— Przecież nie chcesz tego.
— Nie, nie, nie chcę. — Na moment zgarbił się, co nie było u niego typowe, i westchnął. — Maris, ta sprawa wykracza daleko poza moje czy twoje zachcianki. Wymknęła nam się z rąk. Wyprowadzając jednoskrzydłych z rady i ogłaszając nielegalne sankcje, Val podpisał na nich wyrok śmierci.
— Sankcje można odwołać — zauważyła Maris.
Dorr spojrzał na nią ze zdumieniem. Zmrużył oczy.
— Czy powiedział ci to Val Jednoskrzydły? Ja mu nie wierzę. On prowadzi jakąś podstępną grę, usiłuje mnie zwieść i w tym celu wykorzystuje ciebie.
— Dorrel! — Wstała z oburzeniem. — Proszę, zaufaj mi choć trochę! Nie jestem marionetką Vala! Nie obiecał, że odwoła sankcje, i wcale mnie nie wykorzystuje. Próbowałam go przekonać, że najlepiej będzie działać tak, aby nastąpiło ponowne zjednoczenie lotników rodowych i jednoskrzydłych. Val jest uparty i porywczy, ale nie ma klapek na oczach. Wprawdzie nie chciał obiecać, że odwoła sankcje, ale w końcu zdał sobie sprawę z tego, że popełnił błąd — te sankcje honorowała jedynie mała grupa, a rozłam wśród lotników nie przyniósł korzyści żadnej ze stron.
Dorrel popatrzył na Maris w zamyśleniu. Potem wstał również i zaczął krążyć po małym, zakurzonym pomieszczeniu.
— Niezły wyczyn — przekonać Vala Jednoskrzydłego, że nie miał racji — zauważył. — Ale jaki będzie teraz z tego pożytek? Czy on się zgadza, że nasz plan był dobry?
— Nie — odparła Maris. — Zresztą, nasz plan też miał wady. Moim zdaniem, postąpiłeś zbyt surowo. Och, wiem, co myślałeś — wiem, że musiałeś potępić przestępstwo Tyi i uznałeś, iż zrobisz najlepiej, przekazując ją zwierzchnikowi, by ten mógł dokonać na niej egzekucji.
Dorrel zatrzymał się i rzucił jej pochmurne spojrzenie.
— Maris, wiesz, że nigdy nie miałem takiego zamiaru. Nie wierzyłem, że Tya umrze. Jednakże propozycja Vala była absurdalna — ludzie odnieśliby wrażenie, że przebaczamy jej to, co zrobiła.
— Rada powinna była nalegać na wydanie Ty i. Lotnicy ukaraliby ją sami i pozbawili skrzydeł na zawsze.
— Ależ my ją pozbawiliśmy skrzydeł.
— Nie — odparła Maris. — Pozwoliliście, żeby uczynił to zwierzchnik, który powiesił ją, gdy miała je na sobie! Jak myślisz, dlaczego tak postąpił? Żeby pokazać, że może uśmiercić lotnika i ujdzie mu to płazem.
Na twarzy Dorrela malowało się przerażenie. Podszedł do kobiety i ścisnął ją za ramię.
— Maris, nie! Gdy ją wieszał, miała na sobie skrzydła?
Skinęła głową.
— Nie słyszałem o tym. — Znowu opadł na krzesło, jakby ktoś podciął mu nogi.
— Dopiął swego — zapewniła Maris. — Dowiódł, że lotników można zabijać równie łatwo jak wszystkich innych ludzi. I odtąd będą zabijani. Teraz gdy ty i Val doprowadziliście do rozłamu lotników rodowych i jednoskrzydłych na dwa wzajemnie zwalczające się obozy, zwierzchnicy nie omieszkają skorzystać z okazji. Zażądają przysiąg lojalności, ustanowią zasady i nakazy, żeby kontrolować lotników, a buntowników skażą za zdradę i stracą. Z czasem, być może, uznają skrzydła za swoją własność i będą je rozdawać tym, którzy będą posłuszni. Aresztowania i egzekucje grożą innym lotnikom choćby jutro. Wystarczy, żeby kolejny zwierzchnik uświadomił sobie, jaką ma władzę — żeby pamiętał, iż rozbici lotnicy nie potrafią skutecznie mu się przeciwstawić. — Usiadła i przyglądała się Dorrelowi, niemal wstrzymując oddech, w nadziei, że usłyszy pożądaną odpowiedź.
Dorrel skinął głową.
— To, co mówisz, jest niezbitą prawdą i budzi strach, ale… cóż ja mogę zrobić? Tylko Val i inni jednoskrzydli mogą podjąć decyzję o dołączeniu do nas. Z pewnością nie oczekujesz, że będę próbował zjednoczyć lotników i nawoływać ich do ogłoszenia naszych własnych spóźnionych sankcji?
