Анджей Пилипюк - Wampir z MO

Здесь есть возможность читать онлайн «Анджей Пилипюк - Wampir z MO» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2013, ISBN: 2013, Издательство: Fabryka Slów, Жанр: Фэнтези, Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wampir z MO: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wampir z MO»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wszystko, co nasze oddam za kaszę…  Jest plan, ale trzeba naruszyć prywatne zasoby srajtaśmy i podłożyć trupa w milicyjnym mundurze!   Paskudny grudniowy poranek na Pradze. Wzmacniane stalą buciory, tarcze z grubego plastiku, pały, hełmy z przyłbicami. Amerykanie, jak zwykle, winni są obecności stonki ziemniaczanej i doprowadzenia żuczków do śmierci z zimna. Harcerz jako wilkołak? Ależ owszem, czemu nie jemu też należy się?! Do zobaczenia w kostnicy!
Druga powieść z cyklu «Wampiry».
Cykl z Wampirem (tom 2)

Wampir z MO — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wampir z MO», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Przypominam, że nie rozwiązaliśmy jeszcze najważniejszego problemu – odezwała się Gosia. – Co z lokalem?

– Pamiętam park na Powązkach – westchnął z rozmarzeniem hrabia. – Bywało się na rautach u Izabeli Czartoryskiej. Ta to dopiero miała fantazję i rozmach, niech się schowa cały ten frajer Kazimierz Poniatowski ze swoim parkiem romantycznym na Solcu.

– Park na Powązkach? – zdziwiła się Gosia.

– Zespół parkowo-pałacowy, coś jak Łazienki Królewskie, tylko bardziej frymuśny i odpicowany – wyjaśnił ślusarz. – Księżna Czartoryska miała za dużo kasy, a do tego totalnie narąbane w głowie.

– Sam masz narąbane – obraził się hrabia. – Poza tym skąd wiesz? Urodziłeś się w dziewiętnastym wieku, wtedy już śladu po nim nie było! Cholerna insurekcja kościuszkowska...

– Czytuję czasem książki.

– Ty czytałeś, a ja na własne oczy widziałem!

– To może pan opowie – uśmiechnęła się dziewczyna.

– Przy wjeździe do rezydencji stały chatki, takie proste jak dawniej na wsi, kryte strzechą.

Wokoło pasły się kózki. Pilnowały ich dziewczęta sprowadzone specjalnie z Holandii.

Oczywiście chaty tylko od zewnątrz przypominały wiejskie, bo w środku urządzone były jak trzeba. Mozaiki drewniane na podłogach, mebelki z najlepszych pracowni, na ścianach freski i obrazy...

– Ciekawa wizja wsi – mruknął Dziadek Weteran. – Tylko że taka, hłe-hłe, mało rustykalna, powiedziałbym.

– W chatce Izabeli była w jednym miejscu nisza, a w niej ukryta winda do piwnicy. A tam urządzona rozkoszna łazieneczka. Na ścianach porcelanowe kafelki malowane i złocone, a pośrodku kanapa. Przy czym wystarczyło poruszyć oparciem, by odsuwała się na bok, odsłaniając wpuszczoną w podłogę porcelanową wannę pełną ciepłej wody z dodatkiem olejku różanego...

– Zaraz, zaraz – przerwał Marek. – Chcesz powiedzieć, że wlazłeś z damą do łazienki i jak już wypróbowałeś kanapę, to kąpiel brałeś? A wanna była jak kanapa, znaczy się dwuosobowa?

– No wiecie... – Hrabia spuścił oczy.

– Ty stary świntuchu – zachichotał Dziadek. – Ale opowiadaj dalej.

– Z wioski brukowana uliczka prowadziła nad staw i przez mostek na wyspę, gdzie były

pałacyki i inne budynki. Urządzono tam ogródek romantyczny, grządki róż z miśnieńskiej porcelany, z listkami ze złoconego metalu.

– A nie lepiej było normalne zasadzić? – zdumiała się Gosia.

– Normalne mógł mieć każdy, a porcelanowe to było coś ekstraordynaryjnego. Dalej znajdował się park romantyczny, a w nim ruiny łuku triumfalnego. No sztuczne oczywiście, ale bardzo realistyczne. Całkiem jak rzymskie, wzniesione przez dobrych kamieniarzy. A bloki trawertynu przywieziono z Włoch. Do tego na gałęziach drzew siedziały kanarki i papużki.

– Tak sobie siedziały? – zdumiał się Marek. – A nie odlatywały zakosztować swobody?

Skrzydła im kazała podciąć czy jak?

– No jak miały odlecieć, skoro każdy ptak był przytwierdzony za nóżkę srebrnym łańcuszkiem – zirytował się stary wampir. – Wieczorem przychodziła służba, odczepiała i zabierała na noc do ptaszarni, a rano rozwieszała je od nowa, codziennie inaczej, żeby była różnorodność. A po stawie pływały flamingi. To znaczy łabędzie, ale ufarbowane na różowo...

– To jakieś kompletne bezguście – skrzywiła się Gosia.

– Moja droga, w tamtych czasach to Czartoryscy z Potockimi ustalali, co jest gustowne.

