Val nachmurzył się.
— Za późno. Tya nie żyje. Zareagowaliśmy, a teraz czekamy na to, co się wydarzy.
— Nasze czekanie sprawi, że będzie za późno. Nie możemy sobie pozwolić na czekanie, aż lotnicy pozamykają akademie lub ograniczą się do wyzywania na pojedynek tylko tych, którzy twierdzą, że zignorują wasze sankcje. To, że opuściliście zgromadzenie i działaliście bez wsparcia rady, dało broń Cormowi i jemu podobnym.
Val pokręcił głową.
— Zrobiłem to, co należało zrobić. A jednoskrzydłych z każdym rokiem przybywa. Zwierzchnik Thayos może się śmiać, ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
— Nie mamy aż tak dużo czasu — odparła Maris. Przez chwilę milczała; myśli przebiegały przez jej głowę tak szybko, że bała się odezwać. Nie mogła sobie pozwolić na odstraszenie Vala. Zgodnie z tym, co powiedziała Collowi, między nią i Valem nie istniało idealne porozumienie, lecz Val, jak tego dowiodło jego zachowanie podczas rady, nadal był drażliwy i wybuchowy. Z pewnością ciężko by mu było się przyznać, że postąpił niewłaściwie.
— Powinnam była wyruszyć z twoimi wysłannikami — *pV wiedziała po chwili — ale bałam się, byłam samolubna. Być może zdołałabym uchronić lotników przed rozłamem.
— Te rozważania są bez sensu — odparł apatycznie Val. — Co się stało, to się nie odstanie.
— Co nie oznacza, że nie można tego zmienić. Rozumiem cię: czułeś, że musisz coś zrobić. Jednak to, co zrobiłeś, może się okazać gorsze od bezczynności. Co będzie, jeśli lotnicy postanowią odebrać ci skrzydła i uziemić wszystkich jednoskrzydłych?
— Niech spróbują.
— A co mógłbyś zrobić? Walczyć z każdym po kolei? Nie. Jeśli lotnicy zdecydowaliby o odebraniu skrzydeł wszystkim tym, którzy popierają twoje sankcje, nic nie mógłbyś zdziałać. Co najwyżej zabiłbyś paru lotników, a potem oglądałbyś śmierć kolejnych jednoskrzydłych, którzy umieraliby tak jak Tya. Zwierzchnicy poparliby lotników przy wydatnej pomocy swoich strażników.
— Jeśli dojdzie do tego… — Val spojrzał na Maris. Na jego twarzy malował się złowróżbny spokój. — Jeśli dojdzie do czegoś takiego, zobaczysz, jak umiera twoje marzenie. Czy ta kwestia tak wiele dla ciebie znaczy? W dalszym ciągu? Przecież zdajesz sobie sprawę, że już nigdy nie będziesz latała.
— Ta sprawa jest ważniejsza niż moje marzenie czy moje życie — odparła Maris. — To coś więcej i dobrze o tym wiesz. Tobie również na niej zależy, Val.
Mieli wrażenie, że cisza w małej chatce tworzy wokół nich szczelny krąg. Nawet palce Colla zamarły na strunach gitary.
— Tak — powiedział Val. Zabrzmiało to jak westchnienie. — Ale co… co mogę zrobić?
— Odwołać tę sankcję — niezwłocznie odparła Maris. — Zanim twoi wrogowie wykorzystają ją przeciwko tobie.
— Czy zwierzchnik odwoła egzekucję Tyi? Nie, Maris, ta sankcja jest naszą jedyną bronią. Inni lotnicy muszą do nas dołączyć albo rozłam będzie się utrzymywał.
— Wiesz, że to jest pusty gest — powiedziała Maris. — Thayos nie odczuje utraty jednoskrzydłych. Wystarczą mu lotnicy rodowi, a zwierzchnik również będzie do dyspozycji wielu posłańców. Twój gest jest bez znaczenia.
— Mój gest oznacza, że dotrzymamy słowa, że nie bawimy się w czcze pogróżki. Poza tym sankcję przegłosowaliśmy wszyscy. Nie mógłbym jej odwołać sam. Szkoda twoich słów.
Maris uśmiechnęła się pogardliwie, ale w głębi duszy miała nadzieję. Val zaczynał spuszczać z tonu.
— Nie baw się ze mną w żadne gierki, Val. To ty uosabiasz jednoskrzydłych. Właśnie dlatego wezwałam cię tutaj. Oboje wiemy, że tamci zrobią wszystko, co im każesz.
— Czy naprawdę prosisz mnie, żebym zapomniał o postępku zwierzchnika? Żebym zapomniał o Tyi?
