– To znaczy… chcesz, żebym to JA zapłacił za zabieg?
– Sądzę, że to uczciwe.
– Ile?
– Nie wiem. Przypuszczam, że parę setek.
– Nie mogę – stwierdził.
– Co?
– Nie mogę za to zapłacić, Amy.
– Przez ostatnie dwa lata pracowałeś podczas wakacji. I dorabiasz sobie w prawie wszystkie weekendy.
– Dobrze wiesz, że za sprzątanie i układanie towarów na półkach w sklepie spożywczym płacą mamę grosze.
– Minimum socjalne.
– Tak, ale…
– Kupiłeś ten samochód i wyremontowałeś go. Masz też spore oszczędności. Nieraz mi się tym chwaliłeś.
Skrzywił się.
– Nie mogę tknąć oszczędności.
– A to dlaczego?
– Bo potrzebuję każdego centa na wyjazd do Kalifornii.
– Nie rozumiem.
– Za dwa tygodnie po rozdaniu świadectw spieprzam z tego cholernego miasta Tu nie ma dla mnie przyszłości. Royal City. Śmiechu warte. To zadupie nie ma w sobie nic królewskiego. Z wyjątkiem nazwy. A w ogóle co to za miasto? Piętnaście tysięcy ludzi żyjących w samym środku Ohio, czyli tam, gdzie diabeł mówi dobranoc.
– Mnie się tu podoba.
– Mnie nie.
– Co spodziewasz się znaleźć w Kalifornii?
– Żartujesz sobie? Dla faceta z głową jest tam cała masa rozmaitych możliwości.
– Ale co spodziewasz się tam znaleźć dla SIEBIE? – spytała.
Nie zrozumiał, co miała na myśli; nie poczuł nawet, kiedy wbiła szpilę.
– Już ci mówiłem, maleńka. W Kalifornii człowiek ma przed sobą więcej perspektyw. Los Angeles. To miejsce w sam raz dla mnie. Kurwa, tak. Facet taki jak ja w mieście takim jak L. A. może zajść naprawdę daleko.
– Co chcesz tam robić?
– Cokolwiek.
– To znaczy?
– Po prostu cokolwiek.
– Od jak dawna planujesz wyjazd do Los Angeles?
– Od roku – odrzekł z kretyńskim uśmieszkiem.
– Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
– Nie chciałem cię denerwować.
– Po prostu zamierzałeś cichaczem się ulotnić.
– Ależ nie. Nie, miałem zamiar być z tobą w kontakcie, maleńka. Myślałem sobie nawet, czyby cię ze sobą nie zabrać.
– Znając cię, na pewno. Jeny, MUSISZ zapłacić za aborcję.
– A dlaczego TY nie możesz za nią zapłacić? – wychrypiał. – Ubiegłego lata też pracowałaś. I w weekendy dorabiasz sobie tak samo jak ja.
– Matka kontroluje moje oszczędności. Nie jestem w stanie wybrać tak dużej sumy nie mówiąc jej, po co mi tyle pieniędzy. Nie ma takiej możliwości.
– A więc powiedz jej.
– Boże, nie mogę. Zabiłaby mnie.
– Pokrzyczy, pokrzyczy i najwyżej przez jakiś czas będziesz miała areszt domowy Ale przejdzie jej.
– Nie przejdzie. Zabije mnie.
– Nie wygłupiaj się. Nic ci nie zrobi.
– Nie znasz mojej matki. Okropnie zasadnicza, a czasami bywa podła. Poza tym jesteśmy katolicką rodziną. Matka jest bardzo pobożna. Bardzo, bardzo pobożna. A dla pobożnej katoliczki aborcja jest strasznym grzechem. To morderstwo. Zdarza się, że mój ojciec wykonuje niekiedy za darmo pewne usługi prawne dla ligi „Prawo do życia". Nie jest takim bigotem jak moja matka To ogólnie rzecz biorąc porządny facet, ale wydaje mi się, że nawet on nie zaaprobowałby aborcji. I WIEM, że moja matka z całą pewnością nigdy tego nie zrobi. Ani teraz, ani nigdy. Zmusi mnie, abym urodziła to dziecko. Wiem, że tak będzie. Aleja nie mogę. Po prostu nie mogę. Boże, nie mogę.
Zaczęła płakać.
– Ejże, dziecino, przecież to nie koniec świata. – Objął ją ramieniem. -Jakoś sobie poradzisz. Będzie dobrze. Przecież wiesz, że życie musi się toczyć dalej.
Nie chciała żadnego wsparcia z jego strony. Ani fizycznego, ani emocjonalnego. Nie od niego. Tyle, że nic nie była w stanie na to poradzić. Położyła głowę na jego ramieniu, gardząc sobą za tę słabość.
– Spokojnie – powiedział. – Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. – Kiedy łzy przestały wreszcie płynąć z jej oczu, powiedziała:
– Jeny, musisz mi pomóc. MUSISZ i tyle.
