Fiodor Dostojewski - Skrzywdzeni i poniżeni

Здесь есть возможность читать онлайн «Fiodor Dostojewski - Skrzywdzeni i poniżeni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Русская классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Skrzywdzeni i poniżeni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Skrzywdzeni i poniżeni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Skrzywdzeni i poniżeni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Skrzywdzeni i poniżeni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Mówił z wyrazem takiego przekonania, z taką dobrodusznością, że nie mogłem się zdobyć na powstrzymanie go i ochłodzenie jego fantazji.

— Albo na przykład dadzą tabakierkę... Cóż? Nie ma przepisów o łasce. Może zechcą zachęcić, a kto wie, może i na dwór trafisz — dodał półszeptem, znacząco przymrużywszy lewe oko — no nie? Może na dwór jeszcze za wcześnie.

— No, zaraz na dwór — powiedziała Anna Andriejewna, jak gdyby dotknięta.

— Jeszcze trochę, a awansujecie mnie na generała — odpowiedziałem śmiejąc się serdecznie.

Staruszek również się zaśmiał. Był nadzwyczajnie zadowolony.

— Wasza Ekscelencjo, czy nie chce się panu jeść? — figlarnie zawołała Natasza, która tymczasem przygotowywała dla nas kolację.

Zaśmiała się, podbiegła do ojca i mocno objęła go gorącymi rączkami.

— Zacny, zacny ojczulek! Staruszek się roztkliwił.

— No, no, dobrze, dobrze! Ja tylko tak sobie mówię. Generał czy nie generał, chodźmy na kolację. Ach, ty sentymentalistko! — dodał pogładziwszy Nataszę po zarumienionym policzku, co lubił czynić przy każdej nadarzającej się okazji — ot widzisz, Wania, mówiłem od serca. Choć i nie generał (do generała jeszcze daleko!), ale bądź co bądź osobistość znana, autor.

— Teraz mówi się: pisarz, ojczulku.

— A nie autor? Nie wiedziałem. No, dajmy na to, że pisarz, ale ot co chciałem powiedzifeć. Szambelanem naturalnie nie zrobią za to, że powieść napisał, o tym nie ma co myśleć; a pomimo to można wyjść na ludzi: zostać jakimś tam attache. Mogą wysłać za granicę, do Włoch, dla poprawienia zdrowia albo dla udoskonalenia się w wiedzy czy jak; pieniężnie dopomogą. Ma się rozumieć, trzeba, żeby wszystko z twojej strony było również szlachetne; aby za pracę, za prawdziwą pracę, pieniądze i honory odbierać, a nie żeby tak jakoś przez protekcję...

— Ale wtedy nie wbij się w dumę, Iwanie Piotrowiczu — dodała ze śmiechem Anna Andriejewna.

— Daj mu już jak najprędzej gwiazdę, ojczulku. Bo cóż w gruncie rzeczy attache, attache? I znów uszczypnęła mnie w rękę.

— A ta to ciągle się ze mnie naśmiewa — zawołał staruszek patrząc z zachwytem na Nataszę, której płonęły policzki, a oczęta jaśniały radośnie jak gwiazdki. — Zdaje się, dzieci, że naprawdę trochę się zagalopowałem, niczym jaki Alnaskar [8]dałem się unieść fantazji, ale ja już taki jestem... Tylko wiesz co, Wania, patrzę na ciebie i taki mi się wydajesz zwyczajny...

— Mój Boże! A jakiż on ma być, ojczulku?

— Nie, ja nie to chciałem powiedzieć. Jednak ty, Wania, masz taką jakąś twarz... Zupełnie chyba niepoetyczną... Powiadają, że poeci bywają bladzi, z długimi włosami i w oczach mają coś takiego... Wiesz, jakiś tam Goethe i inni... czytałem o tym w Abadonnie... [9]A co? Znowu jakieś głupstwo palnąłem? Patrzcie ją, figlarka, śmieje się ze mnie! Ja, moi drodzy, nie jestem uczony, mogę tylko odczuwać. No, twarz jak twarz — to jeszcze niewielkie nieszczęście taka twarz; jak dla mnie, to i twoja dobra, i podoba mi się... Ja przecież nie dlatego mówiłem... Tylko bądź uczciwy, Wania, bądź uczciwy, to rzecz najważniejsza, żyj uczciwie, nie daj sobie przewrócić w głowie. Drogę masz przed sobą otwartą. Wykonaj uczciwie swą pracę; ot co chciałem powiedzieć... otóż to właśnie chciałem powiedzieć.

