– Załatwione – stwierdził. – Dałem jej darmowy bilet. – Miał dźwięczny, łagodny, głos, który jednak zawsze było doskonale słychać nawet pośród lunaparkowego zgiełku.
– Niczego nie podejrzewała?
– Oczywiście, że nie. Ucieszyła się z darmowego seansu u wróżki. Zachowywała się tak, jakby naprawdę uwierzyła, że Madame Zena potrafi widzieć przyszłość.
– Nie chciałbym, aby myślała, że została wybrana celowo – rzekł Straker zatroskany.
– Uspokój się – rzucił Duch. – Sprzedałem jej starą bajeczkę, a ona z miejsca ją kupiła. Powiedziałem jej, że moim zadaniem jest krążenie po głównej alei i rozdawanie przypadkowym ludziom darmowych biletów ot, tak sobie, dla wzbudzenia zaciekawienia. Public relations.
Straker zmarszczył brwi.
– Na pewno podszedłeś do właściwej dziewczyny?
– Do tej, którą mi pokazałeś.
Nad nimi wielki mechaniczny klaun ponownie wybuchnął urywanym śmiechem. Zaciągając się szybko i nerwowo papierosem Straker mówił dalej:
– Ma jakieś szesnaście lat. Włosy bardzo ciemne, prawie czarne. Ciemne oczy Około pięciu stóp pięciu cali wzrostu.
– Jasne – mruknął Duch. – Tak jak inne w poprzednim sezonie.
– Ta nosiła niebieskoszary sweter. Była z blondynem, chyba swoim rówieśnikiem
– To ona – stwierdził Duch przeczesując proste włosy długimi, wąskimi, mlecznobiałymi palcami.
– Jesteś pewien, że wykorzystała bilet?
– Tak. Zaprowadziłem ją wprost do namiotu Zeny.
– Może tym razem…
– Co ona robi z tymi dzieciakami, które jej podsyłasz?
– Przepowiadając im przyszłość dowiaduje się możliwie jak najwięcej na ich temat – pyta o nazwiska, o to, jak nazywają się ich rodzice i tak dalej.
– Dlaczego?
– Bo chcę to wiedzieć.
– Ale dlaczego?
– Nie twoja sprawa.
Za nim wewnątrz ogromnego Tunelu Strachu dziewczęta krzyczały przeraźliwie, kiedy coś wyskoczyło na nie z ciemności. Ich piski przerażenia były w dużej mierze udawane; jak tysiące nastolatek przed nimi, tak i one wykorzystywały pretekst strachu, by przytulić się mocniej do siedzących obok nich chłopców. Ignorując krzyki za plecami, Duch wpatrywał się z przejęciem w Strakera; w bladych, prawie bezbarwnych, półprzeźroczystych oczach albinosa malowało się zakłopotanie.
– Muszę się czegoś dowiedzieć. Czy ty kiedykolwiek… eee… czy kiedykolwiek tknąłeś choć jednego z dzieciaków, które wysyłałem do Zeny?
Straker spojrzał na niego.
– Jeżeli pytasz mnie, czy napastowałem seksualnie jakiegoś chłopca lub dziewczynę, którymi byłem zainteresowany, odpowiedź brzmi: nie. To absurd.
– Nie chciałbym brać udziału w czymś takim – stwierdził Duch.
– Masz brudne myśli – rzekł Straker, zdegustowany. – Na litość Boską, ja nie szukam świeżego ciała. Chodzi mi o pewne konkretne dziecko, kogoś szczególnego.
– Kogo?
– Nie twoja sprawa. – Jak zawsze podniecony perspektywą pomyślnego zakończenia swoich długich poszukiwań, Conrad dodał: – Muszę teraz pójść do namiotu Zeny. Prawdopodobnie już skończyła z tą dziewczyną. To może być ona. To może być ta, której szukam. W Tunelu Strachu dziewczęta ponownie zaczęły krzyczeć; ściany znacznie wytłumiały ten dźwięk.
Kiedy Straker skierował się ku schodkom, pragnąc jak najszybciej usłyszeć, czego dowiedziała się Zena, albinos zatrzymał go, kładąc mu dłoń na ramieniu.
– W poprzednim sezonie niemal w każdym mieście, gdzie się zatrzymywaliśmy, był jakiś dzieciak, który przykuwał twoją uwagę. Czasami dwoje lub troje. Jak długo już szukasz?
– Piętnaście lat.
Duch zamrugał. Przez chwilę cienkie przezroczyste powieki przesłoniły jego dziwne oczy, nie zakrywając ich zupełnie.
– Piętnaście lat? To bez sensu.
– Nie dla mnie.
– Posłuchaj… Pracuję dla ciebie od zeszłego sezonu i do tej pory nie narzekałem. Ale ta sprawa z dzieciakami naprawdę nie daje mi spokoju. Jest w tym coś przerażającego. I w tym roku wszystko zaczęło się od nowa. Nie chcę brać w tym udziału.
