— Cieszę się, że jesteśmy zgodne. To byłoby chyba wszystko… poza ostatnią prośbą, jeśli można.
— Naturalnie, milady.
— Proszę w takim razie przygotować się do odbioru danych dla Admiralicji. Chciałabym, żeby Pierwszy Lord Przestrzeni dowiedział się, co osiągnęliśmy, zanim…
— Oczywiście, milady. Osobiście je dostarczę, ma pani moje słowo.
— Dzięki — na ekranie taktycznym widać było kutry i pinasy lecące ku Artemis. — W takim razie zaczynam przekaz danych.
Promy liniowca dołączyły do transportowania załogi Wayfarera, kiedy Honor przerwała połączenie.
* * *
Ewakuacja przebiegała błyskawicznie, gdyż czas naglił, a Rafe i Scotty zdołali wymusić absolutne posłuszeństwo w stosowaniu się do listy, którą Cardones ułożył na polecenie Honor.
Wśród ewakuowanych znaleźli się: wszyscy asystenci Johna Kanehamy, gdyż liniowiec potrzebował doświadczonych astronawigatorów, by uciec, Fred Cousins z całym personelem, gdyż Wayfarer nie miał już z kim nawiązywać łączności. Jak również Harold Sukowski, Chris Hurlman i wszyscy oficerowie z Vaubona. Poza tym cały personel hydroponiki, dodatkowi sanitariusze i Marines nie mający przydziałów do stanowisk ogniowych. Logistycy, magazynierzy, kwatermistrzostwo, kucharze, słowem każdy, kto nie był niezbędny do walki lub napraw. I choć wybrańcy z jednej strony czuli ulgę, iż dane im będzie przeżyć, z drugiej strony nękał ich wstyd, że zostawiają towarzyszy broni idących na śmierć.
Nastąpiły jednak drobne zmiany, częściowo przypadkowe, częściowo będące wynikiem zamian między ludźmi. I tak, ponieważ profos Thomas i jego zastępca zginęli w panującym zamieszaniu, nikt z pozostałych nie pomyślał o sprawdzeniu pokładowego aresztu. Dzięki temu Steilman, Stennis, Snowforth, Coulter i Illyushin nadal siedzieli w swoich celach, tyle że w skafandrach wydanych przed rozpoczęciem walki. Areszt umiejscowiony był prawie w samym sercu okrętu, a skafandry więzienne nie miały modułów łączności. Nikt więc nawet nie słyszał ich rozpaczliwych wrzasków.
Scotty Tremaine i Horace Harkness także byli na liście, jako że po oddelegowaniu kutrów kontrola lotu przestała być potrzebna — na pokładzie pozostały jedynie dwie pinasy. Ponieważ żaden z nich nie zamierzał opuszczać okrętu i Honor Harrington, Tremaine wysłał załogę pinasy, która miała zostać.
Ginger Lewis także była na liście i choć nie w pełni doszła do zdrowia, doskonale wiedziała, że Tschu będzie potrzebował wszystkich do uporania się z wrotami ładunkowymi. Dlatego zamieniła się z dwudziestodwuletnim technikiem komputerowym i blada, ale spokojna udała się do kontroli uszkodzeń.
Yoshiro Tatsumi również nie skorzystał z szansy ucieczki, wymieniając się z innym sanitariuszem. Doktor Ryder stanęła po jego stronie, kiedy jej potrzebował; wiedział, że teraz ona będzie potrzebowała jego pomocy.
Inni podejmowali takie decyzje z rozmaitych, najczęściej sobie tylko znanych powodów. U jednych była to duma, u innych odwaga, ale u wszystkich rolę grała także lojalność. Lojalność wobec okrętu, członków załogi, poszczególnych oficerów czy poczucia obowiązku… a przede wszystkim kapitan. Honor Harrington potrzebowała ich — i nie mieli zamiaru jej zawieść.
* * *
Klaus Hauptman siedział skulony, z twarzą ukrytą w dłoniach, w fotelu stojącym w gabinecie. Tym razem nie przepełniał go gniew czy wściekłość, lecz wstyd. Czysty, palący wstyd z gatunku tych, które siedzą w człowieku i potrafią go zniszczyć. Wiedział, że powodem jego wybuchu był paniczny lęk o córkę, ale nie stanowiło to żadnej obrony przed niedowierzaniem, a potem pogardą, które dostrzegł w oczach Stacey — jedynej osoby we wszechświecie, na której opinii mu zależało.
