- Feliksie Edmundowiczu, no co wy? Pogadajmy jak przyjaciele. Towarzysze...
- Guś kabanu nie towariszcz! - ryknął Dzierżyński. - Nie dość, że mnie kazałeś wykończyć, to jeszcze w gazetach pisali, że zawał serca miałem! A obdukcja moich zwłok co wykazała? Samobójstwo trzykrotnym strzałem w potylicę, do tej pory wszyscy agenci świata się ze mnie śmieją!
- Przyjaciele, wybaczcie! - Stalin, zrozumiawszy, że to nie przelewki, padł na kolana.
„Najważniejsze teraz to przeżyć" - pomyślał. „Ale czekajcie, sobacze syny, nie tacy próbowali, jeszcze mi za to własną krwią zapłacicie".
- Ależ oczywiście. Nie będziemy wredni - rzekł Lenin łaskawie. - O twoich winach zaraz zapomnimy. Kilka tysięcy naszych wiernych towarzyszy poszło do piachu, ale to przecież drobiazg, skoro większość tu trafiła. Jednak rozumiesz chyba, że wódz może być tylko jeden. Poza tym sam napisałeś, że wrogowi można wybaczyć, jednak profilaktycznie należy go potem zlikwidować...
Stalin zrobił się blady jak ściana.
- Co ze mną zrobicie? Zabijecie umarłego?!
- Nie, wyślemy cię do Jeziora Płomieni. Wedle dostępnych nam danych łączy się ono z katolickim i prawosławnym piekłem, więc, można powiedzieć, trafisz, gdzie twoje miejsce -
rzekł Feliks Edmundowicz.
- Jak to, ateistów też do piekła?! - zdumiał się Stalin. I zaraz pomyślał, że może jednak uda się ich przekonać. - Mam tu pewne wątpliwości natury teologicznej. Jak wiecie, studiowałem w seminarium. A więc z racji mojego wykształcenia...
- Szczegóły wyjaśnią ci na dole. - Włodzimierz Iljicz uciszył go gestem. - Trybunał wyrok zatwierdził.
- Jak to zatwierdził? Przecież sąd...
- Sam wymyśliłeś, żeby sądy tylko zatwierdzały wyroki wydane przez wodza i politbiuro. -
Krwawy Feliks wzruszył ramionami. - To co gębę głupio rozdziawiasz?
- Ale wyroki orzekało trzyosobowe kolegium - Stalin spróbował rozpaczliwej obrony.
Trzecie krzesło zatrzeszczało złowieszczo, gdy zmaterializował się na nim Set.
- W zasadzie mam do moich podwładnych pełne zaufanie, ale skoro chcesz, to niech będzie po twojemu, wedle procedur - burknął. - Zadowolony?
- Ależ, panie! - Stalin skłonił się, aż wąsami zamiótł podłogę. - Jako bóg chaosu i destrukcji powinieneś właśnie mnie wyróżnić! Ci dwaj popaprańcy...
- Nie, Józek. - Pan Zachodniej Pustyni pokręcił głową. - Lenin z Dzierżyńskim zamienili Rosję w dom wariatów, a ty wszystko zacząłeś porządkować. Nie powiem, nawet ciekawe to było, ale chaos pod twoimi rządami drastycznie się zmniejszył.
A potem nacisnął dzwonek. Do wnętrza weszli czterej łagiernicy. Musieli otrzymać instrukcje już wcześniej, bowiem bez słowa obalili więźnia na ziemię i, wykręciwszy mu ręce, spętali drutem kolczastym. Pośrodku obozu znajdował się szyb nakryty metalową zapadnią. Na niej ustawili wodza. Krwawy Feliks położył dłoń na wajsze zwalniającej blokady.
Józef Wissarionowicz potoczył przerażonym spojrzeniem po placu i teraz dopiero spostrzegł rozpięty pomiędzy barakami transparent:
Tym razem na zbudowanie komunizmu mamy całą wieczność!
- Gówno! I tak wam się nie uda! - wrzasnął. Klapa odemknęła się pod jego nogami. Lenin się nie mylił (podobno nie mylił się nigdy). Resztę wątpliwości teologicznych wyjaśniono Stalinowi na dole.
Jedną z pierwszych decyzji Chruszczowa, podjętą zaraz po śmierci Stalina, było odnalezienie w łagrach Iwana Timofiejewicza Zoofiłowa. Ściśle tajne dokumenty politbiura wskazują jednoznacznie, że zamierzano powierzyć mu poprzednio funkcję etatowego partyjnego jasnowidza, by na bieżąco korygować posunięcia dyplomatyczne ZSRR i dostosowywać je zawczasu do mającej nieuchronnie nadejść przyszłości. Niestety, komisja, która udała się na Kołymę w poszukiwaniu geniusza, ustaliła, że przed paru laty zmarł na skutek przekroczenia norm socjalistycznego współzawodnictwa pracy przez towarzysza Nahajkowa. Nahajkow został oczywiście zdjęty z ewidencji strażników w trybie dyscyplinarnym (zachował się protokół z egzekucji), ale prace komisji nie zakończyły się zupełnym fiaskiem. Na desce z pryczy zamordowanego prekognity odkryto bowiem wydrapaną gwoździem zagadkową przepowiednię, sporządzoną w języku tocharskim. Po dwuletnich poszukiwaniach odpowiedniego eksperta w innym łagrze odnaleziono przedrewolucyjnego profesora, który dokonał przekładu.