Cudowne to były czasy! Wszystkie wolne godziny, wszystkie wieczory spędzałem u nich. Staremu przynosiłem wieści o świecie literackim, o literatach, którymi on nie wiadomo dlaczego zaczął się nadzwyczajnie interesować; nawet zaczął czytać artykuły krytyczne B., o którym mu dużo mówiłem i którego on prawie zupełnie nie rozumiał, ale zachwycał się nim i gorzko uskarżał na jego wrogów, piszących w "Północnym Trutniu" [10]. Staruszka pilnie śledziła mnie i Nataszę, ale nie mogła nas upilnować! Między nami padło już pewne słówko i usłyszałem wreszcie, jak Natasza, pochyliwszy główkę, półotwartymi usteczkami, prawie szeptem, powiedziała: tak. Ale i starzy się dowiedzieli; pogawędzili, pomyśleli; Anna Andriejewna długo kręciła głową. Było jej jakoś dziwnie i trwożnie. Nie ufała mi.

— Dobrze, że szczęście dopisało — mówiła — a jeżeli nagle nie dopisze albo coś w tym rodzaju, to co? Żeby pan chociaż miał stałą posadę.

— Ot co ci powiem, Wania — zdecydował stary po chwili namysłu — sam to widziałem, zauważyłem i przyznam się, że się nawet ucieszyłem, że ty i Natasza... no co tam. Widzisz, Wania, oboje jesteście jeszcze bardzo młodzi i moja Anna Andriejewna ma słuszność. Poczekajmy. Dajmy na to, masz talent, nawet duży talent... No, nie geniusz, jak tam o tobie z początku krzyczeli, ale po prostu talent (dziś jeszcze czytałem o tobie tę krytykę w "Trutniu"; jakoś bardzo źle cię tam traktują, a cóż to za gazeta, do licha!). Tak. A więc widzisz: talent to przecież jeszcze nie pieniądze w banku; a wyście przecież oboje biedni. Poczekamy ze dwa latka, albo chociaż rok. Jak ci dobrze pójdzie, jak się ugruntujesz mocno na swojej drodze — Natasza twoja; a jak ci się nie uda — sam pomyśl!... Jesteś człowiekiem uczciwym; pomyśl tylko!... Na tym stanęło, a po upływie roku oto co zaszło: Tak, było to ściśle w rok później. Jasnego sierpniowego dnia, pod wieczór, przyszedłem do moich staruszków, chory, z duszą zamarłą, i upadłem na krzesło niemal zemdlony, tak że oni się nawet przestraszyli patrząc na mnie. Ale nie dlatego zakręciło mi się wtedy w głowie i serce cierpiało tak, iż coś dziesięć razy podchodziłem do drzwi i dziesięć razy wracałem się do nich, nim wszedłem, nie dlatego, iż nie udało mi się zrobić kariery i że nie miałem jeszcze ani sławy, ani pieniędzy; nie dlatego, że nie byłem żadnym attache, a daleko jeszcze było do wysłania mnie dla poprawy zdrowia do Włoch; lecz dlatego, że można w ciągu roku przeżyć dziesięć lat, i moja Natasza przez ten jeden rok przeżyła dziesięć lat. Nieskończoność legła między nami... Otóż, pamiętam, siedziałem wówczas przed starym, milczałem i roztargnioną ręką miąłem i tak już pomięte rondo mojego kapelusza; siedziałem i czekałem nie wiadomo po co na przyjście Nataszy. Moje ubranie było kiepskie i źle na mnie leżało, zmizerniałem, wychudłem, pożółkłem, a jednak bynajmniej nie miałem wyglądu poety, i w moich oczach, mimo wszystko, nie było wielkości, o co się tak martwił kiedyś poczciwy Mikołaj Siergieicz, a staruszka spoglądała na mnie z nieukrywanym i nawet zbyt natarczywym współczuciem myśląc przy tym:

"I taki omal nie został mężem Nataszy. Boże, zmiłuj się i uchowaj!..."

