– Co się stało? – jęknęła.
– Ale przydzwoniłam czachą. – obmacała guz.
Naraz zamarła.
– Dlaczego jestem goła!?
– No bo... – Gosia nie bardzo potrafiła wytłumaczyć.
– Aaaaaa!!!
Pamięć najwyraźniej wróciła w jednej chwili. Wraz z nią przyszło zrozumienie grozy położenia.
– Dobrze, bierz mnie! Gwałć! Wykorzystuj! Tylko nie zagryzaj – załkała rozpaczliwie Marta.
– Przestań się mazgaić. – Gosia podała jej chusteczkę. – Nie będę cię gwałcić.
– Nie?
– A czym niby mam to zrobić? Nie mam przecież ptaszka!
– Nie wiem – ponownie załkała przyjaciółka.
– Uspokój się, kretynko! W ogóle nie mam na ciebie ochoty! Ubieraj się!
– Nie chcesz mnie!? – Marta była już tak skołowana, że sama nie wiedziała, czy ma odetchnąć z ulgą, czy może powinna się obrazić.
Szczęknął zamek w drzwiach. Gosia zamarła. Na szczęście jej serce nie biło, więc nie poczuła jego skurczu. No i nie spociła się. Obejrzała się i odetchnęła z ulgą. To tylko Marek. Jak on to, u diabła, otworzył? A tak, przecież jest ślusarzem...
– Tym razem zamknęłam drzwi – pochwaliła się.
– Ale echo telepatyczne wali na pół dzielnicy, zacznij panować nad emocjami, dziewczyno.
Spojrzał na łóżko i wyszczerzył kły. Marta tylko westchnęła i ponownie zemdlona opadła w pościel.
– Niczego sobie ofiara – pogratulował. – Ale po co ją rozebrałaś do jedzenia!? –
zdumiał się. – I właściwie dlaczego dzisiaj polujesz? Przecież wyssałaś tamtego chłopaka, na kilka tygodni ci starczy!
– Ona nie jest do jedzenia, to moja przyjaciółka.
– To co tu się, u diabła, dzieje? Normalna aby ta twoja psiapsiółka? Może jestem trochę staroświecki, ale w moich czasach dziewczęta nie przyjmowały wizyt gołe...
– Bo ja... Zostałam... Chcę zostać wampirzycą lesbijką, jak na filmie...
Patrzył na nią kompletnie zbaraniały, a potem zaczął się śmiać. Osunął się po framudze, siadł na podłodze, bezskutecznie próbując powstrzymać duszące go spazmy.
– Ty idiotko – wykrztusił wreszcie. – Ty kretynko ciężka... Chodźmy stąd, zanim się ocknie... Co za wstyd...
– No co? – pisnęła obrażona.
– Dorosła jestem! Zrobię, co zechcę. Zaraz ją posiądę! – Nie była pewna, czy to właściwe słowo, ale brzmiało nieźle.
– To moja kochanka i nic ci do tego! – uniosła dumnie głowę.
– A miłość lesbijska jest modna i wykwintna, w sam raz dla istoty tak niezwykłej jak ja! I co w tym niby takiego zabawnego? – obraziła się, bo ślusarz ciągle chichotał
jak wariat.
– Chcę się z nią ciupciać!
Ostatnie zdanie zabrzmiało tak głupio i prostacko, że aż się zawstydziła.
– O, w mordę, jak opowiem hrabiemu, to nie uwierzy chyba – chichotał. – Od stu lat nie było takiego...
– Mam prawo ją uwieść i zniewolić! – syknęła. – Bawić się jak kot myszką, zmuszać do różnych perwersji, a potem, gdy nasycę mroczne żądze, mogę ją nawet wyssać!
Marek opanował się tytanicznym wysiłkiem woli.
– Chodźmy – poprosił. – Nic tu po nas. Mroczne żądze! – przypomniał sobie i znowu zaniósł się śmiechem.
– Ale o co chodzi? – zaskamlała.
– O to, że my, wampiry, w ogóle nie mamy popędu płciowego! Pomóż mi ją ubrać, szybko!
Wyszli z mieszkania. Marek zamknął drzwi wytrychem.
– Może pomyśli, że to był tylko durny sen – westchnął. – Jedna szansa na dwadzieścia! Nie odpowiedziała.
– To niesprawiedliwe – dumała rozżalona.
– No już, tylko bez mazgajstw. – Ślusarz dał jej przyjazną sójkę w bok. – Są przecież w życiu inne przyjemności.
– Nie jemy, nie pijemy alkoholu i nie możemy uprawiać seksu – wybuchła. – Do tego nie można nam zrobić zdjęć, więc o paszportach możemy zapomnieć. To co nam pozostało?
