Zmarszczyła brwi, a po chwili wybrała indywidualny kanał łączności skafandra Cardonesa.
— Jak myślisz, dlaczego używa tylko pościgówek? — spytała, gdy się zgłosił.
Rafe odruchowo chciał się podrapać w głowę — i podrapał hełm.
— Może… — ocenił — ustawił się tak, by stanowić jak najmniejszy cel, i próbuje sprawdzić, czym go ostrzelamy w rewanżu.
— A my nie mamy czym…
— Skipper, nie można mieć wszystkiego… Poza tym on jeszcze tego nie wie.
— Fakt — uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem. — Ale może być jeszcze coś. Miał nas na sensorach grawitacyjnych, gdy zniszczyliśmy tamten krążownik, ale był za daleko, by widzieć czym. Domyśla się, że rakietami z zasobników holowanych, i próbuje nas sprowokować, byśmy użyli tych, które nam zostały, o ile nam zostały.
— To ma sens — zgodził się po chwili Cardones. — Oczywiście szybko się zorientuje, że nie zostały, bo w przeciwnym razie odpowiedzielibyśmy choć paroma rakietami.
Porucznik Jansen w tym momencie zniszczył ostatnią rakietę z najnowszej salwy.
* * *
Rakiety nadlatywały od rufy w grupach po sześć. Bierne środki obrony antyrakietowej, którymi sterowała Carolyn Wolcott, ogłupiały je, kiedy rozpoczynały ostatnią fazę ataku, a aktywne sterowane przez Jansena metodycznie niszczyły. Jak dotąd żadna nie trafiła, ale było to tylko kwestią czasu — prędzej czy później któraś przedrze się przez obronę i trafi, a po niej będą następne.
Słuchawka w uchu Honor zabrzęczała sygnałem wywoławczym, a na ekraniku łączności ukazała się twarz Ginger Lewis.
— Wiadomość od komandora Tschu, ma’am! Udało się! Lewoburtowe wrota ładunkowe działają i właśnie otwierają się do końca! Naprawdę się otwierają, ma’am!
Honor uśmiechnęła się radośnie — co prawda dawało jej to i tak tylko połowę dotychczasowej liczby zasobników, ale powinno wystarczyć. Spodziewała się, że krążownik wpadnie prosto w salwę, której się nie spodziewa, bo dotąd ostrzeliwał Wayfarera zupełnie bezkarnie, i…
I wtedy pierwsza rakieta przedarła się przez ogień sprzężonych działek laserowych i detonowała w odległości dwudziestu czterech tysięcy metrów od rufy Wayfarera, wysyłając promienie rentgenowskie pięciocentymetrowej średnicy prosto w jego niczym nie osłonięty kadłub.
Okręt zatoczył się trafiony wiązkami energii prującymi poszycie i masakrującymi kolejne przedziały. Węzeł beta numer osiem rufowego pierścienia napędu trafiony bezpośrednio przestał istnieć, wywołując eksplozję węzłów pięć, sześć, siedem i dziewięć. Przepięcie wysadziło generatory w rufowym impellerze, zabijając dziewiętnastu ludzi w serii wyładowań miotających się po pomieszczeniu niczym zagubione błyskawice w klatce. Stanowiska sprzężonych działek laserowych numer dziewiętnaście, dwadzieścia i dwadzieścia dwa wraz z wyrzutnią rakiet numer szesnaście i radarem rufowym zniknęły w serii eksplozji wraz z całymi obsługami.
Ale nie to było najgorsze.
Jeden z promieni trafił w lewoburtowe wrota ładunkowe, zniszczył dwa motory i zmienił dwa zasobniki w eksplodujące na wszystkie strony odłamkami olbrzymie granaty. A na koniec przerwał dopiero co z takim trudem zamocowany kabel. A po drodze zabił siedemdziesiąt jeden osób, w tym porucznika Josepha Silvettiego, porucznik Adelę Klontz… i komandora porucznika Harolda Tschu.
Honor praktycznie natychmiast odczuła śmierć Tschu. Poczuła, jak uderza to w Samanthę niczym piorun, dociera do Nimitza i nieporównanie słabiej, ale i tak z olbrzymią siłą — do niej. Rafe Cardones zerwał się, rozpinając uprząż, gdy usłyszał jej rozdzierający jęk, głośniejszy od wycia alarmów uszkodzeniowych. I pobladł jak trup, widząc jej twarz wykrzywioną bólem. Pojęcia nie miał, co się stało, ale wiedział, że osoba, od której zależeli wszyscy jeszcze żywi na pokładzie, otrzymała cios równie druzgocący jak ten, który dosięgnął okręt, choć nie fizyczny. I ogarnęło go przerażenie.
