Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni
Здесь есть возможность читать онлайн «Ференц Молнар - Chłopcy z Placu Broni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детская проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chłopcy z Placu Broni
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3.17 / 5. Голосов: 6
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chłopcy z Placu Broni: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłopcy z Placu Broni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chłopcy z Placu Broni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłopcy z Placu Broni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Kiedy znaleźli się w Ogrodzie Botanicznym, odbywała się tam właśnie wielka narada wojenna. W skład delegacji, którą prowadził Czele, wchodziło jeszcze dwóch parlamentariuszy — Weiss i Czonakosz. Czele niósł białą flagę, natomiast Weiss miał przy sobie czerwono — zieloną chorągiew owiniętą w gazetę.
Na drewnianym mostku wiodącym na wyspę zastąpili im drogę wartownicy.
— Stój, kto idzie?
Czele wyciągnął zza pazuchy białą flagę i podniósł ją wysoko nad głową. Ale nie odezwał się ani słowem. Wartownicy nie wiedzieli, jak w takim wypadku należy postąpić, więc krzyknęli w stronę wyspy:
— Hej hop! Przyszli jacyś obcy!
Na ten sygnał pojawił się Feri Acz. On wiedział, co oznacza, biała flaga. Wpuścił posłów na wyspę.
— Czy przyszliście jako parlamentariusze?
— Tak.
— Czego chcecie?
Czele wystąpił krok w przód.
— Przynieśliśmy chorągiew, którą nam zabraliście. Wróciła do nas, ale my jej nie chcemy odzyskiwać w taki sposób. Weźcie ją jutro ze sobą i jeśli potrafimy wam ją odebrać w czasie bitwy, to znów będzie nasza. A jeśli nie — zostanie przy was. I to wam chciał powiedzieć nasz generał.
Dał znak Weissowi, który z wielką czcią wyjął chorągiew i przed oddaniem ucałował.
— Zbrojmistrz Sebenicz! — krzyknął Feri Acz.
— Nieobecny! — rozległo się z zarośli.
— Przed chwilą był u nas w poselstwie — wtrącił Czele.
— Zgadza się — powiedział Feri Acz — zapomniałem o tym. Niech więc przyjdzie jego zastępca.
Rozsunęły się gałęzie jednego z krzaków i przed wodzem stanął zwinny Wendauer.
— Odbierz od posłów chorągiew i zanieś ją do arsenału.
Potem Feri Acz zwrócił się do posłów:
— Waszą chorągiew poniesie w bitwie Sebenicz. Oto moja odpowiedź.
Czele chciał już ponownie unieść białą flagę na znak odmaszerowania, ale dowódca czerwonych koszul znów się odezwał:
— Zdaje się, że to Gereb odniósł wam chorągiew?
Zapanowała cisza. Nikt nie odpowiadał.
Acz ponowił pytanie:
— Czy to Gereb?
Czele stanął na baczność.
— Nie zostałem upoważniony do prowadzenia żadnych rozmów — powiedział zdecydowanym tonem, po czym wydał swojej delegacji rozkaz:
— Baczność! W tył zwrot! Naprzód marsz!
I parlamentariusze odeszli z godnością. O Czelem mówiono, że jest fircykiem, elegancikiem, ale trzeba przyznać, że potrafił zachować się po żołniersku. Nie chciał wydać nieprzyjacielowi nikogo, nawet zdrajcy.
Feri Acz patrzył za nimi, nieco zbity z tropu.
Obok stał Wendauer z chorągwią w ręku i przyglądał się zajściu. Po chwili wódz krzyknął do niego ze złością:
— Co się gapisz? Zanieś chorągiew do arsenału!
Wendauer odszedł, ale w duchu pomyślał, że mimo wszystko ci chłopcy z Placu Broni są naprawdę świetni, bo oto już drugi z nich dał nauczkę groźnemu Feriemu Aczowi.
W taki oto sposób chorągiew trafiła znowu do czerwonych koszul i dlatego właśnie na fortecy numer trzy nie było chorągwi.
Wartownicy siedzieli już na płocie. Jeden z nich siedział okrakiem na parkanie przy ulicy Marii, drugi na parkanie przy ulicy Pawła. Z oddziału, który krzątał się między fortecami, wyszedł w pewnym momencie Gereb, stanął przed Boką i stuknął obcasami.
— Panie generale, melduję posłusznie, mam prośbę.
— Słucham.
— Pan generał rozkazał mi dzisiaj, żebym jako bombardier udał się do fortecy numer trzy, ponieważ jako narożna jest ona najbardziej niebezpieczna. A poza tym nie ma na niej chorągwi.
— Zgadza się. A o co chodzi?
