Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni

Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детская проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Szedł dalej, aż do szańca. W głębokim rowie przykucnęły oba bataliony. Był tam również Gereb. Miał zadowoloną minę. Boka stanął na nasypie.

- Żołnierze! — zawołał donośnym, pełnym zapału głosem — od was zależą losy bitwy! Jeśli się wam uda powstrzymać nieprzyjaciela do chwili, aż oddziały przy ulicy Marii wykonają swoje zadanie, wygramy bitwę! Dobrze to sobie zapamiętajcie!

Odpowiedział mu z rowu gromki okrzyk. Bardzo zabawnie wyglądali ci rozentuzjazmowani, podrzucający czapki chłopcy, którzy przy tym cały czas klęczeli w rowie, żeby nie zdradzić przypadkiem miejsca swego ukrycia.

— Cisza! — zawołał generał i udał się na środek Placu. Czekał już tam na niego adiutant z trąbką.

— Adiutant!

— Rozkaz!

— Musimy znaleźć dla siebie takie miejsce, z którego będziemy widzieć całe pole bitwy. Wodzowie z reguły obserwują bitwę ze szczytu jakiegoś wzgórza. My wdrapiemy się na dach budy.

W chwilę później znajdowali się już na dachu budy. Trąbka Kolnaya lśniła w słońcu, co nadawało adiutantowi niezwykle bojowy wygląd. Bombardierzy w fortecach zaczęli trącać jeden drugiego.

— Patrz… Patrz…

W tym momencie Boka wyciągnął z kieszeni teatralną lornetkę, którą już raz miał ze sobą w czasie wyprawy do Ogrodu Botanicznego. Przewiesił ją przez ramię i w oczach chłopców teraz już tylko w drobnej mierze różnił się od wielkiego Napoleona. Był po prostu wodzem. Czekali.

Historyk winien zawsze dokładnie odnotować czas wydarzeń. Zapiszmy więc, że dokładnie w sześć minut później, od strony ulicy Pawła, dobiegł dźwięk trąbki. Była to obca trąbka i obcy sygnał. W batalionach zapanowało podniecenie.

— Idą — podawano sobie z ust do ust.

Boka zbladł nieco.

— Teraz! — zwrócił się do Kolnaya. - Teraz rozstrzygną się losy naszego państwa.

W kilka sekund później obaj wartownicy zeskoczyli z płotu i biegiem podążyli w kierunku budy, na której dachu stał generał. Unieśli ręce do czapek i zameldowali:

— Nieprzyjaciel idzie!

— Na miejsca! — padła komenda Boki i obaj wartownicy popędzili na swoje posterunki. Jeden do szańca, drugi do oddziałów przy ulicy Marii. Boka podniósł do oczu lornetkę i cicho zwrócił się do Kolnaya:

— Trzymaj trąbkę w pogotowiu.

Kolnay wykonał rozkaz. Po chwili Boka oderwał od oczu lornetkę, twarz mu poczerwieniała i pełnym podniecenia głosem wydał rozkaz:

— Trąb!

Rozległ się donośny dźwięk trąbki. Oddziały czerwonych koszul zatrzymały się przed obiema bramami Placu Broni. Srebrzyste ostrza ich włóczni skrzyły się w słońcu, a oni sami w czerwonych czapkach i koszulach wyglądali niczym czerwone diabły. Ich trąbki również grały do ataku i powietrze aż drgało od bojowych dźwięków. Kolnay dął w trąbkę, nie przerywając nawet na chwilę.

— Tra ta ta… Tra ta ta… — słychać było z dachu.

Boka, trzymając lornetkę przy oczach, szukał wśród oddziałów nieprzyjaciół Feriego Acza. Dojrzał go i krzyknął:

— Jest tam… Feri Acz jest z tymi od ulicy Pawła… obok niego Sebenicz… niesie naszą chorągiew… Ciężko będzie naszym batalionom przy ulicy Pawła.

Nadciągającą od ulicy Marii armię prowadził starszy Pastor. Powiewała nad nimi czerwona chorągiew. I bez przerwy dźwięczały trzy trąbki. Chłopcy w czerwonych koszulach zatrzymali się przy bramach w bojowym szyku.

— Coś knują — powiedział Boka.

— Nic nie szkodzi — krzyknął adiutant, przerywając na chwilę trąbienie. Ale natychmiast znów zaczął trąbić co sił w płucach.

— Tra ta ta… Tra ta ta…

Potem nagle zamilkły trąbki czerwonych koszul i armia stojąca na ulicy Marii wybuchnęła groźnym okrzykiem bojowym:

— Hej hop! Hej hop! Hurra!

I ruszyli przez bramę do ataku. Nasi na chwilę stanęli naprzeciw, jakby chcieli przyjąć walkę, ale po kilku sekundach rzucili się do ucieczki, tak jak to zakładał plan wojenny.

