• Пожаловаться

Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni

Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Детская проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ференц Молнар: другие книги автора


Кто написал Chłopcy z Placu Broni? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Prezes: To głosujmy.

Członek Barabasz: Proszę o przeprowadzenie głosowania, każdy oddzielnie, po nazwisku.

Głosowanie zostaje przeprowadzone.

Prezes: Większością trzech głosów Związek postanowił, że prezes Pat Kolnay zostaje ukarany naganą. Ale to świństwo.

Członek Barabasz: Prezes nie ma prawa używać w stosunku do większości ordynarnych słów.

Prezes: A ma!

Członek Barabasz: A nie ma.

Prezes: A ma.

Członek Barabasz: A nie ma.

Prezes: Dobrze, niech ci będzie.

Tym samym porządek dzienny został wyczerpany i prezes zamknął obrady.

protokołował Lesik m.p.

przewodniczył Kolnay m.p.

nadal jednak utrzymuję, że jest to świństwo.

X

Wielka cisza panowała w małej, otynkowanej na żółto kamieniczce przy ulicy Rakos. Nawet ci mieszkańcy, którzy mieli zwyczaj zbierać się na podwórzu i głośno gawędzić, tym razem na palcach przechodzili obok drzwi do mieszkania krawca Nemeczka. Służące trzepały ubrania i dywany na samym końcu podwórka i starały się to czynić na tyle cicho, żeby nie zakłócić choremu spokoju. Gdyby dywany potrafiły się dziwić, to właśnie teraz miałyby ku temu wspaniałą okazję, zwykle silnie trzepane, dziś były tylko pieszczotliwie otrząsywane z kurzu…

Co chwila któryś z mieszkańców domu pytał przez oszklone drzwi:

— Jak się czuje synek?

Wszyscy, bez wyjątku, otrzymywali jednakową odpowiedź:

- Źle, bardzo źle.

Poczciwe sąsiadki coraz to coś przynosiły.

— Kochana pani, proszę przyjąć to winko, jest naprawdę dobre…

Albo:

— Niech się pani nie obrazi, przyniosłam trochę cukierków…

Drobna, jasnowłosa kobieta z zapłakanymi oczyma otwierała drzwi dobrym sąsiadkom, serdecznie dziękowała za upominki, ale nie było z nich większego pożytku.

Mówiła to nawet poniektórym:

— Nic nie je biedaczek, od dwóch dni wypija tylko parę kropli mleka dziennie…

O godzinie trzeciej wrócił do domu krawiec Nemeczek. Był w sklepie, gdzie przyjął kolejne zamówienia. Ostrożnie, cicho otworzył drzwi i bez słowa wszedł do kuchni.

Spojrzał tylko na żonę. A ona spojrzała na niego. Oboje rozumieli się bez słów. Stali w milczeniu naprzeciw siebie. Krawiec nawet zapomniał odłożyć przyniesione do domu płaszcze.

Potem na palcach weszli do pokoju, w którym leżał ich synek. Bardzo się zmienił ten niegdyś zawsze wesoły szeregowy z Placu Broni, a dziś smutny kapitan. Wychudł, włosy mu urosły. Nie był jednak blady, przeciwnie, cały czas płonęły mu zapadnięte policzki. Od kilku dni nieustannie trawiła go gorączka.

Rodzice stanęli przy łóżku swego dziecka. Byli biednymi, prostymi ludźmi, którzy przeszli różne koleje losu, doznali wielu kłopotów i smutków, więc nauczyli się cierpieć w milczeniu. Stali tylko z nisko opuszczonymi głowami i z utkwionym w podłogę wzrokiem. Po chwili krawiec cicho zapytał:

- Śpi?

Żona nie śmiała się odezwać, skinęła tylko głową. Bo chłopiec był już tak słaby, że nie wiedziała, czy śpi, czy też tylko tak bezwładnie leży.

Od strony drzwi wejściowych rozległo się ciche pukanie.

— Może to doktor — szepnęła kobieta.

Mąż zwrócił się do niej:

— Otwórz.

Na progu stał Boka. Nikły uśmiech pojawił się na twarzy kobiety, kiedy zobaczyła kolegę syna.

— Czy mogę wejść?

— Proszę, synku.

Boka wszedł.

— Jak się czuje?

— Bez zmian.

— To znaczy źle?

Nie czekając na odpowiedź Boka wszedł do pokoju. Pani Nemeczek za nim. Teraz już w trójkę w milczeniu stali przy łóżku. A chory jakby wyczuł ich obecność, jakby zdał sobie sprawę, że nic nie mówią, by nie zakłócać mu spokoju, i wolniutko otworzył oczy. Zobaczył Bokę, uśmiechnął się. Słabym głosem zapytał:

— Jesteś tutaj, Boka?

