Владимир Короткевич - W szałasie
Здесь есть возможность читать онлайн «Владимир Короткевич - W szałasie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: short_story, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W szałasie
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W szałasie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W szałasie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W szałasie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W szałasie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Protestuję, to już wierutne kłamstwo! - nie wytrzymał Michał. - My jesteśmy tacy ludzie, że nam psy chleb sprzed nosa zabierają. Nas samych można Turkom sprzedać.
Śmiali się. Deszcz tymczasem przestał padać, tylko o żwir uderzały bujne krople z drzew.
Wrócili do parku, zaś w pobliżu stadionu dziewczyna zupełnie przypadkiem potrąciła ramieniem jego ramię. Pułapka znowu się zatrzasnęła. Objął ją i pocałował w same usta.
- Jednak przypomniałeś sobie moje obiecanki - szepnęła. - Jesteś pamiętliwy!
To były dni: praca z tymi, którzy uważali go już za swego, nieco zazdrosne spojrzenia grubasa, żarty Lowaczki, plaża nad Dnieprem, siatkówka. I ona - zaróżowiona wysiłkiem, z wzniesionymi do góry rękami, by odbić piłkę, to dla odmiany cicha i łagodna, z odblaskiem nocnych latarni w oczach...
Jedną z nocy spędzili na wodzie. Po prostu wybrali się na wycieczkę nocnym statkiem.
Z brzegu dolatywał ostry głos derkacza, który jak gdyby uczył się u świerszcza, czuło się zapach nagrzanych za dnia wodorostów, pałki wodnej. Kiedy statek przybliżył się do brzegu, słyszeli uderzenia fal, smętne i przedsenne głosy nocnych ptaków. Gdzieś na wprost, daleko przed nimi płonęła nisko sina gwiazdka. Stojąc na dziobie statku odnosili wrażenie, że płyną wprost ku niej.
- Nie wiem, co ty masz w sercu, ale moje pełne jest ciebie. Niczego więcej mi nie trzeba. Jest ta ziemia, są odpoczywające mięśnie, gwiazdka i ty.
Już wiedzieli, że stali się dla siebie czymś najważniejszym.
- Długo będziesz mnie kochać? - pytała, tuląc się do niego.
- Nie wiem...
- Dlaczego?
Przez jakiś czas milczał, potem powiedział pół żartem, pół serio:
- Nikt nie zna godziny swojej śmierci. Dlatego nie mogę ci powiedzieć, jak długo będę ciebie kochał...
Płynęli szlakiem, wiodącym ku sinej gwiazdce.
Potem zaczęło się świtanie. Spoza piasków i lewobrzeżnych łóz wypływało słońce. Fale były zielonobłękitne, ich grzbiety przez chwilę stały się jak gdyby nasycone trwożną czerwienią, a potem pomarańczowym ogniem. Miało się wrażenie, że właśnie z nich wynurzy się ktoś piękny, łagodnie-mądry, przynoszący na ziemię wieczyste ciepło i radość.
- Wyłoniona z piany... - cicho szepnął Michał, ona zaś go zrozumiała.
Ach, ten przeklęty deszcz! Jak mogło się zdarzyć, że on, Michał, musi właśnie sam siedzieć w tym szałasie?! Jak można zapomnieć o tamtej nocnej rozmowie na skwerze przed Złotą Bramą?
- Michale, sam powinieneś zrozumieć, że ja nie mogę z tobą pojechać - powiedziała żałośnie, jej plecy dygotały.
- Ale ja przecież ciebie kocham!
- Ja kocham bardziej. I nie jadę nie dlatego, że mieszkasz w głuszy. Pojechałabym z tobą nawet na pustynię. Ale ja tutaj mam swoją pracę. W puszczach nie organizuje się prac wykopaliskowych, chyba, że przypadkiem... Oboje z tobą jesteśmy Cyganami, jednak innymi drogami musimy wędrować. I chyba one się nie zbiegną. Odpędzałam od siebie precz te myśli, pocieczałam się, że jeszcze po dwóch latach pracy masz dużo urlopu. Oto czterdzieści dni... Trzydzieści... Siedem... Teraz nie ma czego ukrywać, zostały tylko trzy...
Olbrzymi rudy kot przechodził przez alejkę, zamoczył łapy i teraz otrząsał krople ze swoich glansowanych pięt. Patrząc na kota, Michał powiedział:
- Czemu nasze drogi nie mogą się zejść?
- Przystań do nas. Przecież ciebie ta praca zainteresowała. Na początku będziesz robotnikiem, potem brygadzistą... Zaocznie ukończysz instytut, masz zaledwie dwadzieścia trzy lata!
- A ty już jesteś po instytucie, na praktyce! Zawsze mam być twoim podwładnym? - Przypomniało mu się, że nawet jej zarobki będą większe, ale głośno powiedział tylko to: - Będzie mi jakoś głupio!
- Och, jaki z ciebie konserwatysta! Nie pleć bzdur, przecież jesteśmy współczesnymi ludźmi...
