Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni
Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детская проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chłopcy z Placu Broni
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3.17 / 5. Голосов: 6
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ferenc Molnár
Chłopcy z Placu Broni
Tytuł oryginału węgierskiego „A Pal utcai fiuk”
OD TŁUMACZA
Podjąłem się nowego przekładu „Chłopców z Placu Broni”, gdyż ku swemu zdziwieniu stwierdziłem, że w stosunku do węgierskiego oryginału, w polskim tłumaczeniu Janiny Mortkowiczowej z 1913 roku, istnieją po pierwsze: poważne opustki, po drugie: istotne zmieniające sens powieści przeinaczenia. Nie wzbudziło natomiast mojego sprzeciwu jedno, choć zasadniczej wagi odstępstwo od oryginału. Janina Mortkowiczowa mianowicie zmieniła tytuł powieści Ferenca Molnara. Węgierski tytuł „A Pal utcai fiuk” znaczy bowiem „Chłopcy z ulicy Pawła”. I tak też został przetłumaczony na całym świecie. Pierwszy przekład na język niemiecki w 1910 roku nosi tytuł „Die Jungens der Paulstrasse”, kolejne przekłady, francuski — „Les gars de la rue Paul”, włoski — „I ragazzi della via Pal”, czeski — „Chlapci z Pavlovskiej ulice”, turecki — „Pal sokaginiu cocuklari” i tak dalej w blisko czterdziestu językach. A w polskim tytule nie ma ulicy Pawła. Chłopcy są bowiem z Placu Broni! Świadomie nie zmieniłem tytułu, jakim opatrzyła Janina Mortkowiczowa tę powieść, gdyż przez 75 lat i przez blisko 20 wydań, przez setki tysięcy egzemplarzy zaczytywanej na strzępy lektury szkolnej, tytuł ten zdobył nie tylko prawo obywatelstwa, lecz również trwałe miejsce w świadomości wielu pokoleń. Jest to zresztą piękny i przylegający do treści książki tytuł. O Plac bowiem toczy się wojna między chłopcami i jest on ważniejszy niż ulica Pawła czy Marii, przy których się znajduje. Jest też ten Plac czymś więcej niż miejscem zabaw. Jest dla Nemeczka, Boki i jego chłopców symbolem Ojczyzny. I to właśnie Autorka pierwszego polskiego przekładu doskonale, wyczuła. Tym większe więc zaskoczenie w trakcie porównywania tekstu węgierskiego oryginału z polskim przekładem musiało wzbudzić nazwanie chłopców z Ogrodu Botanicznego czerwonoskórymi. W węgierskim oryginale ani śladu tego określenia. Feri Acz oraz jego chłopcy, którzy we wszystkim naśladowali swego wodza, nosili bowiem czerwone koszule, takie, jak Giuseppe Garibaldi, co expressis verbis akcentuje Molnar. To prawda, że chłopcy z Ogrodu Botanicznego byli uzbrojeni w tomahawki i dzidy, ale nie naśladowali Indian, lecz Garibaldczyków. Molnar nie użył wobec nich w swej powieści ani razu nazwy „czerwonoskórzy”, jak to ma miejsce w przekładzie Janiny Mortkowiczowej, od pierwszego do ostatniego wydania, lecz konsekwentnie określa ich „piros — ingesek” czyli „czerwonokoszulowymi”. I tak to było też tłumaczone na inne języki. W niemieckim przekładzie Eugene'a Heinricha Schmitta z 1910 roku (wyd. Walter — Berlin) mamy więc „Rothemden”, a w angielskim Louisa Rittenberga z 1927 roku (wyd. Macy Massius — Nowy Jork) — „redshirts”. Chłopcy z Ogrodu Botanicznego i z Placu Broni nie bawili się bowiem w, Indian i kowboi czy też w policjantów i złodziei, lecz w wojsko, w Garibaldczyków oraz żołnierzy wodza węgierskiej Wiosny Ludów Ludwika Kossutha. To nie przypadek, że mała flaga, o którą toczyły się takie zacięte boje, była czerwono — zielona, że takież były barwy chłopców z Placu Broni. Bo były to narodowe kolory wojsk Wolnych Węgier w 1848 roku, kolory honvedów, czyli obrońców Ojczyzny. Nie przypadkiem też grupa zbierających kit chłopców na swojej chorągiewce wypisała zupełnie inne słowa niż te, które znalazły się w tłumaczeniu J. Mortkowiczowej. W oryginale na proporczyku znajduje się zwrot ze słynnej „Pieśni Narodowej” Sandora Petófie go, recytowanej przez poetę w dniu wybuchu rewolucji 15 marca 1848 roku. Mortkowiczowa tłumaczy ten zwrot: „Przysięgamy walczyć zawsze o wolność i o honor”. A cytowany przez Molnara zwrot z „Pieśni Narodowej” brzmi: „Przysięgamy! Nigdy już niewolnikami nie być nam!” (W przekładzie J. Wołoszynowskiego). We wszystkich przekładach tłumacze bardzo pieczołowicie przytoczyli słowa Petófiego. Zgodnie z duchem epoki, w której dzieje się akcja powieści Molnara. Wydarzenia toczą się przecież w Budapeszcie pod koniec XIX wieku, wprawdzie coraz większa jest integracja Węgrów z Austrią w ramach wspólnej monarchii, ale żywe są ciągle echa walki o wolność właśnie przeciwko Habsburgom, zwłaszcza w kręgach młodzieży. Można już deklamować wiersze Petófiego, ale ciągle zakazane jest zakładanie w szkołach i na uczelniach jakichkolwiek organizacji i stowarzyszeń.