– To daje nam jakieś pojęcie o oczekiwaniach gościa – westchnął Marek. – Ale zaoferować możemy co najwyżej skromny ersatz. Bukiet róż, kanarek w klatce, widoczek włoskich ruin na ścianę...

– Jest pałac, który mógłby się nadać – odezwał się nieoczekiwanie Igor. – Gdybyśmy wypożyczyli go sobie dyskretnie na jedną noc.

– Że co? – zdumiał się Marek. – Jak niby to sobie wyobrażasz?

– Jest w Warszawie pałac z osiemnastym wieku z kompletem wyposażenia z epoki, w dodatku niezamieszkały. Stoi zamknięty na cztery spusty. Gdybyśmy się do niego dyskretnie włamali, można by tam ugościć hrabinę, a rankiem wyekspediować w dalszą drogę.

– Ryzykowne jak cholera... Ale ma to ręce i nogi – przyznał hrabia. – Gdzie jest ten pałac?

– W Łazienkach. Nie mam na myśli akurat pałacu Na Wodzie, ale tak zwany Biały Domek. Nie zwiedza się go, stoi zawsze zamknięty. Byłem tam z piętnaście lat temu pospawać balustradkę, to sobie obejrzałem wnętrze przy okazji.

– Kurza twarz! – Ślusarz poderwał się na równe nogi. – Tylko że do Łazienek przylega Belweder, a sami wiecie, jak towarzysz Pierwszy dba o swoje bezpieczeństwo!

– Pod latarnią najciemniej! – odparował spawacz.

– No właśnie. Co z latarniami? – zapytał hrabia. – Jak ją znam, zechce połazić nocą po parku, popatrzeć na taflę wody w świetle księżyca. Wiecie, romantyczna jest jak cholera. To znaczy była dwieście lat temu...

– Latarnie są absolutnie wykluczone! – warknął Marek. – To znaczy dałoby się je oczywiście uruchomić. Ale jak zapalimy choćby jedną, to ochrona towarzysza Pierwszego zauważy z góry, zadzwoni do ochrony parku i po ptokach!

– Ochronę parku musimy zneutralizować! – Dziadek Weteran zatarł ręce.

– A może coś słabszego? – zaproponowała Gosia. – Lampiony? Za ich czasów nie było przecież ani elektryki, ani nawet lamp naftowych.

– Dziecko, a skąd wytrzaśniemy tak niewyobrażalną ilość świeczek!? – westchnął ślusarz.

– Zaiwanimy znicze z cmentarza?

– To jest jakaś myśl – westchnął Marek. – Ale trzeba je będzie jakoś zamaskować...

– Wstawi się do słoików i oklei papierem powycinanym w różne wzorki – zaproponowała dziewczyna. – Miałam coś takiego w podstawówce w ramach praktyk zawodowych.

– A co to za zawód fikuśny? – zdumiał się spawacz.

– Żaden, po prostu mieliśmy dodatkowe dwie godziny pracy-techniki, to ponoć przeżytek z jakichś dawniejszych czasów, ale nikt tego nie zlikwidował. To ja mogę zrobić, tylko trzeba dużych słoików i kilka rulonów szarego papieru. Tak z pięćdziesiąt sztuk starczy?

– Trzeba wpaść do Łazienek i przewąchać, jak wygląda ten Biały Domek. – Ślusarz kartkował przewodnik po Warszawie. – Czy w ogóle jest szansa dostać się do środka... Jedziesz ze mną? – zwrócił się do Gosi.

– Jasne! – Poderwała się radośnie.

Godzinę później byli na miejscu. Leciutko mżyło. Park wyglądał ponuro. Smutne, bezlistne drzewa wyciągały nagie konary ku szaremu niebu. Marek i Gosia weszli przez bramę i ruszyli w dół. Minęli starą pomarańczarnię i niebawem byli na miejscu. Biały Domek był

sześcienną budowlą. Obeszli go wokoło. Okiennice zamknięto na zimę. Dwójka spiskowców rozejrzała się, ale park był zupełnie pusty.

– Ja pierniczę – westchnął Marek, oglądając kłódki. – W niezły sprzęt muzealnicy zainwestowali.

– Będziesz umiał to otworzyć? – zaniepokoiła się Gosia.

– Oczywiście, przecież jestem ślusarzem.

Zdjął z szyi szalik.

– Zamocz w wodzie – polecił, wskazując sadzawkę przed willą.

Gosia podskoczyła na jednej nodze i po chwili wręczyła mu zmoczoną tkaninę. Wykręcił, zawiązał w gruby węzeł, ustawił sobie odpowiednio kłódkę, a potem przywalił raz a dobrze.

Kabłąk odskoczył.

– Czary! – szepnęła.

– Wytrychem toby godzinę dłubał. – Uśmiechnął się.

W drzwiach był jeszcze archaiczny zamek, być może pamiętający czasy schadzek króla Stasia. Marek otworzył go w ciągu dwudziestu sekund. Weszli do sieni. Ślusarz zapalił światło.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wampir z MO»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wampir z MO» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Анджей Пилипюк - 2586 кроків
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Костлявая
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Trucizna
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Homo Bimbrownikus
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wieszać każdy może
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wilcze leże
Анджей Пилипюк
Отзывы о книге «Wampir z MO»

Обсуждение, отзывы о книге «Wampir z MO» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x