Boka podszedł bliżej.

— Jestem.

— Zostaniesz ze mną?

— Tak, zostanę.

— Dopóki nie umrę?

Boka nie wiedział, co odpowiedzieć. Uśmiechnął się do przyjaciela, po czym przeniósł wzrok na matkę Nemeczka, jakby u niej szukając pomocy. Ale kobieta stała odwrócona do niego plecami i rąbkiem fartucha ocierała oczy.

— Głupstwa pleciesz, mój synu — powiedział chrząkając z zakłopotaniem krawiec. - Hm! Hm! Głupstwa pleciesz.

Tym razem jednak Erno Nemeczek nie zwrócił najmniejszej nawet uwagi na słowa ojca. Spojrzał na Bokę i ruchem głowy wskazał rodziców.

— Oni nic nie wiedzą — powiedział.

Teraz odezwał się Boka:

— Jakże nie wiedzą. Lepiej wiedzą niż ty.

Nemeczek poruszył się, z ogromnym trudem podniósł się i usiadł na łóżku. Nie chciał jednak niczyjej pomocy. Uniósł palec w górę i z całą powagą oświadczył:

— Nie wierz w to, co mówią, oni tak sobie mówią, dla pocieszenia. Ja wiem, że umrę.

— Nieprawda.

— Powiedziałeś: nieprawda?

— A więc ja kłamię?

Wszyscy troje usiłowali go uspokoić, prosili, żeby się nie gniewał, nikt go przecież nie posądza o kłamstwo. Nemeczek jednak był głęboko dotknięty, że mu nie wierzą, i z wyrazem powagi na twarzy oświadczył:

— No więc daję wam słowo, że umrę.

Przez drzwi zajrzała do środka dozorczyni.

— Droga pani… doktor przyszedł.

Wszedł doktor i wszyscy powitali go z szacunkiem. Był to starszy pan o bardzo surowym wyglądzie. Skinął głową i w milczeniu podszedł do łóżka. Ujął chłopca za rękę i zmierzył mu puls. Potem położył dłoń na jego czole. Nachylił się nad nim, przyłożył głowę do piersi chorego i słuchał. Matka Nemeczka nie mogła powstrzymać pytania:

— Panie doktorze… przepraszam… czy pogorszyło się?

— Nie — po raz pierwszy odezwał się lekarz.

Ale powiedział to jakoś dziwnie, nie patrząc kobiecie w oczy. Po chwili sięgnął po kapelusz i ruszył do wyjścia. Krawiec podążył za nim szybko, by otworzyć drzwi.

— Odprowadzę pana, panie doktorze.

Kiedy byli w kuchni, lekarz dał znak oczyma, aby zamknąć drzwi do pokoju. Biedny krawiec przeczuwał, że z tej rozmowy w cztery oczy nic dobrego nie może wyniknąć. Kiedy zamknął za sobą drzwi, oblicze lekarza przybrało serdeczny wyraz.

— Panie Nemeczek — powiedział lekarz — jest pan mężczyzną, więc mogę z panem szczerze rozmawiać.

Krawiec pochylił głowę.

— Chłopczyk nie dożyje jutrzejszego ranka. A może nawet dzisiejszego wieczoru.

Ojciec Nemeczka ani drgnął. Dopiero po kilku chwilach w milczeniu zaczął kiwać głową.

— Mówię to dlatego — kontynuował lekarz — że jest pan biednym człowiekiem i źle by się stało, gdyby taki cios spadł na was niespodzianie. No więc… byłoby dobrze, gdyby… gdyby pomyślał pan… gdyby pomyślał pan o tym, o czym w takich sytuacjach należy myśleć…

Lekarz patrzył jeszcze chwilę na krawca, po czym nagle położył mu dłoń na ramieniu.

— Niech pana Bóg ma w swojej opiece. Wrócę tu za godzinę.

Krawiec nie słyszał już tych słów. Martwym wzrokiem patrzył przed siebie na wyszorowaną do czysta ceglaną podłogę kuchni. Trzeba pomyśleć o czymś, o czym w takich sytuacjach się myśli. O co lekarzowi chodziło? Czyżby o trumnę?

Chwiejnym krokiem wrócił do pokoju i usiadł na krześle. Nie był w stanie wydobyć głosu. Żona na próżno go pytała:

— Co powiedział doktor?

Krawiec tylko kiwał głową w milczeniu.

Tymczasem mały Nemeczek jakby poczuł się lepiej, poweselał, drobna twarzyczka rozpogodziła się. Skinął na Bokę.

— Janosz, chodź tu do mnie.

Boka podszedł do łóżka.

— Usiądź przy mnie. Nie boisz się?

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni»

Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.