Przekład Janiny Mortkowiczowej był oczywiście w trakcie wielu dziesięcioleci szlifowany redakcyjnie i uzupełniany. Do 1949 roku, a więc do momentu, kiedy istniało Wydawnictwo J. Mortkowicza, w przekładzie brakowało IX rozdziału — protokołu zebrania Związku Kilowców, na którym przywrócono cześć Nemeczkowi. Rozdział ten został dotłumaczony dopiero później, w latach pięćdziesiątych, i pojawił się w kolejnych wydaniach nakładem „Naszej Księgarni”.
Obecny przekład, którego podjąłem się z chęci udostępnienia czytelnikowi polskiemu powieści Molnara w takim kształcie, w jakim wyszła ona spod pióra autora, jest więc pierwszym pełnym tłumaczeniem „Chłopców z Placu Broni”.
Tadeusz Olszański
I
Za kwadrans pierwsza, w pełnej napięcia chwili, kiedy długie oczekiwanie uwieńczone zostało wreszcie sukcesem i w bezbarwnym dotąd płomieniu palnika Bunsena rozbłysła nagle przepiękna, szmaragdowa smuga — na podwórku sąsiedniej kamienicy rozległy się dźwięki katarynki. W tym samym momencie, za piętnaście pierwsza, runęła w proch cała powaga triumfu naukowego eksperymentu, który miał udowodnić, i rzeczywiście udowodnił, iż odczyn chemiczny jest w stanie zabarwić ogień. Był ciepły, marcowy dzień i przez szeroko otwarte okno, wraz z powiewem wiatru, napłynęły do klasy radosne tony. Jakiś kataryniarz zagrał bowiem skoczną, węgierską melodię w tak marszowym rytmie, że uczniowie z trudem powstrzymali śmiech. Kilku chłopców nie opanowało zresztą wesołości. W palniku Bunsena nadal figlarnie migotał zielony wężyk, ale teraz wpatrywało się w niego zaledwie kilku chłopców z pierwszych ławek. Pozostali skupili uwagę na dachach sąsiednich domów i na błyszczącej w oddali, oświetlonej słońcem wieży kościelnej. Duża wskazówka kościelnego zegara radośnie zbliżała się do cyfry dwanaście. Prysło zatem skupienie i wraz z melodią katarynki zaczęły docierać do klasy również inne dźwięki. Trąbiły i turkotały tramwaje konne, a na jednym z podwórek jakaś dziewczyna, zapewne służąca, nuciła zupełnie inną melodię niż ta, którą wygrywał kataryniarz. Cała klasa zaczęła się wiercić i kręcić. Część uczniów porządkowała w ławkach książki, inni starannie wycierali stalówki. Boka zakręcił malutki, obciągnięty pokrowcem z czerwonej skórki kałamarz kieszonkowy, tak sprytnie skonstruowany, że atrament wylewał się natychmiast po schowaniu kałamarza do kieszeni. Czele zbierał porozrzucane kartki, które zastępowały mu książki, bo przecież elegantowi — za jakiego się uważał — nie wypadało nosić ze sobą całej biblioteki. Zabierał więc do szkoły tylko luźne, powyrywane z książek kartki potrzebne na daną lekcję. Rozkładał starannie te kartki po różnych kieszeniach, aby żadnej nie wypychać ponad miarę. Czonakosz w ostatniej ławce ziewał potężnie, niczym zaspany hipopotam, a Weiss wysypywał z kieszeni okruchy po rogalu, który po kawałeczku łamał i zajadał od dziesiątej aż do dwunastej. Gereb zaczął szurać nogami, jakby lada chwila miał wstać, Barabasz zaś, bez żenady rozłożył na kolanach ceratową płachtę i układał w niej książki podług wielkości, po czym z taką siłą ściągnął je paskiem, że aż ławka skrzypnęła, a on sam poczerwieniał. Jednym słowem wszyscy gorączkowo przygotowywali się do opuszczenia szkoły i tylko nauczyciel nie zdawał sobie sprawy, że już za pięć minut kończy się lekcja. Uniósł głowę, łagodnym spojrzeniem zlustrował klasę i zapytał:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.