David Weber
Honor na wygnaniu
Admirał Eskadry Zielonej Hamish Alexander, trzynasty earl White Haven, siedział w swym fotelu na pomoście flagowym HMS Queen Caitrin i przyglądał się ekranowi, na którym gwiazda typu 63, czyli słońce systemu Nightingale, stanowiła ledwie biały punkcik, a niewidoczna, bo zbyt odległa, jedyna zamieszkana planeta oznaczona była błękitno-zielonym symbolem. Między nim a Queen Caitrin znajdowały się też inne symbole — czerwone — oznaczające szyk wrogich okrętów i im właśnie admirał poświęcał szczególną uwagę. Sensory pokładowe okrętów Ludowej Marynarki wykryły jego siły wiele godzin temu. a jak dotąd przeciwnik nie próbował niczego niespodziewanego — utworzył ścianę przegradzającą drogę do celu i obrał kurs pozwalający na zbliżenie się w zasięg ognia w sporej odległości od granicy wejścia w nadprzestrzeń. Pozostawił mu więc inicjatywę, co nie na wiele się przydało — obie strony wiedziały, po co zjawiły się w układzie okręty Królewskiej Marynarki, a obrońcy zajmowali pozycję skutecznie uniemożliwiającą osiągnięcie celu. Co gorsza, ich okręty utrzymywały szyk bez dziwnych, niespodziewanych manewrów — typowych w ostatnim czasie — i miały przewagę liczebną w stosunku cztery do trzech. On z kolei dysponował lepszymi okrętami i lepszym uzbrojeniem, ale jedyne, co mu pozostało, to bój spotkaniowy — zmora każdego szanującego się dowódcy. Biorąc jednakże pod uwagę upór, z jakim okręty wroga trzymały się w szyku, nie było co liczyć na walkę manewrową.
Westchnął, sprawdził odległość i spojrzał na ekran łączności, na którym widać było twarz kapitana Goldsteina, dowódcy okrętu.
— Doskonale, kapitanie Goldstein — powiedział. — Może pan otworzyć ogień.
— Aye, aye, milordzie!
Sekundę później pierwsza salwa rakiet opuściła lewoburtowe wyrzutnie okrętu. Natychmiast dołączyły do niej pozostałe jednostki Dwudziestej Pierwszej Eskadry Liniowej i osiem superdreadnaughtów równocześnie odpaliło rakiety z zasobników holowanych za rufami. Dreadnoughty z Ósmej i Siedemnastej Eskadry poszły ich śladem i trzy tysiące dwieście rakiet pomknęło ku oddalonym o pięć i pół miliona kilometrów okrętom wroga.
White Haven przyglądał się temu z coraz bardziej ponurą miną. Początkowa faza bitwy miała wręcz podręcznikowy przebieg, a mimo to coś zdecydowanie go niepokoiło. Jak dotąd nic tego nie uzasadniało, a fakt, iż okrętów wroga pojawiło się więcej niż zwykle, nie był aż tak zaskakujący. Nie było to miłe, ale należało się spodziewać, że po miesiącach rozpaczliwych obron organizowanych na poczekaniu, które nieodmiennie kończyły się klęską, Ludowa Marynarka zdoła coś zorganizować. W końcu Trevor Star był dla Republiki Haven naprawdę ważnym systemem, a ku niemu właśnie zmierzał atak Royal Manticoran Navy. Teraz najwyraźniej miał przed sobą zorganizowaną wcześniej grupę operacyjną i być może właśnie brak nerwowości i zamieszania, typowych dla przeciwnika w ostatnich miesiącach, stanowił powód jego niepokoju. Dlatego właśnie otworzył ogień z tak dużej odległości i zmusił się do ostrożnego, bezczynnego czekania.
Salwa wystrzelona przez okręty Ludowej Marynarki była znacznie słabsza, a to dlatego, że nie używały one holowanych zasobników. Mimo to trzydzieści dwa superdreadnoughty tworzące cztery eskadry liniowe odpaliły tysiąc dwieście rakiet i White Haven zmełł przekleństwo, gdy przekonał się, że przeciwnik skoncentrował ogień na okrętach Dwudziestej Pierwszej Eskadry.