— Chcę prosić o to, abym mógł się udać na jeszcze bardziej niebezpieczny posterunek. Już nawet zamieniłem się z Barabaszem, który został skierowany na szaniec. On bardzo dobrze rzuca, więc będzie znacznie pożyteczniejszy w twierdzy. A ja chcę walczyć wręcz, w pierwszym szeregu, na szańcu, żeby mnie widzieli. Proszę o zezwolenie.
Boka przyjrzał mu się uważnie.
— Jednak porządny z ciebie chłopak, Gereb.
— Czy otrzymam zgodę?
— Tak, zgoda.
Gereb zasalutował, ale stał nadal przed generałem.
— Czego jeszcze chcesz? — zapytał go Boka.
— Chciałbym jeszcze powiedzieć — odparł nieco zmieszany artylerzysta — że bardzo się ucieszyłem, kiedy powiedziałeś „porządny z ciebie chłopak, Gereb”, ale bardzo mnie zabolało, że na początku dodałeś „jednak”.
Boka uśmiechnął się.
— Nic na to nie poradzę. Sam sobie jesteś winny. A teraz nie roztkliwiaj się! W tył zwrot, odmaszerować! Na miejsce!
I Gereb odmaszerował. Z radością schował się w rowie i natychmiast przystąpił do lepienia bomb z piasku. Nagle zza szańca wychyliła się umorusana piaskiem postać. Był to Barabasz. Krzyknął w stronę Boki:
— Pozwoliłeś mu?
— Pozwoliłem! — odpowiedział generał.
A więc nie dowierzano jeszcze Gerebowi. Tak zwykle jednak bywa z tymi, którzy nadużyli zaufania. Kontroluje się ich potem nawet wtedy, gdy mówią prawdę. Słowo generała rozproszyło wątpliwości w tej sprawie. Barabasz wdrapał się na narożną fortecę i zameldował u dowódcy. Za chwilę obie potargane głowy skryły się za blankiem baszty. Chłopcy zaczęli układać kule z piasku w piramidę.
W taki sposób minęło kilka minut, które wydały się chłopcom godzinami. Niecierpliwili się już tak bardzo, że co chwila słychać było okrzyki:
— A może się rozmyślili?
— Nastraszyli się!
— Albo przygotowali jakiś nowy podstęp!
— Wcale nie przyjdą!
Kilka minut po drugiej adiutant przegalopował przez wszystkie bojowe stanowiska z rozkazem, żeby skończyć wszelkie nawoływania i przyjąć postawę baczność, bo za chwilę generał dokona ostatniego przed bitwą przeglądu. Kiedy adiutant z tą wieścią znajdował się na ostatniej już pozycji bojowej, na pierwszym posterunku ukazał się Boka. Był pełen powagi, milczący. Najpierw zlustrował oddziały zgrupowane przy ulicy Marii. Wszystko było tam w największym porządku. Oba bataliony stały na baczność z lewej i prawej strony wielkiej bramy. Dowódcy wystąpili do przodu.
— Wszystko w porządku — powiedział Boka. - Czy znacie swoje zadania?
— Znamy. Mamy upozorować ucieczkę.
— A potem… uderzyć od tyłu.
— Tak jest, panie generale!
Potem generał sprawdził budkę Słowaka. Otworzył drzwi i włożył do zamka od zewnątrz wielki, zardzewiały klucz. Obrócił raz i drugi, żeby sprawdzić, czy zamek dobrze działa. Następnie dokonał przeglądu trzech pierwszych fortec. W każdym forcie zajmowało stanowiska po dwóch chłopców. Kule z piasku ułożone były w piramidy. W twierdzy numer trzy zgromadzono trzy razy tyle amunicji, co w innych fortecach. Tu znajdował się główny punkt ognia. Kiedy generał pojawił się w tej fortecy, aż trzech chłopców stanęło przed nim na baczność. W fortecach numer cztery, pięć i sześć zgromadzono również rezerwową amunicję.
— Tych bomb nie ruszajcie — powiedział Boka — przydadzą się wtedy, kiedy na mój rozkaz przeniosą się tu bombardierzy z pozostałych fortec.
— Tak jest, panie generale!
Załoga fortecy numer pięć była do tego stopnia zdenerwowana, że kiedy pojawił się generał, jeden z nadgorliwych bombardierów wrzasnął:
— Stój! Kto idzie?
Drugi trącił go w bok, a Boka krzyknął:
— Nie poznajesz swego generała, ty ośle?
I dodał po chwili:
— Takiego to najlepiej od razu rozstrzelać!
Zdenerwowany bombardier przeraził się nie na żarty. W pierwszej chwili nie pomyślał nawet, że jest mało prawdopodobne, żeby go rozstrzelano. Boka po prostu nie zastanowił się nad swymi słowami, zresztą co tu dużo mówić, udzieliło mu się podniecenie przed bitwą, normalnie nie palnąłby takiego głupstwa.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłopcy z Placu Broni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chłopcy z Placu Broni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.