• Пожаловаться

Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni

Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Детская проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ференц Молнар: другие книги автора


Кто написал Chłopcy z Placu Broni? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nie boję się! A zresztą czego miałbym się bać?

- Że akurat umrę, kiedy ty będziesz przy mnie siedział. Ale nie bój się, jak poczuję, że umieram, to dam ci znać.

Boka usiadł przy Nemeczku.

— Chcesz mi coś powiedzieć?

— Słuchaj — powiedział chory chłopiec obejmując Bokę za szyję i nachylając się do jego ucha, jakby chciał mu powierzyć jakąś wielką tajemnicę — co się stało z czerwonymi koszulami?

— Pokonaliśmy ich.

— A co potem?

— Potem poszli do Ogrodu Botanicznego na naradę. Czekali na Feriego Acza aż do wieczora, ale on nie przyszedł. Więc znudziło się im czekać i rozeszli się do domów.

— A dlaczego Feri Acz nie przyszedł?

— Wstydził się. I wiedział, że odbiorą mu wodzostwo, bo przegrał bitwę. Dziś po obiedzie znów zebrali się na naradę. I tym razem Acz już przyszedł. A wczoraj w nocy widziałem go tu przed waszym domem.

— Przed naszym domem?

— Tak. Pytał dozorcę, jak się czujesz.

Nemeczek poczuł się dumny, ale jeszcze nie dowierzał.

— On sam o mnie pytał?

— Tak, on sam.

Wiadomość ta sprawiła Nemeczkowi przyjemność. Boka mówił dalej:

— No więc odbyli na wyspie zebranie i strasznie hałasowali. Wybuchła burzliwa kłótnia, bo wszyscy oskarżali Feriego Acza. Tylko dwóch było po jego stronie: Wendauer i Sebenicz. Pastorowie byli przeciwko niemu, bo starszy Pastor sam chciał zostać wodzem. W końcu pozbawili Feriego Acza wodzostwa i wybrali starszego Pastora. I wiesz, co się potem stało?

— No co?

— Kiedy wreszcie wybrali nowego wodza i uciszyli się, przyszedł do nich na wyspę stróż Ogrodu Botanicznego i powiedział, że dyrektor nie będzie dalej znosił tych krzyków i hałasów. I wyrzucili ich z Ogrodu Botanicznego! A wyspę zamknęli. A na mostku założyli furtkę.

Mały kapitan był rozbawiony.

— A to heca — powiedział. - A skąd o tym wiesz?

— Kolnay mi opowiedział. Spotkałem go po drodze. Szedł na Plac, bo Związek Kitowców znów ma zebranie.

Na tę wieść Nemeczek skrzywił się niechętnie.

Cichutko powiedział:

— Już ich nie lubię. Wpisali moje nazwisko do księgi małymi literami.

Boka szybko go uspokoił.

— Już naprawili swój błąd. Nie tylko zmienili wpis, ale wpisali twoje nazwisko samymi wielkimi literami.

Nemeczek przecząco pokręcił głową.

— To niemożliwe. Mówisz to tylko dlatego, że jestem chory i chcesz mnie pocieszyć.

— Ani mi to w głowie. Mówię, bo tak się stało. Słowo ci daję, że to prawda.

Mały podniósł do góry ostrzegawczo palec.

— A teraz nawet słowem ręczysz za to kłamstwo, żeby mnie tylko pocieszyć.

— Ależ…

— Nic nie mów! — krzyknął.

Naprawdę krzyknął, i to jak głośno! On, kapitan, na generała! Na Placu byłoby to straszliwym przewinieniem. Ale tu — nie. Boka zniósł to z uśmiechem.

— Dobrze — powiedział — skoro mi nie wierzysz, to za chwilę sam się przekonasz. Sporządzili do ciebie honorowy adres i zaraz tu przyjdą. Przyniosą ci go. Przyjdzie tu cały związek.

Ale mały wciąż nie chciał w to uwierzyć.

— Dopiero wtedy uwierzę, jak zobaczę na własne oczy!

Boka bezradnie wzruszył ramionami. W duchu zaś pomyślał: „Nawet lepiej, że nie wierzy, bo tym większą będzie miał radość, kiedy tu przyjdą”.

Mimo woli jednak przypomnieniem tej sprawy zdenerwował chorego chłopca. Wciąż go bolała wyrządzona mu przez Związek Kitowców krzywda. Mówił do Boki z rozżaleniem.

— Widzisz, to, co oni mi zrobili, było wstrętne!

Boka wolał się nie odzywać; obawiał się, że jeszcze bardziej rozdrażni małego przyjaciela. Więc gdy Nemeczek zapytał:

— Prawda?

Przytaknął:

— Masz rację.

