– W tym domu mieszkają piękne złote lotosy, panie naczelniku – odparł pojednawczo naczelnik okręgu.
– Wypaczone skłonności są chorobą tego narodu. „Złote lotosy" to nic innego jak śmierdzące stopy!
Wreszcie wszyscy zjawili się na klepisku, by wysłuchać przemowy naczelnika. Matka opowiadała, że miał na sobie czarną marynarkę w stylu Sun Yat-sena, a na głowie ciemnobrązową czapkę. Jego górną wargę porastały czarne wąsy, na nosie tkwiła para okularów w złotych oprawkach. Z przodu marynarki zwisała mu dewizka od zegarka, w ręku trzymał elegancką laseczkę. Jego ochrypły głos przypominał nieco gdakanie kaczki, lecz mówił gładko; w kącikach ust zbierały mu się bąbelki piany. Z jego nieskończonego potoku wymowy matka nic nie zrozumiała.
Zalękniona, trzymała się poły ubrania ciotki. Odkąd miała skrępowane stopy, praktycznie nie opuszczała domu, spędzając czas na tkaniu sieci bądź haftowaniu. Pierwszy raz w życiu znalazła się w takim tłumie i nie śmiała nawet podnieść wyżej głowy. Miała wrażenie, że wszyscy przypatrują się jej maleńkim stópkom. Matka wspominała, że tego dnia miała na sobie szmaragdowozielone jedwabne wdzianko o rękawach i lamówkach z najdelikatniejszej satyny i jasnoczerwone spodnie z lamówkami wokół nogawek. Czarny, lśniący, gruby warkocz sięgał jej do kolan. Na stopach miała buty na wysokiej drewnianej podeszwie, z haftowanym wierzchem z czerwonego jedwabiu, które od czasu do czasu migały pod długimi nogawkami, postukując przy każdym kroku. Nie potrafiła stabilnie stać, toteż ciągle opierała się o ciotkę.
W swoim przemówieniu naczelnik wprost skrytykował „salon złotych lotosów" Yu Wielkiej Łapy, nazywając krępowanie stóp „trującym przeżytkiem feudalizmu, zwyrodniałym obyczajem". Wszyscy zerkali na stopy matki, która stała ze spuszczoną głową. Naczelnik osobiście odczytał Manifest wolności dla stóp , po czym przywołał sześć młodych kobiet, które przywiózł ze sobą, by przeprowadziły występ pod hasłem „naturalne stopy". Dziewczyny zwinnie wyskoczyły z wozu – były gibkie, sprawne i wyglądały bardzo zdrowo. Naczelnik oznajmił:
– Drodzy mieszkańcy wiosek, dziadkowie, bracia i siostry! Otwórzcie szeroko oczy i przypatrzcie się!
Wszyscy bez wyjątku wpatrywali się w szóstkę kobiet. Krótko ostrzyżone, z grzywkami na czołach, miały na sobie błękitne koszulowe bluzki z kołnierzykami i białe krótkie spódniczki, obnażające zgrabne nogi, a na stopach – białe tenisówki marki Huili.
Świeży, chłodny podmuch zmian owiał szeroką pierś Północno-Wschodniego Gaomi.
Kobiety ustawiły się w szeregu, skłoniły się widzom, uniosły brwi, spojrzały prosto przed siebie i wyrecytowały:
– Naturalne stopy mamy, dar od taty i od mamy! – Podskoczyły, unosząc wysoko nogi, pyszniąc się swoimi długimi podeszwami. – Lepiej chodzić, biegać, skakać, niż z kaleką stopą płakać! – Pokaz biegów i skoków trwał. – Feudalizm krzywdził nas, w zabawki nas zamienił, teraz jest wolności czas, los na lepsze się odmieni. Damskiej stopy uwolnienie oto nasze wyzwolenie!
Skacząc jak piłki, „naturalne stopy" zeszły ze sceny, na której zjawił się ortopeda. Za pomocą gigantycznego modelu zdeformowanej stopy z zapałem objaśniał, w których miejscach dochodzi do łamania kości i nieodwracalnych zmian jej kształtu.
Na koniec naczelnik Niu wpadł na pomysł, by właścicielka najdoskonalszych złotych lotosów w Północno-Wschodnim Gaomi weszła na scenę i zademonstrowała zebranym brzydotę swoich kalekich stóp.
Matka zamarła z przerażenia i schowała się za plecami ciotki.
– To polecenie naczelnika powiatu, nie wolno się sprzeciwiać – rzekł naczelnik okręgu.
Matka objęła ciotkę w pasie.