– Zobaczysz. – uśmiechnął się lekko.
– Przez najbliższe trzysta albo czterysta lat z pewnością nie będziesz się nudziła.
Bylebyś tylko z nudów nie oglądała bzdurnych filmów. – znów zaniósł się śmiechem.
Cmentarne drzewa szumiały na wietrze, ale w krypcie było przyjemnie zacisznie.
Gosia mimo przestróg Marka wróciła do rodzinnego grobowca. Fajne miał
mieszkanie, ale jednak co na swoim, to na swoim!
– Nie ma to jak dobrze się wyspać – mruknęła.
Tandetny radziecki budzik postawiony na występie muru wskazywał prawie dziewiątą. I co tu dalej robić z dniem tak mile rozpoczętym?
Wstała, uczesała włosy. Ruszyła w stronę drzwiczek i nagle spostrzegła, że wystaje spod nich coś białego. Koperta? Pochyliła się i podniosła ją.
– No, faktycznie, ktoś do mnie list napisał – ucieszyła się. Rozpruła ją pospiesznie.
Zebranie dziś u mnie o 10:00, odczytała. Obecność obowiązkowa. Marek .
– Zebranie – powtórzyła na głos. – A to ci dopiero... Znowu pewnie będzie ględził
o BHP... Nudziarz. Ale trzeba się pospieszyć.
Dotarła na Pragę spóźniona nie więcej niż kwadrans. Spodziewała się, że na zebraniu u Marka będzie tłum wampirów, ale poza Igorem zastała tylko starszego mężczyznę z sumiastym wąsem i w maciejówce na głowie.
– Moja droga, poznaj, proszę, naszego przyjaciela z partyzantki, Dziadka Weterana. Przyjacielu, to hrabina Małgorzata Bronawska – przedstawił ją.
– Miło mi. – Staruszek ucałował jej dłoń.
Wszyscy zasiedli.
– Panowie... – zaczął ślusarz.
– Pani – ukłonił się w stronę Gosi – zebraliśmy się tutaj, aby...
– Coś kuso z frekwencją – zauważył Igor.
– Profesor nie dotrze, ma inwentaryzację zapasów węgla. Oleg i Marta przysłali usprawiedliwienia. Zwołałem to zebranie – wrócił do tematu Marek – ponieważ musimy omówić jedną szalenie ważną kwestię. Mianowicie nasz drogi hrabia Xawery obchodzi niedługo urodziny. Pomyślałem, że jak co roku przekażemy mu jakiś malutki upominek.
– W zeszłym roku dostał dwie żywe harcereczki – przypomniał Igor.
– Jak to? – wyrwało się Gosi.
Dotychczas nie zauważyła, aby hrabia miał tak wiele wspólnego z Panem Samochodzikiem.
– Do jedzenia – wyjaśnił spawacz. – Zresztą i tak nie wyszło mu na zdrowie.
Jedna zaraz uciekła, a druga miała srebrny łańcuszek na szyi. Nie zauważył i przypalił sobie wargi prawie do kości... Może by sobie poradził, gdyby nie to, że ta pierwsza właśnie wróciła z milicjantami. Fartem nawiał, ale sześć kulek musieliśmy z niego potem wydłubywać.
– No tak... Z żywymi prezentami to już tak bywa... – westchnął Dziadek Weteran.
– Pamiętam, gdy jeszcze nie byłem wampirem... Dostanie człowiek na ten przykład żywą gęś, a nie ma gdzie jej trzymać. Wypuścić szkoda, zjeść na jeden raz trudno...
Czego może potrzebować do szczęścia przedstawiciel klas posiadających?
– Byłych klas posiadających – uzupełnił Igor. – Przemiany dziejowe unicestwiły...
– Wszystkich nie unicestwiły – zgasił go ślusarz. – Macie jakieś pomysły?
– Przydałby mu się pałac – parsknął komunista. – Do tego kareta, szóstka koni, wioska pełna hożych, dobrze odżywionych wieśniaczek...
– Realnie proszę!
– Mieszka w grobowcu – rozważał Dziadek Weteran. – Zatem ma dach nad głową. Mebli ani porcelany nie potrzebuje. No, chyba że chciałby nową trumnę... Ale wiecie co? Ubiera się fatalnie. Ta flanelowa koszula do smokingu... A sam smoking to kompletna tragedia, poprzecierany od przedwojnia... Portki jeszcze niezłe, turecki jeans niełatwo zedrzeć, ale butów dobrych nie ma.
Читать дальше