George Martin - Przystań Wiatrów

Здесь есть возможность читать онлайн «George Martin - Przystań Wiatrów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przystań Wiatrów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przystań Wiatrów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mieszkańcy Przystani Wiatrów odkryli, że na ich planecie możliwe jest realizowanie odwiecznego marzenia ludzi. Wspomagani przez słabą grawitację i gęstą atmosferę, na skrzydłach wykutych z metalu uzyskanego z porzuconego statku — zaczęli latać!
Na planecie małych wysepek, trapionych przez potwory mórz i rozdzierające powietrze sztormy, lotnicy pełnili funkcję wysłanników i zazdrośnie strzegli prawa do dziedziczenia skrzydeł. Jednak Maris z Amberly, która ponad wszystko pragnęła latać, rzuciła im wyzwanie i wywalczyła skrzydła dla siebie. Wkrótce przekonała się, że toczy bój nie tylko o własne przetrwanie, ale także o dalsze istnienie Przystani Wiatrów.

Przystań Wiatrów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przystań Wiatrów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Chcesz czegoś więcej niż odwołanie sankcji — zauważył. — To ma być pierwszy krok do zjednoczenia Jednoskrzydłych i lotników rodowych. Jakie są twoje plany, skoro uważasz, że potrafisz nas połączyć?

Maris poczuła ogromną ulgę; wiedziała, że Val nie będzie jej się sprzeciwiał.

— Wiesz, jak umarła Tya? — zapytała. — Wiedziałeś, iż zwierzchnik Thayos był tak okrutny i głupi, że zabił ją, gdy miała na sobie skrzydła? Potem zdarto je z niej i przekazano człowiekowi, którego pokonała w turnieju przed dwoma laty. Ciało Tyi pochowano w nie oznaczonym grobie na polu w pobliżu twierdzy, gdzie zazwyczaj grzebie się złodziei, morderców i innych wyrzutków społecznych. Umierała ze skrzydłami na plecach, ale nie sprawiono jej lotniczego pogrzebu. I nie miała opłakujących ją żałobników.

— No i co z tego? Co to ma wspólnego ze mną? Czego ode mnie oczekujesz, Maris?

Uśmiechnęła się.

— Chcę, żebyś ją opłakiwał, Val. To wszystko. Chcę, żebyś opłakiwał Tyę.

Maris i Evan usłyszeli nowinę z ust wędrownej gawędziarki, dosyć starej, chudej kobiety z Port Thayos, która na krótko zatrzymała się u nich prosząc, aby uzdrowiciel wyciągnął jej cierń z bosej stopy.

— Nasz zwierzchnik zajął kopalnię Thrane — powiedziała podczas zabiegu. — Mówi się nawet, że zamierza najechać samą Thrane.

— Szaleństwo — mruknął Evan. — Znowu będą ginąć ludzie.

— Masz jeszcze jakieś wieści? — zapytała Maris. Na sekretne miejsce wciąż przybywali nowi lotnicy, ale minął już ponad tydzień od czasu, gdy Coll — nauczywszy pieśni kilku jednoskrzydłych — ruszył w drogę do Port Thayos. Kolejne dni były zimne, deszczowe i pełne niepokoju.

— No, o tej lotniczce — odparła kobieta. Skrzywiła się, gdy Evan wyciął cienkim kościanym nożem kolec z jej stopy. — Ostrożnie, medyku — powiedziała.

— Co z tą lotniczką? — zagadnęła Maris.

— Powiadają, że to duch — rzekła kobieta. Evan usunął cierń i zaczął wcierać maść w rozcięte miejsce. — Być może duch Tyi. Kobieta w czerni, milcząca, niespokojna. Przybyła z zachodu dwa dni przed moim wyruszeniem w drogę. Ludzie z bazy wyszli jej na spotkanie, żeby pomóc w lądowaniu i złożeniu skrzydeł. Jednak ona wcale nie wylądowała. Cicho przeleciała nad górami i siedzibą zwierzchnika, a potem skierowała się do Port Thayos. Tam również nie wylądowała. Zatoczyła wielkie koło i zawróciła. Minęła twierdzę zwierzchnika i znalazła się nad bazą, ani razu nie opadając na ziemię i nie wykrzykując choćby jednego słowa. I tak w kółko. Lata w słońcu i podczas burzy, w dzień i w nocy. Krąży w powietrzu o zmierzchu i o świcie. Nie je ani nie pije.

— Fascynujące — rzekła Maris, tłumiąc uśmiech. — Sądzisz, że ona jest duchem?

— Możliwe — odparła stara kobieta. — Wiele razy sama ją widziałam. Spaceruję sobie alejami Port Thayos, czuję, że pada na mnie cień, spoglądam w górę, a ona już tam jest. Wywołała ogromne poruszenie. Ludzi ogarnął strach, a strażnicy utrzymują, że najbardziej boi się zwierzchnik, chociaż usiłuje tego nie okazywać. Kiedy ona przelatuje nad jego siedzibą, zwierzchnik nie wyściubia nosa na zewnątrz, żeby na nią nie spojrzeć. Może boi się, że zobaczy twarz Tyi.

Evan owinął zranioną stopę gawędziarki opatrunkiem nasączonym leczniczym balsamem.

— Gotowe — oznajmił.

