– To ja.
– Jesteś hodowcą bydła?
– Tak.
– Jaką rasę hodujesz?
– Głównie owce keppo. Poza tym mam kilka bawołów baraq.
Kremman skinął głową. Zgadzało się to z zapisem w głównej księdze. Mężczyzna wyglądał na prostego, bogobojnego człowieka; nie był to trudny przypadek.
– Ile owiec? Ile bawołów?
– Dwieście keppo i siedem baraqów.
Kremman sprawdził w księdze.
– To znaczy, że ilość twoich owiec wzrosła o jedną czwartą; ilość bawołów nie zmieniła się. Podnoszę więc odpowiednio twój podatek. Czy masz coś przeciw temu?
Hodowca bydła potrząsnął głową.
– Nie. Oddaję to dla cesarza.
– Zabieram to dla cesarza – odpowiedział Kremman tradycyjną formułą i naniósł w księdze odpowiednią notatkę. – Dziękuję, możesz odejść.
Dobry początek. Poborca podatków bardzo lubił, kiedy dzień wycen tak się zaczynał. Polegał na instynkcie, który mu podpowiadał, kogo umieścić na liście wyrywkowych prób, a komu uwierzyć.
Dzień był pracowity, ale zadowalający. Oczywiście, i tym razem nie brakło rozdzierających serce lamentów o zmarnowanych zbiorach, padłym bydle, zmarłych dzieciach i o mężczyznach, którzy odeszli, lecz tym razem nie było ich tyle, co zwykle i w niektóre z tych historii Kremman nawet uwierzył. W przypływie łagodności, który zaskoczył nawet jego samego, w jednym przypadku przyznał zwrot podatku kobiecie, której mąż zmarł. Nikt nie może powiedzieć, że poborcy podatków są nieludzcy. Wykonuje po prostu swój obowiązek, nic ponadto – święty obowiązek w służbie cesarza.
Był już późny wieczór, gdy w świetle lampy tranowej dokonał ostatniego wpisu do księgi i zwolnił ostatniego człowieka. Z zadowoleniem spojrzał na drugą listę, na której przybyło teraz pięć nowych imion. Zdąży jutro przeprowadzić wszystkie wyrywkowe kontrole, potem pozostaną już tylko obliczenia.
Właśnie zamykał księgę, gdy wszedł znowu naczelnik miasta w swoim znoszonym urzędowym płaszczu.
– Jeśli wolno mi przypomnieć o tym, że mamy w areszcie tego złoczyńcę i…
– Najpierw podatki – przerwał mu zmęczonym głosem Kremman i wstał. – Najpierw podatki, wszystko inne potem.
– Oczywiście – służalczo przytaknął stary człowiek. – Jak każecie.
Do pierwszego domu wszedł bez żadnego uprzedzenia. Przy kontroli bardzo ważne było, by zjawiać się znienacka, choć nie łudził się: jego drogę przez uliczki Yahannochii śledziło z ukrycia wiele oczu, informacja o każdym kroku natychmiast była szeptem podawana dalej.
Ale tych dwoje udało mu się naprawdę zaskoczyć. Podskoczyli przestraszeni, gdy pojawił się w drzwiach; kobieta zakryła twarz i zniknęła w sąsiednim pokoju, a jej mąż jakby przypadkiem ustawił się przed poborcą tak, by ten nie mógł jej dojrzeć. Kremman wiedział, dlaczego: gdy w domu była ładna młoda kobieta, niektórzy poborcy nakładali najpierw boleśnie wysoki podatek – by potem zaproponować, że obniżą wysokość daniny, jeśli kobieta nie odmówi im swych wdzięków. Jednak Kremman jeszcze nigdy tak nie postąpił. Poza tym starszyzna Yahannochii przysłała mu poprzedniej nocy młodą kobietę, bardzo młodą kobietę – znano tu jego upodobania – był więc zaspokojony pod tym względem.
– Jestem Kremman, cesarski poborca podatków – wyjaśnił mężczyźnie, spoglądającemu na niego w równym stopniu gniewnie, co lękliwie. – Według przekazanych mi dokumentów ożeniliście się w zeszłym roku. Muszę dokonać wyceny. Oprowadź mnie i pokaż wszystko, co do was należy.
Gdy weszli do sąsiedniego pokoju, kobiety już w nim nie było. Bystre spojrzenie poborcy padło na okno, ledwie przymknięte. Kremman uśmiechnął się złośliwie. Musiała tędy uciec.
