George Martin - Przystań Wiatrów

Здесь есть возможность читать онлайн «George Martin - Przystań Wiatrów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przystań Wiatrów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przystań Wiatrów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mieszkańcy Przystani Wiatrów odkryli, że na ich planecie możliwe jest realizowanie odwiecznego marzenia ludzi. Wspomagani przez słabą grawitację i gęstą atmosferę, na skrzydłach wykutych z metalu uzyskanego z porzuconego statku — zaczęli latać!
Na planecie małych wysepek, trapionych przez potwory mórz i rozdzierające powietrze sztormy, lotnicy pełnili funkcję wysłanników i zazdrośnie strzegli prawa do dziedziczenia skrzydeł. Jednak Maris z Amberly, która ponad wszystko pragnęła latać, rzuciła im wyzwanie i wywalczyła skrzydła dla siebie. Wkrótce przekonała się, że toczy bój nie tylko o własne przetrwanie, ale także o dalsze istnienie Przystani Wiatrów.

Przystań Wiatrów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przystań Wiatrów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Mam zamiar powiesić was troje — oznajmił na powitanie.

Siedział na drewnianym tronie w sali gościnnej i muskał palcami ostrze ciężkiego noża z brązu, który leżał na jego kolanach. Na białej, jedwabnej koszuli mężczyzny w świetle lamp naftowych łagodnie połyskiwał srebrny łańcuch — oznaka władzy — lecz jego twarz kontrastowała z ubiorem: była blada, ściągnięta i rozedrgana.

W sali znajdowało się wielu strażników; stali pod ścianami, milczący i niewzruszeni. Pomieszczenie było pozbawione okien i zapewne dlatego zwierzchnik je wybrał. Na dworze panował już mrok, a czarni lotnicy krążyli na tle rozproszonych gwiazd.

— Coll wychodzi na wolność — rzekła Maris, siląc się na swobodny ton.

Zwierzchnik nachmurzył się i podniósł nóż.

— Przyprowadźcie tego śpiewaka — nakazał. Oficer straży pośpiesznie opuścił komnatę.

— Twój brat narobił mi dużo kłopotów — ciągnął władca. — Jego pieśni są pieśniami zdrajcy. Nie widzę powodu, dla którego miałbym go uwolnić.

— Zawarliśmy umowę — szybko odparła Maris. — Ja się zjawiłam. Teraz ty musisz zwrócić wolność Collowi.

Zwierzchnik nerwowo wykrzywił wargi.

— Nie waż się mówić mi, co mam robić. Z jakiej racji wyobrażasz sobie, że możesz mi dyktować warunki? Między nami nie będzie żadnych targów. Ja tu rządzę! Thayos to ja! Ty i twój brat jesteście moimi więźniami.

— S'Rella przekazała mi twoją obietnicę — rzekła Maris. — Jeśli jej nie dotrzymasz, dowiedzą się o tym wszyscy lotnicy i zwierzchnicy na całej Przystani Wiatrów. Twoja rękojmia okaże się bezwartościowa. Jak będziesz wówczas rządził, jak będziesz się targował?

Zmrużył oczy.

— Ach, tak? Być może rzeczywiście przyrzekłem go uwolnić, ale nie twierdziłem, że uwolnię go całego. Ciekaw jestem, jak twój brat będzie śpiewał o Tyi, kiedy każę wyrwać mu język i odciąć palce prawej ręki.

Maris nagle zakręciło się w głowie. Miała wrażenie, że stoi na skraju przepaści, nie ma skrzydeł i za chwilę spadnie. Jednak Evan natychmiast wziął ją za rękę i gdy spletli palce, mogła już mówić pewnie i z groźbą, w głosie.

— Nie ośmieliłbyś się. Nawet twoi strażnicy mogliby się wzbraniać przed takim okrucieństwem, lotnicy zaś rozgłosiliby wieść o twojej zbrodni wszędzie tam, gdzie poniósłby ich wiatr. A wtedy nie cieszyłbyś się długo poczuciem bezpieczeństwa.

— Zamierzam wypuścić twojego brata — głośno oznajmił zwierzchnik. — Nie dlatego, że obawiam się jego przyjaciół i twoich czczych pogróżek, ale dlatego, iż jestem litościwy. Jednakże ani on, ani żaden inny śpiewak już nigdy nie zaśpiewają o Tyi na mojej ziemi. Zostanie odesłany z Thayos bez prawa powrotu.

— A my?

Zwierzchnik uśmiechnął się i pogładził kciukiem ostrze noża.

— Uzdrowiciel nie liczy się. Jest zupełnie bez znaczenia. On też może odejść. — Pochylił się na swoim tronie i wycelował nóż w stronę Maris. — Nawet tobie, lotniczko bez skrzydeł, okażę litość. Ty również zostaniesz wypuszczona na wolność.

— Na pewno nie za darmo — powiedziała Maris.

— Chcę, żeby czarni lotnicy wynieśli się z mojego nieba — oznajmił zwierzchnik.

— Wykluczone — odparła Maris.

— Wykluczone? — ryknął chrapliwie i wbił czubek noża w poręcz swego krzesła. — Gdzie ty jesteś, jak myślisz? Mam dość twojej arogancji. Jak śmiesz się sprzeciwiać? Jeśli mi się spodoba, z samego rana każę cię powiesić.