Kobieta wstała i oparła się na ramieniu Maris.

— Trochę boli — powiedziała.

— Wdało się zakażenie — odparł Evan. — Masz szczęście. Gdybyś zwlekała z przyjściem do uzdrowiciela jeszcze kilka dni, mogłabyś stracić stopę. Noś buty. Leśne szlaki są niebezpieczne.

— Nie cierpię butów — rzekła kobieta. — Lubię czuć pod stopami ziemię, trawę i skały.

— A lubisz czuć, jak ciernie włażą ci pod skórę? — spytał Evan.

Dyskutowali jeszcze dobrych kilka minut, aż w końcu kobieta zgodziła się nosić but z miękkiego sukna, ale tylko na chorej nodze i jedynie na czas kuracji.

Kiedy sobie poszła, uśmiechnięty Evan zwrócił się do Maris.

— A więc zaczęło się — stwierdził. — Jak to się dzieje, że duch nie je i nie pije?

— Ma przy sobie torbę z orzechami i suszonymi owocami, a także bukłak wody — wyjaśniła Maris. — Lotnicy często zabierają taki ekwipunek na długie trasy. Myślisz, że bez niego bylibyśmy w stanie dolecieć na Artellię czy Węgle?

— Nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawiałem.

Maris z roztargnieniem pokiwała głową.

— Podejrzewam, że w nocy potajemnie wysyłają drugą lotniczkę, żeby duch mógł odpocząć. Val sprytnie wybrał osobę, która przypomina Ty ę. Powinnam była o tym pomyśleć.

— Myślałaś o wszystkim wystarczająco dużo — rzekł Evan. — Nie dręcz się wyrzutami. Dlaczego masz taką poważną minę?

— Żałuję, że nie mogę być tą lotniczką — odparła Maris.

Dwa dni później u drzwi ich domu pojawiła się zadyszana dziewczynka. Należała do tej rodziny, która zawdzięczała wiele Evanowi, toteż przez chwilę Maris ogarnął strach, że przyszła po nią straż. Okazało się, że dziewczynka przybiegła tylko po to, by przekazać najnowsze wieści. Evan prosił, by informowano go o wszystkim, co dzieje się w Thossi.

— Przybył pewien handlarz — oznajmiła dziewczynka. — Mówił o lotnikach.

— Co mówił? — zagadnęła Maris.

— Powiedział staremu Mullishowi w gospodzie, że zwierzchnik jest przerażony. Mówił, że jest ich trzech — trzech lotników w czerni, którzy nieustannie krążą. — Wstała i okręciła się w kółko z rozpostartymi ramionami, żeby pokazać gospodarzom, co ma na myśli. Maris popatrzyła na Evana i uśmiechnęła się.

— Teraz jest ich siedmiu — wyjawił im potężny, tęgi mężczyzna. Przyszedł do nich cały pobity i zakrwawiony. Miał na sobie strzępy munduru straży, z której zdezerterował.

— Chcieli mnie wysłać na Thrane — wyjaśnił — ale za nic w świecie tam nie wyruszę. — Kiedy przerywał swą opowieść, kaszlał i pluł krwią.

— Siedmiu?

— Zła liczba — powiedział mężczyzna i znowu się zakrztusił. — W dodatku wszyscy są ubrani na czarno, a to pechowy kolor. Niczego dobrego nie możemy się po nich spodziewać. — Zaniósł się tak gwałtownym kaszlem, że nie mógł dalej mówić.

— Spokojnie, spokojnie — prosił Evan. Podał przybyszowi wino zmieszane z ziołami, a potem wraz z Maris zaprowadził go do łóżka.

Jednakże tęgi mężczyzna nie mógł spokojnie leżeć. Gdy tylko przeszedł mu dławiący kaszel, zaczął mówić dalej:

— Na miejscu zwierzchnika wysłałbym kolumnę bieżników, żeby zestrzelili tamtych. Właśnie tak bym zrobił. Niektórzy mówią, że strzały przeleciałyby przez nich, nie czyniąc im szkody, ale ja mam na ten temat inne zdanie. Myślę, że czarni lotnicy są takimi samymi śmiertelnikami jak ja. — Poklepał się po wydatnym brzuchu. — Nie można pozwolić, żeby sobie tak swobodnie latali. Oni sprowadzają na nas wszystkich nieszczęście. Pogoda jest od jakiegoś czasu kiepska, ryby nie biorą, a słyszałem też, że ludzie w Port Thayos, którzy znaleźli się choć na chwilę w cieniu skrzydeł lotników, zapadają na jakąś chorobę i umierają. Na Thrane wydarzy się coś okropnego, czuję to i dlatego nie chciałem tam się udać. Miałbym popłynąć na wyspę, nad którą krąży siedmiu czarnych lotników? Co to, to nie. Powiadam wam, że to nieczysta moc, która niczego dobrego nam nie przyniesie.

W każdym razie nie przyniosła nic dobrego tęgiemu mężczyźnie. Do takiego wniosku Maris doszła następnego ranka, zaniósłszy mu śniadanie. Zwaliste ciało przybysza było sztywne i zimne. Evan pochował go w lesie, między grobami kilkunastu innych podróżników.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przystań Wiatrów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przystań Wiatrów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Przystań Wiatrów»

Обсуждение, отзывы о книге «Przystań Wiatrów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x