A potem wyjął z kieszeni komórkę i zadzwonił. W blasku wyświetlacza zobaczył jeszcze inicjały poprzednich ofiar wydrapane na ściankach pieca...
Dwadzieścia minut później Jakub otworzył drzwiczki i wyciągnął prawnuka z piekarnika.
- Żyjesz?
- Żyję - wysapał. - O, do licha, ależ tam było gorąco. Mało brakowało...
- Ciesz się, że nie wpadła na pomysł, żeby cię uwędzić. No i wróciła stara małpa w nasze strony. - Egzorcysta w zadumie pokiwał głową. - Ale tym razem miarka się przebrała. Nikt nie zadarł z Wędrowyczami dwa razy! A już zwłaszcza z czterema pokoleniami naszego rodu.
- A Bardaki?
- Bardaki to taki wyjątek, który potwierdza regułę - burknął. - Za szybko się bydlaki rozmnażają, a ja już jestem stary i nie nadążam wymyślać pretekstów do kolejnych likwidacji.
A z ciocią Agnieszką sobie zaraz potańcujemy.
- Zaczaimy się tu na nią i damy jej w łeb? - ucieszył się prawnuk.
Stary wytrzeszczył na niego oczy.
- Po co sobie ręce brudzić? Zapamiętaj, że siłą człowieka jest jego technika.
- Wsadzimy jej antenkę telefonu przez ucho aż do mózgu? - Piotruś bezradnie popatrzył na swoją komórkę.
- Miałem na myśli technikę radziecką - sprecyzował Jakub. - Zresztą sam zobaczysz...
Zaczął wypakowywać jakieś graty z plecaka. - Potrzymaj ten sznureczek, a teraz przekręć dekiel o pół obrotu.
Baba Jaga wróciła do chatki po godzince. Z komina szedł dym, obiad przestał hałasować.
Przekroczyła próg i pociągnęła nosem. Oj, coś się nie zgadzało. W domku powinno pachnieć smakowicie pieczonym mięskiem, a tymczasem woniało jak zwykle, szmatą do podłogi i stęchłym piernikiem.
Pociągnęła z rozmachem drzwiczki pieca. Nie ustąpiły. Co, u diabła? Trzyma gnojek od środka? Szarpnęła z całej siły. Jakiś sznurek? Zajrzała do wnętrza. Miednica blaszana, a na niej jakaś skrzynka? Co to, do cholery, za druty?!
Wybuch długą chwilę odbijał się echem od wzgórz. Kawałki piernika sypnęły się z nieba jak brązowy grad. Egzorcysta wstał z mchu i otrzepał ubranie.
- Widzisz - powiedział do wnuka - zwykła mina przeciwczołgowa wymaga nacisku co najmniej kilkuset kilo, żeby rąbnąć. Dlatego dla lepszego efektu kładziemy na wierzchu minę przeciwpiechotną z zapalnikiem naciągowym i dopiero jej wybuch detonuje tę dużą.
- Jesteś taki mądry - zachwycił się Piotruś. - Za co się weźmiesz, ze wszystkim sobie poradzisz.
- A teraz pozbierajmy te kawałki. - Wędrowycz wyjął z plecaka dwa parciane worki. -
Wybieraj te, na których jest dużo lukru. Nastawimy zacierek, a jak dojrzeje, napędzimy takiej piernikówki, że hej...
Kontyngent
Sala kinowa w wojsławickim domu kultury nabita była ludźmi na sztywno.
- To o czym będą gadać? - Jakub trącił Semena w bok.
- O dotacjach unijnych - wyjaśnił kozak. - Znaczy jak je dostać. Bo podobno wreszcie mają coś tam wypłacać.
- Czego to ludzie nie wymyślą - mruknął egzorcysta z uznaniem i pociągnął z flaszki.
- Tak więc w ramach naszego programu wszystkie zwierzęta muszą zostać
zakolczykowane i zewidencjonowane, każde zwierzę musi mieć też swój paszport ze zdjęciem...
- To mi się podoba! - Wioskowy fotograf, bezrobotny od dobrych dwudziestu lat, zatarł ręce.
- To niech się przestanie - warknął Wędrowycz.
- A tak właściwie, po co te kolczyki? - zaniepokoił się Józef.
- Jak to po co? - zdumiał się prelegent. - Żeby każda świnia czy krowa mogła być zewidencjonowana.
- A jak jakaś nie będzie miała? - stary drążył temat.
- No to będzie nielegalna.
- A, to w porządku - uspokoił się pytający. Dawniej nieźle wychodził na swoje, sprzedając lewe mięso.
- Oczywiście nierogacizna i bydło nielegalne będzie konfiskowane, likwidowane i palone.
