– Darmowe bilety do wróżki Madame Zeny. Za darmo przepowie wam przyszłość. Po jednym dla każdej z pań z pozdrowieniami od kierownictwa naszego lunaparku. Powiedzcie przyjaciołom, że B AM jest przyjaznym wesołym miasteczkiem i warto do nas zaglądać.
Amy i Liz, zdziwione, wzięły bilety z białych jak robaki dłoni. Albinos zniknął w tłumie.
Cała czwórka stłoczyła się w małym namiocie wróżki. Liz i Amy usiadły na dwóch krzesłach przy stole z kryształową, emanującą łagodnym blaskiem kulą. Puchie i Buzz stanęli za nimi.
Zdaniem Amy Madame Zena nie wyglądała na Cygankę, za jaką się podawała, chociaż miała na sobie barwny kaftan, plisowaną spódnicę i całą masę rzucającej się w oczy biżuterii. Była jednak bardzo atrakcyjna i wyglądała dostatecznie tajemniczo.
Jako pierwsza miała poznać swoją przyszłość Liz. Madame Zena zadała jej serię pytań dotyczących jej samej oraz jej rodziny, aby – jak stwierdziła -zogniskować swe nadprzyrodzone moce. Kiedy zabrakło jej pytań, zajrzała w głąb szklanej kuli; nachyliła się bliżej, a dziwny blask płynący z wnętrza kuli i przepływające cienie nadały jej twarzy drapieżny wygląd.
W czterech szklanych kominkach w czterech rogach namiotu paliły się świece.
W sporej klatce po prawej stronie stołu przemaszerował po żerdce kruk i wydał ochrypły, gardłowy dźwięk.
Liz spojrzała na Amy i wywróciła oczyma.
Amy zachichotała. Narkotyk sprawił, że jej śmiech był żywszy i głośniejszy niż zwykle.
Madame Zena teatralnie zmrużyła oczy, wpatrując się w szklaną kulę, jakby usiłowała przeniknąć kurtynę skrywającą świat jutra. Nagle wyraz jej twarzy zmienił się. Pojawiło się szczere zakłopotanie. Zamrugała, pokręciła głową i nachyliła się jeszcze bardziej nad połyskującą kulą spoczywającą na stole.
– Co pani widzi? – spytała Liz.
Madame Zena nie odpowiedziała. Jej twarz nabrała tak upiornego wyrazu, że Amy wyraźnie się zaniepokoiła.
– Nic… – powiedziała Madame Zena.
Najwyraźniej Liz w dalszym ciągu uważała, że Cyganka udaje. Zupełnie nie zwróciła uwagi na wyraz nie skrywanej zgrozy malujący się na twarzy wróżki, który Amy wydawał się wręcz uderzający.
– Ja nie… – zaczęła Madame Zena, po czym przerwała i oblizała wargi. -Ja nigdy…
– Co mnie czeka? – zapytała Liz. – Bogactwo, sława, czy może jedno i drugie?
Madame Zena przymknęła na chwilę oczy, powoli pokręciła głową i ponownie zajrzała w głąb kuli.
– Mój Boże… ja… ja…
Powinniśmy stąd wyjść, pomyślała nagle Amy. Powinniśmy stąd wyjść, zanim ta kobieta powie nam coś, czego nie chcemy usłyszeć. Powinniśmy wstać i uciec stąd, gdzie oczy poniosą.
Madame Zena uniosła wzrok znad kuli. Jej twarz była blada, bez kropli krwi.
– Co za aktorka! – rzucił półgłosem Richie.
– Stek bzdur – mruknął ponuro Buzz.
Madame Zena zignorowała ich i odezwała się do Liz:
– Ja… eee… wolałabym nie przepowiadać ci przyszłości… przynajmniej na razie. Potrzebuję… eee… czasu na interpretację tego, co zobaczyłam w kuli. Najpierw przepowiem przyszłość twojej przyjaciółce, a potem… eee… jeśli nie masz nic przeciw temu… wrócimy do ciebie.
– Jasne – zgodziła się Liz, uznając zachowanie wróżki za rodzaj zabawy z klientem, mającej na celu wyciągnięcie od niego jak największej sumy pieniędzy za „bardziej konkretne" przepowiedzenie przyszłości. – Mnie się nie spieszy, mogę zaczekać.
Madame Zena odwróciła się do Amy. Oczy wróżki wydawały się inne niż przed kilkoma minutami; wyglądała jak osoba, która zobaczyła ducha.
Amy chciała wstać i wyjść z namiotu. Poczuła strumień tej samej energii psychicznej, która zelektryzowała j ą podczas pokazu Marco Wspaniałego. Od stóp do głów zalała ją fala nieprzyjemnego chłodu, a oczyma duszy ujrzała plastyczną wizję grobów, gnijących zwłok i szczerzących zęby kościotrupów -upiorne obrazy przesuwały się błyskawicznie jak fragmenty teledysków puszczone na zawieszonym przed jej oczyma ekranie. Usiłowała się podnieść, ale nie mogła. Serce dudniło jej w piersi.
