– To swoją drogą, ale z tą różnicą bardziej chodzi o to, że amerykańskie wampiry błyszczą w słońcu, a nasze nie.
– Błyszczą? – zdziwił się student. – Dlaczego?
– Bo, jak to odkryli nasi dzielni agenci, ich skóra wydziela diamentowy pył. Diamentowy pył zaś to cenny surowiec do produkcji tarczy tnących i past polerskich.
– Czyli gdyby takiego zagranicznego wampira obedrzeć ze skóry, a potem ją wyprawić, uzyska się drobnoziarnisty papier ścierny, i to najwyższej klasy? – zapalił się Radek.
– Obdarcie to ciekawa koncepcja – pochwalił szef – ale urobek, choć znaczny, będzie jednorazowy. Myślę, że lepiej zamiast tego powiesić takiego wampira na haku w piwnicy i na przykład raz na tydzień obijać trzepaczką do dywanów.
Wydobył egzemplarz tego akcesorium gospodarstwa domowego spod biurka i sugestywnie machnął kilka razy w powietrzu, jakby milicyjną pałą okładał niewidzialnego demonstranta.
Widać rutynę, pomyślał Radek. Pewnie był w ZOMO i dopiero jak odsłużył swoje, awansował na ubeka. Tylko ta trzepaczka, wiklinowa, penie kupiona w Cepelii. Trochę obciach, jeszcze sobie tłuczony amerykaniec pomyśli, że u nas dziadostwo i zacofanie...
– A jak zbierać pył? – zapytał na głos.
Major odłożył trzepaczkę, wyciągnął paczkę żeglarzy, umieścił jednego w zębach i zapalił. Kłąb cuchnącego starą szmatą dymu uniósł się wokoło niby mgła nad norweskim fiordem.
– Ano odkurzaczem, trzeba tylko najpierw rozłożyć pod nim plandekę – koncepcja była już najwyraźniej przemyślana w najdrobniejszych szczegółach.
– Skąd weźmiemy odkurzacz?
– Do jasnej cholery! Jesteśmy ubecją. Organizacją, która kontroluje cały niemal czterdziestomilionowy kraj! Jak zechcemy, wystarczy jeden telefon i na tym biurku będą stały trzy odkurzacze, jeden Wałęsy, drugi Moczulskiego, a trzeci Korwina-Mikke.
– To mamy na nich takie haki, że sami przyniosą, czy jak!? – Radkowi z wrażenia opadła szczęka.
– Sami to może niekoniecznie, zwłaszcza że ten adres jest ściśle tajny, ale agenturę mamy wszędzie. Co, nie wierzycie? – Ubek podniósł słuchawkę telefonu. – Poproszę teczkę wyposażenia AGD, dajmy na to... – Zmrużył złośliwie oczy. – Rodziny Bronów.
Radek poczuł kroplę zimnego potu ściekającą wzdłuż kręgosłupa. Teczkę po chwili przyniesiono. Major pożółkłymi od nikotyny palcami rozsznurował ją.
– No, no – mruknął. – To wasz ojciec niby taki praworządny partyjniak, co go telewizja pokaże, gęba pełna frazesów na temat polskiego przemysłu, a tu proszę, wyszło szydło z worka.
Kapitalistycznego sprzętu używa! Telewizor japoński, radiomagnetofon niemiecki...
– To siostry! Właściwie po siostrze – zaplątał się w zawiłościach problemu życia po życiu.
– ...a odkurzacz amerykański elektroluks. Ale nie ma o czym mówić. – Szef machnął
ręką. – Przedwojenny jeszcze, tylko silnik przezwojony dwa razy, to ciągnie...
– Mam przynieść? – wychrypiał Radek.
Wiedział, że jak wyniesie z domu odkurzacz, matka go zabije.
– Nie ma potrzeby. – Major zdusił peta w popielniczce. – Pożyczymy od naszej sprzątaczki.
– To się kalkuluje? – zaniepokoił się student. – To znaczy chciałem zapytać, czy uzyskane ilości pyłu zapewnią opłacalność tych działań? Ile da się z jednego wytrzepać?
– Tego nie wiem – zasępił się major. – Na razie projekt opracowałem czysto teoretycznie.
Liczy się ilość, ale też jakość. Wielkość ziaren, karaty, czystość i tak dalej. Musimy to sprawdzić, że się tak wyrażę, doświadczalnie.
– Załatwi mi pan wizę do USA? – ucieszył się student.
Oczyma duszy już widział siebie, jak spaceruje Unter den Linden, mijając bezdomnych kloszardów śpiących tu i ówdzie...
