• Пожаловаться

Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni

Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Детская проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ференц Молнар: другие книги автора


Кто написал Chłopcy z Placu Broni? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W progu pojawiła się matka Nemeczka.

— Nie śpi — powiedziała — znów majaczy.

Wyraz przerażenia i zdumienia pojawił się na twarzach chłopców.

— Wejdźcie do środka, chłopcy — zapraszała kobieta — jak was zobaczy, to może oprzytomnieje.

I szeroko otworzyła przed nimi drzwi. Chłopcy byli bardzo przejęci, wchodzili kolejno z powagą, jak do kościoła. Zdejmowali czapki jeszcze przed wejściem, na dworze. A kiedy już za ostatnim z nich zamknęły się drzwi, zatrzymali się w pełnej szacunku postawie. Szeroko otwartymi oczyma patrzyli na ojca Nemeczka i na leżącego w łóżku przyjaciela. Krawiec nie zareagował na wejście chłopców, oparł głowę na dłoniach i milczał. Nie płakał. Był już tylko bardzo zmęczony. W łóżku, z otwartymi oczyma, leżał mały kapitan. Wąskie usteczka miał otwarte, oddychał z trudem, głęboko. Nikogo już nie poznawał. Być może widział już to, czego nie ogląda się na ziemi. Kobieta zachęciła chłopców:

— Podejdźcie do niego.

Ruszyli więc wolno w stronę łóżka. Ale nogi mieli jakby z ołowiu. Jeden dodawał odwagi drugiemu:

— Idź ty.

— To ty podejdź do niego.

— Ty jesteś przewodniczącym delegacji. Ty idź! - powiedział Barabasz.

Weiss powoli podszedł do łóżka. Koledzy stanęli wokół. Ale Nemeczek nawet na nich nie spojrzał.

— Mów — szepnął Barabasz.

I Weiss zaczął drżącym głosem:

— Słuchaj… Nemeczku…

Ale Nemeczek nie słuchał. Oddychał z trudem i nieruchomo patrzył w sufit.

— Nemeczku! — powtórzył Weiss dławiąc się od łez.

Barabasz szepnął mu do ucha:

— Nie płacz.

— Ja nie płaczę — odpowiedział Weiss, ciesząc się, że opanował wybuch płaczu i może wypowiedzieć te słowa. Wreszcie wziął się w garść i przemówił.

— Wielce szanowny panie kapitanie! — powiedział i wyciągnął z kieszeni list. - Jako że przyszliśmy tu… i jako że jestem prezesem… tym samym w imieniu związku… bo zrobiliśmy błąd… i my wszyscy chcemy cię teraz prosić o przebaczenie… i w tym uroczystym dokumencie wszystko to napisaliśmy…

Odwrócił się. W oczach lśniły mu dwie duże łzy. Ale za skarby świata nie chciał odstąpić od urzędowego tonu, do którego przywiązywali w związku wielką wagę.

— Panie sekretarzu — zwrócił się do Lesika — proszę podać księgę związku.

Stojący w pogotowiu Lesik natychmiast podał księgę. Weiss ostrożnie położył ją na skraju łóżka, zaczął kartkować i otworzył na tej stronie, na której znajdował się „Wpis”.

— Spójrz — zwrócił się do chorego — przeczytaj.

Ale Nemeczek powoli zamknął oczy. Czekali. Weiss znów się odezwał:

— Zobacz.

Nemeczek nie odpowiadał. Teraz wszyscy już podeszli bliżej łóżka. Matka chorego rozsunęła chłopców i z drżeniem pochyliła się nad swoim dzieckiem.

— Słuchaj — powiedziała obco brzmiącym, zdziwionym, roztrzęsionym głosem do męża — on nie oddycha…

I położyła głowę na piersi dziecka.

— Nie oddycha! — krzyknęła już głośno, nie zwracając uwagi na nikogo. - Nie oddycha.

Chłopcy cofnęli się. Stanęli w kącie pokoju, jeden przy drugim. Księga związku spadła z łóżka na ziemię, otwarta na tej stronie, na której trzymał ją Weiss.

Kobieta wyła z rozpaczy:

— Patrz! Ma zimne ręce!

W ogromnej, dławiącej ciszy, jaka nastąpiła po tych słowach, rozległo się szlochanie krawca, który do tego momentu siedział milczący na swoim stołku, kryjąc twarz w dłoniach. Był to cichy, ledwo słyszalny szloch dorosłego, poważnego człowieka. Tylko ramiona drgały mu od tłumionego spazmu. Lecz nawet w tej chwili panował nad sobą, bo zsunął z kolan piękną marynarkę pana Czetnekiego, żeby jej nie zabrudzić łzami.