— Oczywiście, że nie. Ale to nie zależy tylko od Vala — nie może. Obie strony muszą się zdobyć na pojednawcze gesty.
— Jakiego rodzaju gesty?
Maris pochyliła się do przodu.
— Dołącz do czarnych lotników — powiedziała. — Opłakuj Tyę. Przyłącz się do reszty. Kiedy rozejdzie się wieść, że Dorrel z Laus jest pogrążony w żałobie tak jak jednoskrzydli, inni uczynią to samo.
— Obchodzić żałobę? — Zmarszczył brwi. — Chcesz, żebym ubrał się na czarno i latał w kręgu? — zapytał podejrzliwie. — I co jeszcze? Co jeszcze mam robić wspólnie z czarnymi lotnikami? Czy twój plan polega na tym, że chcesz wzmocnić sankcje przeciw Thaoys, każąc lotnikom krążyć nad wyspą?
— Nie. To nie jest sankcja. Oni nie przeszkadzają innym lotnikom w przekazywaniu wieści na Thayos i z wyspy. Gdybyś ty musiał wraz ze swoimi zwolennikami opuścić krąg, nikt by was nie powstrzymywał. Tylko zrób ten gest.
— To więcej niż gest i więcej niż żałoba. Jestem tego pewien — rzekł Dorrel. — Maris, bądź ze mną uczciwa. Znamy się od bardzo dawna. Ze względu na uczucie, które wciąż do ciebie żywię, zrobiłbym wiele. Jednakże nie mogę działać wbrew własnym przekonaniom i nie dam się zwieść. Proszę, nie graj w jedną z gier Vala Jednoskrzydłego i nie próbuj mnie wykorzystywać. Myślę, że jesteś mi winna uczciwość.
Maris spokojnie patrzyła mu w oczy, ale ogarnęło ją poczucie winy. Rzeczywiście, usiłowała go wykorzystać — stanowił ważny element jej planu, a pamiętając o tym, ile znaczyli dla siebie w przeszłości, była pewna, że dawny ukochany nie sprawi jej zawodu. Jednakże nie miała zamiaru go oszukiwać.
— Dorr, zawsze uważałam cię za przyjaciela, nawet gdy mieliśmy odmienne poglądy — odparła spokojnie. — Nie proszę cię jednak o przyjacielską przysługę. Chodzi o coś ważniejszego. Myślę, że zlikwidowanie rozłamu między lotnikami rodowymi i jednoskrzydłymi jest równie istotne dla ciebie jak dla innych.
— Wobec tego powiedz mi całą prawdę. Wyjaśnij naprawdę, czego ode mnie chcesz.
— Chcę, żebyś dołączył do czarnych lotników i dowiódł, iż jednoskrzydli nie są osamotnieni. Pragnę doprowadzić do ponownego zjednoczenia lotników i jednoskrzydłych, pokazać światu, że nadal potrafią działać wspólnie.
— Uważasz, że jeśli Val i ja polecimy razem, to zapomnimy o wszystkim, co nas dzieli?
Maris uśmiechnęła się smutno.
— Kiedyś, dawno temu, może byłam tak naiwna. Ale to już się skończyło. Mam nadzieję, że jednoskrzydli i lotnicy rodowi będą działali wspólnie.
— Jak? Co zrobią oprócz uczestnictwa w tej dziwacznej ceremonii żałobnej?
— Czarni lotnicy nie mają przy sobie broni, nie wysuwają żadnych gróźb i nawet nie lądują na Thayos — odparła. — Są tylko żałobnikami, nikim więcej, lecz ich obecność wprawia zwierzchnika Thaoy s w ogromne zdenerwowanie. On tego nie pojmuje. Już jest tak przerażony, że wezwał swoją straż z Thrane. Zatem czarni lotnicy odnieśli sukces w tym, co nie powiodło się Tyi, i położyli kres wojnie.
— Jednak zwierzchnik z pewnością przezwycięży strach, a czarni lotnicy nie mogą krążyć nad Thayos w nieskończoność.
— Tutejszy zwierzchnik jest człowiekiem porywczym, krwiożerczym, a zarazem tchórzliwym — rzekła Maris. — Ludzie skłonni do przemocy zawsze podejrzewają o nią innych. Poza tym on nie ma w zwyczaju czekać, aż ktoś coś zrobi. Sądzę, że wkrótce zdobędzie się na jakiś czyn. Moim zdaniem, da lotnikom powód do działania.
Dorrel nachmurzył się.
— Co zrobi? Zasypie nas gradem strzał, żebyśmy nie krążyli nad wyspą?
— Nas?
Читать дальше