– Ciociu, ratuj… Nie pójdę tam…
– Idź, Xuan'er, pokaż im! Nie przejmuj się opinią tych, którzy nie potrafią docenić prawdziwego piękna. Nie masz się czego bać – te sześć par oślich kopyt nie wytrzymuje porównania ze złotymi lotosami, które osobiście owijałam!
Ciotka zaprowadziła Xuan'er na scenę i usunęła się na bok. Xuan'er chwiała się z każdym krokiem, jak wierzba na wietrze, co – wedle tradycyjnych upodobań gaomijskich mężczyzn – było oznaką prawdziwej wielkiej urody. Wszyscy wpatrywali się w nią, marząc o tym, by móc ruchem rzęs unieść rąbek jej spodni i zerknąć na jeden ze złotych lotosów. Spojrzenie naczelnika powiatu niczym ćma wleciało do jedwabnej nogawki. Gapił się przez chwilę z otwartymi ustami, po czym głośno oznajmił:
– Przyjrzyjcie się uważnie: taka zdrowa dziewczyna została zamieniona w istotę niezdolną do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego!
– Panna ze złotymi lotosami ma pędzić wygodne życie. Do wysiłków fizycznych jest przeznaczona służba! – zaprotestowała nieustraszona ciotka, przeszywając go spojrzeniem błyszczących oczu.
– Pani jest matką tej dziewczyny? – spytał naczelnik.
– A jeśli jestem, to co?
– Czy jej skrępowane stopy są pani dziełem?
– Jeżeli tak, to co z tego?
– Aresztujcie tę kłótliwą jędzę – polecił naczelnik. – Wypuśćcie ją dopiero wtedy, gdy jej córka zdejmie bandaże!
– Ciekawe, kto się ośmieli! – zagrzmiał Yu Wielka Łapa, wyskakując przed tłum z zaciśniętymi pięściami, gotów bronić swojej żony.
– Kim pan jest?
– Twoim tatuniem! – wypalił bezczelnie Wielka Łapa.
– Brać go! – wrzasnął z furią naczelnik.
Kilku jego podwładnych z obawą zbliżyło się do Wielkiej Łapy, który odepchnął ich jednym ruchem ręki.
Do dyskusji włączyli się inni wieśniacy. Ktoś zaczął rzucać grudkami ziemi w „naturalne stopy". Mieszkańcy Północno-Wschodniego Gaomi zawsze byli znani z odwagi i zapalczywości, o czym naczelnik Niu doskonale wiedział.
– Mam ważne sprawy do załatwienia, więc dziś wam daruję, lecz uwolnienie stóp to oficjalne polecenie rządu. Kto się nie podporządkuje, zostanie surowo ukarany!
Naczelnik przepchnął się przez tłum do samochodu.
– Ruszajże, ruszaj! – krzyknął do szofera.
Kierowca podszedł do maski i pokręcił skrzypiącą korbą.
Do środka wtłoczyły się dziewczyny o naturalnych stopach oraz reszta towarzystwa, z którym podróżował naczelnik. Silnik zawarczał; kierowca wskoczył na przednie siedzenie i chwycił za kierownicę. Kabriolet popędził, pozostawiając za sobą smugę dymu.
– Wielka Łapa się pogniewał, a naczelnik szybko zwiewał! – krzyknął jakiś chłopak, klaszcząc w ręce.
Tego samego dnia wieczorem Shangguan Lü, żona kowala Shangguana Fulu, wręczyła swatce, zwanej Yuan Wielkie Usta, kupon białej bawełny, prosząc, by udała się do rodziny Yu i przedstawiła propozycję małżeństwa w imieniu jej jedynego syna, Shouxi.
– Szanowna ciotko – zwróciła się Wielkie Usta do pani Yu, postukując wachlarzem w nogę. – Gdyby dynastia mandżurska nie została obalona, nie śmiałabym nigdy przestąpić progu pani domostwa, choćby wetknięto mi żelazny świder w tyłek. Lecz nastały czasy republiki i dziewczęta o skrępowanych stopach nie są już w cenie. Synowie z dobrych rodzin hołdują nowym sposobom myślenia, noszą mundury, palą papierosy i uganiają się za dziewczętami o wielkich stopach, które studiowały za granicą i które „skaczą, biegają, chichoczą i gadają, gdy ich chłopcy obłapiają". Pani siostrzenica jest upadłym feniksem, który przegra ze zwykłą kurą. Rodzina Shangguan jednak nie przywiązuje do tego wagi, toteż myślę, ciotko, że czas zapalić kadzidła. Shangguanowi Shouxi niczego nie brakuje, jest przyzwoicie wychowany. W domu jest osioł i muł, mają też kuźnię. Nie są bogaczami, ale powodzi im się całkiem nieźle. Dla Xuan'er to naprawdę dobra partia.
Читать дальше