– Żeby nikt z was mi go nie zabrał – rzekł zachrypniętym głosem już przy drzwiach – powieszę go sobie na szyi.
I przełożył klejnot przez głowę.
– Pięknie, co?
– Dobry Boże – szepnął Alvar i przytrzymał mocno Matyldę, która wykonała gwałtowny ruch w stronę Emila.
Pozostali stali bezradni, wpatrując się w niego. Służąca, widząc Emila wychodzącego ze stangretem, pośpiesznie zaciągnęła dzieci do służbówki.
Emil odepchnął swego pomocnika.
– Teraz już sobie sam poradzę. Widzicie? Wszystko chcieliście mi zabrać, zabiliście moją matkę, ale to ja mam naszyjnik. To ja będę bogaty!
Chwiejnym krokiem przeszedł przez dziedziniec w stronę powozu, po drodze mijając drzewo rosnące na środku.
Nigdy wcześniej Matylda nie zwróciła uwagi na to, że gałęzie zwisają tak nisko. Naraz doszedł ich przeraźliwy krzyk, a światło z okien oświetliło makabryczną scenę.
Emil zahaczył naszyjnikiem o wystający konar i zawisł na nim. Jak to się stało, nie byli w stanie pojąć. Nogami nie mógł sięgnąć podłoża. Prawdopodobnie gałąź uniosła się i nim ktokolwiek zdążył podbiec, Emil się udusił…
Wszelkie próby przywrócenia go do życia spełzły na niczym.
Kiedy wszyscy zajęci byli Emilem, usłyszeli krzyk jednego ze służących. Odwrócili się i spostrzegli to samo co on: w oknach pokoju gościnnego buchnęły płomienie, oświetlając cały dwór. Rozległy się złowieszcze trzaski.
– O, nie! – krzyknęła Matylda. – Szybko, ratować ludzi i zwierzęta!
Wszyscy zapomnieli o martwym Emilu. Gorączkowo gaszono pożar i wynoszono dobytek. Inwentarz został wyprowadzony na okoliczne łąki.
Dość szybko udało się opanować zagrożenie, ale matka Emila spłonęła w środku. Pokój gościnny został całkowicie zniszczony.
Służba spisała się nienagannie i z największym poświęceniem uratowała większość mebli i przedmiotów codziennego użytku.
Tylko to, co znajdowało się w największym pokoju, zostało bezpowrotnie stracone.
Nikt jednak nie odczuwał z tego powodu żalu. Zbyt wiele nieprzyjemnych zdarzeń miało tam miejsce.
Ustalono, że Alvar zajmie się najtrudniejszym: zdejmie naszyjnik z szyi Emila i zakopie go w grobie Huldy. Szaloną propozycję któregoś z parobków, by pogrzebać Emila z przeklętym klejnotem, odrzucono z niesmakiem.
Matylda stała wraz z innymi na dziedzińcu i drżała na całym ciele.
– Naszyjnik musi wrócić na swoje miejsce – upierała się. – Musimy dopilnować, by zło znalazło się na powrót głęboko w ziemi.
Stary kucharz odezwał się z powagą:
– Tak, to jedyne rozsądne wyjście. I niech mi wolno powiedzieć w imieniu wszystkich, że ulżyło nam, gdy zobaczyliśmy cię w dobrym zdrowiu, panno… pani Matyldo. Ale jeśli chodzi o przyczynę wszelkiego zła, to nie jestem pewien, czy nie leży tutaj… Wprawdzie nie należy wyrażać się źle o zmarłych, ale…
Pozostali służący kiwnęli głowami uroczyście.
Kiedy oni zajęci byli rozmową, stangret Emila ukradkiem zdjął klejnot z szyi swego zmarłego pana i wsunął do torebki, którą w zamieszaniu wyniósł z domu. Zamierzał wyśliznąć się nie zauważony przez bramę, wolny i bogaty. Wiedział, że we dworze nie ma już czego szukać.
Ale Hulda nie puściła mu tego płazem.
Niczym Vanlande z rodu Inglingów, który przed wieloma setkami lat został opętany przez nasłaną przez Huldę wiedźmę, tak teraz stangret został powalony w zwieńczonej łukiem bramie. Jakaś koszmarna zjawa dosiadła go i usiłowała mu połamać wszystkie kości.
Nieszczęśnik wył jak oszalały:
– Weźcie to! Weźcie to diabelstwo!
Nie mógł otworzyć dłoni, która ściskała kurczowo paski skórzanego mieszka. Alvar wziął od jakiegoś parobka nóż i szybkim ruchem odciął rzemienie.
Stangret uniósł się, z trudem łapiąc oddech. Matylda po raz pierwszy zachowała się przytomnie i nie popadła w sentymentalny ton.