Nie, zaraz – zreflektował się – Unter den Linden jest przecież w Berlinie, i to Wschodnim...
– Nie gadajcie, Brona, takich głupot, bo mnie wkurzycie! – zanim Radek zdążył sobie przypomnieć nazwy ulic występujących w Nowym Jorku, gniewny głos majora sprowadził go na ziemię.
– Przecież mówił pan, że ubecja może wszystko? – zdumiał się.
– Owszem. Możemy wszystko. Ale tym razem nie ma potrzeby szafować naszymi kontaktami i dojściami. Jeden z tych amerykańskich popaprańców wybiera się do nas. To znaczy nie do nas konkretnie, tylko do naszych wampirów. Ale nie wie jeszcze, że to my, mam na myśli Wydział Z, go tu odpowiednio ugościmy.
– Ugościmy trzepaczkami?!
– Jak trzepaczką nie pójdzie, to mamy jeszcze szczotki druciane – uspokoił go szef. – Oto nasz ptaszek, Adalbertus Coollen. – Rzucił na blat biurka zdjęcie odlepione z wniosku wizowego.
– A w rzeczywistości Wojtek Kulas, Polak z Kongresówki, który wyemigrował do USA w tysiąc dziewięćset trzecim i tam, ulegając obcym wpływom, się zwampirzył.
– A skąd wiemy, że to na pewno on?
– Proszę, porównaj sobie gęby. – Major położył obok drugą fotkę, starą, na grubej tekturce.
Choć wykonano je w odstępie osiemdziesięciu lat, ewidentnie przedstawiały to samo oblicze.
– Rany! Skąd pan to ma? – zdumiał się Radek.
– Jak to skąd? – Major uśmiechnął się kpiąco. – Jesteśmy bezpieką. Wiemy wszystko i mamy kopie wszystkich akt. Carskich, pruskich, cesarsko-królewskich, międzywojennych, hitlerowskich. Sześćdziesiąt milionów teczek. U nas nic nie ginie, chyba że trzeba, ale nawet wtedy nie przepada tak zupełnie bez śladu. Zresztą, jak sami wiecie, czasem się okazuje, że trzeba by to, co zaginęło, jednak w końcu wydobyć. Ergo, jak dobrze poszukać, na każdego coś się znajdzie.
– Na każdego? – zaniepokoił się Radek.
– Tak, na każdego, przecież rozmiecie, że musimy pilnować tak wrogów, jak i przyjaciół, a zwłaszcza współpracowników. – Major puścił tak znaczące oko, że studentowi po plecach spłynęła kolejna kropla potu. – Czasem tylko w materiale są drobne luki, ale dwie wojny się przez kraj przetoczyły, a za cara jeszcze nie mikrofilmowali... Ale wtedy Moskwa sporządzała po prostu odpisy, więc można powiedzieć: donosy nie płoną...
– Wracając do tego Adalberta... – konfident wolał zmienić temat. – Mamy jakieś podstawy, żeby go tak capnąć i już amerykańcom nie oddać?
– Zaufajcie mi. Gdy tylko dotknie nogą naszego terytorium, udupiony będzie na cacy.
– Hmm... Nie rozumiem tylko, jaka ma być moja rola w tym przedsięwzięciu. Mam go trzepać czy jak?
– To swoją drogą. Widzicie, Brona, diamentowy pył jest cenny, ale istnieje ryzyko, że faktycznie nasz gość może wydzielać go w ilościach niehandlowych. Dlatego musiałem opracować wariant B. I tu zaczyna się twoja rola.
– Zamieniam się w słuch.
– Podejrzewam, że nie przybył tu bez powodu, ani też nie jest to podróż sentymentalna.
Chce ubić jakiś interes z naszymi wampirami. Dlatego jak już ocenimy skuteczność trzepania, dowiesz się, czego chce. Może go nawet na trochę puścimy, żeby to sobie zdobył albo żeby wampiry mu to coś przekazały. I oczywiście skonfiskujemy to, gdy będzie opuszczał nasz kraj.
– A jego samego znowu do piwniczki na otrzepywanie?
– Jak wydajność produkcji pyłu będzie odpowiednia, to owszem. A jak będzie marna, to gada osikowym kołkiem i do piachu, dość mamy problemów z własnymi krwiopijcami, żeby jeszcze się z amerykańcem użerać!
– A może lepiej go zresocjalizować i dopiero odesłać za wodę? – Radkowi na myśl o palikowaniu wampira zrobiło się trochę mdło. – Przecież będzie wysysał imperialistów, dla nas to korzystne...
Читать дальше