Matka pieściła i całowała swoje martwe dziecko, a potem uklękła przed łóżkiem i wtuliwszy twarz w poduszkę zaczęła przejmująco płakać. A Erno Nemeczek, sekretarz Związku Kitowców i kapitan chłopców z Placu Broni, leżał w wiecznej już ciszy, biały jak ściana, z zamkniętymi na zawsze oczyma. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że nie widzi już i nie słyszy tego, co dzieje się wokół niego, ponieważ anioły, które przybyły tu po duszyczkę kapitana Nemeczka, zaniosły ją tam, gdzie tylko podobni jemu, tacy właśnie jak mały Nemeczek, słyszą słodkie pienia i postrzegają jasność wiekuistą.

— Przyszliśmy za późno — szepnął Barabasz.

Boka stał na środku pokoju z opuszczoną nisko głową. Jeszcze przed chwilą, kiedy siedział na skraju łóżka, z trudem powstrzymywał płacz. Teraz jednak ze zdumieniem stwierdził, że łzy nie napływają mu do oczu, że po prostu nie potrafi płakać. Rozejrzał się wokół z jakąś bezmierną pustką w duszy. Spostrzegł kryjących się w kącie pokoju chłopców. Na przedzie stał Weiss, ściskając w ręku honorowy adres, którego Nemeczek nie zdążył już zobaczyć.

Boka podszedł do chłopców.

— Idźcie do domu — powiedział.

Chłopcy właściwie ucieszyli się, że wreszcie mogą stąd odejść, że mogą opuścić ten obcy mały pokoik, w którym na łóżku leżał ich zmarły przyjaciel. Jeden za drugim wychodzili do kuchni, a stamtąd na skąpane w słońcu podwórze. Ostatnim był Lesik, bo nie mógł przecież zostawić księgi związku. Gdy wszyscy już wyszli, Lesik na palcach podszedł do łóżka i podniósł leżącą na podłodze księgę. Raz jeszcze spojrzał na łóżko i cichutkiego już na zawsze małego kapitana.

Po czym i on w ślad za resztą kolegów wyszedł z mieszkania. Świeciło słońce, a na rosnących na podwórzu cherlawych drzewkach wesoło ćwierkały wróble. Chłopcy stali na podwórzu i patrzyli na ptaki. Nie mogli zrozumieć tego, co się stało. Wiedzieli, że przed chwilą zmarł ich przyjaciel, a nie pojmowali sensu tego wydarzenia, było czymś obcym i niezrozumiałym, z czym się nigdy w życiu nie zetknęli. Patrzyli na siebie ze zdumieniem i zdziwieniem.

O zmierzchu Boka wyszedł z domu i ruszył przed siebie. Jutro czekał go trudny dzień. Powinien był przygotować się do lekcji, szczególnie do łaciny, bo już dawno nie odpowiadał i był pewny, że profesor Rac wywoła go jutro do odpowiedzi. Ale nie miał chęci do nauki. Odsunął od siebie książki oraz słownik i wyszedł z domu.

Bez celu włóczył się po ulicach. Jakoś podświadomie omijał Plac Broni i pobliskie uliczki. Myśl o tym, że w tym smutnym dniu mógłby znaleźć się na Placu, sprawiała mu po prostu ból.

Ale gdziekolwiek spojrzał, i tak wszystko przypominało Nemeczka.

Ulica Üllöi…

Tędy przecież szli razem w trójkę z Czonakoszem, kiedy po raz pierwszy wybrali się na przeszpiegi do Ogrodu Botanicznego.

Ulica Köztelek…

Przypomniał sobie, jak pewnego razu, wracając przed południem ze szkoły zatrzymali się na samym środku tej ulicy i Nemeczek z wielką powagą zrelacjonował, w jaki sposób Pastorowie zabrali chłopcom kulki w Ogrodzie Muzealnym. A potem Czonakosz podszedł do budynku fabryki tytoniu i zgarnął nieco tabakowego pyłu z żelaznej kraty piwnicznego okienka. Jakże głośno potem kichali!

Okolice Muzeum…

Boka znowu zawrócił. Czuł, że im bardziej stara się ominąć Plac Broni, tym bardziej go właśnie w tamtą stronę ciągnie. A kiedy wreszcie postanowił, że bez żadnego krążenia wokół, śmiało i prosto, najkrótszą drogą pójdzie niezwłocznie na Plac, wówczas poczuł ogromną ulgę. Przyśpieszył kroku, aby czym prędzej znaleźć się na Placu. I im bliżej był swego królestwa, tym większy spokój ogarniał jego serce. Na ulicy Marii zaczął biec, aby jak najszybciej znaleźć się na miejscu. A kiedy w ciemniejącym coraz bardziej mroku dobiegł do rogu ulicy i zobaczył tak dobrze znany szary parkan, żywiej zabiło mu serce. Musiał się zatrzymać. Teraz nie miał się już po co śpieszyć. Był przecież na miejscu. Wolnym krokiem podszedł do otwartej furtki, obok której stał oparty o płot Jano i palił fajkę. Kiedy zobaczył Bokę, powitał go z uśmiechem.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni»

Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.