• Пожаловаться

Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni

Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар: Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Детская проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ференц Молнар: другие книги автора


Кто написал Chłopcy z Placu Broni? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Naprzód! Naprzód do boju! — rozlegał się z pokoju ochrypły, dziecinny głosik. - Za mną! Do ataku! Widzicie czerwone koszule? Na czele Feri Acz ze srebrną lancą… zaraz mnie wrzucą do wody!

Pan Czetneki zwrócił uwagę na te okrzyki:

— Co to? — zapytał.

— Krzyczy biedaczek.

— Jeśli jest chory, to dlaczego krzyczy?

Krawiec wzruszył ramionami.

— Majaczy niebożę… jest z nim bardzo źle… to już chyba koniec…

Wszedł do pokoju i po chwili wrócił z brązowym dwurzędowym surdutem, sfastrygowanym białymi nićmi. Kiedy otwierał drzwi, wyraźnie było słychać:

— Cisza w okopach! Uwaga! Idą… już są tu! Trębacz, daj sygnał!

Nemeczek zwinął dłonie w trąbkę:

— Trata… trara… tratata!

I krzyknął na Bokę:

— I ty też trąb!

Boka zmuszony był podporządkować się Nemeczkowi, zwinął dłonie i teraz już razem trąbili. Pierwszy słabym ochrypłym głosikiem, drugi — zdrowym i silnym, lecz smutno brzmiącym. Boka był bliski płaczu, ale dzielnie dławiąc łzy udawał, że trąbienie również, i jemu sprawia przyjemność.

— Bardzo mi przykro — powiedział pan Czetneki zdejmując marynarkę — ale nowy, brązowy garnitur jest mi szalenie potrzebny.

— Tratata! Tratata! — rozlegało się w pokoju.

Krawiec podał panu Czetnekiemu nową marynarkę i zaczął cicho mówić:

— Proszę się nie ruszać.

— Uwiera mnie pod pachami.

— Tak jest, już poprawiam.

(- Tratata! Tratata!)

— Ten guzik, o tu, jest za wysoko, proszę go przyszyć niżej, bo lubię, jak klapa luźno leży na piersiach.

— Tak jest, proszę pana.

(- Do ataku! Naprzód! Hurra!)

— I rękawy też są jakby trochę za krótkie.

— Nie sądzę, proszę pana.

— Niech się pan dobrze przyjrzy. W każdej marynarce szyje pan za krótkie rękawy. Stale pan tak robi!

„Wcale nie!” — pomyślał krawiec, ale zaznaczy} żądaną długość rękawa. W pokoju narastał hałas.

— Ha, ha! — rozległ się dziecinny krzyk. - A więc przyszedłeś? Stoisz przede mną! Wreszcie mogę się z tobą zmierzyć, ty straszliwy wodzu! No, już, już! Zobaczymy, kto silniejszy?

— Niech pan podłoży watę — powiedział pan Czetneki. - Trochę na ramionach i trochę na piersiach, z lewej i prawej strony.

(- Bach! Powaliłem cię na ziemię!)

Pan Czetneki zdjął brązową marynarkę, a krawiec podał mu tę, w której klient przyszedł.

— Kiedy będzie gotowa?

— Pojutrze.

— W porządku. Ale niech się pan przyłoży do pracy, żebym znów nie dostał dopiero po tygodniu. Ma pan jeszcze jakąś inną robotę?

- Żeby tylko dzieciak nie chorował, wielmożny panie.

Pan Czetneki wzruszył ramionami:

— To smutna sprawa, bardzo mi pana żal, ale powtarzam, to nowe ubranie jest mi szalenie potrzebne, i to jak najprędzej. Niech pan się zaraz bierze do roboty.

Krawiec westchnął tylko.

— Zaraz się wezmę.

— Uszanowanie! — powiedział pan Czetneki przed wyjściem. Był w dobrym nastroju. Jeszcze w progu zawołał:

— Niech pan nie zwleka i siada do pracy.

Krawiec ujął w ręce piękną brązową marynarkę i przypomniał sobie, co powiedział lekarz. Musi pomyśleć o tym, o czym w takiej sytuacji należy myśleć. No więc dobrze, natychmiast siądzie do roboty. Kto wie, na co przydadzą się pieniądze, które dostanie za uszycie tego pięknego, brązowego ubrania. Może te kilka forintów zawędruje do stolarza, do tego stolarza, który robi małe trumienki? A pan Czetneki będzie sobie dumnie paradował w nowym ubraniu po deptaku nad Dunajem.