A równie przygnębiająca była pogarda, którą usłyszał w głosie Harrington. Co prawda nie pierwszy raz ją słyszał, ale tym razem wiedział, że na nią zasłużył, i nie był w stanie sobie wmówić, że jest inaczej. A ta prawda wywołała wspomnienia, nad którymi nie potrafił zapanować, i zmuszała go do przyznania się, być może pierwszy raz w dorosłym życiu, że okłamywał sam siebie. Zawsze wydawało mu się, że to słabość, która mu nie grozi — teraz wiedział, że tak nie jest.
Podczas pierwszego spotkania Harrington także miała rację. Słusznie nie dała się złamać groźbami i miała prawo nim pogardzać za użycie szantażu z tak błahego powodu jak urażona duma. Co gorsza, nawet sobie z tego nie zdawał sprawy, bo dla niego w tym momencie najważniejszy i jedyny był jego własny gniew. A to rzeczywiście było godne pogardy.
Siedział tak sam na sam z palącą świadomością, kim naprawdę się stał, i jego majątek, władza czy osiągnięcia nie miały już najmniejszego znaczenia, bowiem nie stanowiły żadnej ochrony.
* * *
Harold Sukowski szedł korytarzem, otaczając ramieniem Chris. Co prawda fizycznie w pełni doszła do siebie w czasie pobytu na Wayfarerze, a psychicznie bardziej niż śmiał mieć nadzieję, że stanie się to kiedykolwiek, ale nadal była wrażliwa i niepewna. Złośliwy humor, który stanowił od zawsze jej broń, zniknął. I dlatego starał się być blisko i osłaniać ją jak mógł przed panującym wokół chaosem.
Margaret Fuchien wysłała stewardów i cały personel kabinowy, by jako przewodnicy jak najszybciej rozładowywali tłok na galeriach i samym pokładzie hangarowym. Od tego zależało, jak szybko będą w stanie cumować następne jednostki, a więc jak szybko przebiegać będzie cała ewakuacja. A czasu nie mieli zbyt wiele.
Dlatego zator przy wylocie korytarza był czymś niedopuszczalnym i nietypowym, gdyż załoga Artemis działała jak dotąd niezwykle sprawnie. Oboje szli zaraz za Shannon Foraker zamykającą grupę oficerów-jeńców z Ludowej Marynarki pilnowanych przez samotnego Marines. Powodem nagłego zatrzymania były pełne nienawiści twarze oczekujących ich przewodników. Sprawił to widok uniformów floty wojennej, która dopiero co zniszczyła osłaniający ich niszczyciel i zabiła trzydziestu członków załogi Artemis, często ich przyjaciół i znajomych. Widząc, na co się zanosi, Sukowski przepchnął się do przodu, stając między Casletem a starszym stewardem, czyli przywódcą grupy.
— Zamknij gębę! — polecił mu lodowatym tonem, nim ten zdążył wydać dźwięk z otwieranych właśnie ust.
Rozkazujący głos i spojrzenie człowieka przyzwyczajonego do posłuchu u kogoś bez ucha i w zwykłym pokładowym kombinezonie tak zaskoczyły starszego stewarda, że zamarł z otwartymi ustami. A Sukowski, korzystając z ciszy, dodał tym samym tonem:
— Jestem kapitan Harold Sukowski.
W oczach starszego stewarda coś błysnęło na dźwięk nazwiska czwartego najważniejszego kapitana jego własnej linii żeglugowej. Zaś Sukowski ciągnął dalej:
— Ci ludzie uratowali życie moje i mojego pierwszego oficera. Odbili nas z łap piratów, którzy w systemie Telemach zajęli Bonaventure. I na każdym wykonali sprawiedliwy wyrok. A swój okręt stracili, próbując uratować inną jednostkę zarejestrowaną w Królestwie Manticore. Będą traktowani z szacunkiem należnym moim gościom. Czy to jasne, proszę starszego stewarda?
— Uh… tak jest, sir. Jak pan sobie życzy, panie kapitanie.
— To dobrze. Teraz zabierajcie nas stąd i przestańcie robić sztuczny tłok.
— Naturalnie, sir. Pan kapitan i… jego goście będą uprzejmi pójść za mną.
Mężczyzna odwrócił się, a Sukowski poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Odwrócił głowę i spojrzał prosto w oczy Casleta. Było w nich zrozumienie… i smutek.
Читать дальше