Nie można dopuścić do epidemii BSE. - Pachołek Unii Europejskiej obciągnął garnitur.
- Byli już tacy, co nam kolczykowali świnie - wrzasnął Bardak. - I też mówili, że to dla naszego dobra. W Norymberdze ich za to powiesili.
- Ludzie, no co wy? - zdziwił się gość. - Przecież nie można porównywać do tamtych czasów...
Wędrowycz wpuścił rękę w kieszeń. Granat spoczywał na swoim miejscu.
Wojsławice, 1942
Punkt kontyngentowy urządzono w dawnym banku. Obok budynku Niemcy ustawili wagę. Zdane wieprze kwiczały zapędzone do niewielkiego okólnika. Józef podjechał swoją furmanką i zaparkował przed apteką. Wyprowadził świnię i trzymając ją na sznurze, ruszył w stronę wagi.
- Name. - Okupant odpowiedzialny za eksploatację tego właśnie spłachetka podbitego terenu wyciągnął spis.
- Paczenko, Józef Paczenko.
- Patchenko... - Niemiec odszukał nazwisko na liście.
Sprawdził numer wybity na kolczyku wpiętym w świńskie ucho, a potem gestem kazał umieścić zwierzę na wadze.
- Donnerwetter! - zaklął. - Ty zabierz ten szwiń i za pół roku przyprowadź - powiedział. - On jeszcze za lekka.
- We wojnę tuczniki wolno rosną - mruknął pod nosem Józwa.
- Zależy czyje - rozległ się za nim wesoły głos Jakuba. - Moje tuczą się ładnie... Sieg Heil - zasalutował z rozmachem, „niechcący" strącając Niemcowi furażerkę z głowy.
- Name? - Tamten podniósł czapkę i otrzepał o spodnie.
- Wędrowycz.
- Wentrofitz... Hier...
Jakub uderzeniem witki wpędził zwierzę na wagę. Okupant zręcznie stuknął odważnikami.
- O! To jest szwiń! - ucieszył się.
Odznaczył nazwisko na liście, sięgnął po blankiet.
- Dla ciebie zwei litra nafta, kilo cukra i zehn litrów wódka - powiedział. - Ty idź w magazyn.
- Ku chwale Trzeciej Rzeszy, Heil Hitler - zasalutował dziarsko Jakub i zaraz dyskretnie splunął, żeby nie zapeszyć.
Obaj przyjaciele ruszyli do swoich wozów.
- I co, twoja świnia znowu okazała się za chuda? - Egzorcysta pomógł przyjacielowi zapakować chudobę na furmankę.
- Ano, tak jakoś od trzech lat nie przytyła ani kilograma...
- Nie wolno tak głodzić zwierząt...
- Wiesz, te kolczyki... Sposobem można przełożyć na nowego warchlaczka...
- A, to co innego. Ja to swoją nakarmiłem osoloną śrutą i dałem dwa wiadra wody do popicia. Dwudziestu kilo nie będzie, z dwanaście, piętnaście dorzuca.
- Ciekawe, jak radzi sobie Semen?
- Po kozacku. Łazi po polach na Białej Górze, zbiera ołowiane kulki z pocisków i przed odstawieniem na skup faszeruje świniaka czystym ołowiem przez rurkę do żołądka. Najwyżej zdechnie po drodze, ale to już ich problem, nie nasz...
- Cholera! Do głowy by mi nie przyszło.
- Zagadujesz i byłbym zapomniał! - Jakub walnął się w głowę, aż zadudniło.
Wyciągnął z kieszeni pokwitowanie i wieczne pióro. I pomyśleć, że w szkole nie lubił matematyki...
Prelegent popił wody ze szklanki.
- Otwarcie rynków europejskich zapewni wam lepszy zbyt na wasze produkty - powiedział.
- A ceny skupu żywca wzrosną?
- Nie przewidujemy. Podrożeje mięso w sklepach, ale większość zysków przechwycą pośrednicy. Dlatego jedną z dyrektyw unijnych jest, abyście zakładali grupy producenckie.
- Byli też u nas tacy, którzy nam kazali zakładać kołchozy - wrzasnął ktoś z sali. - Na widłach ich wynieśliśmy!
- Ludzie, no co wy? - Gość był wyraźnie zgorszony. - Poza tym Unia w ramach wspierania najbardziej zacofanych regionów przyzna waszej wsi...
- To jest miasteczko!
- Pierwsze śmierdzące jajko chybiło celu i roztrzaskało się o ścianę. Mówca popatrzył na tłum z rosnącą obawą. Wyglądało na to, że dostał trudny teren.
Читать дальше