Gdy polska archeologia głowę podniesie w Egipcie
Z krainy śmierci Lenin powróci duszą i ciałem
By niedowiarków i partii zdrajców ukarać skrycie
Śmierć wielu stanie się udziałem.
Prawdziwość przepowiedni potwierdziła komisja trzech niezależnych ekspertów narodowości cygańskiej. Potraktowano ją więc niezwykle poważnie, a nad polskimi archeologami roztoczono specjalną opiekę, to znaczy - przestano dawać im paszporty.
Ogromny problem dla KGB stanowiło trzech archeologów polskiego pochodzenia prowadzących badania w okolicach Luksoru. Pierwszy z nich jednakże zginął przygnieciony podczas próby ponownego ustawienia granitowego obelisku, a drugi został pechowo zasypany w badanym przez siebie grobowcu.
Agentura, działając z doskoku, napotykała oczywiście na rozmaite problemy. W 1958 roku omal nie doszło do straszliwej katastrofy - trzeci archeolog figurujący na czarnej liście natrafił w wykopie na alabastrową głowę posągu i prawie zdążył ją podnieść. Jednak w ostatniej chwili został zastrzelony przez nieznanych sprawców.
Następne lata okazały się niezwykle trudnym okresem. Odwilż w stosunkach międzynarodowych sprawiła, że przynajmniej niektórych badaczy trzeba było wypuszczać za granicę. Polscy uczeni zaczęli dość masowo jeździć na wykopaliska. KGB podjęło działania poprzez swoją agenturę, obcinając im fundusze, jednak archeolodzy, dobrze dostosowani do życia w gospodarce nie w pełni reagującej na potrzeby, mimo chronicznego braku środków regularnie dokonywali nowych odkryć. Należało podjąć radykalniejsze działania zapobiegawcze. Do ekspedycji dołączano agentów, przeważnie czystych etnicznie Rosjan dobrze znających język wroga. Ich zadaniem było podnoszenie wszelkich znalezionych głów, zanim zrobią to Polacy. Niestety, nie obyło się bez przykrych wpadek. Na przykład profesor Kazimierz Michałowski, zaproszony przez imperialistów do pomocy przy przenoszeniu świątyń w Abu Simbel, znienacka doskoczył do hydraulicznego lewara i za jego pomocą podniósł kilkutonową głowę posągu Ramzesa Drugiego. Agent o kryptonimie „Północny wiatr" nie zdołał temu zapobiec, bo skutkiem zapiaszczenia (rzecz w Egipcie normalna) zaciął mu się pistolet (odnaleziono raport z egzekucji agenta).
Wypadek ten wywołał ogromną panikę. Towarzysz Breżniew udał się natychmiast z roboczą wizytą do kilku krajów socjalistycznych i przebywał tam przez wiele miesięcy, aż zagrożenie minęło.
W tajnych archiwach Kremla zachowały się dwa interesujące dokumenty. Pierwszy to próba reinterpretacji przepowiedni, dokonana przez eksperta lingwistę narodowości czukockiej, towarzysza Akakowa. Opierając się w swej pracy na słowniku synonimów, wydedukował, że Zoofiłow, pisząc o polskich archeologach, mimowolnie nawiązał kontakt mentalny z protosferą interjęzykową, skutkiem czego nieświadomie użył polskiego idiomu - zatem „podnoszenie głowy" należy uznać za przenośnię, a w rzeczywistości chodzi o okres, gdy archeolodzy bratniego narodu zhardzieją i przestaną przejmować się socjalizmem. Wedle dołączonego protokołu analiza sytuacji w środowisku polskich naukowców postawiła szefom KGB resztki włosów na głowach. Instytuty egiptologii w Polsce okazały się bowiem istnymi enklawami krwiożerczego imperializmu, a sami uczeni w większości przypadków mieli socjalizm po prostu gdzieś. Co gorsza, ich likwidacja była wykluczona. Egiptolodzy radzieccy straciliby w ten sposób ostatnie źródło prac nadających się do splagiatowania, a przy tym pisanych w języku w miarę zrozumiałym. Dokument drugi dotyczy problemu rzekomego zaginięcia grupy pionierów z Kijowa zwiedzających mauzoleum Lenina. Jak się udało ustalić, w rzeczywistości nie było żadnego zaginięcia. Młodym ludziom zmieniono tylko program wycieczki z historycznego na geograficzny oraz przedłużono ją na czas nieokreślony i bez prawa do korespondencji. Poruszającego się w trumnie Lenina unieruchomił przy użyciu osikowego kołka zagraniczny ekspert wymieniony w dokumencie jako J.W. Jego tożsamości nie udało się ustalić.
Читать дальше