- Tak na prawdę, to ty mnie nie kochasz...
- Michałku, mój drogi! Polubiłam wybrany przez siebie zawód, umarłabym bez niego... Zapach ziemi... Słońce, stare kamienie o barwie oliwek. Znaleziska. Ból w krzyżach. I stała nadzieja, że oto może coś wykopiesz, dotrzesz do jakiegoś sklepienia, a spod niego wyleci pieśń - dawna, zapomniana już na ziemi.
Patrzyła na oszlifowane przez stulecia kamienie Złotej Bramy, na wywieszki restauracji i kiosku z lodami za nią, ale jemu zdawało się, że błądzi wzrokiem gdzieś daleko w stepach, gdzie widzi szybkie cienie jeźdźców połowieckich.
- Ja także kocham swoją pracę. Mnie także uczono, ponoszono koszta.
- Mniej ją lubisz, niż ci się wydaje, skoro wspomniałeś o pieniądzach. Przecież nie będziesz tu się bawić, wszystko odrobisz...
- Nie mogę. Ciągnie mnie do niej...
- Zostanie jako twoje hobby, będziesz pisywał książki, przyrodnik wszędzie jest potrzebny. Zapoznasz się z fauną Azji, Krymu, pustyń i gór, a nie tylko Białorusi. Ostatnie zaś swoje lata spędzisz tam, gdzie będziesz chciał, na przykład w okolicach Berezyny. Napiszesz olbrzymią księgę o swoich podróżach. No, zastanów się, bo ja nie mogę inaczej!
Deszcz! U wejścia do szałasu jak gdyby firanka z kropel.
Czemu na to nie przystał? Słusznie postąpił; to on jest mężczyzną, a ona widocznie niezbyt go kochała, jeżeli nie zechciała z nim wyjechać.
Przypomina jednak rozpaczliwie załamane ręce, spłoszone oczy i głos:
- Michale, mój drogi! Jednego tylko już chcę, żebyś przynajmniej jako moje dziecko, mój syn, był razem ze mną. Żeby ono było do ciebie podobne... Żeby zawsze... Cóż innego mogę zrobić?
Postanowili rozstać się ze sobą. Ostatnie dni były nie do zniesienia. Rozpaczliwe pieszczoty, ręce tak obejmujące, że wydawało się, iż z ich objęć można wyrwać się tylko tracąc życie. Z drzewa życia zaś codziennie spadał jeden liść.
Wmawiali sobie, że nic nie jest skończone, że każdej chwili będą mogli do siebie przyjechać, że będą pisać - jednak w głębi duszy czuli, że to koniec. Przecież nie potrafią wybaczyć sobie tego, że żadne z nich nie potrafiło zrezygnować z obranej drogi!
Gorzkie wargi dziewczęce, pasemka włosów, zryw ciała, jakby dziewczyna bawiła się w palanta.
Czego ode mnie chcesz? Czemu każdej nocy wyłaniasz się z ciemności?
Michał nie miał dość sił, żeby wrócić na stare miejsce pracy, skoro to z niego dwa miesiące temu pojechał na spotkanie swojego szczęścia. Rozliczył się, rozdał swoje rzeczy, zdecydował się na to, żeby przenieść się do pracy w innym rezerwacie.
I oto ten deszcz. Do stacji zostało zaledwie pięć kilometrów. Od niej wiodą dwie drogi, jedna z nich na wschód, gdzie Maria rozkopuje grodziszcze...
On jednak pojedzie na zachód, w kierunku puszcz.
Deszcz padał gwałtownie, stukał o ziemię niby grad, uderzał po liściach, bulgotał w kałużach. Z tych kałuż, z powietrza, od liści - zewsząd dobiegały odgłosy, przypominające pochlipywanie. Blade dalekie błyskawice rozpełzały się wśród drzew czerwonym płomieniem.
I znowu dochodziły głosy z owej stodółki, mimo iż Michał wtulił głowę w marynarkę i nie chciał nic słyszeć - wszystkiemu bowiem koniec, niczego nie potrzebował, nigdy nie spotka się ze szczęściem.
Drogi ich rozchodzą się w dwóch przeciwnych kierunkach, ją zaś mało to w dodatku obchodzi.
Chcąc nie chcąc musiał słyszeć głos starszej kobiety...
- Mówisz, że nie kocha. Pomału, pomału! Pleciesz głupstwa... Ty lepiej posłuchaj, jak było z moim Alesiem. Na Powołżu był głód - ludzie jedli trawę, ale nam, uciekinierom, było jeszcze gorzej. I wtedy rodzice moi i rodzice Alesia postanowili wrócić do domu. A tam coś takiego zrobiło się, że trudno było zrozumieć! Zamieszkałam w swojej wsi, ale na Litwie, on też w swojej, ale w Polsce. Pomiędzy nami granica, choć widać, jak on swoją krowę wypędza na rżysko.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W szałasie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W szałasie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W szałasie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.