W 1989 roku skutkiem działań J.W. oraz imperialistycznego agenta Jamesa Bonda mumia Lenina doznała uszkodzeń, które, zdaniem fachowców, całkowicie i nieodwracalnie wykluczyły możliwość jej powrotu do życia. Rok później wydział badań paranormalnych i jasnowidzenia KGB został rozwiązany, a jego bezcenne akta trafiły na makulaturę.
Czasy współczesne
Nil płynący przez egipskie zaświaty był podobny do tego na ziemi, tylko szerszy. Na wysokim skalnym cyplu nad doliną stał wspaniały pałac. To znaczy wspaniały wydawał się faraonowi, bo Lenin po rewolucji przywykł do nieco wyższego standardu, ale, jak to mawiał kiedyś towarzysz Radek, na biezpiczu i żopa sołowiej. Impreza właśnie się rozkręcała. Muzykanci grali na fletach, kilku komunistów rozgrywało skonstruowane przez siebie harmoszki. Wódz stojący na krawędzi tarasu popatrzył przed siebie. Działki ziemi uprawnej, wioski i kanały nawadniające ciągnęły się aż po horyzont. Pola Trzcin były rozległe, pomieściły blisko miliard egipskich zmarłych.
- Patrzysz, medytujesz i do jakich wniosków dochodzisz? - Dzierżyński wyrósł za jego plecami.
Przyniósł drinki. Włodzimierz Iljicz pociągnął łyk daktylowego samogonu zmieszanego z sokiem pomarańczowym.
- Rewolucji to my tu nie zrobimy - westchnął. - Z kołchozów ucieka po tysiąc komunistów dziennie, wolą odrabiać pańszczyznę faraonom, niż pracować dla nas... Do tego ta banda cudaków działa mi na nerwy. - Rzucił kosę spojrzenie w bok.
Za rzędem drzewek rosnących w donicach Cheops flirtował z Nefretete.
- Hm... - zadumał się Feliks Edmundowicz.
- Ci faraonowie nie mają za grosz świadomości klasowej.
- To znaczy?
- Spójrz, na ziemi byli potężni jak nie przymierzając ja po rozgromieniu interwentów. Pochowano ich z najwspanialszymi klejnotami. Początkowo i oni mieli tu wspaniałe pałace. - Popatrzył na morze ruin rozciągające się na skraju pustyni.
- Ale obrabowano ich grobowce i poszli w dziady - uzupełnił jego towarzysz.
- No właśnie. I co zrobili? Jak te sieroty wszyscy do Amenhotepa. I nawet im do łbów nie przyjdzie, że są na jego łasce.
- Fakt, gdyby to wszystko sprawiedliwie podzielić... - Dzierżyński pożądliwie popatrzył na złote kinkiety zdobiące ściany.
- Podobnie z naszymi komunistami. Zobaczyli tę bandę kułaków i zamiast podjąć walkę i zsocjalizować ich dobra, zaczęli uciekać i zakładać własne gospodarstwa. Jakby nie mogli zrozumieć, że dobrobyt już tu jest, teraz trzeba go tylko rozparcelować... Kompletnie ich to kapitalistyczne otoczenie rozmiękczyło.
- Trzeba by coś z tym zrobić. Ale sił naszych mało. Liczyliśmy na kolejne pięć milionów komunistów, a tymczasem po śmierci Stalina dostawy nagle ustały.
- Co się dziwisz. Po pierwsze, nie ma już tylu łagrów, to i mróz nie konserwuje ciał. Po drugie, odrodziło się tam paskudnie życie religijne i więcej idzie zbawionych do prawosławnego raju... - Lenin ze złością uderzył pięścią w barierkę.
- To co robimy? - Dzierżyński lubił konkrety.
- Trzeba odbudować partię komunistyczną. I przeprowadzić rewolucję. A potem przywrócić komunizm.
- Ale skąd weźmiemy członków?
- Zwerbujemy faraonów. Mają tu pewien posłuch. Jest ich kilkuset, do tego dysponują kadrami.
Feliks Edmundowicz w zamyśleniu pociągnął drinka przez trzcinową słomkę. - co dalej?
- Zrobimy jak wtedy. Poszczujemy faraonów na kułaków. Biedota pójdzie za nami. Potem wykończymy faraonów za odchylenie prawicowe, a biedaków za odchylenie lewicowe...
- Widzę tu kilka poważnych problemów. Tu nie ma biedoty. W zasadzie jedyny podział, jaki obserwuję, to taki, że jak ktoś sobie zabrał do grobu figurki uszebti, to ma niewolników, co na niego robią, a kto nie zabrał albo komu zrabowali, to co jakiś czas musi sam w polu z motyką zasuwać.
Chyba nikt nie lubi pracować.