– To zrezygnuj. Rzuć robotę i z głowy – rzucił ostro Straker. – Idź pracować dla kogoś innego.
– Tyle tylko, że z tym jednym wyjątkiem lubię to, co robię. To dobra praca i dobrze płatna.
– A więc rób to, za co ci płacę i o nic nie pytaj – mruknął Straker. – Albo spadaj stąd. Wybór należy do ciebie.
Straker usiłował odsunąć się od albinosa, ale Duch mocno trzymał ramię wyższego mężczyzny. Jego chuda, wilgotna, biała jak kość ręka miała zdumiewająco silny uścisk.
– Powiedz mi jedno. Zaspokój moją ciekawość.
– To znaczy? – spytał zniecierpliwiony Straker.
– Jeśli już znajdziesz tego, kogo szukasz… czy to będzie chłopak, czy dziewczyna… zamierzasz skrzywdzić jego lub ją?
– Oczywiście, że nie – skłamał Straker. – Czemu miałbym to robić?
– Bo widzisz, nie rozumiem, dlaczego tak się zawziąłeś na tego kogoś, że chcesz go odnaleźć… chyba że…
– Posłuchaj – rzekł Straker. – Jest pewna kobieta, wobec której mam olbrzymi dług wdzięczności. Znałem ją wiele lat temu, ale nasze drogi się rozeszły. Wiem, że ma już dzieci i za każdym razem, kiedy widzę dzieciaka podobnego do niej, sprawdzam go. Kto wie, może szczęście mi dopisze. Natknąwszy się na jej córkę lub syna, odnajdę ją i wreszcie będę mógł spłacić swój dług. Duch zmarszczył brwi.
– Zadajesz sobie sporo trudu, żeby…
– Bo to naprawdę wielki dług – rzekł Straker, przerywając mu. – Chodzi o moje sumienie. Nie zazna spokoju, dopóki nie załatwię tej sprawy do końca.
– Ale szansa, że ona ma dziecko podobne do niej i że ten dzieciak któregoś dnia trafi do twojego Tunelu Strachu… Czy zdajesz sobie sprawę, jak znikome jest takie prawdopodobieństwo?
– Wiem, że to mało prawdopodobne – mruknął Straker. – Ale co mi szkodzi mieć oko na dzieciaki, które ją przypominają. To nic nie kosztuje. A w życiu zdarzają się jeszcze dziwniejsze przypadki.
Albinos spojrzał Strakerowi w oczy, szukając w nich fałszu lub prawdy. Za to Straker nie był w stanie nic wyczytać z oczu Ducha. Były tak bezbarwne, że nie miały odrobiny wyrazu. Białe. Bladoróżowe. Wodniste. Bezdenne oczy. Spojrzenie albinosa było przeszywające, ale lodowate.
Wreszcie Duch powiedział:
– W porządku. Skoro chodzi ci tylko o odnalezienie kogoś, bo chcesz spłacić stary dług… nie mam nic przeciwko temu, aby ci pomóc.
– Dobrze. A więc sprawa załatwiona. Teraz muszę jeszcze pomówić z Guntherem, a potem pójdę do Zeny. Ty zajmij się naganianiem klientów – rzekł Straker, uwalniając się wreszcie z uchwytu wilgotnej, lepkiej dłoni albinosa.
Wewnątrz Tunelu Strachu nowy chórek dziewczęcych głosów zawył w piskliwej imitacji przerażenia. Kiedy z wielkich ust klauna popłynęła kolejna porcja mechanicznego śmiechu, Straker szybkim krokiem przeszedł przez platformę pod transparentem z napisem NAJWIĘKSZY TUNEL STRACHU NA ŚWIECIE! Zszedł po drewnianych schodach, minął czerwono-czarną budkę kasy i zatrzymał się na chwilę przy rampie wjazdowej, gdzie kilka osób z biletami w dłoniach zajmowało miejsca w jaskrawo pomalowanych wagonikach, które jadą przez tunel.
Conrad uniósł wzrok na Gunthera, który stał na mierzącej sześć stóp kwadratowych platformie, cztery stopy nad wjazdem. Gunther wymachiwał długimi rękoma i warczał na ludzi w wagonikach udając, że im wygraża. Był potężnie zbudowany, mierzył ponad sześć i pół stopy wzrostu, a na jego ciało składało się więcej niż dwieście pięćdziesiąt funtów mięśni i kości. Ubrany był od stóp do głów na czarno, a na głowie nosił hollywoodzką kopię maski Frankensteina, której brzegi wciskał pod kołnierz. Miał też rękawice potwora – wielkie, zielone, gumowe dłonie upstrzone plamami sztucznej krwi, sięgające daleko w głąb rękawów jego marynarki.
Читать дальше