowadzące do pokoju ćwiczeń. – Zapłacisz następnym razem. Zaczynajmy już.
Opur odczuwał brak snu. Musi odzyskać równowagę, na ile tylko zdoła. Usiedli naprzeciw siebie na dwóch poduszkach i, gdy kobieta wyjęła trójflet i nuty do ćwiczeń, Opur przykazał jej zamknąć oczy i wsłuchać się we własny oddech.
Sam zrobił to samo. Poczuł, jak opuszcza go niepokój. Wewnętrzne opanowanie było ważne. Bez wewnętrznego wyciszenia nie było mowy o tym, by grać na tak trudnym instrumencie, jak trójflet.
Zgodnie ze swym zwyczajem, Opur sięgnął najpierw po własny instrument i zagrał krótki utwór. Potem pozwolił uczennicy, by znów otworzyła oczy.
– Kiedy będę potrafiła zagrać coś takiego, mistrzu? – spytała cicho.
– To było PAU-LO-NO – wyjaśnił spokojnie Opur – najłatwiejszy z utworów klasycznych. To będzie pierwszy grany przez ciebie klasyczny utwór. Ale, jak wszystkie przekazane nam utwory na flet, jest wielogłosowy – a to znaczy, że musisz najpierw opanować grę jednogłosową. Posłuchajmy, jak wychodzą ci ćwiczenia.
Przyłożyła trójflet do ust i dmuchnęła. Po grze Opura zabrzmiało to jak koszmarny fałsz i sędziwy mistrz musiał, jak to się często zdarzało, z całych sił powstrzymać wykrzywiający mu twarz grymas cierpienia.
– Nie, nie, jeszcze raz pierwsze ćwiczenie. Musisz przede wszystkim starać się grać czystym dźwiękiem…
Trójflet składał się z trzech oddzielnych fletów, każdy o ośmiu otworach, zakrywanych opuszkami poszczególnych części palców. Z tej przyczyny flety były osobliwie wygięte w kształcie litery S, by można było dopasować je do dłoni grającego i do różnej długości palców. Każdy wykonano z innego materiału, jeden z drewna, drugi z kości i trzeci z metalu. Każdy z trzech fletów nadawał dźwiękowi inną barwę, a gdy grało się na wszystkich równocześnie, powstawało to niepowtarzalne brzmienie, z którego od wieków słynęły trójflety.
– Musisz zwracać uwagę na mały palec, trzymaj go luźno, ma być sprężysty i mieć swobodę ruchów. Trzeba go wyprostować, bo tego wymaga rozmieszczenie dziurek, ale nie powinien przez to utracić ruchliwości…
Warunkiem gry na trójflecie były długie, giętkie palce o wyraźnie zaznaczonych cząstkach. Szczególną zaletą był długi mały palec. Gra nie polegała tylko na tym, by, jak przy zwykłym flecie, równomiernie zakrywać i odsłaniać otwory. Grali tak tylko początkujący, gdy poznawali podstawy techniki gry i wiedzy muzycznej. Zaawansowany muzyk grał wielogłosowo. Dzięki umiejętnemu zginaniu i odchylaniu poszczególnych palców wydobywał z każdego fletu inny dźwięk; potrafił na przykład tak unieść środkowe części palców, by zakryć dziurki na obu zewnętrznych fletach, zostawiając otwarte we flecie środkowym.
– Dobrze, spróbuj teraz zagrać ćwiczenie dziewiąte. Jest w nim już krótki kawałek dwugłosowy, o, tutaj. W tym miejscu podniesiesz dwa dolne palce, tak, żeby otworzyć dziurki w dwu zewnętrznych fletach, a w środkowym zamkniesz je końcówkami palców. Spróbuj.
Był dziś zbyt niecierpliwy, mimo, że próbował się opanować. Uczennica naprawdę starała się, gdy przestawała się na chwilę wiercić, udawało jej się grać w miarę przyzwoicie.
– Stop, stop. Ten symbol oznacza, że masz językiem zamknąć w ustniku otwory dwóch fletów i dmuchać tylko w jeden, aż do tego miejsca. Jeszcze raz i zwróć uwagę na różnicę.
Pod koniec lekcji dziewczyna była uszczęśliwiona, że udało jej się jako tako zagrać nowe ćwiczenie, zaś Opur poczuł ulgę, że zajęcia dobiegły końca. Udało mu się pożegnać ją, nie przeciągając rozmowy.
Читать дальше