- No fakt... Faraonowie odpowiednio ich zaagitują. Ja też machnę kilka artykulików o powszechnym obowiązku pracy jako elemencie sprawiedliwości dziejowej. A jeśli na czele naszego ruchu staną dawni władcy, to bogowie się nie wtrącą. - Spojrzał z lekkim niepokojem na gigantycznego żuka toczącego słońce przez nieboskłon. - W sumie kilku trzeba potem zostawić jako figurantów.
- Precedens niby jest. Myśmy też nie rozwalali tych z „Ziemli i Woli", ale pozwoliliśmy im zdechnąć spokojnie w domach starców - domyślił się Krwawy Feliks. - Tylko jak zaagitować faraonów? Nie mają żadnego interesu, by na przykład konfiskować krowy bogatym poddanym.
- Nie mają interesu, bo Amenhotep karmi ich, poi i ubiera. Gdyby tak przykręcić im śrubkę... - Lenin zmrużył chytrze skośne mongolskie oczka.
- Niby jak?
- Zamiast gadać od rzeczy - Set zmaterializował się z trzaskiem tuż obok nich - lepiej się cieszcie tą resztką luksusu, bo niebawem i to się skończy.
- Jak to?! - przeraził się Włodzimierz Iljicz.
- Kasa, którą tak hojnie szafuje nasz drogi gospodarz, nie bierze się znikąd. Przecież wiecie, że to swojego rodzaju procenty od tego, co kilka tysięcy lat temu złożono w jego grobowcu. Żywność - wziął z tacy gruszkę i zmiażdżył ją w potężnej dłoni - panienki - wskazał gestem służącą, która w samej halce roznosiła napoje - ubrania, meble...
- To wszystko jest tu dlatego, że złożone zostało w jego grobowcu - ponuro uzupełnił Lenin.
- Dlatego doradzałbym korzystanie z uroków życia, bo archeolodzy są już na tropie.
- I jak go wyrąbują, to... - zaczął Feliks.
Set pstryknął palcami i wymownym gestem wskazał ruiny zdobiące skraj pustyni.
- Czy da się ich jakoś powstrzymać? - Wobec realnego zagrożenia poziomu życia myśli o rewolucji i agitowaniu faraonów z miejsca wywietrzały Leninowi z głowy.
- Istnieje możliwość przerzucenia tam żywych agentów - wyjaśnił pan chaosu.
- Gdybyśmy polecieli, nasze mumie ożyją? - Wódz przechylił głowę.
- Nie. Zostaniecie odtworzeni z dostępnej materii organicznej. Potrzebujemy tylko dowodu, że niebezpieczeństwo jest realne. Na dyslokację musi się zgodzić Ozyrys.
- Coś tam wymyślimy. - Lenin radośnie zatarł ręce. - Mam nawet pewien plan.
- W tej właśnie chwili do Krainy Zmarłych dotarł pewien człowiek. - Set spojrzał na zachód. - Przyciśnijcie go, a dowiecie się, co dzieje się tam na ziemi.
Faraon Amenhotep Pierwszy bardzo nie lubił tej części zaświatów. Tu, w pobliżu Wschodniej Pustyni, na skraju dołów, z których powstawali zmarli, wszystko wyglądało tak, jakby władzę sprawował nie Ozyrys, ale Set i jego pupilek Lenin.
Wielki komin pluł w niebo dymem, daleki huk młotów i innych maszyn mącił wieczną ciszę Kraju na Zachodzie. W hucie wytapiano żelazo - zdumiewający metal, tak łatwo dający się formować w drut kolczasty. Architektura tej części Krainy Zmarłych także była dziwaczna, obca, niepodobna do egipskiej. Wielki faraon czuł przepaść czasu, który dzielił jego epokę i to, co nadeszło tysiące lat później.
Szedł w milczeniu, patrząc na drewniane baraki, wieżyczki strażnicze, reflektory oświetlające pasy zaoranej ziemi. Nawet ożywieńcy snujący się pomiędzy zabudowaniami byli inni. Amenhotep widywał już wcześniej ludzi obcych ras, przeważnie Indian i Eskimosów, ale ci Ruscy nawet zmumifikowani byli inaczej, podobno ich technika polegała na zakopaniu w warstwie wiecznej zmarzliny. No i ta moda... Mimowolnie poprawił tunikę i fartuszek. Walonki, czapki uszanki, kurtki ocieplane watą i ozdobione na plecach naszywkami. Ponoć każdy z nich miał dla ewidencji swój własny numer. Paranoja.
Przekroczył bramę. Dwaj strażnicy na widok ureusza przy chuście nemes tylko salutowali, prezentując broń. Władca pchnął drzwi najokazalszego baraku. Na jego widok Lenin i Dzierżyński poderwali się zza stołu. Faraon, przełamując pewne obrzydzenie, uściskał obu serdecznie. Ba, nawet zdołał się przy tym uśmiechnąć.
Читать дальше