— No co, nie chce pan herbaty? (samowar kipiał na stole). I jak ci tam idzie, młodzieńcze? Chory pan czy co? — spytała mnie żałosnym tonem, jakbym ją teraz słyszał.

I jakbym ją teraz widział: mówi do mnie, a w oczach jej widać inną troskę — tę samą, która zamroczyła jej staruszka i z którą siedział teraz nad stygnącą filiżanką rozmyślając. Wiedziałem, że ich wielką troską w tej chwili był proces z księciem Wałkowskim, który to proces przybrał dla nich obrót nie najlepszy, i że przytrafiły im się nowe przykrości; rozstroiły one Mikołaja Siergieicza i przyprawiły go o chorobę. Młody książę, będący przyczyną tego wszystkiego, przed pięcioma miesiącami znalazł pretekst odwiedzenia Ichmieniewów. Staruszek, który kochał swego drogiego Aloszę jak rodzonego syna i wspominał o nim prawie codziennie, powitał go z radością. Anna Andriejewna wspomniała o Wasiliewskiem i rozpłakała się. Alosza zaczął przychodzić do nich coraz częściej, w sekrecie przed ojcem. Mikołaj Siergieicz, szlachetny, otwarty, prostoduszny, z oburzeniem odrzucił wszystkie środki ostrożności. Powodowany szlachetną dumą, nie chciał nawet myśleć, co powie książę, gdy dowie się, że jego syn znów został przyjęty w domu Ichmieniewów, i w myśli pogardzał wszystkimi jego niedorzecznymi podejrzeniami. Ale stary nie wiedział, czy mu starczy sił, aby wytrzymać nowe zniewagi. Młody książę zaczął u nich bywać prawie codziennie. Staruszkom było z nim wesoło. Całymi wieczorami i długo po północy przesiadywał u nich. Naturalnie ojciec dowiedział się w końcu o wszystkim. Powstały plotki najwstrętniejsze w świecie. Książę ubliżył Mikołajowi Siergieiczowi w strasznym liście, wciąż na ten sam temat co dawniej, a synowi w stanowczy sposób zabronił odwiedzać Ichmieniewów. Zdarzyło się to na dwa tygodnie przed moim przyjściem do nich. Stary się mocno zasmucił. Jak to? Jego niewinna, szlachetna Natasza znów jest wmieszana w te brudne oszczerstwa, w tę podłość! Jej imię było w sposób obrażliwy wymienione przez człowieka, który już dawniej go skrzywdził... I pozostawić to wszystko bez zadośćuczynienia! W pierwszych dniach ze zmartwienia położył się do łóżka. Wiedziałem o tym wszystkim. Cała ta historia doszła do mojej wiadomości szczegółowo, chociaż, chory i zgnębiony, przez ten czas, w ciągu trzech tygodni u nich się nie pokazywałem i leżałem u siebie w mieszkaniu. Lecz wiedziałem również... Nie! Wtedy jeszcze tylko przeczuwałem, wiedziałem, ale nie wierzyłem, że oprócz tej historii istnieje teraz coś, co powinno niepokoić ich bardziej niż wszystko na świecie, i z nękającym smutkiem przypatrywałem się im. Tak, męczyłem się, obawiałem się zgadywać, obawiałem się wierzyć i ze wszystkich sił starałem się oddalić decydujący moment. A tymczasem przyszedłem właśnie po to. Po prostu coś mnie ciągnęło do nich tego wieczora!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Skrzywdzeni i poniżeni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Skrzywdzeni i poniżeni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Fiodor Dostojewski
Fjodor Dostojewski - Dostojewski - Die Dämonen
Fjodor Dostojewski
Fjodor M Dostojewski - Ein Werdender - Erster Band
Fjodor M Dostojewski
Fjodor M Dostojewski - Ein Werdender - Zweiter Band
Fjodor M Dostojewski
Fjodor M Dostojewski - Ein Werdender
Fjodor M Dostojewski
Fjodor M Dostojewski - Ein Werdender - Dritter Band
Fjodor M Dostojewski
Отзывы о книге «Skrzywdzeni i poniżeni»

Обсуждение, отзывы о книге «Skrzywdzeni i poniżeni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x