– No…
– Jerry, proszę.
– Wiesz, że zrobiłbym to, gdybym mógł. Usiadła prosto, ocierając oczy chusteczką.
– Jeny, przecież odpowiedzialność spoczywa również na tobie.
– Nie mogę – odrzekł stanowczo, odsuwając jej rękę.
– Po prostu pożycz mi te pieniądze. Oddam ci.
– Nie zdążysz mi oddać w ciągu dwóch tygodni. A ja będę potrzebował każdego dolara, kiedy pierwszego czerwca wyjadę do Kalifornii.
– Chodzi mi tylko o pożyczkę. Nie chciała go prosić, ale nie miała wyboru.
– Nie mogę, nie mogę, nie mogę! – krzyknął jak dziecko w przypływie złego humoru podniesionym, ochrypłym głosem. – Zapomnij o tym! Po prostu o tym zapomnij, Amy. Będę potrzebował każdego centa, kiedy wreszcie wyrwę się z tego cuchnącego miasta.
CHRYSTE, JAK JA GO NIENAWIDZĘ!
Ale nienawidziła również siebie za to, co pozwoliła mu ze sobą zrobić.
– Jeżeli przynajmniej nie pożyczysz mi tych pieniędzy, zadzwonię do twoich rodziców. Powiem im, że mam z tobą dziecko. Napytam ci biedy, Jerry.
Nie sądziła, aby naprawdę była w stanie się do tego posunąć, ale miała nadzieję, że wystarczy sama groźba, by przemówić mu do rozsądku.
– Bóg mi świadkiem, że jeśli nie będę miała innego wyjścia, zmuszę cię, żebyś się ze mną ożenił. Jeśli już mam pójść na dno, zabiorę ciebie ze sobą.
– Czego ty ode mnie chcesz, na litość boską?
– Odrobiny przyzwoitości. To wszystko.
– Nie uda ci się zmusić mnie do małżeństwa.
– Może i nie – przyznała. – Ale mogę narobić niezłego smrodu i zmusić, abyś płacił na dziecko alimenty.
– Nie uda ci się zmusić mnie do niczego, kiedy tylko znajdę się na terytorium innego stanu. Nie ściągniesz ode mnie z Kalifornii ani grosza.
– To się okaże – powiedziała, choć była prawie pewna, że miał rację.
– Tak czy inaczej, nie potrafisz udowodnić, że to ja jestem ojcem.
– A któżby inny?
– Skąd mam to wiedzieć?
– Bo jesteś jedynym, z którym to robiłam.
– Z całą pewnością nie byłem pierwszym – stwierdził.
– Ty draniu.
– Pierwszy był Eddie Talbot.
– Nie robiłam tego z nikim, odkąd pół roku temu zaczęłam spotykać się z tobą.
– Skąd mam wiedzieć, że to prawda?
– Ty WIESZ – powiedziała Ellen z nienawiścią. Miała ochotę kopnąć go, uderzyć, paznokciami rozorać mu twarz do krwi, ale pohamowała się w nadziei, że może mimo wszystko uda się jej wyciągnąć od niego forsę.
– To TWOJE dziecko, Jeny. Nie ma co do tego wątpliwości.
– Nigdy nie doszedłem w tobie – odparł.
– Zrobiłeś to. Kilka razy. A do tego wystarczy tylko raz.
– Jeżeli spróbujesz wnieść sprawę do sądu albo coś w tym rodzaju, ściągnę pięciu czy sześciu kumpli, którzy zaświadczą, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy rżnęłaś się z nimi aż miło.
– Wiesz, że nigdy w moim życiu nie było nikogo oprócz Eddiego i ciebie!
– W sądzie to będzie twoje zdanie przeciwko ich.
– Zostaną oskarżeni o krzywoprzysięstwo!
– Mam paru serdecznych przyjaciół, którzy zrobią wszystko, aby mnie ochronić
– Nawet zniszczą moją reputację?
– Jaką reputację? – spytał z drwiącym uśmieszkiem.
Amy poczuła mdłości. Sytuacja była beznadziejna. Nie było sposobu, aby zmusić go do zrobienia tego, co należało. Była zdana tylko na siebie.
– Odwieź mnie do domu – powiedziała.
– Z przyjemnością – odrzekł.
Powrót do miasta zajął im pół godziny. Przez ten czas żadne z nich nie odezwało się słowem. Dom Harperów znajdował się przy Mapie Lane, w typowej dzielnicy klasy średniej, ze starannie przystrzyżonymi trawnikami i krzewami, świeżo malowanymi domami i płotami, podwójnymi garażami. Harperowie mieszkali w jednopiętrowym neokolonialnym domku, białym z zielonymi okiennicami. W saloniku na parterze paliło się światło.
Читать дальше