– Precz! – krzyknęła surowo. – Odejdź stąd i nigdy nie wracaj!
Wstał niepewnie, oparł się o ścianę, a potem chwiejnym krokiem wyszedł za bramę i zniknął w mroku nocy.
Było już bardzo późno, dzieci spały w pokoju, który nie ucierpiał w pożarze. Dym i zapach spalenizny zalegały nad domostwem. Wszyscy odczuwali straszne zmęczenie i ciągle nie mogli wyjść z szoku.
– Może odpoczniesz? – zaproponował Alvar. – Wiesz, że mogę zrobić to sam.
– Nie, nie zostawię cię sam na sam z wiedźmą. A poza tym nie zdołam zasnąć, póki tego nie załatwimy.
Dziewczyna nadal była wstrząśnięta, szczękała zębami i z trudem wymawiała słowa.
Ale Alvar rozumiał, o co jej chodzi. Wziął długi drąg i zahaczywszy o resztki rzemieni, uniósł torebkę z naszyjnikiem.
Nie pozwalając nikomu zbliżyć się do niej, okrążyli zabudowania i wielką gromadą, zaopatrzeni w łopaty i lampy, ruszyli w stronę kurhanu.
Matylda, która szła obok Alvara, powiedziała głośno i dobitnie:
– Idziemy, Huldo, zwrócić ci twój prastary skarb. Nie mamy złych zamiarów! Przyrzekamy, że już nigdy nikt nie naruszy miejsca twego wiecznego spoczynku!
Wielu obecnych kiwało z zapałem głowami podczas tej przemowy. Większość z nich słyszała krążące po okolicy legendy o jakimś grobie w zagajniku. Teraz po raz pierwszy usłyszeli z ust Alvara i Matyldy całą historię o Huldzie.
Część służby została w domu, by opiekować się dziećmi i chorym Brorem. Do spalonego pokoju gościnnego nikt nie odważył się jednak zbliżyć.
Matylda, zanim poszła ze wszystkimi, zajrzała do rodzeństwa i upewniła się, czy śpią.
Teraz ja jestem właścicielką Hult, pomyślała, ja i moje rodzeństwo. Ale nie chcę tego dworu i myślę, że oni również.
Dotarli do kurhanu. Służące z odpowiedniej odległości oświetlały grób, chłopi stanęli w gotowości z łopatami.
Na znak Alvara wykopali głęboki dół i wrzucili skórzany mieszek z naszyjnikiem.
Nikt im nie przeszkadzał. W koronach drzew coś szumiało cicho, ale ten szum nie zwiastował niczego złego, nie ostrzegał ich jak ostatnio.
Uklepali starannie ziemię. Wszyscy byli zgodni co do tego, że nikt nie powinien się dowiedzieć, jaką tajemnicę kryje to miejsce. Im mniej osób wiedzieć będzie o grobie Huldy, tym lepiej dla następnych pokoleń.
– Wiesz, Matyldo – odezwał się Alvar, kiedy opuszczali zagajnik. – Czuję wielką ulgę. Jakbym się obudził z koszmarnego snu.
– To tak jak ja. Straciłam jednak ochotę, by tu mieszkać.
– Rozumiem cię. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, zostanę z tobą parę dni i pomogę ci. Trzeba urządzić pogrzeby, wydać polecenia służbie, poza tym sprowadzić lekarzy do Brora.
– Będę ci wdzięczna – rzekła Matylda lekko rozczarowana, że nawet słowem nie wspomniał o niej.
– A potem, kiedy się z tym uporamy – dodał – zapraszam was wszystkich czworo do mojego dworu do Uppland.
Bałam się, że już tego nie powie, pomyślała Matylda i odetchnęła z ulgą.
– Bardzo dziękuję – rzekła. – Z radością skorzystamy z zaproszenia. Nawet Bror powiedział dziś służącej, że tutaj zrobiło się jakoś nieprzyjemnie. Z nimi, czy bez nich… Wybacz, nie powinnam tak mówić, oni nie żyją.
– Wiem, o co ci chodzi – uspokoił ją Alvar.
Po jakimś czasie ruszyli w drogę przez Szwecję.
Dwór sprzedali chłopu, któremu zależało wyłącznie, na ziemi. Budynków nie chciał nawet oglądać. Słyszał, że się tam wydarzyły straszne rzeczy.
Matylda i jej rodzeństwo mieli więc pieniądze. Pożyczyli trochę Alvarowi, by sprawił sobie lepszy strój. Oczywiście wzbraniał się przed przyjęciem pożyczki, ale Matylda postawiła na swoim.
Читать дальше