To znowu te narkotyki, nic więcej. Tylko narkotyki. Coś, co Liz dodała do trawki. Żałowała, że wypaliła tego dodatkowego skręta; powinna była postawić się Liz i odmówić.
– Zadam ci teraz kilka pytań dotyczących ciebie i twojej rodziny – powiedziała drżącym głosem Madame Zena, bez odrobiny teatralnej przesady, którą okazywała przepowiadając przyszłość Liz. -Tak jak już wcześniej powiedziałam twojej przyjaciółce… potrzebuję tych informacji, by zogniskować swoje nadprzyrodzone umiejętności.
Zachowywała się tak, jakby chciała, podobnie jak Amy, poderwać się z miejsca i wybiec ze swego namiotu.
– Proszę pytać – wyszeptała Amy. – Nie chcę tego wiedzieć… ale muszę.
– Ej, co tu się dzieje? – spytał Richie. On też odebrał nowe, złe wibracje, które pojawiły się wewnątrz namiotu.
W dalszym ciągu nieświadoma pełnego powagi zachowania wróżki, Liz syknęła:
– Cii, Richie! Nie psuj zabawy! Madame Zena zwróciła się do Amy:
– Jak się nazywasz?
– AmyHarper.
– Ile masz lat?
– Siedemnaście.
– Gdzie mieszkasz?
– Tu, w Royal City.
– Masz siostry?
– Nie.
– Braci?
– Jednego.
– Jak ma na imię?
– Joey. Joey Harper.
– Ile ma lat?
– Dziesięć.
– Wasza matka żyje?
– Tak.
– Ile ma lat?
– Chyba czterdzieści pięć.
Madame Zena zamrugała i oblizała wargi.
– Jaki kolor włosów ma twoja matka?
– Ciemnobrązowe, prawie czarne, jak ja.
– A oczy?
– Bardzo ciemne, jak j a.
– A jak… – Madame Zena chrząknęła i zamilkła. Kruk zatrzepotał skrzydłami.
Wreszcie Madame Zena odezwała się ponownie:
– A jak nazywa się twoja matka?
– Ellen Harper.
Imię podziałało na wróżkę niczym nagły prysznic. Na jej ciele pojawiły się kropelki zimnego potu.
– Znasz panieńskie nazwisko swojej matki?
– Giavenetto – odparła Amy.
Twarz Madame Zeny pobladła jeszcze bardziej, jej ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze.
– Co do diabła?… – rzucił Richie, który wyraźnie wyczuł strach w głosie fałszywej Cyganki i to go zaniepokoiło.
– Ciii! – syknęła Liz.
– Stek bzdur – warknął Buzz.
Madame Zena z jawnym wahaniem zajrzała w głąb szklanej kuli, jakby zmuszała się, by to uczynić. Zamrugała, wstrzymała oddech i krzyknęła. Odsunęła krzesło od stołu i wstała. Strąciła szklaną kulę ze stołu; podrabiany kryształ rąbnął głucho o klepisko, ale był zbyt masywny, aby się stłuc.
– Musicie stąd odejść – powiedziała pospiesznie wróżka. – Musicie opuścić wesołe miasteczko. I to natychmiast. Idźcie do domu, pozamykajcie dobrze drzwi i nie wychodźcie na zewnątrz, dopóki lunapark nie wyjedzie z miasta.
Dziewczyny wstały. Liz powiedziała: – Co to za bełkot? Przyszliśmy tu, bo za darmo miałaś wywróżyć nam przyszłość. Nie powiedziałaś nam jeszcze, że czeka nas bogactwo i olbrzymia sława.
Z przeciwnej strony stołu Madame Zena przyglądała się im rozszerzonymi z przerażenia oczyma.
– Posłuchajcie mnie. Ja wcale nie jestem wróżką. Gram. Udaję. Jestem oszustką Nie mam żadnych niezwykłych zdolności. Po prostu nabieram frajerów. Nigdy nie potrafiłam zajrzeć w przyszłość. W tej kryształowej kuli nigdy nie widziałam nic oprócz światła z żarówki wmontowanej w drewnianą podstawę. Ale dziś wieczorem… dosłownie minutę temu… mój Boże… zobaczyłam coś. I nie rozumiem tego, co ujrzałam. Zresztą nawet nie chcę zrozumieć. Jezu, Jezu Chryste, kto by chciał tak naprawdę zaglądać w przyszłość? To nie byłby dar, lecz przekleństwo. Aleja ZOBACZYŁAM. Musicie natychmiast opuścić wesołe miasteczko, nigdzie sienie zatrzymywać, nie oglądać się za siebie. Po prostu odejdźcie stąd.
Читать дальше