Jego własne okręty wystrzeliły jeszcze dwie pełne salwy burtowe, nim wrogie rakiety znalazły się na tyle blisko, iż odezwała się pokładowa obrona antyrakietowa. Antyrakiety na ekranie miały zieloną barwę i spisywały się doskonale, ale skoncentrowanie ostrzału na ośmiu tylko celach spowodowało, że nadlatujących rakiet było zbyt wiele, by mogła sobie z nimi wszystkimi poradzić obrona przeciwrakietowa Dwudziestej Pierwszej Eskadry. Część rakiet wroga po prostu musiała się przez nią przedrzeć…
Najpierw jednak ich własne rakiety doleciały do celu. Sprzężone działka laserowe zniszczyły wiele rakiet, które przedostały się przez zaporę antyrakiet, ale by nadlatujące pociski stały się całkowicie niegroźne dla okrętu, musiały zostać zniszczone co najmniej dwadzieścia pięć tysięcy kilometrów od jego burty. Co prawda okręty RMN obrały za cele trzy eskadry, nie jedną, ale ilość rakiet była tak duża, że sam rachunek prawdopodobieństwa działał na ich korzyść. Coraz więcej pocisków docierało do celu, a ich impulsowe głowice laserowe detonowały jedna po drugiej, rozsiewając wokół promienie laserowej energii. Część z nich pochłonęły lub odbiły osłony burtowe, ale dziesiątki przedarły się przez tę ostatnią linię obrony i pruły pancerne kadłuby, niosąc śmierć i zniszczenie. Potężne okręty traciły atmosferę i uzbrojenie, ginęli członkowie załóg, węzły napędów przestawały istnieć, a osłony burtowe znikały bądź przestawały być stabilne, ułatwiając zadanie kolejnym promieniom laserowym.
Nim piekło wokół okrętów Ludowej Marynarki zelżało, pierwsza wystrzelona przez nie salwa dotarła do okrętów Royal Manticoran Navy. Ponieważ okręty Ósmej Eskadry znajdowały się zbyt daleko za rufami jednostek Dwudziestej Pierwszej Eskadry, nadlatujące pociski mogły ostrzeliwać jedynie działka laserowe okrętów wchodzących w skład eskadr Dwudziestej Pierwszej i Siedemnastej. A było ich zbyt mało, by mogły poradzić sobie ze wszystkimi — i teraz straty zaczęły ponosić okręty RMN.
White Haven obserwował z rosnącym niepokojem przebieg starcia. Jego dowódcy spisywali się doskonale — według danych wyświetlanych w dolnej części ekranu nieprzyjaciel poniósł poważne straty, choć jak dotąd żaden okręt nie został zniszczony. Co dziwniejsze, żaden też nie wycofał się z walki, choć parę było praktycznie wybebeszonymi wrakami. Jego własny okręt flagowy został tylko lekko uszkodzony, mimo że ekran w pewnym momencie zamigotał, ale wiedział, że to nie potrwa długo — przy boju spotkaniowym i ciągłym ostrzale na coraz krótszy dystans, mimo iż każda następna salwa była mniej liczna od poprzedniej, przez obronę antyrakietową przedostawało się tyle samo rakiet, a wywoływały one coraz większe zniszczenia. Ponieważ przeciwnik utrzymywał kurs i szyk, zanosiło się na bitwę na wyniszczenie — coś, co było koszmarem każdego dowódcy formacji liniowej.
— Pierwszy ma dość, sir! — zameldował jego szef sztabu, widząc jak pierwszy nieprzyjacielski dreadnaught wypada z szyku i obraca się, by ustawić ekranem ku nadlatującym pociskom.
— Widzę, Byron — skwitował White Haven.
W jego głosie nie było śladu radości brzmiącej w głosie kapitana Huntera.
Nie ulegało kwestii, że właśnie zakończył się okres łatwych zwycięstw — Ludowa Marynarka zdołała się zmobilizować i znów stała się groźnym przeciwnikiem. Najlepiej świadczyło o tym to, iż pozostałe okręty nadal utrzymywały szyk i strzelały. Dotąd strata pierwszego doprowadzała zwykle do paniki, a zawsze do zamieszania. Tym razem było inaczej. Co nie wróżyło dobrze na przyszłość. Co prawda przeciwnik nadal popełniał błędy, ale już nie takie jak wcześniej. To starcie było niezwykle zacięte. Okręty wrogiej formacji powinny już odpadać po dwa i po trzy, gdy zdemoralizowani oficerowie mieli okazję przekonać się na własnej skórze o przewadze technicznej Królewskiej Marynarki, a tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Przeciwnik trzymał szyk i nie była to miła świadomość dla kogoś, kto wiedział, jaką przewagą liczebną i tonażową dysponuje nadal Ludowa Marynarka. Tymczasem przeciwnik uparcie nie zmieniał kursu mimo ponoszonych strat, chcąc dotrzeć w zasięg broni energetycznej, bowiem dopiero to było w stanie zniwelować przewagę techniczną rakiet i systemów elektronicznych okrętów Royal Manticoran Navy.
Читать дальше