Wrócił do pokoju i natychmiast zasiadł do szycia. Nie spoglądał nawet w stronę łóżka, tylko cały czas machał igłą, aby jak najszybciej wykonać pilne zamówienie. Pan Czetneki potrzebował ubrania, a on być może będzie potrzebował pieniędzy na stolarza…

Stan małego kapitana pogarszał się i już nie sposób było z nim wytrzymać. Zebrał w sobie resztkę sił i w długiej, sięgającej kostek koszuli nocnej stanął na łóżku. Czerwono — zielona czapeczka przekrzywiła mu się na głowie. Z błędnym, wpatrzonym w dal wzrokiem, uniósł rękę do daszka i salutując przemówił chrypliwie:

— Melduję posłusznie, panie generale, że powaliłem na łopatki wodza czerwonych koszul i proszę teraz o awans! Spójrzcie na mnie! Jestem już kapitanem! Walczyłem za Ojczyznę i zginąłem za nią! Trarara! Trara! Trąb, Kolnay, trąb!

Jedną ręką chwycił się za oparcie łóżka.

— Fortece, ognia! Bombardujcie nieprzyjaciela! Ha, ha! Tam jest Jano! Uważaj, Jano! Ty też zostaniesz kapitanem, Jano! Ale twojego nazwiska nie wpiszą małymi literami! Jesteście bez serca! Zazdrościliście mi, bo lubił mnie Boka i to ja byłem jego przyjacielem, a nie wy! A ten cały Związek Kitowców to jedna wielka głupota! Występuję! Występuję z tego związku!

I po chwili cicho dodał:

— Proszę to zaprotokołować.

A krawiec, pochylony nad niskim stolikiem, starał się niczego już nie słyszeć i niczego nie widzieć poza swoją robotą. Jego kościste palce szybko poruszały się nad brązowym suknem, migała igła i naparstek. Za żadne skarby nie chciał spojrzeć w stronę łóżka, ponieważ obawiał się, że potem nie zdoła już zmusić się do pracy, że ciśnie eleganckim, brązowym surdutem pana Czetnekiego o ziemię i przytuli do piersi swego synka.

Mały kapitan zmęczony opadł na łóżko i w milczeniu przyglądał się kołdrze.

Boka zapytał go cichym głosem:

— Zmęczyłeś się?

Nemeczek nie odpowiedział. Boka przykrył go. Matka poprawiła poduszkę pod głową chłopca.

— Nie mów już nic. Odpocznij.

Mały spojrzał na Bokę nieprzytomnym wzrokiem, nie dostrzegał już przyjaciela. Znów się odezwał:

— Tatusiu…

— Nie, nie — odpowiedział zdławionym głosem generał — ja nie jestem twoim tatusiem… Nie poznajesz mnie? Jestem Janosz Boka.

Chory powtórzył za nim zmęczonym, zamierającym głosem:

— Jestem… Janosz… Boka… — po czym zamilkł. Chłopiec zamknął oczy i westchnął tak boleśnie, jakby w jego duszy zebrały się cierpienia wszystkich ludzi.

I zapanowała cisza.

— Może wreszcie zaśnie — powiedziała wątła, jasnowłosa kobieta, która po wielu bezsennych nocach, spędzonych na czuwaniu przy chorym dziecku, ledwo trzymała się na nogach.

— Zostawmy go — odpowiedział szeptem Boka.

Odsunęli się od łóżka i usiedli na wypłowiałej, zielonej kanapie. Teraz i krawiec przerwał pracę, odłożył brązową marynarkę na kolana i pochylił głowę nad niskim stolikiem. Wszyscy milczeli. Było tak cicho, że słyszało się brzęczenie muchy.

Przez okno dotarły z podwórza chłopięce głosy. Boka usłyszał nagle wypowiedziane półgłosem znajome nazwisko:

— Barabasz.

Boka podniósł się i na palcach wyszedł z pokoju. Kiedy otworzył wiodące z kuchni na podwórze oszklone drzwi, zobaczył zalęknioną gromadkę chłopców z Placu Broni.

— Tak — szepnął stojący najbliżej Weiss. - Przyszedł tu cały Związek Kitowców.

— Nareszcie jesteście!

— Przynieśliśmy Nemeczkowi uroczysty adres, w którym czerwonym atramentem napisaliśmy, że związek prosi go o przebaczenie i że wpisaliśmy jego nazwisko do księgi samymi wielkimi literami. Mamy ze sobą tę księgę. I jest tu cała nasza delegacja.

Boka pokręcił głową.

— Nie mogliście przyjść wcześniej?

— Dlaczego?

— Bo on przed chwilą zasnął.

Członkowie delegacji spojrzeli na siebie.

— Nie mogliśmy przyjść wcześniej, bo musieliśmy wybrać przewodniczącego delegacji i długo nad tym dyskutowaliśmy. Trwało to z pół godziny, nim wybraliśmy Weissa.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni»

Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.