— Nie powiesisz nas — rzekła Maris.

Jego usta zadrżały.

— Ach, tak? No, to jazda. Mów, co zrobię, a czego nie zrobię. Chętnie posłucham — ciągnął, z trudem tłumiąc gniew.

— Może i chciałbyś nas powiesić, ale się nie odważysz. Z powodu czarnych lotników, których usunięcia tak stanowczo żądasz.

— Odważyłem się powiesić lotniczkę — przypomniał. — Mogę powiesić innych. Twoi czarni lotnicy nie przerażają mnie.

— Nie? W takim razie dlaczego ostatnio nie opuszczasz tych korytarzy, po to żeby zapolować czy choćby pospacerować na dziedzińcu własnej twierdzy?

— Lotnicy są zobowiązani nie nosić broni — odparł zwierzchnik. — Jaką szkodę mogliby wyrządzić? Niech sobie latają całe stulecia.

— Od wieków żaden lotnik nie zabierał ze sobą broni — zgodziła się Maris. Starannie dobierała słowa. — Takie jest lotnicze prawo i tradycja. Jednakże prawo lotników nakazywało również trzymać się z dala od polityki lądowców, dostarczać wiadomości bez zastanawiania się nad ich treścią. Niemniej jednak Tya postąpiła wbrew tej zasadzie. A ty ją za to zabiłeś, pomimo wielowiekowej tradycji, która zabrania zwierzchnikowi sądzić lotnika.

— Ona była zdrajczynią — rzekł zwierzchnik. — Zdrajcy nie zasługują na inny los, bez względu na to, czy noszą skrzydła czy nie.

Maris wzruszyła ramionami.

— Chodzi mi tylko o to, że w dzisiejszych czasach tradycja nie jest już tym, czym była. Uważasz, że jesteś bezpieczny, bo lotnicy nie mają broni? — Rzuciła mu chłodne spojrzenie. — No cóż, wszyscy dostarczający ci wiadomości lotnicy będą nosili żałobne stroje, a niektórzy będą mieli żałobę również w sercach. Wysłuchując ich, zawsze będziesz się zastanawiał: „Czy to ten? Czy to ta będzie nową Tyą, nową Maris, nowym Valem Jednoskrzydłym? Czy prastara tradycja zostanie unicestwiona tutaj i teraz, w wyniku rozlewu krwi?”

— Do tego nigdy nie dojdzie — rzekł zwierzchnik mocnym głosem.

— To jest nie do pomyślenia — odparła Maris. — Tak samo jak to, co zrobiłeś Tyi. Ale spróbuj mnie tylko powiesić, a stanie się to, czego tak się lękasz.

— Powieszę, kogo zechcę. Chronią mnie moi strażnicy.

— Czy zdołają powstrzymać strzałę wypuszczoną z góry? Czy każesz zaryglować wszystkie okna? A może przestaniesz się spotykać z lotnikami?

— Ty mi grozisz! — wrzasnął zwierzchnik w nagłym przypływie furii.

— Ja cię ostrzegam — powiedziała Maris. — Może nie stanie ci się żadna krzywda, ale nigdy nie będziesz miał pewności Zadbają o to czarni lotnicy. Będą cię ścigali do końca twych dni nieubłagani jak duch Tyi. Ilekroć popatrzysz na gwiazdy, zobaczysz skrzydła. Ilekroć przemknie po tobie cień, będziesz się czuł nieswojo. Nigdy nie będziesz mógł wyjrzeć przez okno ani pospacerować w słońcu. Lotnicy zawsze będą nad tobą krążyli jak muchy wokół zwłok. Ujrzysz ich na łożu śmierci. Twój dom stanie się dla ciebie więzieniem i nawet tam nigdy nie będziesz się czuł pewnie. Lotnicy potrafią sforsować każdy mur, a kiedy odpinają skrzydła, wyglądają jak wszyscy.

Podczas tej przemowy zwierzchnik siedział nieruchomo. Maris uważnie go obserwowała, mając nadzieję, że jej przemowa odnosi właściwy skutek. Podpuchnięte oczy mężczyzny miały w sobie coś dzikiego, nieprzewidywalnego, przerażającego. Maris była spokojna, ale na jej czole pojawiły się krople potu, a ręce zrobiły się wilgotne i lepkie.

Zwierzchnik nerwowo zerkał na boki, jakby szykował się do ucieczki przed widmem czarnego lotnika. Wreszcie jego wzrok spoczął na którymś ze strażników.

— Sprowadź mi mojego lotnika ! — warknął. — Natychmiast, natychmiast.

Poszukiwany przez niego mężczyzna najwyraźniej stał tuż za drzwiami komnaty, gdyż od razu wszedł do środka. Maris rozpoznała chudego, łysiejącego, przygarbionego lotnika, choć nigdy nie była z nim mocno zaprzyjaźniona.

— Sahn — powiedziała głośno, przypomniawszy sobie jego imię.

Nie zwrócił uwagi na jej powitanie.

— Jestem, mój zwierzchniku — powiedział uniżonym tonem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przystań Wiatrów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przystań Wiatrów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Przystań Wiatrów»

Обсуждение, отзывы о книге «Przystań Wiatrów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x