— Nikt o niej nie zapomni.
Usłyszeli cichy akord.
— Moja piosenka to zagwarantuje — odezwał się Coll. — Za kilka dni będę ją śpiewał w Port Thayos. Podchwycą ją inni śpiewacy. Wkrótce będzie ją słychać wszędzie.
Val popatrzył na niego z niedowierzaniem.
— Masz zamiar zaśpiewać ten utwór w Port Thayos? Czyś ty oszalał? Nie wiesz, że w Port Thayos samo imię Tyi wywołuje przekleństwa i bijatyki? Spróbuj zaśpiewać tę piosenkę w którejkolwiek tawernie, a założę się, że wylądujesz w rynsztoku z poderżniętym gardłem.
— Śpiewakom pozwala się na trochę swobody — odparł Coll. — Zwłaszcza jeśli są dobrzy. Pierwsza wzmianka o Tyi może sprowokować szydercze uwagi, ale kiedy ludzie wysłuchają mojej piosenki, ich odczucia zmienią się. Niebawem Tya stanie się bohaterką, tragiczną ofiarą. Nastąpi to dzięki mojej piosence, aczkolwiek niewielu ludzi uświadomi to sobie albo zechce przyznać mi rację.
— Nigdy nie słyszałem czegoś równie aroganckiego — zauważył Val z rozbawieniem w głosie. Popatrzył na Maris. — Ty go do tego namówiłaś?
— Rozmawialiśmy o tym.
— A czy rozmawialiście też o tym, że Coll może zostać zabity? Część ludzi prawdopodobnie chętnie posłucha piosenki, która czyni z Tyi szlachetną postać, ale jacyś rozwścieczeni, pijani strażnicy postarają się, żeby śpiewak nie rozpowszechniał kłamstw, i rozwalą mu łeb. Wzięliście to pod uwagę?
— Sam zadbam o to, żeby nic mi się nie stało — odparł Coll. Nie wszystkie moje piosenki od razu stają się popularne.
— To jest twoje życie — rzekł Val, kręcąc głową. — Jeśli pożyjesz wystarczająco długo, być może twoje śpiewanie będzie miało jakiś sens.
— Chciałabym, żebyś tu przysłał więcej lotników — powiedziała Maris. — Jednoskrzydłych, którzy choć trochę potrafią śpiewać i grać.
— Chcesz, żeby Coll przygotował ich na dzień, w którym utracą skrzydła?
— Jego pieśń musi się rozejść poza Thayos, i to jak najszybciej — oświadczyła Maris. — Potrzebuję lotników, którzy ją zapamiętają i nauczą jej śpiewaków na innych wyspach. Pragnę, by wszędzie rozpowszechniali tę pieśń jako posłanie od nas. Wszyscy mieszkańcy Przystani Wiatrów poznają Tyę i będą śpiewali utwór Colla o tym, czego próbowała dokonać.
Val zamyślił się.
— Doskonale — oznajmił. — Przyślę tu potajemnie moich ludzi. Poza granicami Thayos piosenka może zdobyć popularność.
— Rozgłosisz też, że sankcje przeciwko Thayos zostały odwołane.
— Nie zrobię tego — warknął. — Nie wystarczy jedna pieśń, żeby pomścić Tyę!
— Czy ty kiedykolwiek znałeś Tyę? — obruszyła się Maris. — Naprawdę nie wiesz, czego usiłowała dokonać? Próbowała zapobiec wojnie i udowodnić zwierzchnikom, że im się nie uda kontrolować lotników. Jednakże sankcje sprawią, że znowu znajdziemy się w rękach zwierzchników, gdyż doprowadziły do rozłamu, który nas osłabił. Tylko poprzez wspólne, całkowicie zgodne działanie lotnicy zdołają stawić opór zwierzchnikom.
— Powiedz to Dorrelowi — odparł chłodno Val. — Nie zrzucaj winy na mnie. Zwołałem radę nie po to, żebyśmy kłaniali się w pas zwierzchnikowi Thayos, tylko dla podjęcia wspólnej akcji na rzecz Tyi. Dorrel odebrał mi radę i osłabił nas. Powiedz to wszystko j e m u, a przekonasz się, jaką ci da odpowiedź!
— Zamierzam to zrobić — spokojnie oznajmiła Maris. — S'Rella właśnie leci na Laus.
— Chcesz go tu sprowadzić?
— Tak. I pozostałych też. Sama nie mogę teraz do nich polecieć. Jak powiedziałeś, jestem kaleką. — Uśmiechnęła się ponuro.
Val wahał się, najwyraźniej próbując ułożyć poszczególne elementy w dającą się pojąć całość.
Читать дальше