Otwierał szafy, zaglądał do garnców, ugniatał słomę w materacach i ostukiwał drewniane belki i ściany. Jak się spodziewał, nie znalazł nic szczególnego. Na koniec wpisał na listę kwotę, która wydała mu się odpowiednia.
Nie można było nie zauważyć wyrazu ulgi na twarzy młodego człowieka.
– Oddaję to dla cesarza!
– Zabieram to dla cesarza – odpowiedział Kremman i odszedł.
Główna księga podatkowa została znów opieczętowana i zamknięta w szafie, spis obowiązujących podatków wpięty do księgi zmian, pozostało już tylko je zebrać.
Za ściągnięcie podatków odpowiedzialne było samo miasto, on nie miał z tym nic wspólnego. Jego zadaniem było tylko ustalenie wysokości daniny. Nie był też jego obowiązkiem transport pieniędzy; tym zajmie się następny handlarz włosianych kobierców, który zjawi się w Yahannochii. Dla niego właśnie przygotowywał świadectwo, gdyż handlarz będzie musiał rozliczyć się w mieście portowym z kwot, powierzonych jemu i jego stalowemu wozowi.
Większość ludzi myślała, że podatki przekazywano cesarzowi, ale to nie było prawdą. Pieniądze nigdy nie opuszczały planety. Z tego świata przekazywano cesarzowi tylko jeden rodzaj daniny, a były to włosiane kobierce. Pieniędzy z podatków używano tylko do płacenia za nie.
Dlatego też właśnie handlarze kobierców byli odpowiedzialni za transport pieniędzy; gdy wreszcie dotarli do miasta portowego, oddawali tam dywany, pozostałe pieniądze i świadectwa od poborców podatków. Te dane były następnie porównywane z wykazami, przesyłanymi do miasta portowego przez starszych cechów gobeliniarzy, w ten sposób sprawdzano, czy handlarz kobierców wykonał swój obowiązek i czy nieuczciwie się nie wzbogacił.
– Podatki są ustalone – wyjaśnił Kremman jakby mimochodem, gdy do pokoju wszedł naczelnik miasta. – Jeśli macie tu jakieś sporne sprawy, które należy wyjaśnić przed cesarskim sędzią, to teraz jest odpowiedni moment.
– Nie mamy żadnych – odrzekł stary – jedynie, jak wspomniałem, tego złoczyńcę.
– Ach, tak, wasz złoczyńca. – Kremman przerwał pisanie świadectwa i odchylił się na oparcie krzesła. – A cóż on takiego zrobił?
– Mówił różne rzeczy obrażające Boga, na przykład, że cesarz już nie rządzi, że został strącony z tronu i inne bzdury. I to w obecności dwóch szanowanych tkaczy włosianych kobierców, którzy są gotowi świadczyć o tym przestępstwie.
Kremman westchnął znudzony.
– Ach, te stare pogłoski. Te historie kursują już od co najmniej dwudziestu lat i ciągle pojawiają się szaleńcy, którzy myślą, że muszą je odgrzewać. Czemu go po prostu nie powiesicie? Zbłąkana dusza, nic więcej. Jest na to odpowiednie prawo.
– Więc – cedził słowa naczelnik miasta – nie byliśmy pewni, czy w tym przypadku trzeba zastosować to prawo. Przestępca jest tu obcy, do tego bardzo dziwny. Nie wiemy, skąd przybył. On twierdzi, że z innego świata, oddalonego tak bardzo, że nie widać go na niebie.
– Nic w tym szczególnego; imperium cesarza jest wielkie – wtrącił Kremman.
– Twierdzi jeszcze, że należy do rebeliantów, którzy obalili cesarza – wybaczcie mi moje słowa, powtarzam tylko, co powiedział nam obcy. Mówi, że przyleciał ze statku kosmicznego rebeliantów, krążącego wokół naszego świata…
Poborca podatków roześmiał się głośno.
– Absurd! Gdyby istniał taki statek, na pewno niezwłocznie postarałby się go uwolnić. Szaleniec, mówiłem przecież.
– Tak, myśleliśmy tak samo – powiedział stary człowiek, kiwając w zamyśleniu głową i zwlekał przez chwilę, nim dodał: – Zdarzyło się jednak coś, co kazało nam poczekać na waszą opinię. Przy obcym znaleźliśmy aparat radiowy.
– Aparat radiowy? – Kremman nadstawił uszu.
– Tak. Przyniosłem go tutaj. – Spomiędzy fałd peleryny naczelnik miasta wydobył małe, czarne, metalowe pudełko, na którym widać było tylko membranę mikrofonu i kilka przycisków.
Читать дальше