— A przecież — ciągnął Nemeczek — biłem się za wszystkich, za nich też, żeby i oni mogli pozostać na Placu, przecież ja nie dla siebie walczyłem, bo ja to już nigdy nie zobaczę Placu.

I nagle umilkł. Uzmysłowił sobie tę prawdę z całą wyrazistością: już nigdy nie zobaczy Placu. Bez najmniejszego żalu zostawiłby wszystko na tym świecie z wyjątkiem Placu, ich kochanego, jedynego Placu zabaw.

Łzy napłynęły mu do oczu, co nie zdarzyło się podczas całej choroby. Płakał nie z żalu, płakał z bezradności, z bezsilności — oto nie może pójść raz jeszcze na swój ukochany Plac Broni, zobaczyć twierdzy, chaty. Przypomniały mu się tartak, wozownia, dwa duże drzewa morwowe, z których zrywał liście dla Czelego. Bo Czele miał w domu jedwabniki, które karmił liśćmi morwy, a jako elegant bał się wdrapywać na drzewo, żeby nie zniszczyć ubrania, więc kazał Nemeczkowi zrywać liście, bo Nemeczek był szeregowcem i musiał wykonywać rozkazy panów oficerów. Pomyślał o smukłym żelaznym kominie, który wypluwał obłoczki białej pary, rozpływającej się po kilku sekundach w powietrzu. I jakby usłyszał znajomy odgłos parowej piły, tnącej polana na kawałki.

Nemeczkowi rozbłysły oczy, poczerwieniały policzki. Zawołał:

— Chcę iść na Plac!

A ponieważ wszyscy milczeli, powtórzył jeszcze bardziej stanowczo:

— Chcę iść na Plac!

Boka ujął go za rękę.

— Przyjdziesz na Plac za tydzień, jak wyzdrowiejesz. Wtedy znów przyjdziesz.

— Nie! — upierał się mały. - Chcę iść teraz, zaraz. Dajcie mi moje ubranie i czapkę chłopców z Placu Broni.

Sięgnął pod poduszkę i z triumfującą miną wyciągnął spłaszczoną jak naleśnik czerwono — zieloną czapkę, z którą nie rozstawał się ani na chwilę. Włożył ją na głowę.

— Podajcie mi ubranie!

Ojciec ze smutkiem perswadował:

— Jak wyzdrowiejesz, Erno…

Ale nie można już było sobie z nim poradzić. Z całej piersi, na ile tylko pozwoliły chore płuca, krzyknął:

— Ja nie wyzdrowieję!

Słowa te wykrzyczał głosem tak zdecydowanym, że nikt nie śmiał mu się sprzeciwiać.

— Nie wyzdrowieję! - zawołał ponownie. - Okłamujecie mnie, bo ja dobrze wiem o tym, że umrę. A jak już mam umrzeć, to pozwólcie mi umrzeć tam, gdzie zechcę. Ja chcę iść na Plac!

Oczywiście nie mogło być o tym mowy. Wszyscy podeszli do niego, zaczęli go przekonywać, uciszać. Tłumaczyli mu:

— Teraz w żaden sposób…

— Jest zła pogoda…

— Za tydzień…

I wciąż powtarzali te same słowa, w których prawdziwość coraz trudniej było uwierzyć:

— Jak wyzdrowiejesz…

Fakty przeczyły zapewnieniom. Kiedy mówili o złej pogodzie, akurat zaświeciło radośnie wiosenne życiodajne słońce. Ale nie mogło ono utrzymać przy życiu Nemeczka. Gorączka zaczęła rosnąć i to z taką gwałtownością, że chłopiec zaczął się miotać i majaczyć. Z płonącą twarzą i pulsującymi nozdrzami krzyczał nieprzytomnie:

— Plac to nasz kraj, to całe nasze państwo! Nie możecie zrozumieć, czym dla nas jest ten Plac, bo nigdy nie walczyliście za Ojczyznę!

Zapukano do drzwi. Gospodyni wyszła otworzyć.

— Pozwól — wezwała po chwili męża — to pan Czetneki przyszedł do miary.

Krawiec wyszedł do kuchni. Pan Czetneki był urzędnikiem magistratu i szył u niego ubrania. Na widok ojca Nemeczka zapytał gwałtownie:

— Co słychać z moim brązowym ubraniem?

Z pokoju dobiegały strzępy przygnębiającego monologu:

— Trąbka do boju… pełno kurzu na Placu… Naprzód! Naprzód!

— Przepraszam pana — powiedział krawiec — jeśli wielmożny pan sobie życzy, możemy zaraz przymierzyć, ale jeśli pan łaskaw, zostaniemy w kuchni… wybaczy pan… bo mój synek jest ciężko chory… leży w pokoju…

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni»

Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.