Honor zacisnęła zęby i zaczęła walczyć. Wiedziała, że musi, choć miała ochotę zwinąć się w kłębek i wyć tak jak Samantha lub pocieszać treecaty z miłością i przyjaźnią, jak zawsze robił to Nimitz. Ale nie była treecatem — była kapitanem okrętu i królewskim oficerem. Trzydzieści dwa lata w mundurze, z czego dwadzieścia dowództwa wbiły jej poczucie obowiązku i odpowiedzialności w podświadomość i w tej chwili dały o sobie znać. Nie mogła pozwolić sobie na żałość, płacz i bezczynność. Jeszcze nie…
— Świeca, panie O’Halley! — poleciła nieludzko spokojnym głosem. — Dziób w górę i stawiamy go na rufie!
— Aye, aye, ma’am! — zameldował, nie kryjąc ulgi, sternik, bosmanmat O’Halley.
I Wayfarer stanął na rufie, wznosząc dziób prosto w górę niczym ranne zwierzę chroniące przed urazami najczulsze miejsce.
* * *
— Dołożyliśmy mu, skipper! — ucieszyła się Pacelot. — Znaczny spadek mocy napędu! No i ten dziki manewr!
— Widzę, Hellen. — Holtz sprawdził wynik spektografii i przygryzł dolną wargę.
Trafienie rzeczywiście musiało być solidne, ale Q-ship stracił zaskakująco mało atmosfery. Nie wiedział, bo i skąd miał wiedzieć, że cała rufowa ładownia pozbawiona była powietrza; wiedział jedynie, że przeciwnik stracił za mało powietrza, i próbował dociec dlaczego.
Nowy kurs dawał przeciwnikowi chwilę spokoju, bo strzelanie do ekranu było marnowaniem amunicji, ale odbierał mu równocześnie przyspieszenie, dzięki któremu dotąd tak skutecznie uciekał. Leciał teraz kursem prostopadłym do kursu Achmeda, co pozwoli krążownikowi na szybkie zbliżenie się, jeśli on, Holtz, zdecyduje się na to… Z drugiej strony… zastanawiał się jeszcze chwilę i spojrzał na ekran łączności fotela na stałe sprzężony z pomostem flagowym. Widniała na nim twarz Jurgensa.
— Niepokoi mnie tak mała utrata powietrza, towarzyszu komodorze — przyznał i wziął głęboki oddech, decydując się na ryzyko. — Natomiast jeśli chodzi o to, że do nas nie strzela, to myślę, że po prostu nie może. Nie potrafię wyobrazić sobie żadnego kapitana, który nie strzelałby w tak sprzyjających warunkach, gdyby mógł. Jeśli chodzi o ten brak powietrza, to Kerebin mógł rozpruć go bardziej, niż sądziliśmy…
Jurgens chrząknął i zmrużył oczy — Holtz mógł mieć rację, a to, co mówił, pasowało do tego, co widzieli. A to by znaczyło, że nie musiał dłużej bawić się w ostrożność, tylko zmniejszyć odległość i rozstrzelać przeciwnika. Tylko jeżeli tamten rzeczywiście był tak poważnie uszkodzony, to dlaczego…
— Skipper! — głos Helen Pacelot był wyraźnie słyszalny w głośnikach. — Przed nim nie ma liniowca!
— Co?! — Holtz odwrócił się ku niej.
— To nie liniowiec, tylko boja, skipper! — Pacelot potrząsnęła głową. — Przez ten manewr mogłam wreszcie dostać pełen odczyt parametrów i to jest na pewno boja EW!
Jurgens spojrzał na komisarza Astona i obaj zrozumieli równocześnie, co zaszło.
— Sprytnie! — szepnął z mimowolnym uznaniem. — Biedne, odważne sukinsyny! Celowo odciągnęli nas od liniowca, wiedząc, że nie zdołają nas powstrzymać, a jesteśmy jedynym okrętem, który miał szansę go złapać!
— Zgadzam się — przyznał Aston. — Pytanie, co teraz robimy?
Jurgens potarł podbródek, myśląc intensywnie, po czym przyznał:
— Nadal możemy złapać liniowiec, ale tylko w jeden sposób. Z danych i obserwacji wynika, że ten krążownik pomocniczy został poważniej uszkodzony przez Kerebina, niż pierwotnie zakładaliśmy. Skoro nie jest w stanie z nami walczyć, najlogiczniejsza jest ucieczka tak pomyślana, by odciągnąć nas od liniowca. Każda minuta pościgu opóźnia rozpoczęcie poszukiwań i zwiększa ich obszar.
Читать дальше