Andreas Eschbach - Gobeliniarze

Здесь есть возможность читать онлайн «Andreas Eschbach - Gobeliniarze» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gobeliniarze: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gobeliniarze»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść zyskała już w Polsce znakomite recenzje, w plebiscycie SFINKSa znalazła się na drugim miejscu w kategorii "najlepsza powieść zagraniczna 2004 roku".
Świeża, oryginalna powieść science fiction, rozpoczynająca się w stylu mrocznej fantasy, a kończąca jak klasyczna space opera.
W odległej galaktyce, na wszystkich zasiedlonych światach cała gospodarka podporządkowana jest tkaniu wielkich gobelinów z… włosów kobiet. Gobeliny są wywożone milionami przez statki kosmiczne cesarza.
Tymczasem pewnego razu przybywa na planetę zwiadowca nowego rządu, z informacją, że imperator został obalony. Tymczasem gobeliny nadal są wysyłane w nieznanym kierunku. Co się kryje za tą tajemnicą?

Gobeliniarze — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gobeliniarze», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Z ciemności wynurzyło się trzech pieszych żołnierzy; jeden z nich z szacunkiem podszedł do handlarza i zameldował, że nocne warty zajęły posterunki.

– Kto jest dowódcą warty? – spytał Tertujak. Zadaniem dowódcy było chodzenie przez całą noc wzdłuż łańcucha posterunków i pilnowanie, by żaden z żołnierzy nie zasnął.

– Donto, panie.

– Powiedz mu, że dziś powinien szczególnie uważać – powiedział Tertujak i dodał trochę ciszej: – Mam jakieś niedobre przeczucie…

– Według rozkazu, panie. – Żołnierz ponownie zniknął, a dwaj pozostali zajęli posterunki obok wozu handlarza.

Tertujak spojrzał na wóz, stojący za jego wozem, dwukrotnie od niego większy, o ośmiu kołach i z zaprzęgiem dla siedemdziesięciu czterech bawołów. Znajdowały się w nim największe kosztowności, przewożone przez tę karawanę, włosiane kobierce, do tego niezmierne ilości pieniędzy. Nawet w zamierającym świetle zmierzchu można było rozpoznać miejsca, w których metalowe opancerzenie zaczynało rdzewieć. Będzie musiał oddać wóz do konserwacji, gdy w portowym mieście rozładuje i rozliczy włosiane kobierce.

Wrócił do swego wozu i kazał podać sobie jedzenie. Jadł zamyślony, w milczeniu.

Udało im się zgromadzić wymaganą ilość kobierców, potrzebowali na to jednak więcej czasu, niż planował. Oznaczało to, że dotrą do miasta portowego później, niż pozostali handlarze, więc dostanie mu się znowu jedna z mniej atrakcyjnych tras handlowych. Będzie więc jeszcze trudniej zebrać przepisaną ilość kobierców, aż kiedyś…

Nie chciał myśleć o tym kiedyś.

Gwałtownym ruchem odsunął od siebie talerz. Kazał kucharzowi posprzątać i polecił przynieść sobie jeszcze butelkę słabego wina.

W świetle lampy olejnej wyjął jedną z najcenniejszych posiadanych przez siebie rzeczy, prastarą księgę handlową, której prowadzenie rozpoczął kilkaset lat temu jeden z jego przodków. Stronice tej księgi trzeszczały sucho, a kolumny cyfr dawały się w niektórych miejscach odczytać tylko z wielkim trudem. Mimo to, dostarczyła mu już ona wielu cennych informacji o trasach handlowych i o leżących na nich miastach.

Zaledwie kilka lat temu zauważył, że księga może pouczyć go jeszcze o czymś, mianowicie o tendencjach zmian zachodzących w ciągu długich okresów czasu. Były to płynne, nieznaczne odchyłki, których zwykle nie dostrzegano; dopiero gdy porównywał liczby z kilku stuleci, dane prawie dziesięciu pokoleń, widział wyraźnie: było coraz mniej włosianych kobierców. Liczba dywanów powoli spadała, a wraz z nią, liczba handlarzy kobierców. Droga, którą musiała przebyć karawana, aby zebrać przepisaną tradycją ilość dywanów, przeciętnie wydłużała się, zaś rywalizacja handlarzy o dobre, przynoszące zyski trasy w podbiegunowych obszarach planety, stawała się coraz ostrzej sza.

Tertujak potrafił wyśmienicie rachować, jak wszyscy handlarze, oprócz tego odziedziczył matematyczne uzdolnienia swoich przodków. Bez trudu potrafił przekształcić cyfry na diagramy, na których było to widać wyraźnie: krzywe wykresów opadały. Tak, wyraźnie spadały; ta tendencja drastycznie wzmocniła się w ostatnich latach. Te wykresy były jak zapisy konającego organizmu.

Rozsądnie byłoby więc wyjść z tego interesu, skończyć z handlem włosianymi kobiercami. Tylko, że tego nie będzie mógł zrobić nigdy. Przysięga złożona cechowi wiązała go do końca życia. Tkanie włosianych kobierców było świętym obowiązkiem, nadanym ich światowi przez cesarza – jednak z jakiejś przyczyny tkwiąca w tym obowiązku moc zdawała się gasnąć.