— Brawo! — krzyknął Boka, po czym gwałtownie odwrócił się w stronę ulicy Pawła. Druga armia pod wodzą Feriego Acza nie przekroczyła furtki, tylko stała nieruchomo na ulicy.

Boka przestraszył się.

— Co to?

— Jakiś podstęp — powiedział dygocąc z przejęcia Kolnay. Znów spojrzeli na lewo. Nasi uciekali, czerwoni z wrzaskiem pędzili za nimi.

Nagle Boka, który do tej pory z powagą i niejakim lękiem przyglądał się nieruchomo stojącej armii Feriego Acza, zachował się jak nigdy dotąd. Podrzucił w górę czapkę, wrzasnął co sił w płucach i zaczął skakać na dachu budy niczym wariat, i to z taką werwą, że spróchniałe deski omal się pod nim nie zarwały.

— Jesteśmy uratowani! — krzyknął.

Rzucił się Kolnayowi na szyję, zaczął go ściskać i całować, kręcić się z nim w kółko. Adiutant nic z tego nie mógł zrozumieć. Ze zdumieniem zapytał:

— Co się stało? Co się stało?

Boka wskazał ręką w tę stronę, gdzie stała armia pod wodzą Acza.

— Widzisz ich?

— Widzę.

— No i co, nie rozumiesz?

— Nie rozumiem!

— Och, ty głuptasie… jesteśmy uratowani! Zwyciężyliśmy! Nie rozumiesz tego?

— Nie!

— Widzisz, że nie ruszają się z miejsca?

— Jasne, że widzę!

— Nie wchodzą do środka… czekają.

— Widzę.

— A więc dlaczego czekają? Na co czekają? Na to, żeby armia Pastora rozbiła naszych od ulicy Marii! I dopiero wówczas oni rozpoczną natarcie. Zauważyłem to natychmiast, kiedy stało się jasne, że oni nie zaatakują jednocześnie! Na nasze szczęście wymyślili taki sam plan wojenny jak i my. Liczą na to, że Pastor wypędzi połowę naszej armii na ulicę Marii i dopiero wtedy wspólnymi siłami napadną na drugą część naszego wojska: Pastor od tyłu, Acz z frontu. Ale nic z tego! Chodź! Schodzimy!

I zaraz zaczął się zsuwać z dachu.

— Dokąd idziesz?

— Idziemy razem! Nic tu po nas, nie ma na co patrzeć, bo oni nie ruszą się z miejsca. Chodźmy na pomoc chłopcom.

Bataliony ustawione przy ulicy Marii doskonale realizowały swój plan. Chłopcy biegali wokół drzew i tartaku, wznosząc okrzyki przerażenia i sprytnie udając panikę.

— Ojej! Ojej!

— Już po nas! Koniec z nami!

— Przegraliśmy!

Czerwoni uganiali się za nimi z wrzaskiem. Boka z niecierpliwością czekał, czy uda się ich ściągnąć w pułapkę. Nagle jego chłopcy zniknęli za tartakiem. Połowa schroniła się do wozowni, druga połowa do budki Słowaka.

Wtedy Pastor wydał rozkaz:

— Za nimi! Łapać ich!

I czerwoni puścili się pędem za tartak.

— Trąb! — krzyknął w tym momencie Boka.

Mała trąbka dała sygnał fortecom, żeby rozpoczęły bombardowanie. W tym momencie od strony trzech pierwszych fortec rozległ się dziecinny, triumfalny okrzyk. Słychać też było tępe pacnięcia. Zaczęło się bombardowanie piaskowymi kulami. Boka aż poczerwieniał i przeszył go dreszcz emocji.

— Adiutant! — krzyknął.

— Jestem!

— Pędź na szaniec i powiedz żołnierzom, żeby czekali. Niech cierpliwie czekają. Mają zacząć dopiero wtedy, gdy dam znak do ataku. I fortece od strony ulicy Pawła niech też czekają!

Adiutant już pędził z rozkazem. Przy budce rzucił się na ziemię i zaczął czołgać aż do szańca, żeby nie zobaczyły go przypadkiem stojące w otwartej furtce nieprzyjacielskie wojska. Szeptem przekazał rozkaz pierwszemu z brzegu chłopcu, po czym tą samą drogą, czołgając się kawałek, powrócił do swego dowódcy.

— Rozkaz wykonany — zameldował.

Za tartakiem od okrzyków aż drżało powietrze. Czerwone koszule były pewne, że lada chwila zwyciężą. Z trzech fortec jednak dziarsko prowadzono bombardowanie i to przeszkodziło czerwonym we wdarciu się między sągi. Na szczycie trzeciej, skrajnej fortecy, Barabasz w samej tylko koszuli walczył niczym lew. Cały czas celował w starszego Pastora. I raz za razem piaskowe bomby rozpryskiwały się na jego ciemnej głowie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni»

Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x