To przywiodło Tertujakowi na myśl jeńca i rzeczy, jakie o nim mówiono. W Yahannochii opowiedziano mu rozmaite historie. Twierdził, że pochodzi z innego świata. I jeszcze coś innego, coś co każdego szokowało do głębi, jednak co niezmordowanie powtarzano dalej: że cesarz, pan nieba, ojciec gwiazd, obrońca ich wszystkich, centrum wszechświata – że cesarz nie rządził już imperium!

Tertujak patrzył na opadające wykresy, w jego myślach zamajaczyło podejrzenie, że to może właśnie w nich tkwi wyjaśnienie.

Podniósł się i otwarł drzwi wozu. Nastała już noc. Słychać było śmiechy żołnierzy, nadskakujących nielicznym kobietom, jadącym w orszaku. Kobiety te bez wyjątku były przekupkami, więc handlarz się tym nie przejął. Kiwnął na jednego z dwóch wartowników.

– Sprowadź tu komendanta Groma.

– Tak, panie.

Po krótkiej chwili nadszedł Grom. Wezwanie do wozu handlarza i wchodzenie do jego wnętrza należało do przywilejów jego stanowiska.

– Panie?

– Grom, chcę cię prosić o dwie rzeczy. Po pierwsze, dopilnuj, żeby choć kilku jezdnych nie było pijanych. Chciałbym mieć pewność, że przynajmniej część z nich nadaje się do walki. Po drugie – Tertujak zwlekał przez chwilę i dokończył zdecydowanym głosem: – Chciałbym, żeby dyskretnie przyprowadzono do mnie jeńca.

Grom wytrzeszczył oczy.

– Jeńca? Tutaj? Do waszego wozu?

– Tak.

– Ale dlaczego?

Tertujak prychnął zdenerwowany.

– Muszę się przed tobą tłumaczyć, komendancie konnicy?

Tamten drgnął. Jego szarża zależała wyłącznie od przychylności handlarza i nie zamierzał jej utracić.

– Wybaczcie, panie. Będzie, jak sobie życzycie.

– Wstrzymaj się jeszcze chwilę, nim większość zaśnie. Nie chcę gadaniny. Do eskorty weź dwóch, trzech dyskretnych ludzi i przynieś też łańcuch, żeby go tu spętać.

– Tak, panie.

– I pamiętaj: całkowita dyskrecja!

Tertujak oczekiwał jeńca z pełną napięcia niecierpliwością. Kilkakrotnie był bliski tego, by wysłać jednego z wartowników i wszystko przyspieszyć, musiał powstrzymywać się ze wszystkich sił.

W końcu zapukano. Handlarz gwałtownie otworzył drzwi wozu i dwóch żołnierzy wprowadziło jeńca. Przymocowali go łańcuchami do jednego ze wsporników, po czym Tertujak odprawił ich skinieniem głowy.

Potem przyglądał się mężczyźnie siedzącemu przed nim na jednym z jego kosztownych futer. Więc to był ten heretyk. Podarte ubranie zmieniło się w brudne łachmany, skłębiona broda i sfilcowane włosy także lepiły się od brudu. Oględziny handlarza znosił, patrząc przed siebie tępym, obojętnym wzrokiem, jakby nie interesowało go już, co się z nim dzieje.

– Zadajesz sobie może pytanie, dlaczego kazałem cię tu sprowadzić – odezwał się w końcu Tertujak.

Zdawało mu się, że zauważył w apatycznych oczach jeńca iskrę zainteresowania.

– Prawda jest taka, że sam właściwie nie wiem – Tertujak myślał o sylwetce Skały Pięści na tle granatowego wieczornego nieba. – Może dlatego, że jutro po raz pierwszy zobaczymy miasto portowe, cel naszej podróży. A nie chcę tak po prostu odstawić cię tam, nie wiedząc, kogo właściwie wiozłem.

Twarz mężczyzny nie zdradzała żadnego wyrazu.

– Jak się nazywasz? – spytał Tertujak.

Wydawało się, że jeniec nigdy nie odpowie. Gdy wreszcie odezwał się, jego głos był zachrypły, jak od kurzu.

– Nillian… Nillian Jegetar Cuain.

– To trzy imiona – stwierdził zdziwiony handlarz.

– U nas każdy ma trzy imiona. – Mężczyzna odkaszlnął. – Każdy ma swoje imię, imię matki i imię ojca.

W mowie heretyka było rzeczywiście obce brzmienie, jakiego handlarz nie słyszał jeszcze w swoich podróżach.

– Więc to prawda, że przybywasz z innego świata?

– Tak.

– A dlaczego jesteś tutaj?

– Jestem rozbitkiem.

– Gdzie jest twoja ojczyzna?

– Daleko stąd.

– Możesz wskazać mi ją na niebie?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gobeliniarze»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gobeliniarze» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gobeliniarze»

Обсуждение, отзывы о книге «Gobeliniarze» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x